[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktokolwiek za tym stał, musiał zostać powstrzymany, i jeśli mogłam się temuprzysłużyć, czy rzeczywiście miałam prawo odejść?I czy byłoby to bezpieczne? Najpierw napadli na mnie na dworcu kolejowym, długoprzed tym, zanim naprawdę zostałam przydzielona do tego śledztwa.Poza tym wilk w moimwnętrzu miał już serdecznie dość i pragnął zemsty w naprawdę paskudnym stylu.- Nie zapominaj, że już dziesięciu strażników straciło życie - dodał Jack, kierując tesłowa do Rhoana, ale jego spojrzenie nie opuszczało mojej twarzy.- Musimy to zakończyć.- Riley nie jest nawet strażnikiem! - Rhoan zerwał się z krzesła z zaciśniętymi w pięścidłońmi i wściekłością malującą się na twarzy.- Jak możesz oczekiwać, że przeżyje to, czegonie udało się przetrwać pozostałym?- Bo jest twarda - odgryzł się Jack - i jest dhampirem, tak samo jak jej brat.%7ładne zwas nie jest w stanie wyobrazić sobie, jaka to zaleta.- I siedzi też w tym cholernym pokoju, a nie w innym budynku, i wszystko słyszy -wtrąciłam.- Rhoan, siadaj i uspokój się.Jack, daj mi sekundę na wypicie kawy i złapanieoddechu, dobra? Z kubkiem w dłoni wstałam i wyszłam na balkon.Nocne powietrze było zimne jaklód.Zaciągnęłam się nim głęboko.Nie usunęło jednak strachu kotłującego się w moimwnętrzu.Nie bałam się tego, co musiałam zrobić, tylko tego, czym mogłam się stać.Oparłam się o kutą, żelazną balustradę i upiłam łyk aromatycznej, orzechowej kawy.Wiatr szeleścił w koronach pobliskich drzew i podnosił włoski na moim karku.Miałamwrażenie, że dotykają go palce jakiegoś ducha.Zamknęłam oczy, próbując wchłonąć w siebie odrobinę spokoju, jakim tchnęła tachłodna noc i światło gwiazd.I mimo że nie usłyszałam żadnego dzwięku, kusząca pieszczota drzewa sandałowegona chwilę zdominowała zapach kawy i zdradziła mi, że nie byłam sama.Quinn oparł się obalustradę.Jego ciało znajdowało się kilka centymetrów od mojego, czułam na swojej skórzebijące od niego ciepło.- To przez księżyc? - spytał cichym głosem.- Częściowo.Jack zdaje się zapominać, że jutrzejszej nocy Rhoan, Liander i jazmienimy się w wilki.- Do tego czasu na pewno będzie już po wszystkim.Uchyliłam powieki.Gwiazdy odbijały się w jego ciemnych oczach.- Nie przyszedłeś tu, żeby mnie zatrzymać?Rzucił mi słodko-gorzki uśmiech.- Nie mam prawa tego robić.- Jeszcze kilka minut temu to nie miało dla ciebie żadnego znaczenia.Wzruszył ramionami.- To dlatego, że zaskoczyła mnie propozycja Jacka.- Ale teraz, gdy zdążyłeś wszystko przemyśleć, doszedłeś do wniosku, że może to byćnajszybszy sposób na odnalezienie twojego przyjaciela, prawda?Utrzymał moje spojrzenie.- Prawda.Odwróciłam wzrok i upiłam kolejny łyk kawy.- Zrobienie tego pociąga za sobą duże ryzyko, a Talon nie jest głupcem.- Jack również nim nie jest.Ufam mu.- A ja nie ufam Talonowi.- Spojrzałam w niebo.- To on umieścił w moim ramieniuten chip.Jeśli mnie dorwie, pierwszą rzeczą, jaką zrobi, będzie usunięcie nadajnika.- Nie będzie się jednak spodziewał, że ja również taki noszę.Rzuciłam mu ostre spojrzenie.Uśmiech, który zagościł na jego ustach, nie sięgał oczu. - Nie pójdziesz tam sama.- Gdyby ktokolwiek miał tam ze mną iść, byłby to Rhoan.Przeszedł szkolenie do tegotypu zadań.- A ja mam za sobą całe stulecia.%7łycie i czas zapewniają o wiele lepsze szkolenie odtego, które zapewnia twój departament.- Jack do tego nie dopuści.- Jack nie może mnie powstrzymać.- Ale Talon może nie mieć chęci na to, żeby mnie porwać, gdy ty będziesz się kręcił wpobliżu.- Och, wydaje mi się, że będzie miał.Po pierwsze, złamałem mu nos po tym, jak cięuratowałem, a on jest typem faceta, którego aż palce świerzbią, by odwzajemnić się tymsamym.A po drugie, zabiłem mnóstwo jego drogocennych klonów.Musiałam przyznać, że czułabym się lepiej, gdyby Quinn był razem ze mną.Prawdopodobnie nie byłabym ani trochę bezpieczniejsza, ale przynajmniej nie byłabym sama.- Dziękuję - powiedziałam cicho.Wykrzywił usta w grymasie.- Powody, dla których to robię, są czysto egoistyczne, więc nie doszukuj się w tymczegoś więcej.- Gdybyś musiał wybierać pomiędzy mną a swoim przyjacielem, ocaliłbyś jego, mamrację?Ciepło odpłynęło z jego twarzy, pozbawiając ją uczuć.- Masz rację.W porządku.Znał swojego przyjaciela od wielu stuleci.Ze mną kochał się jedynieparę razy.Gdyby nasze role się odwróciły, na jego miejscu pewnie postąpiłabym tak samo.Chyba.- Jest jeszcze jedna rzecz, którą powinniśmy zrobić, zanim tam wejdziemy - ciągnął.-Na wypadek gdybyśmy zostali rozdzieleni.- To znaczy?- Musimy rozwinąć między sobą psychiczną więz.- Takie więzi są eliminowane przez psychiczne zagłuszacze, a ja mogę się założyć, żeTalon będzie miał zainstalowane ich najnowsze modele.- Mimo że nie działały na Quinnawtedy w departamencie, z pewnością powstrzymałyby mnie.- Nie mógł ryzykować, skorozajmuje się tworzeniem wampirzych klonów.- Tyle że my wymieniliśmy się krwią. - Co z tego? Zagłuszacz to zagłuszacz.- I działa tylko na jedną, konkretną sekcję mózgu.Nasze psychiczne połączeniedziałać będzie w całkiem innej sferze, właśnie dlatego, że wymieniliśmy krew.- Chyba żartujesz?Uśmiech, który wykrzywił jego usta, sprawił, że mój puls przyspieszył.- Wcale nie.Przechyliłam nieznacznie głowę i przyglądałam mu się uważnie przez chwilę.- Po co to robisz?Wzruszył ramionami.- Bo jeśli nie będę musiał dokonywać wyboru, mam zamiar wyciągnąć nas stamtądżywych.- Jeśli połączenie zostało ustanowione, to czy można je zerwać?Zawahał się, zanim odpowiedział.- Nie, ale przez większość czasu jestem w Sydney, więc to nie będzie miało żadnegoznaczenia.- A jeśli zdarzy się, że nie będziesz?- To bez znaczenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl