[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gładząc delikatnie tę napiętą głowę, Cordelia narazcoś zrozumiała: To Morgan, w ten sposób pomagałam kiedyś Morganowi.- Ma pani - odezwała się po dłuższej chwili, obmacując ciemię kobiety z obuboków - silnie rozwiniętą cechę SUMIENNOZCI.RLTPłynęły dzwięki Schuberta.Cordelia raz po raz uspokajająco gładziła głowępani Neville.- Co to jest? - Zdawało się, że głos dobiega z bardzo daleka.- To.uczciwość.Poczucie sprawiedliwości.I.- Urwała, przypomniała sobiepannę Neville mówiącą, że ojciec wiele przebywa za granicą".- Być może.być może częściej, niżby pani pragnęła, przebywa pani w samotności.Często teżmusi pani samotnie podejmować decyzje, lecz czyni to z silnego poczucia obo-wiązku.Po twarzy pani Neville, bardzo cicho, popłynęły łzy.Nic nie odpowiedziała.Cordelia milczała także.Gdy jednak po pewnym czasie spostrzegła, że kobietaodzyskała panowanie nad sobą, delikatnie znowu spięła jej włosy.Na koniecusiadła naprzeciw niej.- SUMIENNOZ to bardzo ważna cecha - powiedziała tylko.Zapanowałodługie milczenie, a potem pani Neville sięgnęła pokapelusz.- Dziękuję - powiedziała.I po kolejnej przedłużającej się chwili ciszy dodała: -Zgodzę się, żeby moja córka poślubiła pana Boun-ty'ego.Zjawiło się starsze małżeństwo, toczące spory o to się, kto powinien się zaj-mować finansami.Cordelia spostrzegła, że nieco nadęty mąż uważa to za swojenaturalne prawo, wesoła zaś, energiczna żona wie (magnetyzerka szybko pojęła,że to wielce prawdopodobne), iż zna się na tym lepiej.Po obmacaniu ich głów ilicznych uwagach na temat KOCHLIWOZCI orzekła, że w rzeczy samej kobietama większą wyniosłość, związaną z obracaniem pieniędzmi.- To KALKULACJA - wyjaśniła - lecz ponieważ STANOWCZOZ mężczy-zny jest niezwykle wydatna, czy nie byłoby dobrym pomysłem, by żona poka-zywała mężowi swoje obliczenia, gdy ich już dokona, tak aby mógł się wykazaćstanowczością?Odeszli uśmiechnięci, z wielką radością zapłaciwszy pół gwinei w drodze dowyjścia.Cordelia zauważyła wszakże, że z zasady jeśli klienci przybywali ra-zem, pragnęli jedynie zaświadczyć wśród wypolerowanych gwiazd, zwierciadeł,płonących świec i powiewnych barwnych szali, że są szczęśliwi, i chętnie płaciliza potwierdzenie tego faktu.Coraz więcej młodych dam zjawiało się bez narzeczonych i Cordelia przyłapa-ła się na tym, że coraz częściej opowiada o nocy poślubnej, obmacując ich gło-RLTwy.Na tabliczce na drzwiach wciąż widniał napis FRENO-MAGNETYZERKA,lecz starała się zapomnieć o mesmeryzmie: niewątpliwie była oszustką, ale po-magała ludziom w inny sposób, zatem uczciwie (tak sobie powtarzała) brała odnich pieniądze.Aż kiedyś, pewnego póznego popołudnia, zjawił się stary cudzoziemski dżen-telmen.Nie był umówiony; oznajmił, że z chęcią zaczeka, aż pozostałe wizytydobiegną końca.Ubranie miał wytarte, lecz bez jednej plamki; wyprostowanapostać i gęste białe włosy nadawały mu aurę wielkiego dostojeństwa.Kiedy Ril-lie wprowadziła go wreszcie do głównego pokoju, oczy mu zabłysły, gdy po-wiódł wokoło wzrokiem i zauważył gwiazdy.Rillie wyszła.- Proszę spocząć - zaprosiła Cordelia ze swojego fotela w cieniu, wskazującmu sofę.- Jestem pani du Pont.- Ach tak - odparł dżentelmen.Milczał chwilę, patrząc w jej kierunku.- Intere-sują mnie pani zdolności mesmerystyczne - wyjaśnił na koniec.Serce Cordelii zabiło nierówno.Czy inspektorzy odwiedzają magnetyzerów, byich sprawdzić? Cieszyła się, że skrywają cień.RLT- Pragnie się pan ożenić? - spytała.Odpowiedz zabrzmiała dość dziwnie.- Pragnąłem się ożenić dawno temu - powiedział.Mówił bezbłędną angielsz-czyzną, lecz z silnym francuskim akcentem.- Rozumiem.- W jej głosie brzmiało zmieszanie, niepokój.Nie przypominamoich innych klientów.Siedzieli w pełnej skrępowania ciszy.Rillie w sąsiednim pokoju zaczęła graćna flecie.- Ach - mruknął.Słuchał, a po chwili wydawało się, że się uśmiechnął.- Jak mogę.czym mogę panu służyć? - zapytała w końcu Cor-delia.- Czy była pani może kiedyś znana jako panna Preston? - odpowiedział pyta-niem.Nie wiedziała, czy nie ma przypadkiem do czynienia z jakimś kon-stablem lubbailiffem.Albo może kimś ze swojej teatralnej przeszłości.Serce waliło jej nie-przyjemnie.- Tak - przyznała bardzo cicho.Stary mężczyznaskinął głową.- Tak sądziłem.Znałem kiedyś pani ciotkę Hester.Prawdę mówiąc.to jąchciałem poślubić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Gładząc delikatnie tę napiętą głowę, Cordelia narazcoś zrozumiała: To Morgan, w ten sposób pomagałam kiedyś Morganowi.- Ma pani - odezwała się po dłuższej chwili, obmacując ciemię kobiety z obuboków - silnie rozwiniętą cechę SUMIENNOZCI.RLTPłynęły dzwięki Schuberta.Cordelia raz po raz uspokajająco gładziła głowępani Neville.- Co to jest? - Zdawało się, że głos dobiega z bardzo daleka.- To.uczciwość.Poczucie sprawiedliwości.I.- Urwała, przypomniała sobiepannę Neville mówiącą, że ojciec wiele przebywa za granicą".- Być może.być może częściej, niżby pani pragnęła, przebywa pani w samotności.Często teżmusi pani samotnie podejmować decyzje, lecz czyni to z silnego poczucia obo-wiązku.Po twarzy pani Neville, bardzo cicho, popłynęły łzy.Nic nie odpowiedziała.Cordelia milczała także.Gdy jednak po pewnym czasie spostrzegła, że kobietaodzyskała panowanie nad sobą, delikatnie znowu spięła jej włosy.Na koniecusiadła naprzeciw niej.- SUMIENNOZ to bardzo ważna cecha - powiedziała tylko.Zapanowałodługie milczenie, a potem pani Neville sięgnęła pokapelusz.- Dziękuję - powiedziała.I po kolejnej przedłużającej się chwili ciszy dodała: -Zgodzę się, żeby moja córka poślubiła pana Boun-ty'ego.Zjawiło się starsze małżeństwo, toczące spory o to się, kto powinien się zaj-mować finansami.Cordelia spostrzegła, że nieco nadęty mąż uważa to za swojenaturalne prawo, wesoła zaś, energiczna żona wie (magnetyzerka szybko pojęła,że to wielce prawdopodobne), iż zna się na tym lepiej.Po obmacaniu ich głów ilicznych uwagach na temat KOCHLIWOZCI orzekła, że w rzeczy samej kobietama większą wyniosłość, związaną z obracaniem pieniędzmi.- To KALKULACJA - wyjaśniła - lecz ponieważ STANOWCZOZ mężczy-zny jest niezwykle wydatna, czy nie byłoby dobrym pomysłem, by żona poka-zywała mężowi swoje obliczenia, gdy ich już dokona, tak aby mógł się wykazaćstanowczością?Odeszli uśmiechnięci, z wielką radością zapłaciwszy pół gwinei w drodze dowyjścia.Cordelia zauważyła wszakże, że z zasady jeśli klienci przybywali ra-zem, pragnęli jedynie zaświadczyć wśród wypolerowanych gwiazd, zwierciadeł,płonących świec i powiewnych barwnych szali, że są szczęśliwi, i chętnie płaciliza potwierdzenie tego faktu.Coraz więcej młodych dam zjawiało się bez narzeczonych i Cordelia przyłapa-ła się na tym, że coraz częściej opowiada o nocy poślubnej, obmacując ich gło-RLTwy.Na tabliczce na drzwiach wciąż widniał napis FRENO-MAGNETYZERKA,lecz starała się zapomnieć o mesmeryzmie: niewątpliwie była oszustką, ale po-magała ludziom w inny sposób, zatem uczciwie (tak sobie powtarzała) brała odnich pieniądze.Aż kiedyś, pewnego póznego popołudnia, zjawił się stary cudzoziemski dżen-telmen.Nie był umówiony; oznajmił, że z chęcią zaczeka, aż pozostałe wizytydobiegną końca.Ubranie miał wytarte, lecz bez jednej plamki; wyprostowanapostać i gęste białe włosy nadawały mu aurę wielkiego dostojeństwa.Kiedy Ril-lie wprowadziła go wreszcie do głównego pokoju, oczy mu zabłysły, gdy po-wiódł wokoło wzrokiem i zauważył gwiazdy.Rillie wyszła.- Proszę spocząć - zaprosiła Cordelia ze swojego fotela w cieniu, wskazującmu sofę.- Jestem pani du Pont.- Ach tak - odparł dżentelmen.Milczał chwilę, patrząc w jej kierunku.- Intere-sują mnie pani zdolności mesmerystyczne - wyjaśnił na koniec.Serce Cordelii zabiło nierówno.Czy inspektorzy odwiedzają magnetyzerów, byich sprawdzić? Cieszyła się, że skrywają cień.RLT- Pragnie się pan ożenić? - spytała.Odpowiedz zabrzmiała dość dziwnie.- Pragnąłem się ożenić dawno temu - powiedział.Mówił bezbłędną angielsz-czyzną, lecz z silnym francuskim akcentem.- Rozumiem.- W jej głosie brzmiało zmieszanie, niepokój.Nie przypominamoich innych klientów.Siedzieli w pełnej skrępowania ciszy.Rillie w sąsiednim pokoju zaczęła graćna flecie.- Ach - mruknął.Słuchał, a po chwili wydawało się, że się uśmiechnął.- Jak mogę.czym mogę panu służyć? - zapytała w końcu Cor-delia.- Czy była pani może kiedyś znana jako panna Preston? - odpowiedział pyta-niem.Nie wiedziała, czy nie ma przypadkiem do czynienia z jakimś kon-stablem lubbailiffem.Albo może kimś ze swojej teatralnej przeszłości.Serce waliło jej nie-przyjemnie.- Tak - przyznała bardzo cicho.Stary mężczyznaskinął głową.- Tak sądziłem.Znałem kiedyś pani ciotkę Hester.Prawdę mówiąc.to jąchciałem poślubić [ Pobierz całość w formacie PDF ]