[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mimo że zimą słońce przez krótki czas nagrzewa przeszklone ściany, woranżerii bywa wystarczająco ciepło, by można było tu pospacerować.Naturalnie, niemam nic przeciwko przebywaniu na dworze, gdy jest zimno, ale podczas deszczu nie lu-bię wychodzić.- Jestem pewna, że Andrew nie będzie się sprzeciwiał - orzekła Lucinda.- Justinpozwolił mi przemeblować rezydencję wedle mojego gustu i pomysłu, ale prawdę mó-wiąc, niewiele chciałabym zmienić.Rzeczywiście, dwa pokoje gościnne należałoby zmo-dernizować, ale mój apartament jest wprost idealny, jakby został przygotowany specjal-nie dla mnie.- W Lanchester Park trzeba będzie przeprowadzić niewielki remont - powiedziałaMariah.Spojrzała przez duże okno i zmarszczyła czoło.- Czy to jest jeden z ogrodni-ków? Natarczywie się nam przypatruje.Lucinda stanęła obok przyjaciółki i popatrzyła we wskazanym kierunku.- Nie jestem pewna, nie widziałam go wcześniej.Rzeczywiście się gapi.RLTNagle krzyknęła ostrzegawczo i odepchnęła Mariah w bok.W tej samej chwilimężczyzna uniósł ramię i oddał strzał.Rozległ się brzęk tłuczonego szkła.Na szczęście,kula utkwiła w drewnianym korycie z kameliami.Lucinda zaczęła na cały głos wzywaćpomocy.Chwilę pózniej do oranżerii wpadli służący, a napastnik rzucił się do ucieczki.Kie-rował się w stronę niewielkiego lasu i miał za plecami ścigających go dwóch strażnikówzatrudnionych przez księcia Avonlea.- Czy milady coś się stało? - spytał Lucindę lokaj.- Strzelano do lady Fanshawe.Spostrzegłam człowieka z bronią i odepchnęłam jąna bok, więc nie trafił.- Zaniepokojona, obserwowała zdenerwowaną Mariah, któraprzyglądała się dziurze w drewnianym korycie z kameliami.- Czy wszystko w porządku,moja droga?- Dzięki twojemu refleksowi tak.Zresztą może nie chodziło o to, żeby trafić, tylkożeby przestraszyć.- Co się stało? - W oranżerii zjawił się Justin.Zobaczył potłuczone szkło i służbęzgromadzoną wokół żony.- Zdaje mi się, że słyszałem strzał.Czy ktoś jest ranny?- Nie, Justinie - uspokoiła męża Lucinda.- Podziwiałyśmy kamelie i wtedy Mariahzwróciła mi uwagę na kogoś, kto dość natrętnie nas obserwował.Spojrzałam na niego idostrzegłam, że trzyma w ręce pistolet.Chwilę potem padł strzał.- Niewykluczone, że Lucinda ocaliła mi życie - dodała Mariah.- Sądzę jednak, żeto miało być ostrzeżenie.Ktoś chciał mnie przestraszyć.- Dlaczego? - spytał Justin.- Rozumiem, że mężczyzni mogą chcieć cię poślubić,Mariah, zarówno dla majątku, jak i dla twoich zalet, ale dlaczego, na Boga, ktoś miałbydo ciebie strzelać?Usłyszeli hałasy na zewnątrz i zobaczyli, że strażnicy wracają, prowadząc napast-nika.Książę z satysfakcją skinął głową, polecił damom zaszyć się w głębi domu i trzy-mać z dala od okien, a potem wyszedł na dwór.- Chodzmy - Lucinda zwróciła się do Mariah - zastosujmy się do polecenia Justina.- Nie mogę uwierzyć w to, że ktoś odważył się podejść tak blisko i strzelić.WeWłoszech miały miejsce pewne przykre i niebezpieczne wypadki, ale uznałam, że w An-RLTglii się nie wydarzą.Andrew został napadnięty pod Mediolanem i twierdził, że ktośchciał go zabić, ale dlaczego mnie wzięto na muszkę?- Chodz, moja droga, opowiesz mi, co cię trapi.- Lucinda ujęła przyjaciółkę za ra-mię.- Każę podać herbatę, a może wolałabyś coś mocniejszego?- Nie, herbata wystarczy.- Mariah zdobyła się na wymuszony uśmiech.- Dobrze,że schwytano draba, który do nas strzelił.Czy to może być ktoś, kto ma pretensje do Ju-stina, że wyrzucił go ze służby albo pozbawił ziemi?- Nie wiem.Jestem jednak pewna, że Justin wkrótce dojdzie prawdy.Mariah próbowała przekonać siebie, że nikt nie próbował jej zabić, ale nie mogłapozbyć się wrażenia, że ten incydent miał coś wspólnego z wydarzeniami w Mediolanie.Co łączyło napaść na Andrew, zniknięcie młodego porucznika i niedawny strzał? Rzuciłakrzepiącą uwagę, ale poczuła się nieswojo.Gdzie się podziewał Andrew? Przy nim czu-łaby się bezpieczniej, chociaż wiedziała, że Justin nie pozostawi tej sprawy nierozwiąza-nej i zadba o ukaranie napastnika.Justin nie posiadał się ze złości.Miał ochotę oćwiczyć mężczyznę do nieprzytom-ności, ale ten, zanim doprowadzono go przed oblicze księcia, dostał już porcję razów.Strażnik wykręcił mu rękę, zmuszając do opadnięcia na kolana.- Pozwól mu wstać - polecił Justin, z trudem opanowując emocje.- Powiedz, ob-wiesiu, dlaczego próbowałeś zabić moją żonę i lady Fanshawe.Mężczyzna był przerażony, bo zanim znalazł się przed obliczem księcia, strażnicyobiecali mu kilka razy, że zawiśnie.- Jeśli okażesz się pomocny, może ocalę cię przed szubienicą, ale jeśli zachowaszmilczenie, kara śmierci cię nie minie.- Panie, błagam o wybaczenie.Nie chciałem skrzywdzić wielmożnych pań.Kazanomi tu przyjść i strzelić w stronę pięknej damy, ale tak, żeby tylko przestraszyć, nie zabić.Nie wiedziałem jednak, o którą chodzi, więc strzeliłem w bok.- Kto wydał ci taki rozkaz? - spytał surowym tonem Justin.- Dlaczego zgodziłeśsię zrobić coś, za co grozi sroga kara?RLT- Dał mi dwadzieścia gwinei i obiecał drugie dwadzieścia, jeśli dobrze się spiszę -odparł drżącym głosem mężczyzna.- Moja kobieta i dzieciaki głodują, bo zeszłej zimyzamknęli młyn, a ja nie mogę znalezć roboty.- Trzeba było przyjść do mnie, a na pewno bym ci pomógł.Wyjaw nazwisko czło-wieka, który ci zapłacił, a ja postaram się, żebyś dostał mniejszy wyrok za swój przestęp-czy czyn.- Nie znam nazwiska, panie.To był dżentelmen.Wysoki, z ciemnymi włosami.Wyglądał na bogatego.- Anglik? A może cudzoziemiec?- Raczej nie Anglik, panie.Może Francuz, ale głowy nie dam.Spotkałem go wie-czorem i powiedział mi, dokąd pójść i co zrobić.Dziś przed nocą w gospodzie miałemdostać resztę pieniędzy.Mógł być w peruce, jego włosy dziwnie wyglądały.- Stawisz się w gospodzie o umówionej porze, ale nie sam - zdecydował książę.-Pójdę z tobą.Jeśli mi go wskażesz, to dam pieniądze twojej żonie, a ty odsiedzisz w wię-zieniu sześć tygodni zamiast dziesięciu lat, na które bez wątpienia zasłużyłeś.Mężczyzna popatrzył na Justina i uderzył w błagalny ton [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Mimo że zimą słońce przez krótki czas nagrzewa przeszklone ściany, woranżerii bywa wystarczająco ciepło, by można było tu pospacerować.Naturalnie, niemam nic przeciwko przebywaniu na dworze, gdy jest zimno, ale podczas deszczu nie lu-bię wychodzić.- Jestem pewna, że Andrew nie będzie się sprzeciwiał - orzekła Lucinda.- Justinpozwolił mi przemeblować rezydencję wedle mojego gustu i pomysłu, ale prawdę mó-wiąc, niewiele chciałabym zmienić.Rzeczywiście, dwa pokoje gościnne należałoby zmo-dernizować, ale mój apartament jest wprost idealny, jakby został przygotowany specjal-nie dla mnie.- W Lanchester Park trzeba będzie przeprowadzić niewielki remont - powiedziałaMariah.Spojrzała przez duże okno i zmarszczyła czoło.- Czy to jest jeden z ogrodni-ków? Natarczywie się nam przypatruje.Lucinda stanęła obok przyjaciółki i popatrzyła we wskazanym kierunku.- Nie jestem pewna, nie widziałam go wcześniej.Rzeczywiście się gapi.RLTNagle krzyknęła ostrzegawczo i odepchnęła Mariah w bok.W tej samej chwilimężczyzna uniósł ramię i oddał strzał.Rozległ się brzęk tłuczonego szkła.Na szczęście,kula utkwiła w drewnianym korycie z kameliami.Lucinda zaczęła na cały głos wzywaćpomocy.Chwilę pózniej do oranżerii wpadli służący, a napastnik rzucił się do ucieczki.Kie-rował się w stronę niewielkiego lasu i miał za plecami ścigających go dwóch strażnikówzatrudnionych przez księcia Avonlea.- Czy milady coś się stało? - spytał Lucindę lokaj.- Strzelano do lady Fanshawe.Spostrzegłam człowieka z bronią i odepchnęłam jąna bok, więc nie trafił.- Zaniepokojona, obserwowała zdenerwowaną Mariah, któraprzyglądała się dziurze w drewnianym korycie z kameliami.- Czy wszystko w porządku,moja droga?- Dzięki twojemu refleksowi tak.Zresztą może nie chodziło o to, żeby trafić, tylkożeby przestraszyć.- Co się stało? - W oranżerii zjawił się Justin.Zobaczył potłuczone szkło i służbęzgromadzoną wokół żony.- Zdaje mi się, że słyszałem strzał.Czy ktoś jest ranny?- Nie, Justinie - uspokoiła męża Lucinda.- Podziwiałyśmy kamelie i wtedy Mariahzwróciła mi uwagę na kogoś, kto dość natrętnie nas obserwował.Spojrzałam na niego idostrzegłam, że trzyma w ręce pistolet.Chwilę potem padł strzał.- Niewykluczone, że Lucinda ocaliła mi życie - dodała Mariah.- Sądzę jednak, żeto miało być ostrzeżenie.Ktoś chciał mnie przestraszyć.- Dlaczego? - spytał Justin.- Rozumiem, że mężczyzni mogą chcieć cię poślubić,Mariah, zarówno dla majątku, jak i dla twoich zalet, ale dlaczego, na Boga, ktoś miałbydo ciebie strzelać?Usłyszeli hałasy na zewnątrz i zobaczyli, że strażnicy wracają, prowadząc napast-nika.Książę z satysfakcją skinął głową, polecił damom zaszyć się w głębi domu i trzy-mać z dala od okien, a potem wyszedł na dwór.- Chodzmy - Lucinda zwróciła się do Mariah - zastosujmy się do polecenia Justina.- Nie mogę uwierzyć w to, że ktoś odważył się podejść tak blisko i strzelić.WeWłoszech miały miejsce pewne przykre i niebezpieczne wypadki, ale uznałam, że w An-RLTglii się nie wydarzą.Andrew został napadnięty pod Mediolanem i twierdził, że ktośchciał go zabić, ale dlaczego mnie wzięto na muszkę?- Chodz, moja droga, opowiesz mi, co cię trapi.- Lucinda ujęła przyjaciółkę za ra-mię.- Każę podać herbatę, a może wolałabyś coś mocniejszego?- Nie, herbata wystarczy.- Mariah zdobyła się na wymuszony uśmiech.- Dobrze,że schwytano draba, który do nas strzelił.Czy to może być ktoś, kto ma pretensje do Ju-stina, że wyrzucił go ze służby albo pozbawił ziemi?- Nie wiem.Jestem jednak pewna, że Justin wkrótce dojdzie prawdy.Mariah próbowała przekonać siebie, że nikt nie próbował jej zabić, ale nie mogłapozbyć się wrażenia, że ten incydent miał coś wspólnego z wydarzeniami w Mediolanie.Co łączyło napaść na Andrew, zniknięcie młodego porucznika i niedawny strzał? Rzuciłakrzepiącą uwagę, ale poczuła się nieswojo.Gdzie się podziewał Andrew? Przy nim czu-łaby się bezpieczniej, chociaż wiedziała, że Justin nie pozostawi tej sprawy nierozwiąza-nej i zadba o ukaranie napastnika.Justin nie posiadał się ze złości.Miał ochotę oćwiczyć mężczyznę do nieprzytom-ności, ale ten, zanim doprowadzono go przed oblicze księcia, dostał już porcję razów.Strażnik wykręcił mu rękę, zmuszając do opadnięcia na kolana.- Pozwól mu wstać - polecił Justin, z trudem opanowując emocje.- Powiedz, ob-wiesiu, dlaczego próbowałeś zabić moją żonę i lady Fanshawe.Mężczyzna był przerażony, bo zanim znalazł się przed obliczem księcia, strażnicyobiecali mu kilka razy, że zawiśnie.- Jeśli okażesz się pomocny, może ocalę cię przed szubienicą, ale jeśli zachowaszmilczenie, kara śmierci cię nie minie.- Panie, błagam o wybaczenie.Nie chciałem skrzywdzić wielmożnych pań.Kazanomi tu przyjść i strzelić w stronę pięknej damy, ale tak, żeby tylko przestraszyć, nie zabić.Nie wiedziałem jednak, o którą chodzi, więc strzeliłem w bok.- Kto wydał ci taki rozkaz? - spytał surowym tonem Justin.- Dlaczego zgodziłeśsię zrobić coś, za co grozi sroga kara?RLT- Dał mi dwadzieścia gwinei i obiecał drugie dwadzieścia, jeśli dobrze się spiszę -odparł drżącym głosem mężczyzna.- Moja kobieta i dzieciaki głodują, bo zeszłej zimyzamknęli młyn, a ja nie mogę znalezć roboty.- Trzeba było przyjść do mnie, a na pewno bym ci pomógł.Wyjaw nazwisko czło-wieka, który ci zapłacił, a ja postaram się, żebyś dostał mniejszy wyrok za swój przestęp-czy czyn.- Nie znam nazwiska, panie.To był dżentelmen.Wysoki, z ciemnymi włosami.Wyglądał na bogatego.- Anglik? A może cudzoziemiec?- Raczej nie Anglik, panie.Może Francuz, ale głowy nie dam.Spotkałem go wie-czorem i powiedział mi, dokąd pójść i co zrobić.Dziś przed nocą w gospodzie miałemdostać resztę pieniędzy.Mógł być w peruce, jego włosy dziwnie wyglądały.- Stawisz się w gospodzie o umówionej porze, ale nie sam - zdecydował książę.-Pójdę z tobą.Jeśli mi go wskażesz, to dam pieniądze twojej żonie, a ty odsiedzisz w wię-zieniu sześć tygodni zamiast dziesięciu lat, na które bez wątpienia zasłużyłeś.Mężczyzna popatrzył na Justina i uderzył w błagalny ton [ Pobierz całość w formacie PDF ]