[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.53 - Wybacz mi, Mandy.Nie miałem prawa pytać cię o Jamesa.Oparła skroń o bark Jordana.- W porządku.Postąpiłam jak idiotka i powinnam mieć odwagę,aby się do tego przyznać.Ujął ją pod brodę i nie pozwolił się odwrócić.- Coś sobie wyjaśnijmy, Amando - powiedział łagodnie, leczstanowczo.- Jedyny błąd, jaki popełniłaś, polegał na tym, żezaufałaś temu łobuzowi.To on jest idiotą.Westchnęła ciężko.- Dzięki.Twoja opinia podnosi mnie na duchu.Większość ludziw mniej lub bardziej zawoalowany sposób dała mi do zrozu-mienia, że to ja okazałam się strasznie głupia.- Ja się do nich nie zaliczam - zapewnił, muskając wargami jejusta.Choć wydawało się to niemożliwe, Amanda teraz jeszcze bar-dziej pragnęła kochać się z Jordanem niż wtedy, gdy tak cu-downie pobudził jej kobiecość.Marzyła o tym, aby wziąć go zarękę i zaprowadzić do łóżka.Powstrzymywała ją jedynie myśl okolejnej odmowie.Po krótkim namyśle doszła do wniosku, żechyba najwyższy czas zastosować się do rady, którą w dziewią-tej klasie otrzymała od matki.Należało zachowywać się jak ko-bieta trudna do zdobycia.Na początek odsunęła się więc od Jordana, ściągnęła łopatki iuniosła głowę.- Może powinieneś już iść - zasugerowała z udawanym spoko-jem.Jordan zignorował jej słowa.Najwyrazniej nie zamierzał wyjść.Ujął ją delikatnie za ramiona i położył na futrzaku, a potem wy-ciągnął się obok niej i nakrył dłonią jej pierś.Pod wpływemdelikatnej pieszczoty brodawka natychmiast stwardniała.Amanda spróbowała wstać, ale Jordan ją powstrzymał - tym54 razem zachłannym pocałunkiem.- Nie waż się rozpoczynać czegoś, czego nie masz zamiarudokończyć - przestrzegła schrypniętym szeptem, gdy tylko zdo-łała złapać oddech.Jordan jednak wcale nie przejął się tymostrzeżeniem.- Dokończę - zamruczał - gdy nadejdzie odpowiednia pora.Przesunął dłoń na brzuch Amandy i zaczął go gładzić palcami.Serce Amandy mocniej zabiło.Objęła Jordana za szyję i przy-ciągnęła jego głowę do siebie, aż jego usta znów przywarły dojej warg.Ukarał ją za ten zuchwały czyn, rozpinając guzik jejdżinsów.- Jordan, nie lubię, jak ktoś tak się mną bawi - powiedziałagniewnie Amanda.Jordan, milcząc, rozpiął suwak i wsunął rękę między dżinsy akoronkowe figi.Amanda była teraz jak kwitnąca w szklarni eg-zotyczna orchidea.- Uparciuch - mruknął karcąco Jordan.Pochylił się i leciutkomusnął ukryty pod podkoszulkiem sutek.Amanda prawie zapomniała o swojej dumie.Musiała zacisnąćpalce na futrzaku i przygryzć dolną wargę, aby nie błagać Jor-dana, żeby się z nią kochał.- Ten wieczór jest tylko dla ciebie - oświadczył, zataczając rękąkrąg w miejscu złączenia ud Amandy.- Dlaczego nie chcesz sięz tym pogodzić?- Bo to nie jest normalne - wydyszała, bezskutecznie usiłując nieporuszać biodrami.- Jako mężczyzna powinieneś myśleć tylkoo jednym.o tym, żeby jak najszybciej mnie posiąść.Przecieżwam tylko o to chodzi.- Od wieków nie słyszałem czegoś bardziej szowinistycznego -odparł ze śmiechem.Jęknęła, ponieważ kontynuował swoje diabelskie sztuczki.55 - Nigdy nie trafiłam w "Cosmopolitan" na radę, co robić w ta-kim przypadku - poskarżyła się żałośnie.Jordan znów parsknął śmiechem.- Ja ci powiem, co robić - odparł, gdy zapanował nad rozbawie-niem.- Niech cię licho, Jordan.- Zaczęła oddychać jeszcze szybciej.-Zrewanżuję ci się za te męczarnie!- Liczę na to - zapewnił z wargami tuż przy jej ustach.Chwilępózniej Amanda znów szybowała.Wbiła palce w ramiona Jor-dana i zaparła się piętami o futrzak.Chyba wszyscy w całymbudynku dowiedzieliby się, co przeżywa, gdyby Jordan nie za-mknął jej ust namiętnym pocałunkiem i w ten sposób nie stłumiłjej miłosnych okrzyków.- Jeśli to jakaś zabawa w dominację - burknęła Amanda, gdy jużodzyskała mowę, zapięła dżinsy i usiadła - to ja nie.chcę w niąsię bawić.- Uważaj, bo dam się nabrać.- Nie mam pojęcia, dlaczego pozwalam, żeby uszło ci to na su-cho.- Zaraz ci powiem, co jest powodem tej twojej łagodności.Byłoci bardzo przyjemnie i od dawna coś takiego ci się nie zdarzyło.Zgadza się?Zakłopotana oparła czoło o jego bark.- Tak - przyznała cicho.Pocałował ją w czubek głowy.- Muszę częściej fundować sobie deser przed obiadem - zażar-tował.Zarumieniła się, nagle trochę zawstydzona.Jordan ujął ją podbrodę i lekko cmoknął w czubek nosa.- Jesteś niemożliwy - stwierdziła.- Wobec tego już sobie idę.- Zerknął na zegarek.- Zrobiło się56 pózno.Najwyższy czas, żebyś poszła spać.Na myśl o pustym łóżku poczuła się beznadziejnie samotnie.Już miała zaprotestować, ale Jordan położył palec na jej ustach.- Wybierzesz się jutro ze mną po gwiazdkowe zakupy? - spytał.Wybrałaby się z nim nawet na Zanzibar.- Tak - szepnęła jak zahipnotyzowana.Pocałował ją jeszcze raz, a gdy się odsunął, jej wargi były gorą-ce i nabrzmiałe.- Dobranoc, Mandy.- Przy drzwiach odwrócił się, pomachał jejna pożegnanie i wyszedł.ROZDZIAA 4Rano telefon rozdzwonił się właśnie wtedy, gdy skończyła robićsobie makijaż [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl