[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Janick niewiele mi pomógł w przeciągu ostatnich godzin, raczej zajmował sięwłasnymi sprawami.Pobyt w podziemiach wyraznie mu służył, z jego zachowania wynikało,że postrzega wnętrze inaczej niż ja, starał się to jednak ukrywać.To było logiczne,znajdowaliśmy się w twierdzy mocarnego niegdyś klanu czarodziejów, magii w różnychformach pozostało tu na pewno sporo.Janickowi wydawało się, że przygotowuje pułapkę, ale ja go przez cały czasobserwowałem.Był podobny do człowieka, który od urodzenia nie miał smaku i węchu, alenagle pozyskał obydwa brakujące zmysły.Kręcił się po okolicy, obmacywał-obwąchiwałświat, a nawet w sytuacji, gdy groziło nam śmiertelne niebezpieczeństwo, wydawał sięzrównoważony w sposób budzący podziw.A jeśli od czasu odejścia z wioski jego pewnośćsiebie stopniowo rosła, to teraz wręcz wybujała.Wiedziałem, że prędzej czy pózniej będęmusiał coś z tym zrobić i uświadomić mu, że wystąpienie przeciwko mnie nie będzie dlaniego korzystne.Nie byłem jego przeciwnikiem, a z obecnej sytuacji obaj mogliśmy sięwyplątać.Tylko nie wolno mu popełnić błędu.Rytm bębnienia nie zmienił się, tymczasem spuścili nam do wnętrza lampę z osłoną ugóry, przez co przestrzeń nad nią pozostawała w ciemności. Trzeba uważać ostrzegłem Janicka w momencie, gdy tuż koło jego głowy złamałysię o ścianę dwie strzały.Przygotowane przedtem kryjówki ze starych szaf i skrzyń bardzo nam się terazprzydały.Bez nich musielibyśmy ukrywać się nieco dalej, poza zasięgiem światła lampy. Będą się starali uprzykrzyć nam życie nadmieniłem, żeby go uspokoić, chociażwcale tego nie potrzebował. Na górze jest ich wielu.Wierzy pan w to, że się z nimi upora? zapytał.Upora.Sam się od sytuacji dystansował.Ciekawe. Zobaczymy.Czarodzieje Maaterenditu znani byli z dobrej techniki obronnej,nieczęsto udawało się zdobyć ich twierdzę.Albo obrońcy poddawali się, albo napastnicymusieli zrównać z ziemią ich stanowiska siłami pozostającymi poza naszą zdolnościąpojmowania wyjaśniłem.Ktoś na górze usłyszał mnie i wystrzelił w kierunku głosu.Strzała wbiła się w płytęstanowiącą prowizoryczną osłonę postawioną między dwiema szafami.Przeszła na wylot,namacałem stalowy grot.Bez haków utrudniających wyciąganie, prosty kształt przeznaczonydo przebijania zbroi.Janick pochylił się, żeby lepiej widzieć, i naraz pobladł.Przemoc fizyczna, zwłaszczaskierowana przeciwko niemu, zle na niego działała.Opanował się jednak dość szybko, jakbywzniósł mnóstwo barier między sobą a grotem sterczącym z płyty. Pan się naprawdę nie boi? zapytał.Starał się mnie przeniknąć, tak jak ja jego.Może nie doceniałem go z początku?Pytanie zastanowiło mnie, długo myślałem nad odpowiedzią.Sam się zdumiewałem, jak mało strachu odczuwam przed tymi dziesiątkami ludzi nadnami.Wiedziałem, że nasze szanse na przeżycie nie są zbyt wysokie, ale mimo topozostawałem spokojny.Jak zawsze, a może nawet bardziej.Czy to znaczyło, że właśnie tuzginę? Nie wiedziałem.Czy podjąłbym na nowo całe to ryzyko? Tylko ciekawośćspowodowała, że zostałem w Krachtiburgu.Uczciwa odpowiedz, której sam sobie udzieliłem,zaskoczyła mnie.Podjąłbym.Dowiedziałem się więcej niż przez wszystkie poprzednie lata,stwierdziłem, że dziedzictwo magii nie zostało wytrzebione, ale oczekuje na odkrywcę płytkopod powierzchnią, a ten, który znajdzie właściwe miejsce i odgarnie cienką warstwę piaskuutworzoną przez ziarna czasu, odzyska je.To stwierdzenie było fascynujące.A co więcej, wwewnętrznej kieszeni koszuli ukryłem wyświechtaną książkę, właściwie nawet nie książkę,lecz notes pradawnego czarodzieja, który wszystkich innych przerósł siłą i rozumem.A ja, oile przeżyję, będę mógł zaznajomić się z przemyśleniami czarodzieja nad czarodziejami.Będęmógł swym niepowołanym umysłem próbować pojąć, jak funkcjonuje magia.Tak, wziąłbymw tym udział jeszcze raz.Niewiele miałem do stracenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Janick niewiele mi pomógł w przeciągu ostatnich godzin, raczej zajmował sięwłasnymi sprawami.Pobyt w podziemiach wyraznie mu służył, z jego zachowania wynikało,że postrzega wnętrze inaczej niż ja, starał się to jednak ukrywać.To było logiczne,znajdowaliśmy się w twierdzy mocarnego niegdyś klanu czarodziejów, magii w różnychformach pozostało tu na pewno sporo.Janickowi wydawało się, że przygotowuje pułapkę, ale ja go przez cały czasobserwowałem.Był podobny do człowieka, który od urodzenia nie miał smaku i węchu, alenagle pozyskał obydwa brakujące zmysły.Kręcił się po okolicy, obmacywał-obwąchiwałświat, a nawet w sytuacji, gdy groziło nam śmiertelne niebezpieczeństwo, wydawał sięzrównoważony w sposób budzący podziw.A jeśli od czasu odejścia z wioski jego pewnośćsiebie stopniowo rosła, to teraz wręcz wybujała.Wiedziałem, że prędzej czy pózniej będęmusiał coś z tym zrobić i uświadomić mu, że wystąpienie przeciwko mnie nie będzie dlaniego korzystne.Nie byłem jego przeciwnikiem, a z obecnej sytuacji obaj mogliśmy sięwyplątać.Tylko nie wolno mu popełnić błędu.Rytm bębnienia nie zmienił się, tymczasem spuścili nam do wnętrza lampę z osłoną ugóry, przez co przestrzeń nad nią pozostawała w ciemności. Trzeba uważać ostrzegłem Janicka w momencie, gdy tuż koło jego głowy złamałysię o ścianę dwie strzały.Przygotowane przedtem kryjówki ze starych szaf i skrzyń bardzo nam się terazprzydały.Bez nich musielibyśmy ukrywać się nieco dalej, poza zasięgiem światła lampy. Będą się starali uprzykrzyć nam życie nadmieniłem, żeby go uspokoić, chociażwcale tego nie potrzebował. Na górze jest ich wielu.Wierzy pan w to, że się z nimi upora? zapytał.Upora.Sam się od sytuacji dystansował.Ciekawe. Zobaczymy.Czarodzieje Maaterenditu znani byli z dobrej techniki obronnej,nieczęsto udawało się zdobyć ich twierdzę.Albo obrońcy poddawali się, albo napastnicymusieli zrównać z ziemią ich stanowiska siłami pozostającymi poza naszą zdolnościąpojmowania wyjaśniłem.Ktoś na górze usłyszał mnie i wystrzelił w kierunku głosu.Strzała wbiła się w płytęstanowiącą prowizoryczną osłonę postawioną między dwiema szafami.Przeszła na wylot,namacałem stalowy grot.Bez haków utrudniających wyciąganie, prosty kształt przeznaczonydo przebijania zbroi.Janick pochylił się, żeby lepiej widzieć, i naraz pobladł.Przemoc fizyczna, zwłaszczaskierowana przeciwko niemu, zle na niego działała.Opanował się jednak dość szybko, jakbywzniósł mnóstwo barier między sobą a grotem sterczącym z płyty. Pan się naprawdę nie boi? zapytał.Starał się mnie przeniknąć, tak jak ja jego.Może nie doceniałem go z początku?Pytanie zastanowiło mnie, długo myślałem nad odpowiedzią.Sam się zdumiewałem, jak mało strachu odczuwam przed tymi dziesiątkami ludzi nadnami.Wiedziałem, że nasze szanse na przeżycie nie są zbyt wysokie, ale mimo topozostawałem spokojny.Jak zawsze, a może nawet bardziej.Czy to znaczyło, że właśnie tuzginę? Nie wiedziałem.Czy podjąłbym na nowo całe to ryzyko? Tylko ciekawośćspowodowała, że zostałem w Krachtiburgu.Uczciwa odpowiedz, której sam sobie udzieliłem,zaskoczyła mnie.Podjąłbym.Dowiedziałem się więcej niż przez wszystkie poprzednie lata,stwierdziłem, że dziedzictwo magii nie zostało wytrzebione, ale oczekuje na odkrywcę płytkopod powierzchnią, a ten, który znajdzie właściwe miejsce i odgarnie cienką warstwę piaskuutworzoną przez ziarna czasu, odzyska je.To stwierdzenie było fascynujące.A co więcej, wwewnętrznej kieszeni koszuli ukryłem wyświechtaną książkę, właściwie nawet nie książkę,lecz notes pradawnego czarodzieja, który wszystkich innych przerósł siłą i rozumem.A ja, oile przeżyję, będę mógł zaznajomić się z przemyśleniami czarodzieja nad czarodziejami.Będęmógł swym niepowołanym umysłem próbować pojąć, jak funkcjonuje magia.Tak, wziąłbymw tym udział jeszcze raz.Niewiele miałem do stracenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]