[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na koniec poszłam do rasoi z dużą porcelanową wazą.Trzymałamją, gdy Sanosh nalewał gulasz.Kiedy odwróciłam się, by wyjść, zatrzymał mnie.- Nie, panienko Pree - powiedział.- To nie przystoi, żeby podawałapanienka do stołu, gdy jest tam hurra sahib i memsahib.Proszę usiąść znimi.Wróciłam.Rodzice i państwo Lang zasiedli już do stołu.Kiedy stanęłamw drzwiach, zwróciły się na mnie cztery pary oczu.Choć przygotowałamdla siebie nakrycie, nie było dość krzeseł - mieliśmy tylko cztery w stylukrólowej Anny z zapadniętymi i zakurzonymi siedziskami z bordowego aksamitu.W ciszy poszłam do saloniku i przyniosłam obrotowy czarny taboret,który stał przed pianinem.Kiedy przystawiałam go do piątego nakrycia obok pana Langa, znówtowarzyszyła mi dziwna cisza.- No cóż - powiedział, kiedy postawiłam taboret.Spojrzał na moichrodziców, którzy odpowiedzieli mu spojrzeniem.- Podejrzewam, że na wsi nie zwraca się uwagi na konwenanse - ciągnął,zacierając ręce.- Usiądziesz tutaj, moja droga? - zagrzmiał i przesunąłnieco swoje krzesło.Spojrzał na żonę, potem znów na matkę i w końcu naojca.- Z wielką przyjemnością będę siedział obok tak uroczej panienki.-Uśmiechnął się od ucha do ucha, pochylając lekko głowę w moją stronę.Jego zęby, podobnie jak sylwetka, były kwadratowe i mocno poszarzałe.-Nauczyłem się już tolerować zaskakujące zwyczaje panujące w tymkraju.Przeciągał słowa podobnie jak jego żona.Choć jego ciemne włosywydawały się gęste, dostrzegłam, zanim się wyprostował, małą łysinę naczubku głowy.Usiadłam obok niego.Odchrząkując, rozłożyłam na kolanach starą,mocno pocerowaną serwetkę z adamaszku.- Naprawdę nie przeszkadza nam, że państwa aja do nas dołączy -powiedziała pani Lang.- W końcu w Ameryce wielu służących staje sięczęścią rodziny.Krew napłynęła mi do twarzy.Liczyłam uderzenia serca w uszach.Raz,dwa, a potem duszne powietrze w pokoju przeszył głos matki.- Przepraszam.Powinnam była wcześniej dokonać prezentacji.Myślałam, że to zrobiłam, ale.To nasza córka, panna Pree Fincastle.-Spojrzała na stojący przed nią pusty talerz.- Jestem pewna, że już jąprzedstawiałam - powtórzyła.Poczerwieniała na twarzy, a jej popękaneusta zwilgotniały.- Tak rzadko mamy gości.Pani Lang otworzyła małą ozdobną torebkę, wyjęła de- likatny jasnobłękitny wachlarz i otworzyła go z trzaskiem, wyrażając wten sposób zakłopotanie, a może gniew.- Przepraszam, pani Fincastle.- Mnie nie przeprosiła.-No cóż.Wyglądana to, że mój mąż popełnił ogromny nietakt.- Podniosła wzrok, a jawpatrywałam się w nią uporczywie.- Przepraszam cię za tę pomyłkę, moja droga - powiedział pan Lang,odwracając się do mnie.- Uznałem po prostu.- To jeden z największych błędów mojego męża - rzekła pani Lang,jeszcze bardziej przeciągając słowa.- Stale coś z góry zakłada.- Nie byłajuż tak zaskoczona i zażenowana.Teraz wyglądała na całkiem odprężonąi zupełnie zdrową.Nie przypominała tej drżącej kobiety, którą widziałamwcześniej w holu przed pokojem matki.Dotknęła górnej wargi delikatnąkoronkową chusteczką, którą wyjęła z rękawa, i podniosła wzrok.Mójojciec milczał w czasie całej tej okropnej wymiany zdań.- Z pewnością przeżyliśmy większy upał niż tutaj - powiedział pan Lang izaśmiał się szorstko, znów obnażając szare zęby.- Przez rokmieszkaliśmy na Cejlonie, próbując założyć tam misję, ale spotkaliśmysię z wielką wrogością.Tamilowie są znacznie mniej otwarci na zmiany.-Wytarł wąsy serwetką.Utkwiłam wzrok z wazie z gulaszem, którą Sanosh bezszelestnie wniósłdo jadalni i ustawił na środku stołu.Kiedy wychodził, zauważyłam, żerozwiązał mu się turban i jego koniec wisiał na plecach.- Jak pewnie zdążyli państwo zauważyć, z powodu ograniczeń naszejmisji nie mamy zbyt wielu służących.- Matka mówiła gwałtownie,głośno, niemal z rozpaczą, jakby bała się, że znów zapadnie cisza.- Biedactwo - powiedziała pani Lang.Zabrzmiało to jak  biedacztwo".-Ale że nawet nie ma pani ai.A więc to córka pani pomaga, ale.- Mam - przerwała jej matka.- Jest tylko chwilowo. niedysponowana.- Spojrzała na mnie i wiedziałam, że nie wolno mi nicpowiedzieć.- Wie pani, jak leniwe są te kobiety.Do szpiku kości.Trudnoje zmusić do pracy przez cały dzień.Na szczęście córka bardzo nampomaga.Sanosh wrócił z talerzem pełnym roti i ustawił go obok gulaszu.Zjakiegoś powodu rozmowa urwała się i wszyscy patrzyliśmy na niego.Jeden roti zsunął się z talerza.Sanosh ujął go w palce i położył namiejscu.Pani Lang odwróciła się do mnie.- A jak tobie żyje się tutaj, moja droga, na takim odludziu? - zapytała.-Pewnie tęsknisz za szkołą, przyjaciółmi i życiem towarzyskim w Anglii.Choć podziwiam, że wróciłaś, by pomagać rodzicom.Zakładam, żezamierzasz też pracować jako misjonarka?Tyle pytań naraz.Nie patrzyłam na rodziców.- Nie chodziłam do szkoły w Anglii.Dorastałam tutaj i uczyli mnierodzice.Zastanawiałam się, proszę pani, po której stronie byliściepaństwo podczas niedawnej wojny domowej: buntowników czyjankesów? - W zeszłym roku Kai opowiadał mi o wojnie w Ameryce, doktórej doszło w minionym dziesięcioleciu.Ojciec wstał i sięgnął przez stół, by nalać gulasz na talerze.Spodwystrzępionych mankietów marynarki wystawały blade nadgarstki.- Och, mój Boże! - Pani Lang roześmiała się trochę zbyt głośno.- Zpewnością nie chcemy poruszać przy obiedzie tak nieprzyjemnychtematów jak wojna.- Przyjęła talerz od ojca, postawiła go na stole i zroztargnieniem mieszała łyżką parujące danie.- Kai.przyjaciel, opowiadał mi o tym.Ma dużo starych gazet iartykułów i pozwala mi je czytać.Oczywiście to straszne, że waszprezydent, pan Lincoln, został zabity i.- Lubisz czytać? - przerwała mi pani Lang.- A jakie inne przedmiotylubisz?- Chyba historię - odparłam.- I uwielbiam uczyć się języków.- Wzięłam talerz, który w milczeniu podał mi ojciec.Do rozmowy włączył się wyraznie zainteresowany pan Lang.- Greki, łaciny? - zapytał.- A może włoskiego?W moim gulaszu pływał kawałek kości.Odsunęłam go na bok w nadziei,że inne nie pojawią się na talerzach państwa Lang.- Nie.Uczę się języków używanych w Indiach.Hindi, urdu i pendżabi.Atakże perskiego.- Pree jest bardzo uzdolniona w wielu dziedzinach - powiedziała matka,zupełnie mnie zaskakując.Nigdy wcześniej nie prawiła mikomplementów.- Dobrze też radzi sobie w infirmerii.I będzie pracowaćjako misjonarka.Wzdrygnęłam się, słysząc te słowa. Będzie pracować jako misjonarka",powiedziała lekko, podejmując za mnie decyzję.Nawet bez chwiliwcześniejszej dyskusji o tym, co chcę zrobić ze swoim życiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl