[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pamiętasz naszą wczorajszą rozmowę,prawda? Owszem, a o co chodzi? Groziłeś jednej z moich dziewczyn, Tanyi. Tawny. Obojętne. Nie groziłem jej.Rozmawiałem z nią. Właśnie.A czy po tej rozmowie nie przycisnąłeś jej trochę mocniej? O czym ty mówisz?Na biurku Rudy ego stała wielka miska z cukierkami.Sięgnął doniej swoją łapą wielką jak łopata. Tawny zadzwoniła do mnie wczoraj wieczorem.Rzuciła robotę. I myślisz, że ja miałem z tym coś wspólnego? A nie miałeś? Może rozmowa ze mną otworzyła jej oczy.No wiesz, to i lanie, ja-kie dostawała od twojego klienta, Carltona Flynna, a także praca w tejtwojej spelunie. Nie sądzę. Dlaczego? Jedna z moich dziewczyn mieszka razem z nią.Powiedziała, żeTawny wrzuciła swoje rzeczy do walizki i wybiegła.Napomknęła cośo tym, że ktoś właśnie ją przycisnął. Kto?Rudy wrzucił do ust miętówkę. Myślałem, że ty.Broome zmarszczył brwi. Gdzie jest teraz Tawny? Wyjechała.Autobusem. Kiedy? W nocy.Zadzwoniła do mnie z dworca autobusowego i powie- działa, że odchodzi.Broome usiłował to zrozumieć.Może było tak, jak początkowotwierdził.Te dziewczyny nie należały do szczególnie zrównoważonychosób.Tawny już była poturbowana.Miała złamany palec.Jej agresywnyniby-chłopak zaginął.Przesłuchiwał ją policjant.Zapewne uznała, żeczas z tym skończyć, i wróciła do domu. Ta dziewczyna, z którą mieszkała Tawny&  zaczął Broome. Nie ma jej tu.Poza tym ona nic nie wie. Rudy, to nie jest odpowiednia chwila, żebyś mnie bajerował.Rudy westchnął. Uspokój się, znasz mnie, jestem wzorowym obywatelem.Zciągnęją tu, ale tymczasem&  Wskazał na drzwi za plecami Broome a. Mojanajlepsza pracownica właśnie przybyła.Punktualnie, jak zawsze.Onanigdy się nie spóznia.Broome odwrócił się i zobaczył Lorraine zmierzającą na swoje miej-sce za barem. Hej, Broome.Odwrócił się z powrotem do Rudy ego.Ten miał teraz inny wyraztwarzy.Uprzejma maska, którą zazwyczaj pokazywał policjantom, na-gle znikła. Ona jest niezwykła.Mówię o Lorraine.Rozumiesz to, prawda? O co ci chodzi, Rudy? Jeśli przez to, co tu robisz, skrzywdzisz tę kobietę  Rudy ponow-nie wskazał na Lorraine, która właśnie wycierała bar  to guzik mnie ob-chodzi, jaką nosisz odznakę.Nie zostanie z ciebie nawet tyle, żeby zro-bić badanie DNA. 25Kilka godzin wcześniej Ken dotarł do szklanych drzwi na drewnia-nym tarasie domu Megan Pierce.Barbie poszła przez garaż  na wypa-dek gdyby wejście z tarasu było zamknięte.Okazało się to zbyteczne.Przesuwne szklane drzwi były otwarte.Ken po cichu je odsunął.Jużmiał wejść do środka, gdy usłyszał dzwonek.Odskoczył i pochylił się.Do domu wszedł ten policjant, Broome.Ken miał ochotę zakląć, ale nigdy tego nie robił.W takich chwilachużywał swojego ulubionego słowa:  zwłoka.Ponieważ to nie było nicinnego.Człowieka nie ocenia się po tym, ile razy upada.Ważne jest, ilerazy się podnosi.Wysłał SMS-a do Barbie, żeby nie ruszała się z miejsca.Spróbowałbypodsłuchać rozmowę, ale byłoby to zbyt ryzykowne.Nieważne.Ken po-został na zewnątrz, niewidoczny.Na podwórku Pierce ów za domemstały wygodne meble od Browna Jordana.Była tam fontanna w rogu,bramka piłkarska rzeczywistej wielkości oraz cedrowa huśtawka, którazdecydowanie pamiętała lepsze dni.Dom wyglądał naprawdę przyjem-nie.Ken zastanawiał się, jaki związek ta pozornie zwyczajna kobietai matka miała ze zniknięciem Carltona Flynna, ale jego praca polegaławłaśnie na tym, żeby się tego dowiedzieć.Czekał.Myślał o dzieciach Megan Pierce.Niemal widział, jak kopiąpiłkę do tej bramki, wylegują się na leżakach, smażą hamburgery narożnach. Zastanawiał się, jak to jest być ojcem rodziny.Dzieci.Rodzinne obia-dy.Grillowanie.Kościół w niedziele.Piękna żona uśmiechająca sięprzez takie rozsuwane szklane drzwi, gdy on uczy syna łapać piłkę.Kenpragnął takiego życia.Chciał go dla siebie i  co zrozumiałe  dla Barbie.Niemal widział ją teraz za tą szybą, z uśmiechem na twarzy, przepełnio-ną miłością.Widział, jak kładą dzieci spać, upewniając się, że wszystkieumyły zęby i zmówiły paciorek, a potem we dwoje, trzymając się zaręce, idą do swojej sypialni.Widział, jak Barbie zamyka drzwi i odwracasię do niego.Czegóż więcej mógł pragnąć mężczyzna?Oczywiście wiedział, że to nie będzie takie proste.Miał zahamowa-nia, ale nawet tymi mógł dzielić się ze swoją ukochaną.Na co czekał?Znów odwrócił się w stronę domu.Na myśl o tym, że ma odebraćmatkę niewinnym dzieciom, czuł odrazę, ale w tym momencie nie wi-dział innego rozwiązania.Minęło piętnaście minut.Megan Pierce wsia-dła z detektywem Broome em do jego samochodu.Kiedy odjechali, Keni Barbie spotkali się przy wypożyczonym wozie. Jak myślisz, co robił tu funkcjonariusz policji?  spytała Barbie. Nie wiem. Powinniśmy byli przyjechać tu wczoraj. To było zbyt ryzykowne. I co teraz?Pojechali prosto na Garden State Parkway i na południe.Ken nie byłspecjalnie zatroskany.Broome i ta Pierce prawdopodobnie wracali doAtlantic City.Ken przyspieszył.Po przejechaniu trzech mil zauważyłsamochód Broome a.Został w tyle, nie zamierzał go śledzić.Teraz niebyło wątpliwości.Tamci wracali do Atlantic City.Dwie godziny pózniej Broome zajechał na parking przed posterun-kiem policji.Bocznymi drzwiami wprowadził Megan Pierce do środka. Co teraz?  spytała Barbie. Kocham cię  powiedział Ken. Co? Obrócił się do niej. Nigdy ci nie mówiłem.Ale i tak o tym wiesz.Skinęła głową. Ja też cię kocham.Uśmiechnął się i ujął jej dłoń. Dlaczego mówisz mi to teraz?  zapytała Barbie. Zrobię wszystko, żeby cię chronić  odparł. Chcę, żebyś o tymwiedziała. O tym także wiem.Wyjął telefon komórkowy i wybrał numer.Odebrano po trzecim sy-gnale. Goldberg. Dzień dobry, zastępco komendanta Goldberg  powiedział Ken.W słuchawce zapadło milczenie. Pamiętałem, że nie chciał pan, żebym mówił  panie Goldberg ciągnął Ken. Powiedział pan, że woli, abym zwracał się do pana  za-stępco komendanta. Tak  odparł tamten bardzo ostrożnie. Czego chcecie? Jestem tro-chę zajęty. Nie chcę panu przeszkadzać, zastępco komendanta, ale to nagłasprawa. Słucham. Pański kolega detektyw Broome właśnie wszedł na posterunek. I co? Jest z nim kobieta, niejaka Megan Pierce.Cisza. Musimy z nią porozmawiać. W ten sam sposób co z Harrym Suttonem? To nie pana zmartwienie. Akurat.Jak myślicie, dlaczego jestem taki zajęty? Zastępco komendanta Goldberg, niech pan znajdzie sposób, żeby-śmy ją przejęli. Przejęli?  Niech pan nas powiadomi, kiedy i którędy ona wyjdzie.Najlepiejbyłoby, gdyby wyszła sama.Cisza. Panie Goldberg?Tym razem bez  zastępcy komendanta.Celowo pominął ten tytuł. Rozumiem  rzekł Goldberg, zanim się rozłączył.Ken wziął Barbieza rękę. Nie powinniśmy się pobrać?  zapytał. To raczej nie jest właściwa forma oświadczyn.Jednak uśmiechnęła się, mówiąc to, i jego serce uleciało pod niebo.Siedział obok tej kobiety, która tyle dla niego znaczyła, swojej partnerkiwe wszystkim, swojej bratniej duszy, i pozwalał swemu sercu szybo-wać. Masz rację.Przygotuję właściwe oświadczyny. A ja przygotuję się, by należycie odpowiedzieć  tak.Trzymali sięza ręce, obserwowali drzwi i cieszyli się chwilą.Po kilku minutach de-tektyw Broome wyszedł z budynku.Sam.Barbie puściła dłoń Kena. Powinniśmy się rozdzielić  powiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl