[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeżeli miała tu być wzniesiona "świątynia", dlaczego nierealizowano tego przedsięwzięcia w pobliżu kamieniołomów? Jeszczedzisiaj ruiny murów przekraczają miejscami wysokość 14 m, a ichdługość wynosi 860 m.Jeżeli już sama pradukcja tych ciężkich,dziesięciotonowych bloków długości 3-9 m była nad wyraz uciążliwa,to ich transport przez bezdrożną dżunglę, nawet przy udziale całej armiikrzepkich chłopów, jest wprost niewyobrażalny.Przy założeniu, żew ciągu całodziennej pracy pozyskiwano cztery kilkutonowe blokibazaltowe i następnie transportowano je z północnego wybrzeżaPonape do Nan Madol, to wówczas na ukończenie tego nonsensownegozamierzenia potrzeba byłoby 296 lat.Wyspę zamieszkiwała zawszeniewielka liczba mieszkańców.Skąd więc pochodziła ta olbrzymiai niezbędna armia robotników? Nan Madol nie jest pięknym miastem,charakteryzuje się bezbarwną, funkcjonalną architekturą i nie maw sobie nic z rozrzutnego przepychu budowli wznoszonych w rejoniemórz południowych.Nan Madol było zapewne obiektem obronnym.Herbert Rittlinger pisze w swojej książce Der masslose Ozean (Bezmiernyocean), że Ponape była niegdyś głównym ośrodkiem wspaniałegopaństwa, a poławiacze pereł szukający skarbów na dnie morza opo-wiadali o widzianych tam kolumnach i sarkofagach.W 1919 rokuKaroliny przeszły pod japoński zarząd mandatowy.Poławiacze perełwierzyli legendom, szukali i znajdowali kawałki platyny.Pod panowa-niem Japończyków platyna była de faeto głównym towarem ekspor-towym, jakkolwiek na samej wyspie w powierzchniowych warstwachskalnych nie było platyny.W przezroczystej wodzie widziałem budowlejakby "przyrośnięte" do wyspy i odnosiłem wrażenie, że są połączonekorytarzem, który prowadzi do "świętej studni".A może nie była toświęta studnia, lecz zejście do jakiegoś podziemnego obiektu? Może tebudowle stoją na straży zejścia do niego? Wyspiarze z mórz połu-dniowych nie mogli wykonać takich podziemnych budowli! Czyżbyi tutaj pomagali obcy przybysze? W miejscowej legendzie jest mowao latającym i ziejacym ogniem smoku, który wykopał kanały i stworzyłwyspy, wspomina się także czarodzieja, który Zaklęciem przerzucałbazaltowe bryły.Hipoteza o pomocy obcych astronautów także mnienie zadowala: dlaczego wybrali właśnie tę niepozorną wysepkę? Takakonkluzja byłaby do przyjęcia tylko wówczas, gdyby wyspiarze bylirzeczywiście budowneczymi tych obiektów.Oto jeszcze jedna z wielunie rozwiązanych zagadek naszej starej Ziemi.Wyspy mórz południowych, położone pomiędzy Australią, Indonezjąi wybrzeżami Ameryki, zajmują powierzchnię 1,25 mln km2 na obszarzemorskim pokrywającym 70 mln km2.%7łyją tam Papuasi, Melanezyj-czycy, Polinezyjczycy i Mikronezyjczycy.Skarby kultury i pamiątkihistorii wyspiarzy znajdują się pod pieczą licznych muzeów; w AucklandW Nowej Zelandii oraz w Bishop Museum w Honolulu przechowywanesą maski rytualne mieszkańeów wysp mórz południowych.Wkładali jena twarze do tańców ceremonialnych, podezas których gestami i ru-chami naśladowali unoszące się w powietrzu istoty.Wydaje mi się, żepatrząc na nie przez pryzmat współczesności możemy rozpoznać dośćkiepskie plastyczne naśladownictwo statków kosmicznych z jedno-osobową załogą.Maski te, nakładane od góry na głowę mają dwiesterczące na boki drewniane nasadki, będące imitacją skrzydeł, a u dołudwa otwory do ich osadzenia.Nawet oparcia na ręce i nogi orazkombinezon, jaki musieli nosić lotnicy, pozostały przez tysiącleciaw pamięci ludowych rękodzielników.Natomiast wyspiarze od dawnajuż nie zdają sobie sprawy z tego, dlaczego swoich bogów, królówi wodzów przyozdabiają tak skomplikowaną aparaturą - latać w tymsię nie da, a jednak ubiór lotniczy obcych przybyszów stał się elemen-tem ich folkloru.Maski rytualne także? Pytam zupełnie poważnie.Zakonnik Carlo Crespi i jego skarbyOjciec Carlo Crespi, rodem z Mediolanu, żyje od ponad 50 lat[ Ojciec Crespi zmarł w 1982 roku (przyp.red.).]w ekwadorskim miasteczku Cuenca, gdzie pełni obowiązki duszpase-rza w Kościele Ubogich pw.Marii Auxiliadory.Indianie uznali du-chownego za swego prawdziwego przyjaciela i z różnych kryjówekznosili mu upominki.W rezultacie zakonnik posiadł tyle cennychprzedmiotów, że w końcu zapełniły wszystkie pomieszczenia jegomieszkania i kościoła.Przychylając się do prośby o.Crespiego, koś-cielne władze Watykanu wydały zezwolenie na otwarcie muzeum.Zlokalizowane w szkole oo.salezjanów w Cuenca, rozrastało się corazbardziej i w 1960 roku osiągnęła rangę największego muzeum w Ek-wadorze, a sam Crespi został uznany za znawcę archeologicznychznalezisk.Uchodził jednak za niewygodnego sługę swego Kościoła,ponieważ utrzymywał uparcie, że mógłby udowodnić istnienie bezpo-średnich związków pomiędzy Starym Zwiatem (Babilon) a preinkaskimikulturami Nowego Zwiata, co było sprzeczne z obowiązującym po-glądem.20 lipca 1962 roku muzeum ojca Crespiego spłonęło w wynikuumyślnego podpalenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Jeżeli miała tu być wzniesiona "świątynia", dlaczego nierealizowano tego przedsięwzięcia w pobliżu kamieniołomów? Jeszczedzisiaj ruiny murów przekraczają miejscami wysokość 14 m, a ichdługość wynosi 860 m.Jeżeli już sama pradukcja tych ciężkich,dziesięciotonowych bloków długości 3-9 m była nad wyraz uciążliwa,to ich transport przez bezdrożną dżunglę, nawet przy udziale całej armiikrzepkich chłopów, jest wprost niewyobrażalny.Przy założeniu, żew ciągu całodziennej pracy pozyskiwano cztery kilkutonowe blokibazaltowe i następnie transportowano je z północnego wybrzeżaPonape do Nan Madol, to wówczas na ukończenie tego nonsensownegozamierzenia potrzeba byłoby 296 lat.Wyspę zamieszkiwała zawszeniewielka liczba mieszkańców.Skąd więc pochodziła ta olbrzymiai niezbędna armia robotników? Nan Madol nie jest pięknym miastem,charakteryzuje się bezbarwną, funkcjonalną architekturą i nie maw sobie nic z rozrzutnego przepychu budowli wznoszonych w rejoniemórz południowych.Nan Madol było zapewne obiektem obronnym.Herbert Rittlinger pisze w swojej książce Der masslose Ozean (Bezmiernyocean), że Ponape była niegdyś głównym ośrodkiem wspaniałegopaństwa, a poławiacze pereł szukający skarbów na dnie morza opo-wiadali o widzianych tam kolumnach i sarkofagach.W 1919 rokuKaroliny przeszły pod japoński zarząd mandatowy.Poławiacze perełwierzyli legendom, szukali i znajdowali kawałki platyny.Pod panowa-niem Japończyków platyna była de faeto głównym towarem ekspor-towym, jakkolwiek na samej wyspie w powierzchniowych warstwachskalnych nie było platyny.W przezroczystej wodzie widziałem budowlejakby "przyrośnięte" do wyspy i odnosiłem wrażenie, że są połączonekorytarzem, który prowadzi do "świętej studni".A może nie była toświęta studnia, lecz zejście do jakiegoś podziemnego obiektu? Może tebudowle stoją na straży zejścia do niego? Wyspiarze z mórz połu-dniowych nie mogli wykonać takich podziemnych budowli! Czyżbyi tutaj pomagali obcy przybysze? W miejscowej legendzie jest mowao latającym i ziejacym ogniem smoku, który wykopał kanały i stworzyłwyspy, wspomina się także czarodzieja, który Zaklęciem przerzucałbazaltowe bryły.Hipoteza o pomocy obcych astronautów także mnienie zadowala: dlaczego wybrali właśnie tę niepozorną wysepkę? Takakonkluzja byłaby do przyjęcia tylko wówczas, gdyby wyspiarze bylirzeczywiście budowneczymi tych obiektów.Oto jeszcze jedna z wielunie rozwiązanych zagadek naszej starej Ziemi.Wyspy mórz południowych, położone pomiędzy Australią, Indonezjąi wybrzeżami Ameryki, zajmują powierzchnię 1,25 mln km2 na obszarzemorskim pokrywającym 70 mln km2.%7łyją tam Papuasi, Melanezyj-czycy, Polinezyjczycy i Mikronezyjczycy.Skarby kultury i pamiątkihistorii wyspiarzy znajdują się pod pieczą licznych muzeów; w AucklandW Nowej Zelandii oraz w Bishop Museum w Honolulu przechowywanesą maski rytualne mieszkańeów wysp mórz południowych.Wkładali jena twarze do tańców ceremonialnych, podezas których gestami i ru-chami naśladowali unoszące się w powietrzu istoty.Wydaje mi się, żepatrząc na nie przez pryzmat współczesności możemy rozpoznać dośćkiepskie plastyczne naśladownictwo statków kosmicznych z jedno-osobową załogą.Maski te, nakładane od góry na głowę mają dwiesterczące na boki drewniane nasadki, będące imitacją skrzydeł, a u dołudwa otwory do ich osadzenia.Nawet oparcia na ręce i nogi orazkombinezon, jaki musieli nosić lotnicy, pozostały przez tysiącleciaw pamięci ludowych rękodzielników.Natomiast wyspiarze od dawnajuż nie zdają sobie sprawy z tego, dlaczego swoich bogów, królówi wodzów przyozdabiają tak skomplikowaną aparaturą - latać w tymsię nie da, a jednak ubiór lotniczy obcych przybyszów stał się elemen-tem ich folkloru.Maski rytualne także? Pytam zupełnie poważnie.Zakonnik Carlo Crespi i jego skarbyOjciec Carlo Crespi, rodem z Mediolanu, żyje od ponad 50 lat[ Ojciec Crespi zmarł w 1982 roku (przyp.red.).]w ekwadorskim miasteczku Cuenca, gdzie pełni obowiązki duszpase-rza w Kościele Ubogich pw.Marii Auxiliadory.Indianie uznali du-chownego za swego prawdziwego przyjaciela i z różnych kryjówekznosili mu upominki.W rezultacie zakonnik posiadł tyle cennychprzedmiotów, że w końcu zapełniły wszystkie pomieszczenia jegomieszkania i kościoła.Przychylając się do prośby o.Crespiego, koś-cielne władze Watykanu wydały zezwolenie na otwarcie muzeum.Zlokalizowane w szkole oo.salezjanów w Cuenca, rozrastało się corazbardziej i w 1960 roku osiągnęła rangę największego muzeum w Ek-wadorze, a sam Crespi został uznany za znawcę archeologicznychznalezisk.Uchodził jednak za niewygodnego sługę swego Kościoła,ponieważ utrzymywał uparcie, że mógłby udowodnić istnienie bezpo-średnich związków pomiędzy Starym Zwiatem (Babilon) a preinkaskimikulturami Nowego Zwiata, co było sprzeczne z obowiązującym po-glądem.20 lipca 1962 roku muzeum ojca Crespiego spłonęło w wynikuumyślnego podpalenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]