[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli mnie nie ochronisz imnie zabiją, nie dostajesz tych dwudziestu pięciu procent, tylko swojąpołówkę salda z szantażu.Pasuje ci to?- Tak.Kryty uwielbia robić interesy z Maćkiem.Uwielbia jego precyzję,jego rzeczowość i umiejętność chłodnej, błyskawicznej kalkulacji.Do tegojeszcze uważa, że robi świetny interes z czysto finansowego punktuwidzenia.Nagle jednak w jego głowie rodzi się denerwująca wątpliwość.- A skąd wiem, że mnie nie dymasz? Skąd wiem, że te kody sąprawdziwe, że to jest to konto, na które wpłynie kasa? Przecież nie mamżadnej pewności, że nie sprzedajesz mi teraz jakiejś bajki dla naiwnychtylko po to, żeby zgarnąć całą dolę i zostawić mnie na lodzie.Maciek znowu wpatruje się smutno w wydmuchiwany przez siebietytoniowy dym.W końcu mówi:- A pamiętasz jeszcze, co przed chwilą mówiłem o zaufaniu? Paręrazy już mi ocaliłeś życie, ufam, że dzisiaj też mnie uratujesz.Widzisz,ufam ci.Dlaczego ty miałbyś mi nie ufać?- Bo ja nikomu nie ufam - wypala bez zastanowienia Kryty i zaraztego żałuje.- To twój problem, gówno mnie on obchodzi - mówi chłodno Macieki wstaje od kuchennego stołu.Podchodzi do zlewu i nalewa sobie szklankę wody.Kryty siedzi, obraca w palcach karteczkę z kodami do banku i niebardzo wie, co powiedzieć.Maciek popija wolno wodę z kranu, jakby tobyło coś naprawdę smacznego.Mężczyzni patrzą na siebie przez chwilę.- Nie rób tego, Maciek.Nie idz do nich dzisiaj - mówi cicho Kryty.Maciek tylko uśmiecha się krótko i wbija wzrok w trzymaną w rękuszklankę.Za oknem już szarzeje, za piętnaście minut będzie całkiemciemno.Wieczór zbliża się szybko i nieubłaganie.Najgorsze jest to, że niewiadomo, co ze sobą przyniesie.Nagle słychać sygnał esemesa w Maćkowej komórce.Maciek nachwilę wychodzi z kuchni.Kiedy wraca, jest trochę bledszy niż przedchwilą.- Porywacze się odezwali.Wyznaczyli mi spotkanie na dziesiątąwieczorem.OdludzieInstrukcje co do miejsca i sposobu przeprowadzenia spotkaniaprzekazane przez porywaczy były bardzo konkretne i precyzyjne.Bocznymi drogami trzeba było dojechać samochodem do sporego lasu wokolicach Góry Kalwarii.Potem od skrzyżowania przy drewnianymkrzyżu będącym starym pomnikiem powstańców styczniowych Maciekmiał iść pieszo.Miał skierować się polną drogą wzdłuż linii lasu i iśćokoło kilometra.Na następnym skrzyżowaniu polnych dróg, na otwartejprzestrzeni z trzech stron otoczonej gęstym, młodym lasem, przydrewnianej myśliwskiej ambonie miało nastąpić spotkanie.Maciek miałbyć sam, miał być nieuzbrojony i miał dotrzeć na miejsce dokładnie odziesiątej wieczorem.Kryty znad mapy, którą właśnie pilnie studiował w kuchni, widziałkątem oka, jak Maciek się trzęsie.Drżały mu dłonie, drżały mu usta, byłniespokojny i spięty.Kryty nie dziwił się temu.Miejsce wybrane przezporywaczy wyraznie wskazywało na cel tego spotkania.Chcieli Maćkazabić, Kryty nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości.Cycek opiera się o kuchenny blat w tymczasowym mieszkaniuKrytego na Kabatach i czeka, kiedy będzie mógł spojrzeć na mapęKrytego.Jest siódma wieczorem i właśnie zaczyna delikatnie prószyćdrobny śnieg.- Tam musi być pełno śniegu.Samo przejście kilometra polną,zaśnieżoną drogą zabierze ci dobrze ponad pół godziny - mówi Cycek niewiadomo po co.Kryty od razu rzuca mu krótkie, agresywne spojrzenie, mówiącewyraznie i dobitnie, co o nim myśli.- No co się patrzysz! To ważne! Nie wjedzie tam teraz żadensamochód, jeśli Maciek będzie na piechotę, to znaczy, że ci goście też.Przecież helikopterem tam nie przylecą!- Mogą przyjechać na kładach, nie pomyślałeś? - to oczywiścieKryty.- %7ładen kład nie przejedzie przez półmetrowy śnieg - to oczywiścieCycek.Cisza.Mężczyzni milczą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Jeśli mnie nie ochronisz imnie zabiją, nie dostajesz tych dwudziestu pięciu procent, tylko swojąpołówkę salda z szantażu.Pasuje ci to?- Tak.Kryty uwielbia robić interesy z Maćkiem.Uwielbia jego precyzję,jego rzeczowość i umiejętność chłodnej, błyskawicznej kalkulacji.Do tegojeszcze uważa, że robi świetny interes z czysto finansowego punktuwidzenia.Nagle jednak w jego głowie rodzi się denerwująca wątpliwość.- A skąd wiem, że mnie nie dymasz? Skąd wiem, że te kody sąprawdziwe, że to jest to konto, na które wpłynie kasa? Przecież nie mamżadnej pewności, że nie sprzedajesz mi teraz jakiejś bajki dla naiwnychtylko po to, żeby zgarnąć całą dolę i zostawić mnie na lodzie.Maciek znowu wpatruje się smutno w wydmuchiwany przez siebietytoniowy dym.W końcu mówi:- A pamiętasz jeszcze, co przed chwilą mówiłem o zaufaniu? Paręrazy już mi ocaliłeś życie, ufam, że dzisiaj też mnie uratujesz.Widzisz,ufam ci.Dlaczego ty miałbyś mi nie ufać?- Bo ja nikomu nie ufam - wypala bez zastanowienia Kryty i zaraztego żałuje.- To twój problem, gówno mnie on obchodzi - mówi chłodno Macieki wstaje od kuchennego stołu.Podchodzi do zlewu i nalewa sobie szklankę wody.Kryty siedzi, obraca w palcach karteczkę z kodami do banku i niebardzo wie, co powiedzieć.Maciek popija wolno wodę z kranu, jakby tobyło coś naprawdę smacznego.Mężczyzni patrzą na siebie przez chwilę.- Nie rób tego, Maciek.Nie idz do nich dzisiaj - mówi cicho Kryty.Maciek tylko uśmiecha się krótko i wbija wzrok w trzymaną w rękuszklankę.Za oknem już szarzeje, za piętnaście minut będzie całkiemciemno.Wieczór zbliża się szybko i nieubłaganie.Najgorsze jest to, że niewiadomo, co ze sobą przyniesie.Nagle słychać sygnał esemesa w Maćkowej komórce.Maciek nachwilę wychodzi z kuchni.Kiedy wraca, jest trochę bledszy niż przedchwilą.- Porywacze się odezwali.Wyznaczyli mi spotkanie na dziesiątąwieczorem.OdludzieInstrukcje co do miejsca i sposobu przeprowadzenia spotkaniaprzekazane przez porywaczy były bardzo konkretne i precyzyjne.Bocznymi drogami trzeba było dojechać samochodem do sporego lasu wokolicach Góry Kalwarii.Potem od skrzyżowania przy drewnianymkrzyżu będącym starym pomnikiem powstańców styczniowych Maciekmiał iść pieszo.Miał skierować się polną drogą wzdłuż linii lasu i iśćokoło kilometra.Na następnym skrzyżowaniu polnych dróg, na otwartejprzestrzeni z trzech stron otoczonej gęstym, młodym lasem, przydrewnianej myśliwskiej ambonie miało nastąpić spotkanie.Maciek miałbyć sam, miał być nieuzbrojony i miał dotrzeć na miejsce dokładnie odziesiątej wieczorem.Kryty znad mapy, którą właśnie pilnie studiował w kuchni, widziałkątem oka, jak Maciek się trzęsie.Drżały mu dłonie, drżały mu usta, byłniespokojny i spięty.Kryty nie dziwił się temu.Miejsce wybrane przezporywaczy wyraznie wskazywało na cel tego spotkania.Chcieli Maćkazabić, Kryty nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości.Cycek opiera się o kuchenny blat w tymczasowym mieszkaniuKrytego na Kabatach i czeka, kiedy będzie mógł spojrzeć na mapęKrytego.Jest siódma wieczorem i właśnie zaczyna delikatnie prószyćdrobny śnieg.- Tam musi być pełno śniegu.Samo przejście kilometra polną,zaśnieżoną drogą zabierze ci dobrze ponad pół godziny - mówi Cycek niewiadomo po co.Kryty od razu rzuca mu krótkie, agresywne spojrzenie, mówiącewyraznie i dobitnie, co o nim myśli.- No co się patrzysz! To ważne! Nie wjedzie tam teraz żadensamochód, jeśli Maciek będzie na piechotę, to znaczy, że ci goście też.Przecież helikopterem tam nie przylecą!- Mogą przyjechać na kładach, nie pomyślałeś? - to oczywiścieKryty.- %7ładen kład nie przejedzie przez półmetrowy śnieg - to oczywiścieCycek.Cisza.Mężczyzni milczą [ Pobierz całość w formacie PDF ]