[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zaparkował bez trudu.Było to jedyne miejsce w ścisłymcentrum, gdzie dało się jeszcze znalezć czasem jakiekolwiek miejsce do parkowaniapoza specjalistycznymi nad - lub podziemnymi budowlami.Wysiadła z ciężkim sercem.Staszewski usiłował ją uspokoić.- Kochanie, nikt nam dzisiaj nie podał żadnego środka, a ja chcę się tylkorozejrzeć.Jedno spojrzenie i wychodzimy.OK?Mariola miała dreszcze na plecach.Przeczucie, choć nie była policjantem, rzadkoją zawodziło.Sławek nazywał to kobiecym szóstym zmysłem.Często korzystał z jejrad, czy raczej sugestii.Sam nie miewał przeczuć.Był człowiekiem do cnaracjonalnym, który nie wierzył w nic poza faktami i własnymi przemyśleniami.Swojesukcesy zawdzięczał poza ciężką pracą nonkonformizmowi, inteligencji i jakiejśnieprawdopodobnej wręcz, wybiórczej pamięci.W związku z tym nie byłsystematyczny.Na komendzie nazywano go hrabia Staszewski.Potrafił nieprzychodzić na odprawy albo w ogóle nie przychodzić do pracy.Stałe godzinyurzędowania - jak to nazywał - przyprawiały go o depresję.Zawsze był malkontentem,zawsze miał swoje zdanie.A ponieważ okazywał się przy tym naprawdę skuteczny,potwornie kłuł w oczy tych, którzy za komendantem teczkę nosili i było to ichnajważniejsze osiągnięcie.Weszli na wewnętrzny dziedziniec.Widok, który uspokoił nawet Mariolę.Rozkwitające klomby, stara studnia, zewsząd okna otaczających budynków, awszystko to skąpane w ostrym słońcu.I jak tu myśleć o duchach, zjawiskachnadprzyrodzonych czy jakiejś sekcie? To przecież bzdury.Wszystko wydawało siębardzo normalne.Mariolę zaskoczyła maleńka powierzchnia.Wyobrażała sobie, żeplac będzie dużo większy.Poza tym - nie mogła uwierzyć, że Miszczuk i inniwybuchali właśnie tutaj.Usiedli na małym murku okalającym jeden z kwietników.Sławek zapalił kolejnego papierosa.Kiedyś spytał koleżanki: Czy jest jeszcze jakiśnałóg, którego nie mam?.Znajoma po dłuższym zastanowieniu odparła: Niećpasz!.- Wiesz co? - powiedział.- Przez cały czas mam wrażenie, że zabieram się do tegood dupy strony.- Do czego? - Spojrzała zdziwiona.- Do śledztwa.To przecież nie były wybuchy.- Co?! - Aż podskoczyła.- Przecież widziałeś ciała w kostnicy.- Skutek to jedno, a przyczyna może być inna.Zawsze kiedy obserwator jestspanikowany, widzi nie to, co się naprawdę dzieje.A potem opowiada takie bzdury, żeuszy więdną.Dodaje też coś od siebie.Opowieść się zmienia, ewoluuje, a słuchacz,szczególnie rutynowy, jak na policji, przykłada do niej własny, znany szablon.Zamyślił się.- To nie były wybuchy.- A co?- Skojarzenie jest proste.Trochę pomagają leki antyhistaminowe.Ale tylkotrochę, nie do końca.- Powiesz mi wreszcie, co to jest?Wydmuchnął kółko dymu z ust.- Alergia.Mariola dłuższą chwilę siedziała oniemiała.- Zwariowałeś.Przecież te ciała sekcjonowali anatomopatolodzy.Nie wykrylibytego? Przecież to fachowcy.- Policyjni lekarze.Fachowcy tak, ale rutyniarze.Po co badać inne ścieżki?Przecież widać, że to wybuch.I tłumaczą, że można zeżreć nadmanganian i popićkwasem albo łykać semteks.To brednie.Nie inaczej.- Jak może alergia spowodować wybuch?- Tego nie wiem.Myślę o czym innym.Jak to pięknie brzmi: wybuch wewnętrzny,UFO, spisek rządowy, samozapłon.Tymczasem jedynym udokumentowanymprzypadkiem jest opisany przez Miszczuka incydent spalenia się przez oficera UB.Aleon to zrobił klasycznie.Wylał na siebie kanister z benzyną i ciach zapałką.Zresztą itak musiał się dostrzelić.- Nie mogę uwierzyć.- Potrząsnęła głową.- Zaraz.Przecież Grunewald teżopisywał samozapalenia.- Opisywał na podstawie czyjejś relacji.Sam niczego nie widział.Identycznymechanizm: spietrany, zszokowany świadek.Nic ci nie powie poza: Zobaczyłemmorze ognia, on się palił bez przyczyny, o Jezu, Jezu, Jezu.Podziwiała dystans Sławka i suche spojrzenie na całość.Jego niekonwencjonalnyumysł działał naprawdę inaczej niż wszystkie inne.- Ciągle nie mogę uwierzyć.- To posłuchaj, kiedyś ugryzł mnie giez.Twarz bardzo szybko spuchła mi tak, żenic nie widziałem.Musiałem podnosić sobie brwi palcami, żeby móc zadzwonić napogotowie.To nie był wybuch, ale wyglądałem jak trzystukilowy Nosferatu.Kiedywbiłem palec w czoło, to wgłębienie pozostawało przez parę minut.Zresztą inaczej.Ostatnio zmarła znana aktorka.Od ukąszenia zwykłej osy.Ale opowiem ci onajlepszym przypadku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Zaparkował bez trudu.Było to jedyne miejsce w ścisłymcentrum, gdzie dało się jeszcze znalezć czasem jakiekolwiek miejsce do parkowaniapoza specjalistycznymi nad - lub podziemnymi budowlami.Wysiadła z ciężkim sercem.Staszewski usiłował ją uspokoić.- Kochanie, nikt nam dzisiaj nie podał żadnego środka, a ja chcę się tylkorozejrzeć.Jedno spojrzenie i wychodzimy.OK?Mariola miała dreszcze na plecach.Przeczucie, choć nie była policjantem, rzadkoją zawodziło.Sławek nazywał to kobiecym szóstym zmysłem.Często korzystał z jejrad, czy raczej sugestii.Sam nie miewał przeczuć.Był człowiekiem do cnaracjonalnym, który nie wierzył w nic poza faktami i własnymi przemyśleniami.Swojesukcesy zawdzięczał poza ciężką pracą nonkonformizmowi, inteligencji i jakiejśnieprawdopodobnej wręcz, wybiórczej pamięci.W związku z tym nie byłsystematyczny.Na komendzie nazywano go hrabia Staszewski.Potrafił nieprzychodzić na odprawy albo w ogóle nie przychodzić do pracy.Stałe godzinyurzędowania - jak to nazywał - przyprawiały go o depresję.Zawsze był malkontentem,zawsze miał swoje zdanie.A ponieważ okazywał się przy tym naprawdę skuteczny,potwornie kłuł w oczy tych, którzy za komendantem teczkę nosili i było to ichnajważniejsze osiągnięcie.Weszli na wewnętrzny dziedziniec.Widok, który uspokoił nawet Mariolę.Rozkwitające klomby, stara studnia, zewsząd okna otaczających budynków, awszystko to skąpane w ostrym słońcu.I jak tu myśleć o duchach, zjawiskachnadprzyrodzonych czy jakiejś sekcie? To przecież bzdury.Wszystko wydawało siębardzo normalne.Mariolę zaskoczyła maleńka powierzchnia.Wyobrażała sobie, żeplac będzie dużo większy.Poza tym - nie mogła uwierzyć, że Miszczuk i inniwybuchali właśnie tutaj.Usiedli na małym murku okalającym jeden z kwietników.Sławek zapalił kolejnego papierosa.Kiedyś spytał koleżanki: Czy jest jeszcze jakiśnałóg, którego nie mam?.Znajoma po dłuższym zastanowieniu odparła: Niećpasz!.- Wiesz co? - powiedział.- Przez cały czas mam wrażenie, że zabieram się do tegood dupy strony.- Do czego? - Spojrzała zdziwiona.- Do śledztwa.To przecież nie były wybuchy.- Co?! - Aż podskoczyła.- Przecież widziałeś ciała w kostnicy.- Skutek to jedno, a przyczyna może być inna.Zawsze kiedy obserwator jestspanikowany, widzi nie to, co się naprawdę dzieje.A potem opowiada takie bzdury, żeuszy więdną.Dodaje też coś od siebie.Opowieść się zmienia, ewoluuje, a słuchacz,szczególnie rutynowy, jak na policji, przykłada do niej własny, znany szablon.Zamyślił się.- To nie były wybuchy.- A co?- Skojarzenie jest proste.Trochę pomagają leki antyhistaminowe.Ale tylkotrochę, nie do końca.- Powiesz mi wreszcie, co to jest?Wydmuchnął kółko dymu z ust.- Alergia.Mariola dłuższą chwilę siedziała oniemiała.- Zwariowałeś.Przecież te ciała sekcjonowali anatomopatolodzy.Nie wykrylibytego? Przecież to fachowcy.- Policyjni lekarze.Fachowcy tak, ale rutyniarze.Po co badać inne ścieżki?Przecież widać, że to wybuch.I tłumaczą, że można zeżreć nadmanganian i popićkwasem albo łykać semteks.To brednie.Nie inaczej.- Jak może alergia spowodować wybuch?- Tego nie wiem.Myślę o czym innym.Jak to pięknie brzmi: wybuch wewnętrzny,UFO, spisek rządowy, samozapłon.Tymczasem jedynym udokumentowanymprzypadkiem jest opisany przez Miszczuka incydent spalenia się przez oficera UB.Aleon to zrobił klasycznie.Wylał na siebie kanister z benzyną i ciach zapałką.Zresztą itak musiał się dostrzelić.- Nie mogę uwierzyć.- Potrząsnęła głową.- Zaraz.Przecież Grunewald teżopisywał samozapalenia.- Opisywał na podstawie czyjejś relacji.Sam niczego nie widział.Identycznymechanizm: spietrany, zszokowany świadek.Nic ci nie powie poza: Zobaczyłemmorze ognia, on się palił bez przyczyny, o Jezu, Jezu, Jezu.Podziwiała dystans Sławka i suche spojrzenie na całość.Jego niekonwencjonalnyumysł działał naprawdę inaczej niż wszystkie inne.- Ciągle nie mogę uwierzyć.- To posłuchaj, kiedyś ugryzł mnie giez.Twarz bardzo szybko spuchła mi tak, żenic nie widziałem.Musiałem podnosić sobie brwi palcami, żeby móc zadzwonić napogotowie.To nie był wybuch, ale wyglądałem jak trzystukilowy Nosferatu.Kiedywbiłem palec w czoło, to wgłębienie pozostawało przez parę minut.Zresztą inaczej.Ostatnio zmarła znana aktorka.Od ukąszenia zwykłej osy.Ale opowiem ci onajlepszym przypadku [ Pobierz całość w formacie PDF ]