[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pójdę chyba; na górę. iSpojrzałNickowi prosto w twarz, z mocnym postanowieniem, że nie pokaże, jak bardzo jestzdenerwowany. Tak, na górę powiedział Nick.Obrócił się do psa, który skończył kolację i stałteraz pogrążony w zadumie. Skacz! rozkazał.Murphy wykonał błyskawiczny obrót i wzbił się w powietrze.Nick chwycił go wramiona i przytulił do piersi.Aapy psa i roześmiana mordka ukazały się nad jego ra-mieniem. Najwspanialsza rzecz u psów ciągnął Nick to że można je nauczyć kochać. Pochylił się nad stołem, sięgnął po butelkę, wyszedł powoli z pokoju i wciąż tulącpsa do piersi zaczął wstępować ciężko na schody.Toby szedł za nim.Stanęli na ma-łym podeście, gdzie było troje drzwi. To jest łazienka powiedział Nick. Mój pokój, twój pokój. Pchnął nogądrzwi i łokciem zapalił światło.Toby zobaczył czysty, schludny pokój, żelazne łóżko przykryte białą kapą, maty napodłodze, pomalowaną na biało komodę, otwarte okno.Gdy weszli do pokoju, wio-nęło na nich nocne powietrze, cieplejsze i pachnące kwiatami. Przyjemnie tu, prawda? powiedział Nick zagrzebując twarz w sierści Mu-rphy'ego.Toby speszył się.Powiedział: Strasznie panu dziękuję.Będzie mi tu bardzo wygodnie. Napijesz się? spytał Nick. Odrobina whisky z wodą przed snem? Dziękuję panu, ale nie piję odparł Toby. No cóż ciągnął Nick. Byłbym rad, gdybym mógł powiedzieć, że zanimstąd wyjedziesz, nauczymy cię pić dużymi haustami.Być może ze zdroju duchowego. Postawił psa na podłodze.Murphy zaczął podskakiwać, czepiać się łapami jegospodni, żądać, żeby go pan znów wziął na ręce. Zostawię ci chyba Murphy'ego powiedział Nick. Mamy trochę mało ko-ców.Rozgrzeje ci nad ranem nogi.Nic nie zastąpi dodatkowego psa na łóżku.Zosta-jesz tutaj! rozkazał psu wskazując na łóżko. Bardzo dziękuję bąknął Toby.Dałby sobie doskonale radę bez ;Murphy'ego,który wydawał się psem dość abominacyjnym. Będzie mi tu doskonale. Usiadłna łóżku.Był zmordowany i rozpaczliwie pragnął zostać sam.Nick stał w drzwiach i przyglądał się Toby'emu. Zanim pójdę, powiem ci coś śmiesznego oznajmił. Umieszczono cię tutaj,żebyś mnie pilnował. Uśmiechnął się i znowu był jakby sympatyczniejszy i młod-szy.Toby nie wiedział, co powiedzieć, więc też się uśmiechnął. No więc musimy się nawzajem pilnować, nie uważasz? ciągnął Nick. Niezamykaj drzwi, bo może Murphy będzie chciał wyjść w nocy.Spij dobrze. Zniknąłzostawiając drzwi szeroko otwarte.Toby był za bardzo zmęczony, żeby się dziwić czy snuć domysły.Poszedł na chwi-lę do łazienki, a wróciwszy zobaczył, że Murphy siedzi przy łóżku.Małpia inteligen-cja jego mordki była denerwująca, przyglądał się Toby'emu w znieruchomiałym na-pięciu, które zdawało się zapowiadać atak.Toby doszedł do wniosku, że powinienokreślić w jakiś sposób ich wzajemne stosunki, więc powiedział: Murphy dobrypiesek i wyciągnął rękę pojednawczym gestem.Murphy zastanawiał się chwilę nadtą propozycją, a potem zaczął lizać z namysłem wyciągniętą dłoń, patrząc na chłopcaspud rzęs, które wydały się Toby'emu niesłychanie długie jak na psa.To mu przypo-mniało, że Nick ma niesłychanie długie rzęsy jak na mężczyznę.Toby spojrzał na uchylone drzwi.Na podeście było ciemno, w domu panowała ci-sza.Chciał teraz zmówić pacierz.Ukląkł zerkając niespokojnie na drzwi, ale nie mógłsię skupić.Wstał i przeszedł przez pokój.Na drzwiach był od wewnątrz rygiel.Bardzocicho zamknął drzwi i zasunął rygiel.Rygiel nie zazgrzytał.Wrócił i po raz drugiukląkł przy łóżku, z zamkniętymi oczami.Natychmiast rozległo się drapanie.Murphystał przy drzwiach skrobiąc tępymi, twardymi pazurami po szparze.Toby zerwał się iotworzył drzwi, ale pies nie chciał wyjść.Stał patrząc na niego z wyrazem denerwują-cej życzliwości, a gdy Toby ukląkł po raz trzeci, Murphy podszedł i stanął tuż obok zidiotycznym ugrzecznieniem, owiewając mu kark oddechem.Toby poddał się.Zanad-to zmęczony na jakiekolwiek dalsze próby, zgasił światło i zostawiwszy drzwi otwartewpełzł do łóżka.Poczuł szarpnięcie, gdy Murphy wskoczył za nim, i zaraz potem cie-pły ciężar ułożył mu się na nogach.Przepojone nocnymi aromatami powietrze płynęłołagodnie od okna ku półotwartym drzwiom.W chwilę pózniej chłopiec i pies spalikamiennym snem.ROZDZIAA VBył następny ranek.Tuż po szóstej zbudziło domowników dzwonienie, Dora wie-działa jednak, że dotyczy tylko tych, którzy idą na mszę.Paweł wstał wcześnie, ale niepo to, żeby się modlić, tylko żeby pracować.Dora udawała, że śpi, i przyglądała musię, gdy pisał przy stole przysuniętym do samego okna.Blade słoneczne światło wcze-snego poranka letniego wypełniło pokój i Dora dostrzegała z łóżka bezchmurne niebo,prawie pozbawione koloru i zapowiadające następny upalny dzień.Przypomniała so-bie zmartwiona, że jej letnie sukienki zginęły wraz z walizką i że będzie musiała zno-wu włożyć gruby kostium [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
. Pójdę chyba; na górę. iSpojrzałNickowi prosto w twarz, z mocnym postanowieniem, że nie pokaże, jak bardzo jestzdenerwowany. Tak, na górę powiedział Nick.Obrócił się do psa, który skończył kolację i stałteraz pogrążony w zadumie. Skacz! rozkazał.Murphy wykonał błyskawiczny obrót i wzbił się w powietrze.Nick chwycił go wramiona i przytulił do piersi.Aapy psa i roześmiana mordka ukazały się nad jego ra-mieniem. Najwspanialsza rzecz u psów ciągnął Nick to że można je nauczyć kochać. Pochylił się nad stołem, sięgnął po butelkę, wyszedł powoli z pokoju i wciąż tulącpsa do piersi zaczął wstępować ciężko na schody.Toby szedł za nim.Stanęli na ma-łym podeście, gdzie było troje drzwi. To jest łazienka powiedział Nick. Mój pokój, twój pokój. Pchnął nogądrzwi i łokciem zapalił światło.Toby zobaczył czysty, schludny pokój, żelazne łóżko przykryte białą kapą, maty napodłodze, pomalowaną na biało komodę, otwarte okno.Gdy weszli do pokoju, wio-nęło na nich nocne powietrze, cieplejsze i pachnące kwiatami. Przyjemnie tu, prawda? powiedział Nick zagrzebując twarz w sierści Mu-rphy'ego.Toby speszył się.Powiedział: Strasznie panu dziękuję.Będzie mi tu bardzo wygodnie. Napijesz się? spytał Nick. Odrobina whisky z wodą przed snem? Dziękuję panu, ale nie piję odparł Toby. No cóż ciągnął Nick. Byłbym rad, gdybym mógł powiedzieć, że zanimstąd wyjedziesz, nauczymy cię pić dużymi haustami.Być może ze zdroju duchowego. Postawił psa na podłodze.Murphy zaczął podskakiwać, czepiać się łapami jegospodni, żądać, żeby go pan znów wziął na ręce. Zostawię ci chyba Murphy'ego powiedział Nick. Mamy trochę mało ko-ców.Rozgrzeje ci nad ranem nogi.Nic nie zastąpi dodatkowego psa na łóżku.Zosta-jesz tutaj! rozkazał psu wskazując na łóżko. Bardzo dziękuję bąknął Toby.Dałby sobie doskonale radę bez ;Murphy'ego,który wydawał się psem dość abominacyjnym. Będzie mi tu doskonale. Usiadłna łóżku.Był zmordowany i rozpaczliwie pragnął zostać sam.Nick stał w drzwiach i przyglądał się Toby'emu. Zanim pójdę, powiem ci coś śmiesznego oznajmił. Umieszczono cię tutaj,żebyś mnie pilnował. Uśmiechnął się i znowu był jakby sympatyczniejszy i młod-szy.Toby nie wiedział, co powiedzieć, więc też się uśmiechnął. No więc musimy się nawzajem pilnować, nie uważasz? ciągnął Nick. Niezamykaj drzwi, bo może Murphy będzie chciał wyjść w nocy.Spij dobrze. Zniknąłzostawiając drzwi szeroko otwarte.Toby był za bardzo zmęczony, żeby się dziwić czy snuć domysły.Poszedł na chwi-lę do łazienki, a wróciwszy zobaczył, że Murphy siedzi przy łóżku.Małpia inteligen-cja jego mordki była denerwująca, przyglądał się Toby'emu w znieruchomiałym na-pięciu, które zdawało się zapowiadać atak.Toby doszedł do wniosku, że powinienokreślić w jakiś sposób ich wzajemne stosunki, więc powiedział: Murphy dobrypiesek i wyciągnął rękę pojednawczym gestem.Murphy zastanawiał się chwilę nadtą propozycją, a potem zaczął lizać z namysłem wyciągniętą dłoń, patrząc na chłopcaspud rzęs, które wydały się Toby'emu niesłychanie długie jak na psa.To mu przypo-mniało, że Nick ma niesłychanie długie rzęsy jak na mężczyznę.Toby spojrzał na uchylone drzwi.Na podeście było ciemno, w domu panowała ci-sza.Chciał teraz zmówić pacierz.Ukląkł zerkając niespokojnie na drzwi, ale nie mógłsię skupić.Wstał i przeszedł przez pokój.Na drzwiach był od wewnątrz rygiel.Bardzocicho zamknął drzwi i zasunął rygiel.Rygiel nie zazgrzytał.Wrócił i po raz drugiukląkł przy łóżku, z zamkniętymi oczami.Natychmiast rozległo się drapanie.Murphystał przy drzwiach skrobiąc tępymi, twardymi pazurami po szparze.Toby zerwał się iotworzył drzwi, ale pies nie chciał wyjść.Stał patrząc na niego z wyrazem denerwują-cej życzliwości, a gdy Toby ukląkł po raz trzeci, Murphy podszedł i stanął tuż obok zidiotycznym ugrzecznieniem, owiewając mu kark oddechem.Toby poddał się.Zanad-to zmęczony na jakiekolwiek dalsze próby, zgasił światło i zostawiwszy drzwi otwartewpełzł do łóżka.Poczuł szarpnięcie, gdy Murphy wskoczył za nim, i zaraz potem cie-pły ciężar ułożył mu się na nogach.Przepojone nocnymi aromatami powietrze płynęłołagodnie od okna ku półotwartym drzwiom.W chwilę pózniej chłopiec i pies spalikamiennym snem.ROZDZIAA VBył następny ranek.Tuż po szóstej zbudziło domowników dzwonienie, Dora wie-działa jednak, że dotyczy tylko tych, którzy idą na mszę.Paweł wstał wcześnie, ale niepo to, żeby się modlić, tylko żeby pracować.Dora udawała, że śpi, i przyglądała musię, gdy pisał przy stole przysuniętym do samego okna.Blade słoneczne światło wcze-snego poranka letniego wypełniło pokój i Dora dostrzegała z łóżka bezchmurne niebo,prawie pozbawione koloru i zapowiadające następny upalny dzień.Przypomniała so-bie zmartwiona, że jej letnie sukienki zginęły wraz z walizką i że będzie musiała zno-wu włożyć gruby kostium [ Pobierz całość w formacie PDF ]