[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Verity poczuła na plecach niemiły dreszcz.Uświadomiła sobie,że oczekiwała czego innego.St.Aubyn miało być harmonijnym, peł-32R S nym dostojeństwa domostwem, a nie miejscem, na widok któregoczłowieka przechodzą ciarki.Czwórka karych koni zatrzymała się wreszcie przed gankiem,oświetlonym mosiężnymi latarniami, które zwisały z solidnychkrokwi, znajdujących się po obu stronach masywnych wrót zdębowego drewna.Zdjąwszy kufer z dachu, Howel zszedł z kozła,otworzył przed Verity zdobione herbem drzwiczki powozu, i opuściłschodki.Ganek dawał słabą osłonę, więc gdy wysiadała, wiatr szarpałjej odzieniem i bił ją grubymi kroplami deszczu po policzkach.Howelprzez chwilę przytrzymał jej dłoń w mocnym uścisku i zawołał doniej, starając się przekrzyczeć gniew żywiołów:- Chcę przeprosić, panienko, że pozwoliłem zatrzymać nas temuzbójcy.On miał rację, powinienem był lepiej strzec panienki.Cieszęsię, że niczego nie ukradł i zadowolił się pasmem włosów, chociażwiem, że panienka i tak musiała bardzo to przeżyć.Mam nadzieję, żenie zostanę oceniony zbyt surowo, i panienka zechce mi wybaczyćmoją słabość.- Naturalnie, Howel - odrzekła Verity, która nigdy nie umiaładługo żywić do nikogo urazy, a w dodatku chciała jak najszybciejschronić się, przed deszczem.- Prawdę mówiąc, bardzo niewielemogłeś w tej sytuacji zrobić.Rabuś był uzbrojony po zęby iniewątpliwie sprawnie posługiwał się bronią.Wszystko mogło sięwięc skończyć dużo gorzej.Na szczęście nic się w gruncie rzeczy niestało, bo ucierpiała tylko moja duma i fryzura, z czego to pierwszemogę przeboleć, a włosy odrosną.33R S - Dziękuję panience, bardzo jestem wdzięczny.Stangret puścił jej rękę, z szacunkiem dotknął czapki i odwróciłsię do masywnych drzwi dworu, aby zastukać do nich mosiężnąkołatką w kształcie lwiej głowy.Wkrótce potem zostały one szeroko otwarte i oczom przybyłychukazało się dwóch lokajów w liberiach oraz młoda służąca,trzymająca wysoko lichtarz, żeby oświetlić sień.- Proszę wejść, panienko - odezwała się.- Czekamy od dawna.Bardzo zaczęliśmy się martwić, kiedy przyszła burza, baliśmy się, czypanienka nie utknie gdzieś w drodze.Naturalnie Howel zna się narzeczy, więc chyba nie było tak naprawdę powodu do zmartwienia.Widać, że panienka jest cała i zdrowa, chociaż pogoda dziś wieczoremnie dopisuje, od takiego zimna i deszczu można przemarznąć na kość.Zapraszam do ognia, będzie mogła panienka się rozgrzać.Służąca, która - czego Verity wkrótce się dowiedziała - miała naimię Bessie, przeprowadziła ją przez sień i długi korytarz do przytul-nego saloniku, gdzie w kamiennym kominku płonął ogień.Nie była towytworna, ze smakiem urządzona komnata, lecz raczej pomieszczenieutrzymane w bardzo ciepłym, radosnym klimacie, zastawione starymimeblami: kanapami, krzesłami, podnóżkami i stolikami, wybranyminiewątpliwie dla wygody, a nie po to, aby na kimkolwiek zrobićwrażenie.Verity była bardzo zaskoczona, nie tego bowiem spodziewała sięw domu hrabiego St.Aubyn, który wyobrażała sobie jako miejsceurządzone bardzo kosztownie i olśniewające wspaniałością osoby34R S nieprzyzwyczajone do wyrafinowania.Była przygotowana na to, żewnętrze St.Aubyn wzbudzi w niej nabożny zachwyt, a może nawetlęk, zamiast tego spotkało ją ciepłe powitanie.Gdy przekroczyła próg saloniku, spokojnie siedząca przedkominkiem na krześle z wysokim oparciem, z kotem u boku, chudastarsza kobieta w okularach, schludnie ubrana w prostą suknię zczarnego jedwabiu i śnieżnobiały wdowi czepek, idealnie pasujący dorównie nieskazitelnego i wykrochmalonego fartuszka, zerknęła na niąi przesłała jej miły uśmiech, a potem, odłożywszy na stolik haft,energicznie wstała, by podejść do niej Z wyciągniętą ręką.- Z pewnością mam przed sobą pannę Collier, która w końcudotarła do St.Aubyn.Jak się miewasz, moja droga? Jestem paniWickersham, gospodyni pana hrabiego.- Miło mi panią poznać - odparła Verity, ściskając wyciągniętądłoń i odwzajemniając uśmiech [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl