[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ewa jak zwykle próbowałaosiągnąć efekt wychowawczy, wykorzystując jego.Pod tymwzględem była niereformowalna.Zawsze miał na końcu języka jakąś ciętą uwagę, ale dawnopostanowił, że nie da się sprowokować. Milady, myślę, że powinnaś wziąć pod uwagę opiniępani stylistki.W końcu to wybitny fachowiec od mody.Ewa spiorunowała go wzrokiem, ale Marysia posłuszniezdjęła kapelusz i założyła białą wełnianą czapkę, co ozna-czało, że kryzys został zażegnany. Tylko proszę cię, bez wariactw. Troskliwa matkamusi mieć ostatnie słowo. Eee, to nigdzie nie idziemy. Nie mógł sobie odmówićdrobnej uszczypliwości.Marysia zachichotała.Piorun wzroku Ewy uderzył po razdrugi.Całe szczęście mała, już gotowa, wybiegła na dwór,zatrzaskując za sobą drzwi.f& f& f& Tatusiu, co to za niespodzianka? Jedziemy do zoo? Marysia była podekscytowana. Nie, ale odwiedzimy dość podobne miejsce. Alekszrobił minę szeryfa z Nottingham, czyli uniósł jedną brew,przymykając oko, co oznaczało, że informacji tej nie należybrać zbyt poważnie.Marysia uwielbiała takie abstrakcyjne przekomarzanki. Jakie miejsce jest podobne do zoo? Park? No tak, moja córka znów została Dzieckiem Dosłow-nym.Nie zgadniesz, moja droga.otóż.jedziemy na próbę! zakończył z patosem.90 Dziewczynka osłupiała. To znaczy, że potem wrócimy i pojedziemy jeszczeraz, tym razem na dobre?  Marysia za żadne skarby niechciała zostać Dzieckiem Dosłownym, ale widać było, żetemat wyraznie ją przerasta.Była zdezorientowana.Jednym słowem, niespodzianka się udała. O Jezu, córeczko, nie.Jedziemy normalnie, tylko napróbę.To znaczy na próbę zespołu.Muzycznego. A, taką próbę. Dziewczynka nie mogła się zdecy-dować, czy się cieszyć, czy wręcz przeciwnie.Milczała przez chwilę, pijąc przez słomkę sok jabłkowy. Tatusiu, czy to ten zespół, co mama o nim opowiadała,że tam śpiewałeś, jak ja byłam całkiem malutka? A co opowiadała? %7łe wtedy byłeś bardzo ładny. Ha, ha, a teraz nie jestem?  Aleks był szczerze roz-bawiony, ale starał się tego nie okazywać. Teraz mama już tak nie mówi.Marysia na chwilę posmutniała.Widać było, że dobrzewie, co się dzieje z ich rodziną.Już nie jest małym dzieckiem.Po chwili postanowiła jednak wziąć się w garść. Ale nie martw się  powiedziała buńczucznie  teraz jatak mówię: jesteś ładny!Aleks mocno ją przytulił.Jak to dobrze, że ją ma.f& f& f&Po godzinie próby Larry i Barry wciąż grali nierówno.Bazyl się wkurzał, tym bardziej że sytuacja była dziwna, bo toraczej gitara grała równo z perkusją, tworząc, jak to wykrzyczał,91  opozycyjną sekcję rytmiczną , w stosunku do której, nie-stety, bas wypadał horrendalnie krzywo.Blizniacy pocili się, klnąc pod nosem, bo głośno, przydziecku, przecież nie wypada.Dziecko natomiast bawiło się wspaniale.Na początkuMarysia była zestresowana, oglądała tylko z zaciekawieniemsprzęt, ale po pół godzinie podskakiwała w rytm muzyki.Najpierw na bok powędrowała kurtka, a pózniej sweterek.Coraz bardziej podobała jej się niespodzianka przygotowanaprzez tatę.Dodatkową atrakcją był teatrzyk odgrywany wprzerwach przez podstarzałych rockmanów, którzy kłócili się,pocili, przeklinali, robili śmieszne miny i powtarzali w nie-skończoność poszczególne kawałki.Im bardziej było nierówno, tym zabawa była lepsza.Aleks czuł się dziwnie lekko i spokojnie.Patrzył na córkę iprzyjaciół i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki od-pływały wszystkie zmartwienia i stres.Wreszcie był choć trochę szczęśliwy.Nie wiedział do-kładnie, co wywołało taki stan, przecież to tylko próba ze-społu, a jednak.W końcu przestał się nad tym zastanawiać i wczuł się wmuzykę.Zpiewało mu się coraz lepiej.Powoli, z każdą zwrotką, zkażdym refrenem wracały wspomnienia z cielęcych lat.Uwielbiał śpiewać.Już jako kilkuletni chłopiec stawał w swoim pokoju przy mikrofonie , jak nazywał wyjmowaną w tajemnicy przedrodzicami podpórkę do kwiatów z nasadzonym na nią ku-chennym sitkiem, i koncertował wniebogłosy.To była jego ulubiona zabawa.92 Może dlatego, że jako jedynak, dziecko zapracowanychrodziców, spędzający dużo czasu sam, miał dosyć ciszy, amoże dlatego, że nieprzewidywalna jak zwykle natura takpomieszała geny, iż jemu właśnie przypadł ten śpiewający.Wiele osób, słuchając go, mówiło, że ma dar od Boga.Potrafił w jakiś tajemniczy sposób skupiać na sobie uwagęsłuchaczy.Tego nie da się wyćwiczyć, to się po prostu ma lubnie.Jednak nigdy nie traktował śpiewania poważnie.To ironia losu w czasach, gdy miliony miernot oddałybyżycie za karierę piosenkarza: facet obdarzony takimi moż-liwościami traktuje śpiewanie jak zabawę, nic sobie nie robiącz zachwytów i pochwał.No i po co komu te geny?Tylko raz pojawiło się wahanie.Tylko raz, gdy był młody,poważnie pomyślał, że może jednak.To była jego tajemnica.Jego muzyczny sekret.Stara historia z czasów studenckich, ważna tak naprawdętylko dla niego.Medipower było już wtedy znaną i bardzo lubianą wświecie akademickim kapelą.Głównie za sprawą Aleksa, boprzecież Lany i Barry nie grali wtedy ani trochę równiej niżteraz.To dla Aleksa stołeczne kluby wypełniały się publicz-nością, to jego głos został parę razy ciepło opisany w lokalnejprasie i to jego piosenka 100ry została kilka razy puszczona wradiu.Zespół nie wykraczał poza amatorski ruch studencki,ale na scenie wypadał naprawdę zawodowo.I wtedy właśnie zadzwonił telefon.Muffin był postacią absolutnie kultową.Ludzie mówili, żenastępny taki kompozytor i gitarzysta urodzi się w tym krajuza pięćset lat.Zespół No, któremu od kilku lat liderował, z93 każdą płytą zyskiwał nowe rzesze fanów.Powoli odchodzącod młodzieńczego, buntowniczego, undergroundowego wi-zerunku, nie dał się jednak zmielić w popowym mikserze nalekkostrawną papkę i wciąż był synonimem świeżego,przemyślanego, nowocześnie rockowego brzmienia.I to Muffin je tworzył [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl