[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Elżusia, jak dÅ‚uga do nóg mu byÅ‚a runęła, a pan mÅ‚ody ze stukiem na kolana upadÅ‚,lecz z powodu twardego i szerokiego krawata gÅ‚owy pochylić nie mogÄ…c pozór klÄ™czÄ…ce-go koÅ‚ka zachowywaÅ‚.Fabian zaÅ›, chociaż go zwyczaj do wypowiadania oracji koniecznienie zobowiÄ…zywaÅ‚, przez wzruszenie zmienionym czy też umyÅ›lnie przybranym, baróocienkim gÅ‚osem przemawiaÅ‚: òiady i przedóiady nasze na tym samym miejscu gody małżeÅ„skie wyprawo-wali, góie i ja twoje, moja córko, dnia óisiejszego wyprawujÄ™.Masz wieóieć, że niepowinnaÅ› być swarna, marnotrawna, jÄ™zyczna³v u ani rÄ™ce za pas zakÅ‚adać albo, broÅ„ Boże,baÅ‚amutniom i pustotom życie swoje poÅ›wiÄ™cać, ale przyjacielowi swemu dozgonnemuwe wszystkim pomocna, zgodna i ulegÅ‚a&W tym miejscu przemowy Elżusia, pomimo że twarz przy samej ziemi prawie trzymaÅ‚ai chustkÄ… wycieraÅ‚a oczy, poÅ‚Ä™ surduta narzeczonego mocno pociÄ…gnęła i szepnęła: ProszÄ™ nachylić siÄ™! Czy to piÄ™knie przy bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwie ojcowskim z nosem dogóry sterczeć?Jak na komendÄ™ FranuÅ› zgniótÅ‚ brodÄ… obrÄ™cz krawata i czoÅ‚o ku ziemi pochyliÅ‚.FabianwÅ‚aÅ›nie ku niemu mowÄ™ zwracaÅ‚: A tobie, mój ziÄ™ciu, ojcowskim sÅ‚owem i sercem zapowiadam, abyÅ› towarzyszkÄ™,którÄ… ci dajÄ™, szanowaÅ‚ i we wszystkim jej byÅ‚ pomocny, zgodny, nieofokliwy, nie grubian,ale&Tu pomimo zaÅ‚zawionych oczu szorstka kÄ™pa wÄ…sów poruszyÅ‚a mu siÄ™ jakby do uÅ›mie-chu. Ale tak samo i lejców zbytnio żonce nie popuszczaj, a to pamiÄ™taj sobie, że zÅ‚ygospodarz najpiÄ™kniejsze óieóictwo niedozorem zmarnuje, a dbajÄ…cy i umiejÄ™tny z ladaczego uczyni co dobrego.To wam, moje óieci, ostatnim ojcowskim sÅ‚owem i z grun-tu serca powieóiawszy Boga WszechmogÄ…cego o bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwo i zesÅ‚anie na was&wszystkich& Å‚ask& i& po& pomyÅ›lnoÅ›ci&³v u na (gwar.) gadatliwa, kłótliwa.Nad Niemnem 225Teraz już rozpÅ‚akaÅ‚ siÄ™ tak, że koÅ„ca słów jego nikt dosÅ‚yszeć nie mógÅ‚, i z koleibÅ‚ogosÅ‚awiÄ…cy mÅ‚odÄ… parÄ™ roóice pana mÅ‚odego pÅ‚akali, i swania StarzyÅ„ska rozpÅ‚akaÅ‚asiÄ™, a swania GiecoÅ‚dowa, garóąc tkliwoÅ›ciÄ… tÅ‚umów, powiekami prÄ™dko mrugaÅ‚a, abyspod nich Å‚zy nie wypuÅ›cić, panna mÅ‚oda a za niÄ… i pan mÅ‚ody prawie już ryczeć zaczÄ™li,wtem za oknem, w mozaice mnóstwa z zewnÄ…trz napeÅ‚niajÄ…cych je twarzy, ukazaÅ‚a siÄ™zżółkÅ‚a, chuda twarz z ogromnymi, ciemnymi okularami i Bohatyrowicz ApostoÅ‚ ramionawznoszÄ…c żaÅ‚oÅ›liwym gÅ‚osem zawoÅ‚aÅ‚: Przyobiecane jest królestwo niebieskie czÅ‚owiekowi, który synowi swemu albocórce swojej małżeÅ„skie gody wyprawiÅ‚!SÅ‚owa te byÅ‚y kroplÄ… przepeÅ‚niajÄ…cÄ… czarÄ™ wzruszenia obecnych, których ogromna jużwiÄ™kszość wybuchnęła pÅ‚aczem, a przy tym i caÅ‚ować siÄ™ pomięóy sobÄ… zaczęła.PÅ‚a-czÄ…c obejmowali siÄ™ i caÅ‚owali roóice panny mÅ‚odej i roóice pana mÅ‚odego, swatowiei swanie, drużki i drużbantowie, a w Å›wietlicy, za oknami, za drzwiami, przez kilka mi-nut nic wiÄ™cej sÅ‚ychać nie byÅ‚o, jak tylko szlochania, caÅ‚usy, a wÅ›ród szlochaÅ„ i caÅ‚u-sów zaczynane, urywane, niedokoÅ„czone powinszowania, poóiÄ™kowania, bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„-stwa i życzenia.Drużki pÅ‚aczÄ…c i razem Å›miejÄ…c siÄ™, caÅ‚ujÄ…c i winszujÄ…c krÄ™ciÅ‚y siÄ™ Å›ródobecnych i wszystkim wiÄ…zki mirtu do sukien przypinaÅ‚y, a pierwszy Kazimierz JaÅ›montw tym powszechnym zamieszaniu i wezbraniu uczuć porzÄ…dek czynić zaczÄ…Å‚.Kilka razypo wzburzonym mrowisku okiem wiodÄ…c, szerokimi barami niecierpliwie poruszyÅ‚, kil-ka razy palcami pstryknÄ…Å‚, usta otworzyÅ‚ i zamknÄ…Å‚, aż na koniec czuprynÄ… jak grzywÄ…wstrzÄ…snÄ…wszy wyprostowaÅ‚ siÄ™ jak struna i grzmotowym gÅ‚osem krzyknÄ…Å‚: Jazda!A potem, niby wieloryb wody, piersiÄ… i bokami tÅ‚um prÄ…c, a gÅ‚osem pszczolne jegobrzÄ™czenie przenoszÄ…c, woÅ‚aÅ‚ ciÄ…gle: Jazda, paÅ„stwo! jaz-da! jaz-da! jaz-da!WiÄ™cej niżeli poÅ‚owa obecnych pocisnęła siÄ™ ku zaprzężonym bryczkom i osiodÅ‚anymkoniom, ale pierwszy drużbant przed tÄ… Å›ciÅ›liwÄ… falÄ… z rozpostartymi ramionami stanÄ…Å‚,piersiÄ… wÅ‚asnÄ… jej nawaÅ‚ wstrzymujÄ…c i woÅ‚ajÄ…c: Wolniej, paÅ„stwo! wol-niej! Po porzÄ…dku! Po porzÄ…dku !I potem dÅ‚ugo w tÅ‚umie głów, twarzy, surdutów, sukien, rojÄ…cym siÄ™ dokoÅ‚a bryczeki koni, przesuwaÅ‚a siÄ™ nieustannie jego granatowa czapka, wierzch tylko kęóierzawejczupryny przysÅ‚aniajÄ…ca, a gÅ‚os nakazujÄ…cy, dyktatorski woÅ‚aÅ‚ i dyrygowaÅ‚, rozlegaÅ‚ siÄ™w urywanych i po wielokroć powtarzanych wykrzykach: ProszÄ™ siadać! Niechajże paÅ„stwo siadajÄ…! Panna mÅ‚oda ze swojÄ… swaniÄ…! Pan mÅ‚o-dy ze swoim swatem! Druga swania i drugi swat razem! Pierwsza panna drużka! Góiepierwsza panna drużka? ProszÄ™ za mnÄ…! Zlicznie proszÄ™! Druga panna drużka z drugimpanem drużbantem.Trzecia panna drużka z trzecim panem drużbantem& Muzyka! Hej!SÅ‚yszycie tam, muzykusy! Zaniewscy, hej! Siadać na tÄ™ bryczkÄ™& tam& za asystÄ…!&I tak dalej, i tak dalej, przez dobry kwadrans, aż na koniec wszystko razem gruchnÄ™-Å‚o, zagrzmiaÅ‚o, zatÄ™tniaÅ‚o, wybuchnęło muzykÄ…, Å›miechem, krzykami, parskaniem konii z gÄ™stego tumanu kurzawy, który wzbiÅ‚ siÄ™ nad FabianowÄ… zagrodÄ…, wytoczyÅ‚o siÄ™ nagÅ‚adki, spÅ‚owiaÅ‚y kobierzec uÅ›cielajÄ…cy szerokie pole, pod bladozÅ‚ote sÅ‚oÅ„ce, w przejrzystejak krysztaÅ‚ powietrze.Gospodarz, JeóenieW zagroóie Fabiana przecież nie zapanowaÅ‚a zupeÅ‚na cisza.Przynajmniej poÅ‚owazebranego towarzystwa pozostaÅ‚a tu i raczyÅ‚a siÄ™ żywnoÅ›ciÄ… rozstawionÄ… na stoÅ‚ach, przyktórych potem, aż do zachodu sÅ‚oÅ„ca, coraz zmieniali siÄ™ biesiadnicy.Do rosołów, piecze-ni, kieÅ‚bas, naleÅ›ników, makaronów, przeplatanych umiarkowanie pop3anym miodemi piwem, zasiadano, dla ciasnoty miejsca, partiami z pary óiesiÄ…tków osób skÅ‚adanymi.Gdy jedni w Å›wietlicy zajadali, inni, czekajÄ…c na kolej swojÄ… lub jÄ… odbywszy, w ogroóiei na droóe przechaóali siÄ™, zalecali, gwarzyli.Fabian Å›wietlicy nie opuszczaÅ‚ ugaszczajÄ…c i zabawiajÄ…c goÅ›ci tak gorliwie, że aż ob-lewaÅ‚ siÄ™ potem rzÄ™sistym, który co chwilÄ™ chustkÄ… z oblicza, z Å‚ysiny i z karku ocieraÅ‚.Jednak pomimo goÅ›cinnoÅ›ci i zwykÅ‚ej mównoÅ›ci każdy mógÅ‚ poznać, że potajemnie drÄ™-czyÅ‚ go dolegliwy Êîasunek.Mniej niż zazwyczaj prawiÅ‚ facecji i przysłów, czÄ™sto obfitÄ…mowÄ™ w poÅ‚owie przerywaÅ‚ i zamyÅ›laÅ‚ siÄ™ czoÅ‚o marszczÄ…c, a kÄ™pkÄ™ wÄ…sów naprzód wy-suwajÄ…c.Takiż sam Êîasunek, pomimo zresztÄ… szczerego oddawania siÄ™ przyjemnoÅ›ciomNad Niemnem 226odpoczynku i zabawy, pomimo powolnego wychylania niedużych czarek miodu i piwa,znacznym byÅ‚ i na innych Bohatyrowiczach, starszych zwÅ‚aszcza gospodarzach i ojcachroóin [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Elżusia, jak dÅ‚uga do nóg mu byÅ‚a runęła, a pan mÅ‚ody ze stukiem na kolana upadÅ‚,lecz z powodu twardego i szerokiego krawata gÅ‚owy pochylić nie mogÄ…c pozór klÄ™czÄ…ce-go koÅ‚ka zachowywaÅ‚.Fabian zaÅ›, chociaż go zwyczaj do wypowiadania oracji koniecznienie zobowiÄ…zywaÅ‚, przez wzruszenie zmienionym czy też umyÅ›lnie przybranym, baróocienkim gÅ‚osem przemawiaÅ‚: òiady i przedóiady nasze na tym samym miejscu gody małżeÅ„skie wyprawo-wali, góie i ja twoje, moja córko, dnia óisiejszego wyprawujÄ™.Masz wieóieć, że niepowinnaÅ› być swarna, marnotrawna, jÄ™zyczna³v u ani rÄ™ce za pas zakÅ‚adać albo, broÅ„ Boże,baÅ‚amutniom i pustotom życie swoje poÅ›wiÄ™cać, ale przyjacielowi swemu dozgonnemuwe wszystkim pomocna, zgodna i ulegÅ‚a&W tym miejscu przemowy Elżusia, pomimo że twarz przy samej ziemi prawie trzymaÅ‚ai chustkÄ… wycieraÅ‚a oczy, poÅ‚Ä™ surduta narzeczonego mocno pociÄ…gnęła i szepnęła: ProszÄ™ nachylić siÄ™! Czy to piÄ™knie przy bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwie ojcowskim z nosem dogóry sterczeć?Jak na komendÄ™ FranuÅ› zgniótÅ‚ brodÄ… obrÄ™cz krawata i czoÅ‚o ku ziemi pochyliÅ‚.FabianwÅ‚aÅ›nie ku niemu mowÄ™ zwracaÅ‚: A tobie, mój ziÄ™ciu, ojcowskim sÅ‚owem i sercem zapowiadam, abyÅ› towarzyszkÄ™,którÄ… ci dajÄ™, szanowaÅ‚ i we wszystkim jej byÅ‚ pomocny, zgodny, nieofokliwy, nie grubian,ale&Tu pomimo zaÅ‚zawionych oczu szorstka kÄ™pa wÄ…sów poruszyÅ‚a mu siÄ™ jakby do uÅ›mie-chu. Ale tak samo i lejców zbytnio żonce nie popuszczaj, a to pamiÄ™taj sobie, że zÅ‚ygospodarz najpiÄ™kniejsze óieóictwo niedozorem zmarnuje, a dbajÄ…cy i umiejÄ™tny z ladaczego uczyni co dobrego.To wam, moje óieci, ostatnim ojcowskim sÅ‚owem i z grun-tu serca powieóiawszy Boga WszechmogÄ…cego o bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwo i zesÅ‚anie na was&wszystkich& Å‚ask& i& po& pomyÅ›lnoÅ›ci&³v u na (gwar.) gadatliwa, kłótliwa.Nad Niemnem 225Teraz już rozpÅ‚akaÅ‚ siÄ™ tak, że koÅ„ca słów jego nikt dosÅ‚yszeć nie mógÅ‚, i z koleibÅ‚ogosÅ‚awiÄ…cy mÅ‚odÄ… parÄ™ roóice pana mÅ‚odego pÅ‚akali, i swania StarzyÅ„ska rozpÅ‚akaÅ‚asiÄ™, a swania GiecoÅ‚dowa, garóąc tkliwoÅ›ciÄ… tÅ‚umów, powiekami prÄ™dko mrugaÅ‚a, abyspod nich Å‚zy nie wypuÅ›cić, panna mÅ‚oda a za niÄ… i pan mÅ‚ody prawie już ryczeć zaczÄ™li,wtem za oknem, w mozaice mnóstwa z zewnÄ…trz napeÅ‚niajÄ…cych je twarzy, ukazaÅ‚a siÄ™zżółkÅ‚a, chuda twarz z ogromnymi, ciemnymi okularami i Bohatyrowicz ApostoÅ‚ ramionawznoszÄ…c żaÅ‚oÅ›liwym gÅ‚osem zawoÅ‚aÅ‚: Przyobiecane jest królestwo niebieskie czÅ‚owiekowi, który synowi swemu albocórce swojej małżeÅ„skie gody wyprawiÅ‚!SÅ‚owa te byÅ‚y kroplÄ… przepeÅ‚niajÄ…cÄ… czarÄ™ wzruszenia obecnych, których ogromna jużwiÄ™kszość wybuchnęła pÅ‚aczem, a przy tym i caÅ‚ować siÄ™ pomięóy sobÄ… zaczęła.PÅ‚a-czÄ…c obejmowali siÄ™ i caÅ‚owali roóice panny mÅ‚odej i roóice pana mÅ‚odego, swatowiei swanie, drużki i drużbantowie, a w Å›wietlicy, za oknami, za drzwiami, przez kilka mi-nut nic wiÄ™cej sÅ‚ychać nie byÅ‚o, jak tylko szlochania, caÅ‚usy, a wÅ›ród szlochaÅ„ i caÅ‚u-sów zaczynane, urywane, niedokoÅ„czone powinszowania, poóiÄ™kowania, bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„-stwa i życzenia.Drużki pÅ‚aczÄ…c i razem Å›miejÄ…c siÄ™, caÅ‚ujÄ…c i winszujÄ…c krÄ™ciÅ‚y siÄ™ Å›ródobecnych i wszystkim wiÄ…zki mirtu do sukien przypinaÅ‚y, a pierwszy Kazimierz JaÅ›montw tym powszechnym zamieszaniu i wezbraniu uczuć porzÄ…dek czynić zaczÄ…Å‚.Kilka razypo wzburzonym mrowisku okiem wiodÄ…c, szerokimi barami niecierpliwie poruszyÅ‚, kil-ka razy palcami pstryknÄ…Å‚, usta otworzyÅ‚ i zamknÄ…Å‚, aż na koniec czuprynÄ… jak grzywÄ…wstrzÄ…snÄ…wszy wyprostowaÅ‚ siÄ™ jak struna i grzmotowym gÅ‚osem krzyknÄ…Å‚: Jazda!A potem, niby wieloryb wody, piersiÄ… i bokami tÅ‚um prÄ…c, a gÅ‚osem pszczolne jegobrzÄ™czenie przenoszÄ…c, woÅ‚aÅ‚ ciÄ…gle: Jazda, paÅ„stwo! jaz-da! jaz-da! jaz-da!WiÄ™cej niżeli poÅ‚owa obecnych pocisnęła siÄ™ ku zaprzężonym bryczkom i osiodÅ‚anymkoniom, ale pierwszy drużbant przed tÄ… Å›ciÅ›liwÄ… falÄ… z rozpostartymi ramionami stanÄ…Å‚,piersiÄ… wÅ‚asnÄ… jej nawaÅ‚ wstrzymujÄ…c i woÅ‚ajÄ…c: Wolniej, paÅ„stwo! wol-niej! Po porzÄ…dku! Po porzÄ…dku !I potem dÅ‚ugo w tÅ‚umie głów, twarzy, surdutów, sukien, rojÄ…cym siÄ™ dokoÅ‚a bryczeki koni, przesuwaÅ‚a siÄ™ nieustannie jego granatowa czapka, wierzch tylko kęóierzawejczupryny przysÅ‚aniajÄ…ca, a gÅ‚os nakazujÄ…cy, dyktatorski woÅ‚aÅ‚ i dyrygowaÅ‚, rozlegaÅ‚ siÄ™w urywanych i po wielokroć powtarzanych wykrzykach: ProszÄ™ siadać! Niechajże paÅ„stwo siadajÄ…! Panna mÅ‚oda ze swojÄ… swaniÄ…! Pan mÅ‚o-dy ze swoim swatem! Druga swania i drugi swat razem! Pierwsza panna drużka! Góiepierwsza panna drużka? ProszÄ™ za mnÄ…! Zlicznie proszÄ™! Druga panna drużka z drugimpanem drużbantem.Trzecia panna drużka z trzecim panem drużbantem& Muzyka! Hej!SÅ‚yszycie tam, muzykusy! Zaniewscy, hej! Siadać na tÄ™ bryczkÄ™& tam& za asystÄ…!&I tak dalej, i tak dalej, przez dobry kwadrans, aż na koniec wszystko razem gruchnÄ™-Å‚o, zagrzmiaÅ‚o, zatÄ™tniaÅ‚o, wybuchnęło muzykÄ…, Å›miechem, krzykami, parskaniem konii z gÄ™stego tumanu kurzawy, który wzbiÅ‚ siÄ™ nad FabianowÄ… zagrodÄ…, wytoczyÅ‚o siÄ™ nagÅ‚adki, spÅ‚owiaÅ‚y kobierzec uÅ›cielajÄ…cy szerokie pole, pod bladozÅ‚ote sÅ‚oÅ„ce, w przejrzystejak krysztaÅ‚ powietrze.Gospodarz, JeóenieW zagroóie Fabiana przecież nie zapanowaÅ‚a zupeÅ‚na cisza.Przynajmniej poÅ‚owazebranego towarzystwa pozostaÅ‚a tu i raczyÅ‚a siÄ™ żywnoÅ›ciÄ… rozstawionÄ… na stoÅ‚ach, przyktórych potem, aż do zachodu sÅ‚oÅ„ca, coraz zmieniali siÄ™ biesiadnicy.Do rosołów, piecze-ni, kieÅ‚bas, naleÅ›ników, makaronów, przeplatanych umiarkowanie pop3anym miodemi piwem, zasiadano, dla ciasnoty miejsca, partiami z pary óiesiÄ…tków osób skÅ‚adanymi.Gdy jedni w Å›wietlicy zajadali, inni, czekajÄ…c na kolej swojÄ… lub jÄ… odbywszy, w ogroóiei na droóe przechaóali siÄ™, zalecali, gwarzyli.Fabian Å›wietlicy nie opuszczaÅ‚ ugaszczajÄ…c i zabawiajÄ…c goÅ›ci tak gorliwie, że aż ob-lewaÅ‚ siÄ™ potem rzÄ™sistym, który co chwilÄ™ chustkÄ… z oblicza, z Å‚ysiny i z karku ocieraÅ‚.Jednak pomimo goÅ›cinnoÅ›ci i zwykÅ‚ej mównoÅ›ci każdy mógÅ‚ poznać, że potajemnie drÄ™-czyÅ‚ go dolegliwy Êîasunek.Mniej niż zazwyczaj prawiÅ‚ facecji i przysłów, czÄ™sto obfitÄ…mowÄ™ w poÅ‚owie przerywaÅ‚ i zamyÅ›laÅ‚ siÄ™ czoÅ‚o marszczÄ…c, a kÄ™pkÄ™ wÄ…sów naprzód wy-suwajÄ…c.Takiż sam Êîasunek, pomimo zresztÄ… szczerego oddawania siÄ™ przyjemnoÅ›ciomNad Niemnem 226odpoczynku i zabawy, pomimo powolnego wychylania niedużych czarek miodu i piwa,znacznym byÅ‚ i na innych Bohatyrowiczach, starszych zwÅ‚aszcza gospodarzach i ojcachroóin [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]