[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciężkiezłote kolczyki rozciągały płatki jej uszu.Włosy miała siwe, ściągnięte w ciasny kok.Wyciągnąłem na powitanie rękę, ale ona nie zareagowała, tylko odsunęła się, żeby mniewpuścić.Dopiero gdy się odwróciłem i stanąłem przed nią w słabo oświetlonym korytarzu,zdałem sobie sprawę, że jest niewidoma.Szła przede mną pewnym krokiem, prowadząc do małego salonu.Przejęty,zatrzymałem się w miejscu.Wchodziłem do innego świata, w inny czas.Zciany pokryteciemnoczerwonymi tapetami w kwiaty, zasłonięte jednak prawie całkowicie przez obrazy ifotografie w ramkach.Meble z ciemnego drewna na wysoki połysk wyglądały na antyki:niewielka sofa ze stoliczkiem do kawy, stół obiadowy z czterema krzesłami, biblioteczka nacałą ścianę i zegar szafkowy w kącie.Po drugiej stronie pokoju stał fortepian z zamkniętąpokrywą.Orientalny dywan zakrywał podłogę prawie od ściany do ściany, a częściowozaciągnięte ciemnoczerwone jedwabne kotary tworzyły ramę dla dwóch okien, utrzymującpokój w czerwonawym półmroku.Mimo tych wszystkich wyszukanych szczegółów pokójwyglądał dziwnie bezosobowo.Mógłby być filmową dekoracją albo sezonową ekspozycją wmuzeum.Zachęcony przez panią domu zatopiłem się w miękkich aksamitnych poduszkach nasofie.Klara Fried spytała, czego bym się napił, kawy czy herbaty, a gdy podziękowałem,wysunęła jedno z krzeseł i siadła naprzeciwko mnie po drugiej stronie stołu.Jaskrawe światłoi dzwięki realnego świata za oknami wydawały się odległe.- Tak - powiedziała stara kobieta, patrząc na mnie czy może prześwietlając mnieswoimi niewidzącymi oczami.Dość duże kościste ręce złożyła na podołku, trzymała sięprosto, nie odchylając pleców na oparcie krzesła.Nagle ogarnęło mnie poczucie śmieszności,wręcz winy, że tak się jej narzucam.Pani Fried nic już nie mówiła, tylko siedziała zprzechyloną głową.Stara kobieta w milczeniu pokiwała głową.- Dziękuję, że zgodziła się pani ze mną spotkać - powiedziałem, trąc dłonie.- Wszystko zaczęło się rok temu - dodałem po chwili.- W War Memorial Museum.WAuckland.Potem rozmyśliłem się i zacząłem od nowa.- Nie, to nie tak.Równie dobrze mógłbym powiedzieć, że zaczęło się, gdy sięurodziłem.A może o wiele wcześniej.W jakimś sensie chyba nic nie ma początku ani końca.Ale czasami z perspektywy czasu udaje nam się dostrzec momenty, w których nastąpiłypunkty zwrotne naszego życia.I to właśnie tam, w muzeum, uświadomiłem sobie, w jakiejpustce żyłem przez całe życie.Z absolutną jasnością uświadomiłem sobie, jak całymi latamisnułem się, nie mając żadnego pojęcia, skąd pochodzę.Rozejrzałem się po pokoju, ponownie szukając słów.- Najpierw zobaczyłem portret pani brata, a potem pani notkę.I w końcu jegonazwisko.W tym momencie jakby drzwi otworzyły się na oścież.- Odchrząknąłem ipodjąłem po krótkim wahaniu:- Z powodu nazwiska.Jak wyjaśniłem w moim liście.Spojrzałem na twarz starej kobiety, czekając na odpowiedz.Milczała.- Ale wtedy.- zawahałem się.- Coś się zdarzyło, coś, co unieważniło ten nowoodkryty zmysł orientacji.Straciłem córkę.Niewidzące oczy pani Fried wciąż utkwione w mojej twarzy.Powoli kiwnęła głową.Zastanawiałem się, czy przeprowadziłaby własne dochodzenie, gdyby wiedziała, kim jestem.- Przyjechałem na Nową Zelandię prawie dziewiętnaście lat temu.Nie była toprzemyślana emigracja, tylko prowizoryczny plan.Ucieczka.Chyba nigdy nie myślałem, żew końcu zamieszkam tu na stałe.Ale czas tak szybko płynął.I osiedliliśmy się tu, córka i ja.Urządziliśmy się na nowo, próbując wymazać przeszłość.Tak samo jak moja matka.Znowu odczekałem, licząc na jakąś reakcję, ale stara kobieta nadal milczała.- Stałem się poniekąd pasożytem, wykorzystując córkę jak aparaturę dopodtrzymywania życia.Ona zapuściła tu korzenie, które również mnie zaczęły żywić.Gdy jąstraciłem, pogubiłem się kompletnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Ciężkiezłote kolczyki rozciągały płatki jej uszu.Włosy miała siwe, ściągnięte w ciasny kok.Wyciągnąłem na powitanie rękę, ale ona nie zareagowała, tylko odsunęła się, żeby mniewpuścić.Dopiero gdy się odwróciłem i stanąłem przed nią w słabo oświetlonym korytarzu,zdałem sobie sprawę, że jest niewidoma.Szła przede mną pewnym krokiem, prowadząc do małego salonu.Przejęty,zatrzymałem się w miejscu.Wchodziłem do innego świata, w inny czas.Zciany pokryteciemnoczerwonymi tapetami w kwiaty, zasłonięte jednak prawie całkowicie przez obrazy ifotografie w ramkach.Meble z ciemnego drewna na wysoki połysk wyglądały na antyki:niewielka sofa ze stoliczkiem do kawy, stół obiadowy z czterema krzesłami, biblioteczka nacałą ścianę i zegar szafkowy w kącie.Po drugiej stronie pokoju stał fortepian z zamkniętąpokrywą.Orientalny dywan zakrywał podłogę prawie od ściany do ściany, a częściowozaciągnięte ciemnoczerwone jedwabne kotary tworzyły ramę dla dwóch okien, utrzymującpokój w czerwonawym półmroku.Mimo tych wszystkich wyszukanych szczegółów pokójwyglądał dziwnie bezosobowo.Mógłby być filmową dekoracją albo sezonową ekspozycją wmuzeum.Zachęcony przez panią domu zatopiłem się w miękkich aksamitnych poduszkach nasofie.Klara Fried spytała, czego bym się napił, kawy czy herbaty, a gdy podziękowałem,wysunęła jedno z krzeseł i siadła naprzeciwko mnie po drugiej stronie stołu.Jaskrawe światłoi dzwięki realnego świata za oknami wydawały się odległe.- Tak - powiedziała stara kobieta, patrząc na mnie czy może prześwietlając mnieswoimi niewidzącymi oczami.Dość duże kościste ręce złożyła na podołku, trzymała sięprosto, nie odchylając pleców na oparcie krzesła.Nagle ogarnęło mnie poczucie śmieszności,wręcz winy, że tak się jej narzucam.Pani Fried nic już nie mówiła, tylko siedziała zprzechyloną głową.Stara kobieta w milczeniu pokiwała głową.- Dziękuję, że zgodziła się pani ze mną spotkać - powiedziałem, trąc dłonie.- Wszystko zaczęło się rok temu - dodałem po chwili.- W War Memorial Museum.WAuckland.Potem rozmyśliłem się i zacząłem od nowa.- Nie, to nie tak.Równie dobrze mógłbym powiedzieć, że zaczęło się, gdy sięurodziłem.A może o wiele wcześniej.W jakimś sensie chyba nic nie ma początku ani końca.Ale czasami z perspektywy czasu udaje nam się dostrzec momenty, w których nastąpiłypunkty zwrotne naszego życia.I to właśnie tam, w muzeum, uświadomiłem sobie, w jakiejpustce żyłem przez całe życie.Z absolutną jasnością uświadomiłem sobie, jak całymi latamisnułem się, nie mając żadnego pojęcia, skąd pochodzę.Rozejrzałem się po pokoju, ponownie szukając słów.- Najpierw zobaczyłem portret pani brata, a potem pani notkę.I w końcu jegonazwisko.W tym momencie jakby drzwi otworzyły się na oścież.- Odchrząknąłem ipodjąłem po krótkim wahaniu:- Z powodu nazwiska.Jak wyjaśniłem w moim liście.Spojrzałem na twarz starej kobiety, czekając na odpowiedz.Milczała.- Ale wtedy.- zawahałem się.- Coś się zdarzyło, coś, co unieważniło ten nowoodkryty zmysł orientacji.Straciłem córkę.Niewidzące oczy pani Fried wciąż utkwione w mojej twarzy.Powoli kiwnęła głową.Zastanawiałem się, czy przeprowadziłaby własne dochodzenie, gdyby wiedziała, kim jestem.- Przyjechałem na Nową Zelandię prawie dziewiętnaście lat temu.Nie była toprzemyślana emigracja, tylko prowizoryczny plan.Ucieczka.Chyba nigdy nie myślałem, żew końcu zamieszkam tu na stałe.Ale czas tak szybko płynął.I osiedliliśmy się tu, córka i ja.Urządziliśmy się na nowo, próbując wymazać przeszłość.Tak samo jak moja matka.Znowu odczekałem, licząc na jakąś reakcję, ale stara kobieta nadal milczała.- Stałem się poniekąd pasożytem, wykorzystując córkę jak aparaturę dopodtrzymywania życia.Ona zapuściła tu korzenie, które również mnie zaczęły żywić.Gdy jąstraciłem, pogubiłem się kompletnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]