[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Będziecie musieli postępowaćbardziej rozsądnie.- Rozsądnie? - powtórzyła Amy, rzucając spojrzenie dziadkowi.Miała okropne przeczucie, że nie spodoba jejsię to wszystko.- Tak, rozsądnie.Wiele musi się tu zmienić -odparła twardo Lou, zbierając ze stołu brudne talerze i zanosząc dozlewu.Stanęła przy oknie.- Ktoś idzie.To chyba twój przyjaciel, Matt.Odsuwając na dalszy plan  rozsądne" zamiary Lou, zaskoczona Amy podbiegła do okna.Lou miała rację, to byłMatt.Zapominając o śniadaniu, Amy wyszła na dwór.- Cześć, dziecinko! - pomachał do niej Matt.- Matt! - zawołała Amy.Od czasu feralnych urodzin nie widziała nikogo ze swoich przyjaciół.-Co ty tu robisz?- Przyszedłem cię odwiedzić - odparł Matt, zbliżając się.- Pomyślałem, że przydałoby ci się towarzystwo.Jaksamopoczucie? - zapytał troskliwym głosem.- Dobrze - odpowiedziała szybko Amy.Przez chwilę miała wrażenie, że Matt zamierzają przytulić, więcpospiesznie zaczęła mu opowiadać o Kacperku.- Słyszałem.Scott mi wszystko opowiedział -odrzekł Matt.- Mogę go zobaczyć?- No pewnie.Jest w stajni z tyłu.Zaprowadziła Matta do stajni.Gwizdnął cichopod nosem, kiedy zobaczył wycieńczone zwierzę.- yle z nim - stwierdził.- Próbowałam go nakłonić do jedzenia, ale nie chce - wyjaśniła Amy.- Chyba muszę jeszcze raz przejrzećksiążki mamy.Spróbuję dać mu piołunu, podobno poprawia apetyt.Zdaje się, że rośnie w ogrodzie - powiedziałaAmy, biorąc z półki stertę książek.- To idz, narwij.Ja w tym czasie mogę przejrzeć te książki, może coś znajdę - zaproponował Matt, otwierającpierwszą z brzegu.- Naprawdę?- No pewnie! - odpowiedział Matt, wertując strony.-Ja to naprawdę lubię.Alternatywna medycyna to jest to! -uśmiechnął się do Amy.- A poza tym chętnie ci pomogę.Kiedy Amy wróciła z ogrodu, Matt miał już całą stronę notatek. - Tu j est sporo różnych rzeczy na pobudzenie apetytu - oznajmił Amy.- Ale napar z piołunu jest chybanajbardziej skuteczny.- Więc módlmy się, żeby zadziałał - rzekła Amy, napełniając czajnik wodą.Urwała kilka liści, wrzuciła domiseczki i zalała wrzącą wodą.Odczekali piętnaście minut i zanieśli zaparzone zioła do stajni.Kacperek nawet nie podniósł łba na ich widok.Amy uklęknęła przy nim na słomie, ale żadne słowa nieprzekonały kuca do wypicia naparu.- Gdybyś wypił choć łyczek.- mówiła Amy.-No, Kacperek.-Ale konik leżał nieruchomo, zupełnie niezważając na zioła Amy.- Może mu to wstrzyknąć do pyska? - spytał Matt.Amy pokręciła głową.-Jeśli nie chce jeść, to znak, że nie tego mu trzeba.Matt zmarszczył brwi.- Ale na pewno by mu pomogło, gdybyś trochę w niego wlała.Amy znowu pokręciła głową.- Musisz zaufać koniowi i słuchać tego, co on ci przekazuje - słowa ugrzęzły dziewczynie w krtani.Oczymawyobrazni widziała mamę stojącą tutaj, na jej miejscu, i wypowiadającą te same słowa. Słuchaj tego, co mówiąkonie" - Amy usłyszała głos mamy w swoich myślach -  one wiedzą, czego im potrzeba."Widząc zdziwienie na twarzy Matta, Amy szybko zorientowała się, że takie rozumowanie go nie przekonuje. - Chodzmy - powiedziała, wstając.- Musimy znalezć jakiś inny sposób.Kacperek jednak nie chciał żadnych ziół i odwracał głowę.Amy nigdy nie słyszała o koniu, który odmawiałbywszystkiego.Coraz bardziej się załamywała: przecież musi być coś, co wreszcie zadziała.Przed obiadem przyjechał Scott.Spojrzał tylko na wiadro pełne jedzenia i wiedział wszystko.- Nic nie zjadł? - zapytał Amy i Matta.Amy potwierdziła i powiedziała o ziołach, które próbowali dać kucowi.- Nie chciał niczego.Co robić, Scott?- Chyba tylko próbować dalej - odrzekł Scott, gładząc szyję szetlanda.- Ale jeśli ma wyzdrowieć, musi zacząćjeść.Jego odporność jest już bardzo niewielka, wkrótce pojawią się problemy: zapalenie płuc, inne infekcje drógoddechowych.- Wstał i otrzepał spodnie ze słomy.- Chodzcie, niech odpoczywa.- Napijecie się czegoś? - zaproponowała Amy, kiedy szli przez podwórze.- Chętnie.Udali się do domu.Amy rzuciła sweter pod drzwi i wprowadziła gości do kuchni.- Może być cola? - zapytała, kierując się w stronę lodówki.- Może - odpowiedział Matt.- Jasne! - kiwnął głową Scott.Omiótł wzrokiem papiery i segregatory poukładane na stole.- Ktoś tu ciężko pracuje. Amy podała Scottowi i Mattowi po puszce coli.Sobie również otworzyła.- Siadajcie - zaproponowała, odsuwając papiery na jedną stronę.W tej samej chwili weszła Lou.- Uważaj na te papiery! - krzyknęła, ale Amy zdążyła już postawić swoją puszkę na jakichś dokumentach izostawić na nich mokry ślad.-Amy! - krzyknęła Lou, chwytając puszkę.- To bardzo ważne dokumenty! - Jej wzrok zatrzymał się naswetrze.- Czy ty musisz rozrzucać swoje ubrania po całej podłodze?- Przepraszam.- odpowiedziała Amy.- Mam nadzieję, że będziesz trochę mniej bałaganić, kiedy przyjedzie tu Carl - westchnęła Lou.- Carl? On tu przyjeżdża?- Tak, za dwa tygodnie.Uzgodniliśmy to rano.- Super - mruknęła Amy pod nosem.Lou zignorowała siostrę i odwróciła się do Scotta, przez cały czas stojącego przy lodówce.- Cześć! - powiedziała radośnie.- Co słychać, Scott?- Wszystko w porządku - odparł powściągliwie.- Może ty byś mi pomógł? Szukam przyzwoitej restauracji, do której mogłabym pójść z Carlem.No wiesz,gdybym była na Manhattanie, nie byłoby problemu - zaśmiała się.- Tam od pewnych spraw nie uciekniesz.Aletutaj? Nie wiem zupełnie, jak wy sobie tu radzicie - popatrzyła na Scotta.- Polecisz mi coś? - Nie sądzę - głos Scotta brzmiał zimno.- Nie mam czasu na jadanie w restauracjach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl