[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Z Toronto. Dobrze znam to miasto. Co ty powiesz? Naprawdę.Jadłeś kiedyś w Rosedale Diner naParker Street? To na Yonge Street.Najlepsze hamburgery wmieście. Oho, już mnie sprawdzał. A twoi rodzice? Nie żyją. Wzruszyłem ramionami. Zostawili miw spadku trochę gotówki, ale tyle tego, co kot napłakał. Do jakiej szkoły chodziłeś? Do St.Michael s College.Potem studiowałemhistorię na McGill.Orłem nie byłem, ale dyplomwystarczył, żeby mnie przyjęli do szkółki podoficerskiejkanadyjskich sił zbrojnych. To była moja legenda PeteraSamsona, kanadyjskiego awanturnika, spreparowanaprzez specjalistów z Firmy.Nic był za chudy w uszach,żeby ją podważyć.Od urodzenia do chwili obecnej byłemPeterem Samsonem, na dowód czego miałemudokumentowane wykształcenie, historie kredytowe orazsłużbę w kanadyjskich siłach zbrojnych.No, chyba że Firma wykasowała tę fałszywątożsamość.Bo w takim wypadku Peter Samson w ogóleby nie istniał. Znasz Amsterdam? spytał Nic.Pociągnąłem kolejny długi łyk piwa i stłumiłembeknięcie. Nie za bardzo.W każdym razie nie tak jak Pragę,Warszawę czy Budapeszt. Widzę, że preferujesz Europę Wschodnią. Tam są lepsze warunki do rozwinięcia skrzydeł. W jakiej branży, na przykład? W takiej, o której z obcymi się nie rozmawia odparłem, chichocząc znacząco.On też się roześmiał. No, nie, Sam powiedział po chwili niezręcznegomilczenia. Stanąłeś w mojej obronie.Jesteśmy terazprzyjaciółmi. No, dobrze, jak już cię to tak interesuje, to wspedycji przesyłek.Dbam o to, żeby towar dotarł tam,dokąd ma dotrzeć.Sugerowałem subtelnie, że zajmuję się szmuglem ijeśli Piet był, jak twierdził Gregor, przemytnikiem, tomoje szanse na zatrudnienie, a przynajmniej na rozmowęwstępną z nim niepomiernie rosły.A od Pieta tylko krokdo człowieka z blizną.Proste.Nic przypalił sobie papierosa i sięgnął po szklankę. Dajmy na to, dokąd? Głównie Ameryka Północna. To tam, jakzdążyłem się zorientować, Piet słał swoje lewe dostawy,ale jakieś zadrażnienia z Turkami sprawiły, że ten kanałnie był już pewny. Może miałbym dla ciebie fuchę, ale musiałbymnajpierw pogadać z klientem. Chyba nie z tym Pietem, co nie płaci? Piet płaci, tylko ci Turcy są w gorącej wodziekąpani.Odchrząknąłem i wzruszyłem ramionami. Słuchaj, specjalizuję się w przerzucaniu towaru doStanów i jestem w tym dobry.Interesuje cię to, dobrze.Nie interesuje, rozmowa skończona. Najważniejsze tonie przejawiać zbytniej gorliwości.Nic odczekał kilka sekund, potem powiedział: Chyba miałbym coś dla ciebie.Dobrze płatnego.Dwa tysiące euro na tydzień, w żywej gotówce. Nie będę ukrywał, że zaczyna mi brakować nabrowar.A więc chyba zgoda. Zakreśliłem palcem kółkow wychlapanym na blat piwie. Jak się z tobąkontaktować? Masz komórkę? Mam.Podsunął mi serwetkę. Zapisz numer.Zapisałem.Nazwiska nie podałem. Decyduj się szybko.Nie wiem, czy długo tu jeszczezabawię. Dobra. Schował serwetkę do kieszeni i rzucił nastolik kilka banknotów euro. Strzel sobie jeszcze jednopiwko albo zamów coś na ząb. Z tymi słowami wstał iskierował się do wyjścia.Patrzyłem, jak idzie przez plac Dam.Kiedy był jużblisko pomnika Narodowego, też wstałem i wyszedłem zknajpki w noc.Nic skręcał właśnie za róg.Kierował się napołudnie, na kanał Prinsengracht.Było już zupełnieciemno.Zaczekałem w cieniu, aż przetnie ulicę i przejdzieprzez most.Potem ruszyłem za nim.Gdyby się terazobejrzał, zobaczyłby mnie, ale nie obejrzał się, rozmawiałw marszu przez komórkę.Szedłem za nim, zachowując bezpieczny dystans.Wpewnej chwili zatrzymał się przy nim samochód.Nicwsiadł, auto ruszyło z kopyta i skręciło w Singel, głównąarterię przebiegającą łukiem przez Amsterdam.Szedłem dalej, rozglądając się za taksówką.Jak nazłość ani jednej.Nagle pisk opon, drogę zajechał mi mały niebieskisedan.Otworzyły się drzwiczki od strony pasażera.Mila. Wskakuj, tumanie.Ruszyła, zanim zdążyłem je za sobą zatrzasnąć. Mogłeś wszystko spartolić, dać się nakryć.Musiałabym cię wtedy zabić.%7łebyś nas nie wsypał.Zdębiałem.Nie wiedziałem, czy kpi, czy o drogępyta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
. Z Toronto. Dobrze znam to miasto. Co ty powiesz? Naprawdę.Jadłeś kiedyś w Rosedale Diner naParker Street? To na Yonge Street.Najlepsze hamburgery wmieście. Oho, już mnie sprawdzał. A twoi rodzice? Nie żyją. Wzruszyłem ramionami. Zostawili miw spadku trochę gotówki, ale tyle tego, co kot napłakał. Do jakiej szkoły chodziłeś? Do St.Michael s College.Potem studiowałemhistorię na McGill.Orłem nie byłem, ale dyplomwystarczył, żeby mnie przyjęli do szkółki podoficerskiejkanadyjskich sił zbrojnych. To była moja legenda PeteraSamsona, kanadyjskiego awanturnika, spreparowanaprzez specjalistów z Firmy.Nic był za chudy w uszach,żeby ją podważyć.Od urodzenia do chwili obecnej byłemPeterem Samsonem, na dowód czego miałemudokumentowane wykształcenie, historie kredytowe orazsłużbę w kanadyjskich siłach zbrojnych.No, chyba że Firma wykasowała tę fałszywątożsamość.Bo w takim wypadku Peter Samson w ogóleby nie istniał. Znasz Amsterdam? spytał Nic.Pociągnąłem kolejny długi łyk piwa i stłumiłembeknięcie. Nie za bardzo.W każdym razie nie tak jak Pragę,Warszawę czy Budapeszt. Widzę, że preferujesz Europę Wschodnią. Tam są lepsze warunki do rozwinięcia skrzydeł. W jakiej branży, na przykład? W takiej, o której z obcymi się nie rozmawia odparłem, chichocząc znacząco.On też się roześmiał. No, nie, Sam powiedział po chwili niezręcznegomilczenia. Stanąłeś w mojej obronie.Jesteśmy terazprzyjaciółmi. No, dobrze, jak już cię to tak interesuje, to wspedycji przesyłek.Dbam o to, żeby towar dotarł tam,dokąd ma dotrzeć.Sugerowałem subtelnie, że zajmuję się szmuglem ijeśli Piet był, jak twierdził Gregor, przemytnikiem, tomoje szanse na zatrudnienie, a przynajmniej na rozmowęwstępną z nim niepomiernie rosły.A od Pieta tylko krokdo człowieka z blizną.Proste.Nic przypalił sobie papierosa i sięgnął po szklankę. Dajmy na to, dokąd? Głównie Ameryka Północna. To tam, jakzdążyłem się zorientować, Piet słał swoje lewe dostawy,ale jakieś zadrażnienia z Turkami sprawiły, że ten kanałnie był już pewny. Może miałbym dla ciebie fuchę, ale musiałbymnajpierw pogadać z klientem. Chyba nie z tym Pietem, co nie płaci? Piet płaci, tylko ci Turcy są w gorącej wodziekąpani.Odchrząknąłem i wzruszyłem ramionami. Słuchaj, specjalizuję się w przerzucaniu towaru doStanów i jestem w tym dobry.Interesuje cię to, dobrze.Nie interesuje, rozmowa skończona. Najważniejsze tonie przejawiać zbytniej gorliwości.Nic odczekał kilka sekund, potem powiedział: Chyba miałbym coś dla ciebie.Dobrze płatnego.Dwa tysiące euro na tydzień, w żywej gotówce. Nie będę ukrywał, że zaczyna mi brakować nabrowar.A więc chyba zgoda. Zakreśliłem palcem kółkow wychlapanym na blat piwie. Jak się z tobąkontaktować? Masz komórkę? Mam.Podsunął mi serwetkę. Zapisz numer.Zapisałem.Nazwiska nie podałem. Decyduj się szybko.Nie wiem, czy długo tu jeszczezabawię. Dobra. Schował serwetkę do kieszeni i rzucił nastolik kilka banknotów euro. Strzel sobie jeszcze jednopiwko albo zamów coś na ząb. Z tymi słowami wstał iskierował się do wyjścia.Patrzyłem, jak idzie przez plac Dam.Kiedy był jużblisko pomnika Narodowego, też wstałem i wyszedłem zknajpki w noc.Nic skręcał właśnie za róg.Kierował się napołudnie, na kanał Prinsengracht.Było już zupełnieciemno.Zaczekałem w cieniu, aż przetnie ulicę i przejdzieprzez most.Potem ruszyłem za nim.Gdyby się terazobejrzał, zobaczyłby mnie, ale nie obejrzał się, rozmawiałw marszu przez komórkę.Szedłem za nim, zachowując bezpieczny dystans.Wpewnej chwili zatrzymał się przy nim samochód.Nicwsiadł, auto ruszyło z kopyta i skręciło w Singel, głównąarterię przebiegającą łukiem przez Amsterdam.Szedłem dalej, rozglądając się za taksówką.Jak nazłość ani jednej.Nagle pisk opon, drogę zajechał mi mały niebieskisedan.Otworzyły się drzwiczki od strony pasażera.Mila. Wskakuj, tumanie.Ruszyła, zanim zdążyłem je za sobą zatrzasnąć. Mogłeś wszystko spartolić, dać się nakryć.Musiałabym cię wtedy zabić.%7łebyś nas nie wsypał.Zdębiałem.Nie wiedziałem, czy kpi, czy o drogępyta [ Pobierz całość w formacie PDF ]