[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-.jest nieobec-ny w kraju.- Na wojnie z Francuzami?- Tak.Od miesięcy nie było o nim wieści.Nawet nie wiem, czy żyje.- Przykro mi.Wzruszyła ramionami, oczy odzyskały blask.Pozornie zachowała spokój, ale Et-han wiedział, że trafił w czuły punkt.Jej los mógłby potoczyć się inaczej, gdyby brat byłprzy niej, gdy go potrzebowała.- To bez znaczenia - rzuciła lekkim tonem.- A pan jak nauczył się francuskiego?- Musiałem, gdy zaciągnąłem się do armii napoleońskiej.Inaczej galopowałbym wlewo, gdy wszyscy skręcili w prawo.Niestety nie mam zdolności językowych, więc na-uka szła mi ciężko.Szczęśliwie jestem urodzonym kawalerzystą, bo inaczej pewnie bymnie wylali na zbity pysk.- Ile miał pan lat?- Siedemnaście.Piętnaście, gdy uciekłem z domu, siedemnaście, gdy wstąpiłem doWielkiej Armii.- Był krnąbrnym i trudnym dzieckiem.Pózniejsze doświadczenia zahar-towały go, ale wciąż pozostało w nim wiele z tamtego niepewnego siebie i wystraszone-go chłopca, co tak skrzętnie maskował.- Był pan bardzo młody - powiedziała jakby do siebie, wtórując jego myślom.- Zo-stałam wydana za mąż, gdy miałam siedemnaście lat - dodała cicho.Ich oczy znowu się spotkały.Ethan poczuł niepokojący przypływ sympatii do Lot-tie.Zapragnął wziąć ją w ramiona i zatracić się w niej, odgrodzić od świata ze wszystki-RLTmi jego bezsensownymi konfliktami.Zawahał się, przecież dotąd programowo odrzucałprawdziwą intymność, jednak instynkt przeważył.Objął Lottie, pocałował.Zamruczała cichutko.Nie wiedział, czy był to wyraz zadowolenie, kapitulacji, amoże jeszcze czegoś innego.Nieważne.Usta Lottie były miękkie i gładkie jak najdeli-katniejszy jedwab, pragnął znów nimi zawładnąć.Lecz była to już inna kobieta niż w do-rożce, gdzie wprost buchała dziką żądzą.Teraz była zagubiona, onieśmielona, prawieniewinna.Co za kontrast! Prawdziwy kontrast, bo przecież nie udawała, tym razem to niegierka.Znów była tą samą słabą kobietą, którą dostrzegł w pełnym nachalnego przepy-chu burdelu pani Tong.Wciągnął ją do pokoju, zamknął drzwi i oparł się o nie plecami.Patrzył na Lottie.Kaptur zsunął się ze splątanych brązowych włosów.Była blada.Wyglądała młodo i za-chwycająco.Jak to możliwe, że doświadczona awanturnica i ladacznica wygląda tak po-ciągająco? Cóż, po prostu jest możliwe.Och, po co te rozważania? Ethana ogarniaławciąż potężniejąca żądza.Musi mieć Lottie, i to zaraz.- Na czym skończyliśmy? - zapytał.Gdy Lottie wzdrygnęła się, Ethan spojrzał na nią uważnie.- O co chodzi? - spytał.- W dorożce przejawiałaś więcej ochoty.- Wiem! - wybuchła, już całkiem nie panując nad sobą.Nie potrafiła udawać, żerozpiera ją erotyczny zapał, skoro wcale tak nie było, choć groziło to katastrofą.PrzecieżEthan zapłacił za biegłą w miłosnym rzemiośle kochankę, niestety, zafundował sobieimitację.- W dorożce byłam na pana wściekła.- Obserwowała go spod rzęs.Widziała, żejej pragnie, zachowywał się jednak powściągliwie, na co odetchnęła z ulgą.Nie groził jejgwałt, Ethan nie należał do mężczyzn, którzy potrafią siłą wziąć kobietę, choćby i kurty-zanę.- To miało dobrą stronę, bo wyłączyłam myślenie.Teraz złość mi przeszła i niemogę.- Rozłożyła bezradnie ręce.- Prawda jest taka, że utraciłam wiarę w siebie, mi-lordzie.Na widok łóżka robię się nerwowa i nie mam nastroju do amorów.To wcale niejest zabawne! - wykrzyknęła, widząc, że Ethanowi zbiera się na śmiech.Lottie zbierało się na płacz, co dodatkowo ją rozdrażniało.RLT- Ależ naturalnie.Również nie twierdzę, że to zabawne.Nie sądziłem jednak, że je-steś aż tak konwencjonalna.- Uśmiechnął się drwiąco.- Myślałem, że wszystkie te gło-śne i skandalizujące przygody miłosne przeżywałaś w bardziej podniecających miejscachniż zwykłe łóżko.- Zdjął z niej pelerynę, delikatnie pogłaskał ramiona Lottie, jakbychciał uspokoić zalęknione zwierzątko, a gdy spostrzegł, że przyniosło to niejaki efekt,mówił dalej: - Według mnie mamy dwa wyjścia.Albo znów rozzłościmy się na siebie, cow naszej sytuacji przyjdzie nam bez trudu, albo.pomogę ci przemóc awersję do pewne-go mebla powszechnie nazywanego łóżkiem i zrobię wszystko, byś odzyskała wiarę wsiebie.Co ty na to?Lottie zrozumiała, że nie ma żadnego wyboru.Skoro zaakceptowała pieniądze Et-hana, musi wypełnić swoje zobowiązania.Mimo to próbowała takiego wykrętu:- Nie jestem pewna, czy jest pan właściwą osobą, by mi pomóc.- Sądzisz, że mój kunszt spod znaku Amora okaże się nieprzystający dla ciebie?- Nie w tym rzecz.- Uśmiechnęła się wbrew sobie.- Ale jakie to typowo męskie!Myślę, że pańska technika jest aż za dobra.Potrzebuję kogoś mniej wprawnego, mniejwyrafinowanego, żeby nie spodziewał się po mnie zbyt wiele i nie zdenerwował się.- Nieprawda.Wcale tak nie myślisz.- Delikatnie głaskał obnażone ramiona Lottie,widząc, że ta pieszczota sprawiała jej przyjemność, a może nawet pozwoliła na momentzapomnieć o przymusowej sytuacji.- Chcesz mnie.Potrzebujesz tylko, żebym cię kusił.Kusił.To słowo zawisło między nimi.Lottie przełknęła nerwowo, po czym powiedziała:- Dla pana to wyłącznie wyzwanie.- Pewnie tak jest, przynajmniej częściowo.- Uśmiech zniknął z jego twarzy.-Uważaj, Lottie, żebyś nie przesadziła.Kupiłem kochankę i chcę dostać to, za co zapłaci-łem.- Jego oczy pałały żądzą.- Myślę też, że łączenie pracy z przyjemnością musi byćpodniecające.Jeśli twoje zachowanie jest sztuczką, która ma dodać pikanterii naszej zna-jomości, to nie mogłaś wymyślić nic lepszego.Nie lubię, gdy podbój idzie zbyt gładko.- To śmieszne - odezwała się trochę niepewnie - żeby musiał pan namawiać własnąkochankę.Jeszcze nie jest za pózno.Może znalezć pan inną, do której nie będzie panmusiał się zalecać, jakby była dziewicą.RLT- Na to jest już za pózno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.-.jest nieobec-ny w kraju.- Na wojnie z Francuzami?- Tak.Od miesięcy nie było o nim wieści.Nawet nie wiem, czy żyje.- Przykro mi.Wzruszyła ramionami, oczy odzyskały blask.Pozornie zachowała spokój, ale Et-han wiedział, że trafił w czuły punkt.Jej los mógłby potoczyć się inaczej, gdyby brat byłprzy niej, gdy go potrzebowała.- To bez znaczenia - rzuciła lekkim tonem.- A pan jak nauczył się francuskiego?- Musiałem, gdy zaciągnąłem się do armii napoleońskiej.Inaczej galopowałbym wlewo, gdy wszyscy skręcili w prawo.Niestety nie mam zdolności językowych, więc na-uka szła mi ciężko.Szczęśliwie jestem urodzonym kawalerzystą, bo inaczej pewnie bymnie wylali na zbity pysk.- Ile miał pan lat?- Siedemnaście.Piętnaście, gdy uciekłem z domu, siedemnaście, gdy wstąpiłem doWielkiej Armii.- Był krnąbrnym i trudnym dzieckiem.Pózniejsze doświadczenia zahar-towały go, ale wciąż pozostało w nim wiele z tamtego niepewnego siebie i wystraszone-go chłopca, co tak skrzętnie maskował.- Był pan bardzo młody - powiedziała jakby do siebie, wtórując jego myślom.- Zo-stałam wydana za mąż, gdy miałam siedemnaście lat - dodała cicho.Ich oczy znowu się spotkały.Ethan poczuł niepokojący przypływ sympatii do Lot-tie.Zapragnął wziąć ją w ramiona i zatracić się w niej, odgrodzić od świata ze wszystki-RLTmi jego bezsensownymi konfliktami.Zawahał się, przecież dotąd programowo odrzucałprawdziwą intymność, jednak instynkt przeważył.Objął Lottie, pocałował.Zamruczała cichutko.Nie wiedział, czy był to wyraz zadowolenie, kapitulacji, amoże jeszcze czegoś innego.Nieważne.Usta Lottie były miękkie i gładkie jak najdeli-katniejszy jedwab, pragnął znów nimi zawładnąć.Lecz była to już inna kobieta niż w do-rożce, gdzie wprost buchała dziką żądzą.Teraz była zagubiona, onieśmielona, prawieniewinna.Co za kontrast! Prawdziwy kontrast, bo przecież nie udawała, tym razem to niegierka.Znów była tą samą słabą kobietą, którą dostrzegł w pełnym nachalnego przepy-chu burdelu pani Tong.Wciągnął ją do pokoju, zamknął drzwi i oparł się o nie plecami.Patrzył na Lottie.Kaptur zsunął się ze splątanych brązowych włosów.Była blada.Wyglądała młodo i za-chwycająco.Jak to możliwe, że doświadczona awanturnica i ladacznica wygląda tak po-ciągająco? Cóż, po prostu jest możliwe.Och, po co te rozważania? Ethana ogarniaławciąż potężniejąca żądza.Musi mieć Lottie, i to zaraz.- Na czym skończyliśmy? - zapytał.Gdy Lottie wzdrygnęła się, Ethan spojrzał na nią uważnie.- O co chodzi? - spytał.- W dorożce przejawiałaś więcej ochoty.- Wiem! - wybuchła, już całkiem nie panując nad sobą.Nie potrafiła udawać, żerozpiera ją erotyczny zapał, skoro wcale tak nie było, choć groziło to katastrofą.PrzecieżEthan zapłacił za biegłą w miłosnym rzemiośle kochankę, niestety, zafundował sobieimitację.- W dorożce byłam na pana wściekła.- Obserwowała go spod rzęs.Widziała, żejej pragnie, zachowywał się jednak powściągliwie, na co odetchnęła z ulgą.Nie groził jejgwałt, Ethan nie należał do mężczyzn, którzy potrafią siłą wziąć kobietę, choćby i kurty-zanę.- To miało dobrą stronę, bo wyłączyłam myślenie.Teraz złość mi przeszła i niemogę.- Rozłożyła bezradnie ręce.- Prawda jest taka, że utraciłam wiarę w siebie, mi-lordzie.Na widok łóżka robię się nerwowa i nie mam nastroju do amorów.To wcale niejest zabawne! - wykrzyknęła, widząc, że Ethanowi zbiera się na śmiech.Lottie zbierało się na płacz, co dodatkowo ją rozdrażniało.RLT- Ależ naturalnie.Również nie twierdzę, że to zabawne.Nie sądziłem jednak, że je-steś aż tak konwencjonalna.- Uśmiechnął się drwiąco.- Myślałem, że wszystkie te gło-śne i skandalizujące przygody miłosne przeżywałaś w bardziej podniecających miejscachniż zwykłe łóżko.- Zdjął z niej pelerynę, delikatnie pogłaskał ramiona Lottie, jakbychciał uspokoić zalęknione zwierzątko, a gdy spostrzegł, że przyniosło to niejaki efekt,mówił dalej: - Według mnie mamy dwa wyjścia.Albo znów rozzłościmy się na siebie, cow naszej sytuacji przyjdzie nam bez trudu, albo.pomogę ci przemóc awersję do pewne-go mebla powszechnie nazywanego łóżkiem i zrobię wszystko, byś odzyskała wiarę wsiebie.Co ty na to?Lottie zrozumiała, że nie ma żadnego wyboru.Skoro zaakceptowała pieniądze Et-hana, musi wypełnić swoje zobowiązania.Mimo to próbowała takiego wykrętu:- Nie jestem pewna, czy jest pan właściwą osobą, by mi pomóc.- Sądzisz, że mój kunszt spod znaku Amora okaże się nieprzystający dla ciebie?- Nie w tym rzecz.- Uśmiechnęła się wbrew sobie.- Ale jakie to typowo męskie!Myślę, że pańska technika jest aż za dobra.Potrzebuję kogoś mniej wprawnego, mniejwyrafinowanego, żeby nie spodziewał się po mnie zbyt wiele i nie zdenerwował się.- Nieprawda.Wcale tak nie myślisz.- Delikatnie głaskał obnażone ramiona Lottie,widząc, że ta pieszczota sprawiała jej przyjemność, a może nawet pozwoliła na momentzapomnieć o przymusowej sytuacji.- Chcesz mnie.Potrzebujesz tylko, żebym cię kusił.Kusił.To słowo zawisło między nimi.Lottie przełknęła nerwowo, po czym powiedziała:- Dla pana to wyłącznie wyzwanie.- Pewnie tak jest, przynajmniej częściowo.- Uśmiech zniknął z jego twarzy.-Uważaj, Lottie, żebyś nie przesadziła.Kupiłem kochankę i chcę dostać to, za co zapłaci-łem.- Jego oczy pałały żądzą.- Myślę też, że łączenie pracy z przyjemnością musi byćpodniecające.Jeśli twoje zachowanie jest sztuczką, która ma dodać pikanterii naszej zna-jomości, to nie mogłaś wymyślić nic lepszego.Nie lubię, gdy podbój idzie zbyt gładko.- To śmieszne - odezwała się trochę niepewnie - żeby musiał pan namawiać własnąkochankę.Jeszcze nie jest za pózno.Może znalezć pan inną, do której nie będzie panmusiał się zalecać, jakby była dziewicą.RLT- Na to jest już za pózno [ Pobierz całość w formacie PDF ]