[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie jestem w tymspecjalnie dobra.Czy chodzi o to, że jestem dziewczyną? Czyteż o to, że jestem inna? Czy po prostu o to, co mogliby sobiepomyśleć ludzie? Jezu!  Pilar rzuciła jej gwałtowne spojrzenie. Niejestem aż tak kurewsko płytka.Gdzieś w oddali uderzył piorun.Loup puściła jej ramię iczekała. Och, Boże. Pilar ukryła twarz w dłoniach. Dobrze,może trochę.Po prostu&  Westchnęła, opuszczając ręce. Niewiem, skąd mi się wzięło to uczucie do ciebie.Nie pasuje.Tonie jest część planu.Wiem, że wszyscy uważacie, że jestempłytka i próżna, bo mam ładną buzię, świetne cycki i chcępoślubić bogatego faceta, ale wiesz co? Nie obchodzi mnie to.To to, co dostałam i z czym muszę sobie radzić.Lubię facetów.Faceci lubią mnie.Wszystko, czego chcę, to znalezć takiego,który będzie w miarę miły, w miarę przystojny i będzie miałdość forsy, żebym nie musiała zaharowywać się na śmierć przezresztę życia.Czy to naprawdę coś złego? Nie  mruknęła Loup.Na pokrytą kurzem ulicę spadły pierwsze kropledeszczu. Właśnie, więc dlaczego?  W głosie Pilar brzmiałafrustracja. Dlaczego czuję w ten sposób? Dlaczego ja? T.Y.zawsze miał do ciebie słabość! Mack rozumie cię lepiej niżktokolwiek inny.Do diabła, C.C.jest wystarczająco szalony nawszystko, nawet pieprzona Jane uznałaby to zapewne zainteresujące.Dlaczego to ja muszę być tą wariatką, którąstrasznie kręci dziewczyna mutant?Loup uśmiechnęła się. To nie jest zabawne!  wrzasnęła na nią Pilar. Jezu! Inie chodzi tylko o to! To nawet nie jest najważniejszy powód.261 Jezu! Jak możesz dalej tego nie łapać? Nie jesteś głupia, Loup.Powinnaś się domyślić.Wiem, że nie potrafisz się bać, alemożna cię zranić, dziecino.Widziałam, jak cierpisz.Zaczęło padać mocniej. Przepraszam  powiedziała miękko Loup. Po prostumi powiedz, dobrze? Dwa dni. Pilar spojrzała w niebo, potem ponowniena nią.Na jej twarzy łzy mieszały się z kroplami deszczu.Dwa dni.Tyle czasu zabrało ci podjęcie decyzji, że będzieszwalczyć z facetem, który zabił Tommy ego.A jeśli on cię niezabije, nie będzie nawet miało znaczenia, czy wygrasz, czyprzegrasz.Tak czy inaczej, zabiorą cię. Niecierpliwym gestemotarła z oczu łzy. Będzie bolało znacznie mniej stracić cię,jeśli nigdy nie będę cię miała. Och.Z nieba lunęło, świat skrył się za szarą kurtyną.Reflektory wojskowej ciężarówki rozdarły zasłonę wody,dzwięk klaksonu przedarł się przez szum ulewy i odległy odgłosgrzmotów. Chodz. Loup złapała Pilar za rękę.Pobiegły,rozpryskując kałuże i szukając schronienia.Znalazły je podzadaszeniem zabitego płytami z dykty budynku biurowego.Transporter opancerzony przemknął obok nich z rykiem,bryzgając spod kół rzadkim błotem.Zostały same, odgrodzone od ulicy strugami ściekającejz okapu wody.Pilar, oddychając szybko po biegu, spojrzała na Loup.Loup odpowiedziała jej spokojnym spojrzeniem, bezmrugnięcia. Och, pieprzyć to  wyszeptała Pilar.Pocałowała Loupmocno i głęboko, ujmując jej twarz w dłonie.Pod chłodnymikroplami deszczu jej skóra była gorąca; i nie cofnęła się, niewzdrygnęła, tylko przywarła do niej mocniej.Bliżej i mocniej.Przycisnęła Loup do drzwi, całując ją z pasją, jej język był262 zwinny i wyćwiczony.Piersi Pilar napierały na jej piersi, ichsutki stwardniały od zimnego deszczu i z pożądania.Wcisnęłanogę pomiędzy jej uda.Jej dłonie zsunęły się w dół, wślizgującsię pod sportowy top Loup, przesuwając się po jej skórze.Loupodwzajemniła pocałunek, splatając ręce na jej karku.To było oszałamiające.Lepsze niż walka, lepsze niż cokolwiek innego. Och, mój Boże  wyszeptała Pilar, przerywającpocałunek.Jej rozchylone usta zsunęły się na gardło Loup,smakując skórę.Dłonie przesunęły się w górę. Smakujesz takcholernie wspaniale, że mam wrażenie, że stracę zmysły.Kolejny transporter przemknął obok nich w strugachulewy.Ktoś w mundurze zagwizdał, potem wrzasnął radośnie.Pilar oderwała się od niej z wysiłkiem, oczy miałazamglone. Powinnyśmy& Tak. Loup spojrzała przez ramię na zabite drzwi.Pchnęła łokciem, sklejka pękła.Otworzyła je jednymszarpnięciem. Chodz. Jezu  mruknęła z pasją Pilar.Wbiegły po schodach na górę.Pierwsze niezamkniętedrzwi prowadziły do opuszczonego biura ubezpieczeniowego, wpoczekalni stała wielka, skórzana kanapa. Chodz tu. Pilar padła na nią plecami, ciągnąc nasiebie Loup. Właśnie, cholera, tak!  Zdarła z Loup obcisły top,jedną dłoń wsunęła w jej włosy, drugą chwyciła ją za pośladki,sięgając ustami do jej ust, wijąc się pod nią. Więcej, chcęwięcej ciebie. Więcej  zgodziła się Loup.Z pożądania kręciło jej sięw głowie.I było więcej, znacznie więcej.I było dobrze, bardzodobrze.Gdy w końcu pozbyły się reszty ubrań, było jeszczelepiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl