[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Centrum handlowe przy Gospodzie w Polowie Drogi odpowiadalo wielkoscia niektorym miastom, wiec idac wolnym krokiem dopiero po godzinie dotarli do sciezki na skraju lasu.Niestala jesienna pogoda zmienila sie i wilgotny wiatr zapowiadal nadejscie deszczu.Podczas gdy Danilo Thann mowil, Arilyn wsluchiwala sie w odglosy nocy: slyszala odglosy od strony gospody i ciche rzenie koni z pobliskich stajni.Nagle zauwazyla, ze cien jednego z krzakow jest nienaturalnie wydluzony.Jakas wystraszona kuropatwa uleciala w gore, zupelnie jakby ktos podszedl zbyt blisko jej gniazda.Arilyn, chociaz nie slyszala nic podejrzanego, nie mogla pozbyc sie uczucia, ze ktos ciagle ja sledzi.Niech to szlag trafi, pomyslala gwaltownie.Przeciez tak natrudzila sie w gospodzie, by zgubic swoj cien.Ludzie Harvida ciagle krazyli wokol gospody, a na odglosy walki zlecieliby sie jak sepy do padliny.Kilka metrow dalej trzasnela galazka.Nie okazujac zadnych emocji Arilyn wlozyla reke pomiedzy faldy swej kolorowej spodnicy i wyciagnela z ukrycia sztylet.Gdy mineli duzy wiaz, Arilyn gwaltownie wyrwala swoja reke z objecia szlachcica i siegnela za drzewo, wyciagajac za wlosy mezczyzne, rzucila nim o pien i przycisnela mu sztylet do szyi.Natychmiast rozpoznala w nim jednego z brutali, ktory byl w gospodzie razem z Harvidem.Wczesniej nie widziala go jednak w druzynie Beornigartha, a trudno byloby zapomniec taka twarz: fioletowa szrama przecinala jeden z policzkow, brakowalo mu jednego ucha, a nos byl conajmniej raz zlamany.–Czemu mnie sledzisz? – zapytala.Mezczyzna nerwowo oblizal usta.–Widzialem cie w gospodzie.Wyszlas sama, wiec myslalem, ze… no wiesz.–Ta dama nie jest sama – wtracil sie butnie Danilo Thann.– Jest jak najbardziej ze mna.–Siedz cicho – warknela dama, o ktorej dopiero co byla mowa.Szlachcic cofnal sie o krok, unoszac pojednawczo rece do gory.–Sledziles mnie od mojego wyjscia z gospody? Nie wczesniej? – Arilyn wydawalo sie niemozliwe, by ten zbir byl jej tajemniczym cieniem, ale chciala byc pewna.Mezczyzna zastanawial sie troche za dlugo, nim udzielil odpowiedzi.–Dopiero od gospody.Nigdy wczesniej cie nie widzialem.Arilyn przejechala ostrzem po szczece mezczyzny, zdejmujac mu spora ilosc ciemnego zarostu oraz odrobine skory.–Nie jestem pewna, czy ci wierze.Dla kogo pracujesz?–Dla Hairida Beornigartha.Duzego faceta z zoltymi warkoczami.–Dla nikogo innego?–Nie!Mimo jego pelnych winy oczu, zerkajacych ukradkiem na boki, Arilyn gotowa byla mu uwierzyc – nie byl to doswiadczony zabojca.Gdy opuszczala sztylet jej uwage przyciagnal slaby blysk zlota, wolna reka siegnela do przywiazanej do pasa mezczyzny otwartej sakiewki i wyciagnela z niej zlota tabakierke z wygrawerowanymi na pokrywce skomplikowanymi runami.Byly znane Arilyn.Zadrzala.–Skad to masz? – wcisnela pudelko w twarz mezczyzny.Runy byla znakiem czarodziejki Perendry zWaterdeep.Byla jedna z pierwszych, ktorych dopadl Zabojca Harfiarzy.Oczy mezczyzny zdradzaly paniczny strach, zerkaly na prawo i lewo, jakby szukaly mozliwosci ucieczki.–Waterdeep – zaskrzeczal.– Z Waterdeep.–Wiem.Powiedz mi wiecej.–Od elfa.Z Waterdeep.To wszystko co wiem, przysiegam.–Czy ten elf ma imie?Krople potu pojawily sie na twarzy mezczyzny.–Nie, prosze! Jesli powiem ci jego imie, to on mnie zabije.–Jesli nie powiesz, to ja to zrobie.–Zycie jest pelne trudnych decyzji – dodal Danilo Thann zza jej plecow.Nagly dzwiek przestraszyl Arilyn.–Ciagle tu jestes? – spojrzala za swoje ramie.Szlachcic opieral sie o drzewo ze skrzyzowanymi nonszalancko rekami.–Oczywiscie, ze jestem – odparl.– Tu jest niebezpiecznie.Kto wie, moze w poblizu jest ich wiecej.–Nie potrzebuje ochroniarza – powiedziala zdenerwowana.–Ale ja potrzebuje – odparl.– Jesli ci to bardzo nie przeszkadza, nie mialbym nic przeciwko pozostaniu w towarzystwie damy, ktora umie poslugiwac sie sztyletem.–Jak chcesz – Arilyn skupila sie znow na swoim wiezniu.–A wiec jak ten elf mial na imie?–Nie moge ci powiedziec! – odrzekl zdesperowany.Sztylet znow zaczal krazyc w okolicach jego szczeki.– Dobrze!Juz dobrze!–No wiec?–Ma na imie… – glos urwal sie, jakby ktos go zdusil.Arilyn patrzac z niedowierzaniem na mezczyzne opuscila sztylet.Jego twarz sczerniala, a jezyk wysunal sie z ust [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Centrum handlowe przy Gospodzie w Polowie Drogi odpowiadalo wielkoscia niektorym miastom, wiec idac wolnym krokiem dopiero po godzinie dotarli do sciezki na skraju lasu.Niestala jesienna pogoda zmienila sie i wilgotny wiatr zapowiadal nadejscie deszczu.Podczas gdy Danilo Thann mowil, Arilyn wsluchiwala sie w odglosy nocy: slyszala odglosy od strony gospody i ciche rzenie koni z pobliskich stajni.Nagle zauwazyla, ze cien jednego z krzakow jest nienaturalnie wydluzony.Jakas wystraszona kuropatwa uleciala w gore, zupelnie jakby ktos podszedl zbyt blisko jej gniazda.Arilyn, chociaz nie slyszala nic podejrzanego, nie mogla pozbyc sie uczucia, ze ktos ciagle ja sledzi.Niech to szlag trafi, pomyslala gwaltownie.Przeciez tak natrudzila sie w gospodzie, by zgubic swoj cien.Ludzie Harvida ciagle krazyli wokol gospody, a na odglosy walki zlecieliby sie jak sepy do padliny.Kilka metrow dalej trzasnela galazka.Nie okazujac zadnych emocji Arilyn wlozyla reke pomiedzy faldy swej kolorowej spodnicy i wyciagnela z ukrycia sztylet.Gdy mineli duzy wiaz, Arilyn gwaltownie wyrwala swoja reke z objecia szlachcica i siegnela za drzewo, wyciagajac za wlosy mezczyzne, rzucila nim o pien i przycisnela mu sztylet do szyi.Natychmiast rozpoznala w nim jednego z brutali, ktory byl w gospodzie razem z Harvidem.Wczesniej nie widziala go jednak w druzynie Beornigartha, a trudno byloby zapomniec taka twarz: fioletowa szrama przecinala jeden z policzkow, brakowalo mu jednego ucha, a nos byl conajmniej raz zlamany.–Czemu mnie sledzisz? – zapytala.Mezczyzna nerwowo oblizal usta.–Widzialem cie w gospodzie.Wyszlas sama, wiec myslalem, ze… no wiesz.–Ta dama nie jest sama – wtracil sie butnie Danilo Thann.– Jest jak najbardziej ze mna.–Siedz cicho – warknela dama, o ktorej dopiero co byla mowa.Szlachcic cofnal sie o krok, unoszac pojednawczo rece do gory.–Sledziles mnie od mojego wyjscia z gospody? Nie wczesniej? – Arilyn wydawalo sie niemozliwe, by ten zbir byl jej tajemniczym cieniem, ale chciala byc pewna.Mezczyzna zastanawial sie troche za dlugo, nim udzielil odpowiedzi.–Dopiero od gospody.Nigdy wczesniej cie nie widzialem.Arilyn przejechala ostrzem po szczece mezczyzny, zdejmujac mu spora ilosc ciemnego zarostu oraz odrobine skory.–Nie jestem pewna, czy ci wierze.Dla kogo pracujesz?–Dla Hairida Beornigartha.Duzego faceta z zoltymi warkoczami.–Dla nikogo innego?–Nie!Mimo jego pelnych winy oczu, zerkajacych ukradkiem na boki, Arilyn gotowa byla mu uwierzyc – nie byl to doswiadczony zabojca.Gdy opuszczala sztylet jej uwage przyciagnal slaby blysk zlota, wolna reka siegnela do przywiazanej do pasa mezczyzny otwartej sakiewki i wyciagnela z niej zlota tabakierke z wygrawerowanymi na pokrywce skomplikowanymi runami.Byly znane Arilyn.Zadrzala.–Skad to masz? – wcisnela pudelko w twarz mezczyzny.Runy byla znakiem czarodziejki Perendry zWaterdeep.Byla jedna z pierwszych, ktorych dopadl Zabojca Harfiarzy.Oczy mezczyzny zdradzaly paniczny strach, zerkaly na prawo i lewo, jakby szukaly mozliwosci ucieczki.–Waterdeep – zaskrzeczal.– Z Waterdeep.–Wiem.Powiedz mi wiecej.–Od elfa.Z Waterdeep.To wszystko co wiem, przysiegam.–Czy ten elf ma imie?Krople potu pojawily sie na twarzy mezczyzny.–Nie, prosze! Jesli powiem ci jego imie, to on mnie zabije.–Jesli nie powiesz, to ja to zrobie.–Zycie jest pelne trudnych decyzji – dodal Danilo Thann zza jej plecow.Nagly dzwiek przestraszyl Arilyn.–Ciagle tu jestes? – spojrzala za swoje ramie.Szlachcic opieral sie o drzewo ze skrzyzowanymi nonszalancko rekami.–Oczywiscie, ze jestem – odparl.– Tu jest niebezpiecznie.Kto wie, moze w poblizu jest ich wiecej.–Nie potrzebuje ochroniarza – powiedziala zdenerwowana.–Ale ja potrzebuje – odparl.– Jesli ci to bardzo nie przeszkadza, nie mialbym nic przeciwko pozostaniu w towarzystwie damy, ktora umie poslugiwac sie sztyletem.–Jak chcesz – Arilyn skupila sie znow na swoim wiezniu.–A wiec jak ten elf mial na imie?–Nie moge ci powiedziec! – odrzekl zdesperowany.Sztylet znow zaczal krazyc w okolicach jego szczeki.– Dobrze!Juz dobrze!–No wiec?–Ma na imie… – glos urwal sie, jakby ktos go zdusil.Arilyn patrzac z niedowierzaniem na mezczyzne opuscila sztylet.Jego twarz sczerniala, a jezyk wysunal sie z ust [ Pobierz całość w formacie PDF ]