[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podszedłem prosto do lodówki, wyjąłem piwo i rzuciłem się na kanapę. Nie pojechałeś na farmę?Pokręcił głową, usiadł obok mnie i wziął swoją butelkę ze stolikado kawy. Nie.Jack jest z dziadkami. Aha. To wszystko wyjaśniało.Jase zwykle spędzał weekendyna rodzinnej farmie.Zerknął na mnie. Umówiłeś się z rudą? Z Babeczką?Spod fali włosów spłynęły ciemne brwi i złączyły się nad jegonosem. Co? Ruda ma na imię Avery.Ale nie.Robiliśmy zadanie zastronomii.Jesteśmy partnerami. No tak. Napił się piwa i zrobił głupią minę. Ale& kontynuował, a ja wywróciłem oczami  czemu w takim razie gapiłeśsię na drzwi do jej mieszkania? A skąd o tym wiesz? Bo cię obserwowałem przez wizjer. Zboczeniec  roześmiałem się i też się napiłem.Minęło kilkaminut, zanim dodałem:  Zaprosiłem ją na randkę. Aha. Nie wyglądał na zainteresowanego. Spuściła mnie po brzytwie.Odwrócił do mnie głowę, a w jego szarych oczach zabłysłyiskierki zainteresowania.  Co? Tak jest. Z szerokim uśmiechem opadłem na poduszki. I toostro.Jase zawisł na oparciu kanapy i śmiał się tak strasznie, że bałemsię, że pouszkadza sobie narządy wewnętrzne. Już ją lubię. Ja też  powiedziałem z westchnieniem. Ja też. Rozdział 7Zwieży chlebek bananowo-orzechowy stygł na blacie i wypełniałmieszkanie rozkosznym zapachem.Spojrzałem na zegarek w piekarniku.Za pięć ósma.Przeczesałem palcami wilgotne włosy i odpuściłem myśl opołożeniu się spać.Olliemu urwał się film w salonie, gdzie leżał napodłodzie i chrapał, a jak ostatnio zaglądałem do swojego pokoju,widziałem Jase a rozwalonego w nogach mojego łóżka.A nie byłoludzkiej siły, która zmusiłaby mnie do dotykania jakiejkolwiek częściłóżka Olliego jakąś częścią skóry czy ubrania.Nawet nie chodziło o to, że nie mogłem spać z powoduchłopaków.W każdej chwili mogłem przecież zamknąć się w swoimpokoju, ale mój mózg i tak by się nie uspokoił.Częściowo obwiniałemo to piątkowe spotkanie i to, co powiedział doktor Bale.Nie mogłemteż przestać myśleć o Jasie.Wczoraj, jak Ollie już odpadł, a Jase byłnawalony bardziej niż całe bractwo razem wzięte, zaczął o sobiemówić, a ja nie wiedziałem, jak mu pomóc.Poza tym nie mogłem przestać myśleć o dziewczynie znaprzeciwka.Babeczka dała mi kosza.Znowu wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i zacząłem sięzastanawiać, jak przekuć jej odmowę w zgodę.Obróciłem się na pięcie, sięgnąłem do drzwi lodówki i się.Co toniby było? Jakieś wyzwanie? Avery od samego początku ode mnieuciekała, a przecież zwykle dziewczyny się do mnie garnęły.Kiedy wczoraj mówiłem jej, dlaczego chciałbym iść z nią narandkę, mówiłem prawdę.Fascynowała mnie.Nie była jak innedziewczyny, z którymi się zadawałem: ogarnięte, chętne i flirtujące.Nie, żeby coś z nimi było nie tak, ale Avery była inna.Rozśmieszałamnie.Może nie miała takiego zamiaru, ale uwielbiałem patrzeć, jak sięrumieni z najbłahszego powodu.A kiedy się uśmiechała?Promieniała jaśniej niż jakakolwiek znana mi dziewczyna.Może to wszystko miało jakiś związek z wyzwaniem.Naprawdęnie wiedziałem, ale w chwili, kiedy otworzyłem lodówkę i sięgnąłempo jajka, tak naprawdę miałem to gdzieś.Lubiłem ją. I w najbliższym czasie nie zamierzałem się kłaść, więc czemuprzyczyna mojej bezsenności miała się błogo wysypiać w tenniedzielny poranek?Kiedy tylko przyszło mi to do głowy, nie zastanawiałem się anichwili.Babeczka pewnie nie będzie zachwycona, ale nikt, nawet ona,nie oprze się mojemu chlebkowi bananowo-orzechowemu.Wziąłem potrzebne rzeczy i podszedłem do drzwi.Stamtądusłyszałem mamrotanie Olliego: Bez pomidorów, z dodatkowym bekonem. Co ty gadasz?  spojrzałem przez ramię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl