[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czułajego ciepły oddech na twarzy.- Nie mogę ci w żaden sposób pomóc.Wiedziała o tym.W jegogłosie słyszała niekłamaną troskę.- Nie mogę się ruszyć.- Nawet nie próbuj.Leż spokojnie.Odszedł.Słyszała stłumionerżenie Nieustraszonego i cichy głos Bishopa.Po chwili wrócił, niosąc dwakoce.Uniósł jej głowę i wsunął pod nią zwinięty koc.Nie pisnęła nawet, choć było to trudne.Bardzo trudne.Poczuła na policzkach opuszki jego palców i zrozumiała, że ściera jejłzy.123RSWtedy właśnie, bez ostrzeżenia, niebiosa otworzyły się nagle i spadłrzęsisty deszcz.Bishop spojrzał na niewiarygodnie gęste kurtyny wody izaklął ponownie.Wspaniały, życiodajny deszcz, który przywróci życiejego ziemi! Dlaczego nie mógł zacząć padać nieco pózniej?- Nie musisz mnie nawet związywać - powiedziała Merryn,odwracając twarz.- Tak czy siak utonę, bo leżę u stóp pagórka i nie mogęsię podnieść.Bishop pochylił się nad nią, usiłując zasłonić ją przed strugami wodylejącej się z nieba, ale było to niemożliwe.Przemoczony Nieustraszonyrżał przerazliwie.Bishop pochylił się jeszcze niżej.Jego nos znajdował się zaledwieparę centymetrów od jej nosa.Zupełnie nie wiedział, co robić.Jakąśczęścią umysłu zanotował, że niebo pociemniało, jednak starając sięochronić przed ulewą swoją przyszłą żonę, nie zwracał na to uwagi.Zaklął znowu, dotykając jej nosa własnym.- Posłuchaj, Merryn.Nie mogę ryzykować przenoszenia cięgdziekolwiek, więc spróbuję ustawić tu namiot.Powinien osłonić naschociaż trochę.- Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałeś?- Może sądziłem, że będziesz miała czelność umrzeć w moichramionach?- Jeśli już mam umierać, chcę umrzeć sucha.Rozstawił namiot tuż przy niej, dziękując Bogu,że grunt okazał siędość równy.Merryn stoczyła się przecież z całego zbocza, zanim uderzyłagłową o skałę.124RSWiedząc, że jest przytomna, a ból zapewne jest nie do zniesienia,wpełzł do namiotu i powolutku wciągnął ją do środka.Koce byłycałkowicie przemoczone, ale na to nic już nie mógł poradzić.Nie mogłaprzecież leżeć na gołej ziemi.Gdy wciągnął Merryn do środka i miał jużpewność, że namiot osłoni ich przed najgorszą ulewą, położył się przy nieji przytulił ją, by mogła się rozgrzać.Rude włosy miała przemoczone,przyklejone do głowy.Na policzku zaczął wykwitać siniak.- Oddychaj lekko i powoli - powiedział.- Proszę, Merryn.Na pewnodasz radę.- Wiedział, że to słuszne, gdyż kiedy sam leżał, cierpiącstraszliwie, kiedy zbójecki topór strzaskał mu ramię, Dumas w kółkopowtarzał: Oddychaj, Bishop, oddychaj powoli i spokojnie.Nie takprędko.Spokojnie.Ja się wszystkim zajmę".Teraz Bishop powtarzał te same słowa Merryn.Lekko dotknął jejczoła opuszkami palców, a potem zaczął lekko masować; powoli muskałskórę głowy, coraz bliżej guza na skroni.Merryn zaczęła się wyraznierozluzniać.Deszcz bębnił o namiot.Bishop zdawał sobie sprawę, że płótno jestjuż przemoczone.Czy namiot przetrzyma nawałnicę? Nie wiedział.Nigdywcześniej nie spotkał się z taką ulewą.Merryn wzięła go za rękę i ściskała ją, gdy ból stawał się nieznośny.%7łeby choć trochę odwrócić jej uwagę, Bishop zaczął opowiadać:- Walczyłem w Normandii z księciem de Crecy, strasznymnikczemnikiem, bardziej okrutnym i straszliwym niż legendarny RyszardLwie Serce.W ogóle nie próbował kryć się przed nami, od razu ruszył wpole.Wydaje mi się, że był najszczęśliwszy, gdy mógł z rozmachu ciąćmieczem, przerąbując ludzi na pół i kopniakiem roztrącać połowy na boki.125RSW ostatniej bitwie niezle się obłowiłem, więc postanowiłem wrócić doKornwalii.Wtedy właśnie natknąłem się na Philippę de Beauchampotoczoną zgrają bandytów.Merryn leżała cicho, cichutko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Czułajego ciepły oddech na twarzy.- Nie mogę ci w żaden sposób pomóc.Wiedziała o tym.W jegogłosie słyszała niekłamaną troskę.- Nie mogę się ruszyć.- Nawet nie próbuj.Leż spokojnie.Odszedł.Słyszała stłumionerżenie Nieustraszonego i cichy głos Bishopa.Po chwili wrócił, niosąc dwakoce.Uniósł jej głowę i wsunął pod nią zwinięty koc.Nie pisnęła nawet, choć było to trudne.Bardzo trudne.Poczuła na policzkach opuszki jego palców i zrozumiała, że ściera jejłzy.123RSWtedy właśnie, bez ostrzeżenia, niebiosa otworzyły się nagle i spadłrzęsisty deszcz.Bishop spojrzał na niewiarygodnie gęste kurtyny wody izaklął ponownie.Wspaniały, życiodajny deszcz, który przywróci życiejego ziemi! Dlaczego nie mógł zacząć padać nieco pózniej?- Nie musisz mnie nawet związywać - powiedziała Merryn,odwracając twarz.- Tak czy siak utonę, bo leżę u stóp pagórka i nie mogęsię podnieść.Bishop pochylił się nad nią, usiłując zasłonić ją przed strugami wodylejącej się z nieba, ale było to niemożliwe.Przemoczony Nieustraszonyrżał przerazliwie.Bishop pochylił się jeszcze niżej.Jego nos znajdował się zaledwieparę centymetrów od jej nosa.Zupełnie nie wiedział, co robić.Jakąśczęścią umysłu zanotował, że niebo pociemniało, jednak starając sięochronić przed ulewą swoją przyszłą żonę, nie zwracał na to uwagi.Zaklął znowu, dotykając jej nosa własnym.- Posłuchaj, Merryn.Nie mogę ryzykować przenoszenia cięgdziekolwiek, więc spróbuję ustawić tu namiot.Powinien osłonić naschociaż trochę.- Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałeś?- Może sądziłem, że będziesz miała czelność umrzeć w moichramionach?- Jeśli już mam umierać, chcę umrzeć sucha.Rozstawił namiot tuż przy niej, dziękując Bogu,że grunt okazał siędość równy.Merryn stoczyła się przecież z całego zbocza, zanim uderzyłagłową o skałę.124RSWiedząc, że jest przytomna, a ból zapewne jest nie do zniesienia,wpełzł do namiotu i powolutku wciągnął ją do środka.Koce byłycałkowicie przemoczone, ale na to nic już nie mógł poradzić.Nie mogłaprzecież leżeć na gołej ziemi.Gdy wciągnął Merryn do środka i miał jużpewność, że namiot osłoni ich przed najgorszą ulewą, położył się przy nieji przytulił ją, by mogła się rozgrzać.Rude włosy miała przemoczone,przyklejone do głowy.Na policzku zaczął wykwitać siniak.- Oddychaj lekko i powoli - powiedział.- Proszę, Merryn.Na pewnodasz radę.- Wiedział, że to słuszne, gdyż kiedy sam leżał, cierpiącstraszliwie, kiedy zbójecki topór strzaskał mu ramię, Dumas w kółkopowtarzał: Oddychaj, Bishop, oddychaj powoli i spokojnie.Nie takprędko.Spokojnie.Ja się wszystkim zajmę".Teraz Bishop powtarzał te same słowa Merryn.Lekko dotknął jejczoła opuszkami palców, a potem zaczął lekko masować; powoli muskałskórę głowy, coraz bliżej guza na skroni.Merryn zaczęła się wyraznierozluzniać.Deszcz bębnił o namiot.Bishop zdawał sobie sprawę, że płótno jestjuż przemoczone.Czy namiot przetrzyma nawałnicę? Nie wiedział.Nigdywcześniej nie spotkał się z taką ulewą.Merryn wzięła go za rękę i ściskała ją, gdy ból stawał się nieznośny.%7łeby choć trochę odwrócić jej uwagę, Bishop zaczął opowiadać:- Walczyłem w Normandii z księciem de Crecy, strasznymnikczemnikiem, bardziej okrutnym i straszliwym niż legendarny RyszardLwie Serce.W ogóle nie próbował kryć się przed nami, od razu ruszył wpole.Wydaje mi się, że był najszczęśliwszy, gdy mógł z rozmachu ciąćmieczem, przerąbując ludzi na pół i kopniakiem roztrącać połowy na boki.125RSW ostatniej bitwie niezle się obłowiłem, więc postanowiłem wrócić doKornwalii.Wtedy właśnie natknąłem się na Philippę de Beauchampotoczoną zgrają bandytów.Merryn leżała cicho, cichutko [ Pobierz całość w formacie PDF ]