[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przepijcie do nich!.Juści, że jej słuchał i robił, co chciała! A Jagusi było dziwnie wesołona duszy i ochotnie.Gospodynią się poczuła i nie byle jaką, paniąprawie, to i rządy same jej jakoś w ręce szły, a z nimi i powaga w niejrosła, i harność pełna mocy a spokojności! Nosiła się po izbach swo-bodnie, doglądała wszystkiego bystro i tak mądrze kierowała, jakbyjuż nie wiada od kiela na swoim gospodarzyła.- Jaka jest, wnet stary rozpozna i jego to rzecz, ale widzi mi się, żegospodyni będzie z niej sielna - szepnęła Ewka do Jagustynki.- Mądra i Kaśka, jak pełna faska! - odparła przekąśliwie.- Będzietak, póki jej stary nie obmierznie, od kiela nie zacznie ganiać za pa-robkami.- Tego nie zrobi, ino że Mateusz jest w odwodzie, nie poniecha jejprzecież.- I.poniecha! Zmusi go do tego ktoś drugi, zmusi.- Boryna?- Hale, Boryna! Jestlktoś mocniejszy od obu.jest.niech no tenczas nadejdzie, a zobaczycie sami uśmiechnęła się chytrze.- Witek,odegnajno psa, bo szczeka i szczeka, aż uszy bolą, i rozpędz tychchłopaczysków, szyby jeszcze powygniatają i ogacenie rozniesą.Witek skoczył z batem, pies umilkł, ale rozległy się piski i tętentuciekającej wrzaskliwie gromady; odegnał ich aż na drogę i powra-cał chyłkiem, bo posypał się za nim grad błota i kamieni.235 Władysław Stanisław Reymont- Witek! Poczekaj no! - wołał Roch, stojący przy węgle od podwórza,w cieniu.- - Wywołaj Jambrożego, powiedz, że pilna sprawa, pocze-kam na ganku.Dopiero w jakiś pacierz nadszedł Jambroży, srodze zły, że mu prze-rwali jadło w najlepszym miejscu, bo przy prosięcinie z grochem.- Kościół się pali czy co?- Nie krzyczcie! Chodzcie do Kuby, bo zdaje mi się, że umiera.- Niech zdycha, a nie przeszkadza ludziom jeść! Byłem na odwiecze-rzy u niego i mówiłem jusze, aby się do szpitala szykował, nogę bymu urznęli i wnet by wyzdrowiał!.- Powiedzieliście mu o tym! Teraz rozumiem, zdaje mi się, że samsobie obciął nogę.- Jezus, Maria! Jak to, sam sobie obciął?- Chodzcie prędzej, zobaczycie.Szedłem spać do obory i ledwiem wlazłna podwórze, Aapa skoczył do mnie, szczekał, skamlał, za kapotę mniezębami darł i ciągał, nie mogłem pojąć, czego chce.a.on wybiegał na-przód, siadał w progu stajni i skowyczał.Podszedłem, patrzę, Kuba leżyprzewieszony przez próg, z głową w stajni! Myślałem zrazu, że chciałwyjść na powietrze i omdlał! Przeniosłem go na wyrko i zapaliłem la-tarkę, żeby wody poszukać, a on cały we krwi, blady jak ściana i z nogikrew bucha.Prędzej, żeby nie puścił ostatniej pary.Weszli do stajni, Jambroży zabrał się ostro do trzezwienia; Kuba le-żał bezwładny, dychał coś niecoś i rzęził przez zwarte zęby, że trzebabyło je nożem podważać by mu nieco wody wlać do gardła.Nogę miał przerąbaną w kolanie, ledwie się trzymała na skórzei obficie krwawiła.Na progu czerwieniły się plamy krwi i leżała okrwawiona siekiera,a taczalnik do naostrzania, któren zawsze stał pod okapem stajni,walał się teraz pod progiem.- Juści, sam sobie obciął.Bał się szpitala, myślał głupi, że sobie po-może, ale twardy chłop, ale zawzięty! Jezus, żeby sobie samemu ob-cinać kulasa! Prosto nie do wiary! Krew go mocno odeszła.236 Chłopi - część 1 - JesieńKuba otworzył naraz oczy i wodził nimi dosyć przytomnie.- Odleciała? Dziobnąłem dwa razy, ale mnie zamroczyło.-szeptał.- Boli cię to?- Nic a nic.Sił się ino wyzbyłenn do cna, ale zdrowszym!Leżał spokojnie i ani krzyknął, gdy mu Jambroży, nogę składał, myłi krępował w zmoczone szmaty.Roch na klęczkach przyświecał latarnią i modlił się tak gorąco, ażmu łzy ciekły po twarzy, a Kuba ino się uśmiechał radośnie, tkliwojakoś i rzewnie, jak to dzieciątko w polu porzucone, które nim po-zna, że bez matki, raduje się do traw, co nad nim szumią, za słoń-cem patrzy, do przelatujących ptaszków rączki wyciąga i po swoje-mu gada ze wszystkim, i cieszy się, tak ci i on czuł się teraz; dobrzemu było, spokojnie i nieboleśnie, a tak na duszy lekko i wesoło, żeza nic sobie miał chorobę, ino się z cicha przechwalał.jako siekierędobrze wyostrzył.nogę ułożył na progu.i dziabnął w samo jab-łko.zabolało, ale noga od jednego razu nie puściła.więc drugi razdziabnął ze wszystkiej mocy.i oto nic go teraz nie boli, pomogłowidać.że niechby tylko miał więcej mocy, to nie gniłby dłużej nawyrku, a na wesele szedł.do tańca się brał.i podjadłby nieco, bojeść mu się chce.- Leż spokojnie i nic się nie ruchaj, jadła dostaniesz rychło, powiem Józi.Roch go pogłaskał po twarzy i wyszli z Jambrożym na podwórze.- Do rana wykipi, uśnie cicho jak ptaszek, bo krew go całkiem odeszła.- Księdza mu trzeba przywiezć, póki przytomny!- Kiej ksiądz pojechał na wieczór do Woli, do dziedziców.- Pójdę po niego, zwlekać nie można!- Do Woli jest mila, po nocy i przez las nie traficie.Stoją tu gotowekonie ludzi, co mają po wieczerzy odjeżdżać, bierzcie je i jedzcie.Wyprowadzili konie na drogę i Roch siadł.- A nie zapominajcie o Kubie, trzeba go przypilnować! - zawołałruszając.237 Władysław Stanisław Reymont- Nie ostawię go samego, nie zapomnę.Wnet jednak zapomniał; tyle baczył, że Józi powiedział o jadle,a sam wrócił za stół, do butelki mocno się przypiął i tak ser-decznie, że rychło o Bożym świecie nie wiedział Józka zaś, że topoczciwe było dziewczątko, co tylko mogła, nazbierała na miseczkę,wódki w półkwarcie nalała sporo i zaniesła ochotnie.- Kuba, przejedzcie zdziebko, użyjcie i wy wesela!- Bóg ci zapłać! Kiełbasa widzi mi się czujna, wieje od niej.- Dyćumyślnie przypróżałam, byście posmakowali.- Wraziła mu miskę wręce, bo ciemno było w stajni.- Wypijcie przódzi wódkę.Wszystko wypił do dna.- Posiedz zdziebko, tak mi się samemu ckni.Począł glamać, pogryzać, żuć, ale nie mógł nic przełknąć.- Weselą się, co?- Takie wesele, tyla narodu, żem w życiu nie widziała większego.- Borynowe przeciech, to nie dziwota! - szepnął z dum - Juści, a ociecsię tak weselą i cięgiem za Jaguusia chodzą, cięgiem.- Jakże.urodna, piękna na gębie, kieby jaka pani dworska!- Wiecie, a Szymek Dominikowej to się ma do Nastki Gołębianki.- Stara nie pozwoli, u Nastki z dziesięć gęb siedzi na trzechmorgach.- Toteż ich rozgania, gdzie dopadnie, i srodze pilnuje.- Wójt jest?- Zabawia drugich i najbardziej pyskuje, a Jambroży także.- Jeszcze by nie, kiej na takim weselu są, u takiego gospodarza! Niewiesz, co u Antków? - zapytał cicho.- Jakże, skoczyłam do nich na zmroku, dzieciom poniesłam mięsa,placków, to chleba.Z chałupy me wypędził i ciepnął za mną, comprzyniesła.Zawziął się silnie i taki zły, taki zły.a bieda u nich wchałupie i ten płacz.Hanka ino się kłóci z siostrą, że się już pono ido kudłów brały.Nie odrzekł na to, nos ostro wycierał, a prędzej dychał jakoś.238 Chłopi - część 1 - Jesień- Józia - rzekł po chwili - klacz postękuje jakoś i pokłada się już odwieczora, pewnie jest na ozrebieniu.trza by przypilnować.Picie ja-kie narządzić.Jak to se stęka! Biedota kochana, a ja nic nie potrafiępomóc.okrutniem słaby [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl