[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znowu spojrzał na zegarek.Za godzinę był umówiony z prezesem banku, lecz niemiał ochoty iść na to spotkanie.Pragnął jedynie zobaczyć się z Ivy, wziąć ją w ramiona,zapomnieć, \e był świadkiem śmierci innego człowieka, i cieszyć się, \e nadal przebywawśród \ywych.A potem znowu pomyślał o prezesie banku oraz o jego niezamę\nej córce, którą miał dziśpoznać.I przypomniał sobie, co nale\y do jego podstawowych obowiązków  znalezienie\ony, dzięki której będzie mógł zało\yć rodzinę.Ivy się bała.Wiedziała, \e straci Franka.Była to tylko kwestia czasu.Stojąc przed lustrem i po raz ostatni poprawiając przed wyjściem kapelusz, ponownieuświadomiła sobie, \e większość kobiet w jej wieku cieszy się ju\ wnukami.A jaki był jejdorobek \yciowy? Pokój zapełniony obrazami, których nikt nie chciał kupić.W wieku czterdziestu sześciu lat nie miała mę\a, dzieci ani rodziny.Ilekroć przechadzałasię ulicami Melbourne, była szczególnie wyczulona na widok czających się w ciemnychbramach kobiet bez środków do \ycia.Nie chciane, często porzucone nie z własnej winy,\yjące bez celu i niepotrzebne społeczeństwu, \ebrały, sprzedawały skradzione owoce ioferowały swoje ciała w zamian za strawę.A Ivy, choć od siedmiu lat \yła z Frankiem, niemiała na palcu obrączki ani nie wiązała jej z nim \adna ślubna umowa.Spodziewała się, \eFrank obudzi się pewnego dnia i uzna, i\ nadeszła pora, aby zało\yć rodzinę.Byłczłowiekiem zamo\nym, mógł wziąć za \onę młodą dziewczynę z powszechnie szanowanejrodziny.Ivy doszła do wniosku, \e musi pomyśleć o własnej przyszłości i ją zaplanować.Problemnie był jednak łatwy do rozwiązania. Zastanawiała się, jak kobieta nie posiadająca \adnego dochodu i nie będąca z mę\czyzną,który by ją utrzymał, zdoła przetrwać w okrutnym mieście, gdzie szykownie ubrane damy id\entelmeni obojętnie mijali na ulicach obszarpane, \ebrzące dzieciaki.Czy zdana tylko nasiebie, bez zawodu i bez wykształcenia, będzie mogła zapewnić sobie bezpieczną starość?Kiedy kilka miesięcy temu wątpliwości te nasunęły się jej po raz pierwszy, postanowiłaspenetrować Melbourne, by ocenić własne szanse.Obserwacje przygnębiły ją i napełniłytrwogą.W całym mieście nie znalazła się ani jedna osoba, która chciałaby ją zatrudnić.W pubach szukano młodych barmanek.W szanowanych domach rozglądano się zaguwernantkami i niańkami, które miały nienaganną opinię.Ivy nie była dobrą kucharką aninie posiadała wymaganych referencji.Wszystkie inne zajęcia były zastrze\one dla mę\czyzn.Ilekroć upadała na duchu, przypominała sobie o Franku i myślała:  On nie pozwoli, \ebymnie spotkał zły los.Lecz gdy nocą le\ała w łó\ku i nie mogąc zasnąć, wsłuchiwała się wzamierające odgłosy miasta, dobiegały ją niespokojne uderzenia własnego serca i ponowniepoddawała się uczuciu paniki:  Nie mogę na niego liczyć.On mnie opuści.Pewnego dniabędzie musiał to zrobić.Ivy Dearborn miała jednak jeden dar: potrafiła malować.Jak daleko sięgała myślami wstecz, zawsze marzyła o tym, \eby zostać artystką.Nawet wdzieciństwie, gdy jej rodzina jeszcze mieszkała w Anglii i walczyła o przetrwanie z górniczejpensji ojca, Ivy w ka\dej wolnej chwili robiła szkice.Przypłynęła razem z matką orazpięciorgiem rodzeństwa na pokładzie statku \eglującego do australijskich kolonii, gdy\pozwoliła się zwieść kwiecistym wywodom ojca na temat wspaniałych perspektyw, jakierzekomo czekały na nowym kontynencie.Daniel Dearborn zamierzał zatrudnić się w kopalnizłota i zapewniał, \e staną się bogaci.W małej Ivy obudziły się wtedy nowe ambicje imrzonki: chciała pójść do szkoły artystycznej i zostać słynną malarką.Marzenia DanielaDearborna nie spełniły się jednak.Zmarł, podobnie jak dwaj jego synowie, na tyfus wBallarat, jedna z jego córek rok pózniej nie prze\yła porodu, a druga uciekła do Tasmanii izaginął po niej wszelki ślad.Ivy została tylko z matką i najmłodszym bratem.Przenieśli się do Melbourne, gdy\ nie mieli szans na przetrwanie w australijskiej głuszy.Pani Dearborn zajmowała się szyciem w małym mieszkaniu na tyłach Collins Street.Umarła,nie do\ywszy pięćdziesiątki.A brat, przepełniony goryczą i pozbawiony złudzeń, po\eglowałdo Nowej Zelandii, zostawiając siostrę samą.Ivy raz jeszcze podjęła próbę zrealizowania swoich marzeń, przyjmując ka\dą trafiającąsię posadę.Pracowała jako słu\ąca do wszystkiego.Jednak zapłata z trudem wystarczała jejna przetrwanie, a godziny słu\by były tak długie, \e nigdy nie miała wolnej chwili, aby wziąćdo ręki ołówek.Nic więc dziwnego, \e gdy wpadła w oko przystojnemu poszukiwaczowizłota, uwierzyła w jego ambitne plany i zapewnienia o szczerym uczuciu.Uciekł, gdy zaszła w cią\ę.Pewnego ranka po przebudzeniu się stwierdziła, \e zostałasama z dzieckiem.Miała szczęście, \e spotkała dwoje uczciwych ludzi  bezdzietnemał\eństwo, które pragnęło stworzyć dom dla jej dziecka.W ten sposób Ivy była wolna iznowu mogła zacząć rozglądać się za pracą.Po kilku latach podejmowania wielu nie przynoszących satysfakcji zajęć, gdy warunkiem stałego zatrudnienia były często specjalnewzględy, jakie musiała okazywać szefowi, lvy opuściła miasto i udała się na prowincję, gdziejej nikt nie znał.Niejaki Finnegan dał jej pracę w swoim pubie, a wkrótce potem zwrócił nanią uwagę Frank Downs.Wtedy o\yły jej dawne marzenia.Od kiedy zaczęła się widywać z Frankiem, stwierdziła,\e ma czas i pieniądze, \eby zrealizować swoje pragnienia.To on płacił za jej mieszkanie,które składało się z kuchni, salonu, sypialni i przerobionej na studio jadalni, gdzie słonecznepromienie przepięknie oświetlały sztalugi, farby oraz stosy płócien.Wolna od jakichkolwiekobowiązków z wyjątkiem zadowalania Franka, bez reszty oddała się malowaniu.Wraz zupływem lat odkryła, \e ma talent, i wypracowała własny styl.Ale stwierdziła coś jeszcze \e nikt nie jest zainteresowany kupnem obrazów kobiety.Stąd wziął się dylemat, który rozwa\ała w ten pochmurny sierpniowy dzień, idączatłoczonymi ulicami Melbourne.Nie mogła znalezć zajęcia zapewniającego jej środki nautrzymanie.Nie miała du\ych oszczędności.Zastanawiała się, czy będzie nadal wykonywaćrysunki dla  Timesa , gdy Frank ją opuści, i uznała, \e taka ewentualność w ogóle niewchodzi w rachubę.Pora popołudniowej herbaty zastała ją przed jednym z fotograficznych salonów, którewyrastały na obszarze całego Melbourne jak grzyby po deszczu.Dzięki nowym technologiompanował boom w przemyśle fotograficznym.Kiedyś ludzie godzinami musieli pozowaćwynajętym malarzom, którzy przychodzili do ich domów, a teraz fotografowie z aparatami nastatywach produkowali podobizny w znacznie krótszym czasie i za mniejsze pieniądze.Większość artystów nienawidziła nowej dziedziny sztuki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl