[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeden, dosyć spory, przysiadł na mojej dolnejwardze.Kiedy patrzyłam, jak taksówka odjeżdża,Blythe odwróciła się i pomachała mi ręką.180Przez moment ja też to poczułam - że możewszystko, co jest nie tak, faktycznie da się naprawić.181ROZDZIAA TRZYDZIESTY DZIEWITY- Wszedłem do Internetu, ale tylko tak sobie, dlawygłupu.Nie surfowałem.Nie oglądałem ich.-Barry urwał.Zaczął niemal obsesyjnie pocierać ja-kieś miejsce na lewej ręce.W grupie obowiązywała zasada, tylko jedna zasa-da, że jeśli już któreś z nich oglądało pornografię, tomusi się do tego przyznać.Nikt ich za to nie obrażałani nie wygłaszał im kazań.Nie informowałam takżerodziców, ale delikwent musiał wyznać prawdę prze-de mną i całą grupą.A ponieważ uczestnictwo w tychsesjach ratowało ich przed wydaleniem ze szkołyalbo zawieszeniem w prawach ucznia, zwykle się dotego stosowali.Czekałam, nie zdejmując wzroku z Barry'ego,starając się, żeby język mojego ciała był neutralny.- Ale kumpel wysłał mi e-maila i napisał, że tedwie laski robią coś naprawdę odjazdowego, więckliknąłem, żeby sprawdzić.Nie rozumiałem, co miałna myśli, pisząc, że robią coś odjazdowego.Myś-lałem, że chodziło mu o jakieś perwersje.- Jak długo je oglądałeś? - spytałam.Wlepił wzrok w podłogę.- Niedługo.Zrobiło mi się niedobrze.- Niedobrze?- Jakbym miał zwymiotować, nie rozumie pani? -Był zażenowany.- Wiesz, dlaczego tak się czułeś?- Bo one cierpiały.Okropnie cierpiały, to byłowidać.182Chciałam znalezć sposób, by uświadomić mu, żeidentyfikował się z tym, co oglądał - rozumiał, żedotyczy to dwóch żywych kobiet, a nie jakichś istotz Internetu.Nie patrzył już na nie obojętnie, jak robiłprzez dwa ostatnie lata.- Ale skąd miałeś pewność, że naprawdę coś imdolega?- Bo one nie grały.Nie wiem.Po prostu, jak się jewidziało, to było oczywiste.- Więc oglądałeś to wszystko? - spytała Jodi.- Toobrzydliwe.Do końca?Wzruszył ramionami.- Zrobiłeś coś? - spytała znów.- Niby co? Czy się onanizowałem?- Nie.Czy zadzwoniłeś, cholera, na policję czygdzieś?Potrząsnął głową, a ja czekałam, aż kolejna osobawłączy się do rozmowy.- Patrzyłeś na to do końca? - spytała z koleiEllen.W przeciwieństwie do Jodi nie była zła, w jejgłosie brzmiało raczej niedowierzanie.- Taa.- Uważasz, że jedna z tych dziewczyn chciałazabić tę drugą? - Ełlen bawiła się guzikiem żakietu,kręciła nim bez końca.- Daj spokój - powiedziała Amanda.- To podłe.Wszyscy zamilkli.Nadal czekałam.Patrzyłam wtwarz Amandy.Czułam jej ból przez szerokośćsali.Dlaczego tak trudno było jej o tym mówić?- Czemu sądzisz, że rozważanie takiej ewentual-ności jest podłe? - zapytałam w końcu.183- Bo one by siebie nawzajem nie skrzywdziły- odparła Amanda tak cicho, że musiałam nadstawićuszu.- Przyjazniły się.Wydawała się pewna swoich słów.I tak udrę-czona.- Amando, widziałaś te dwie dziewczyny w sobo-tę w nocy?Pokręciła głową.- Widziałaś inne dziewczyny, takie jak one?Amanda milczała.Kogo ona widziała? I kiedy? Jak miałam sprawić,żeby poczuła się wystarczająco swobodnie, by po-dzielić się ze mną swoimi problemami?Minęło kilka sekund.- Kiedy oglądacie te kobiety w Internecie, towedług was co one myślą? Co według was czuły tedwie kobiety, zanim się rozchorowały? - spytałam.- Nic.Dobrze się bawią.Są naprawdę napalone.To wszystko - odparł na ochotnika Paul, a potemwzruszył ramionami.Zobaczyłam, że Amanda się wzdrygnęła.- Czy w ogóle zastanawiasz się nad tym, Paul?- Nad czym? Co one czują?Przytaknęłam.- Nie wiem, kurczę.- Spróbuj teraz.Wszyscy spróbujmy.Pierwszarzecz, jaka przychodzi wam do głowy.Co onemyślą?- Pewnie że tyle ludzi się na nie gapi.- Pauluśmiechnął się znacząco.- One.- Może to było samobójstwo - powiedziałaAmanda bardzo cicho.184Nie zdawała sobie sprawy, że przerwała Paulowi.Nie podniosła głowy, kiedy to mówiła, wciąż wlepia-ła wzrok w swoje buty, zamszowe botki na grubychgumowych podeszwach.Większość dziewcząt nositakie buty.Moja córka także je ma.W szkołach naManhattanie są najmodniejszym dodatkiem.Timothy popatrzył na nią z zatroskaniemw oczach.- Dlaczego tak sądzisz? - spytałam.- Bo człowiek dochodzi do punktu, w którymjedynym sposobem na to, żeby przejść na drugąstronę, jest samobójstwo.Ton i brzmienie głosu Amandy ostrzegły mnie, żepoziom jej stresu jest wysoki.Wszystkie dzieciakiwyczuwały, że coś się dzieje i wszystkie czekały.Musiałam zmobilizować ją do mówienia.- Amando, czy kiedykolwiek tak się czułaś? Jakgdybyś musiała przejść na drugą stronę?Wzruszyła ramionami.Pochyliłam się w jej stronę.- Co robisz, kiedy tak się czujesz?- Przeważnie zajmuję się sztuką.Skinęłam głową.- Ja też.Kiedy tak się czuję, rzezbię.Wiem, jak todziała.To pomaga, prawda?Patrzyła na mnie - tyle zostało niewypowiedziane,tylu rzeczy nie potrafiłam wyczytać z jej oczu, i tylepowinnam powiedzieć, żeby do niej dotrzeć.- Tak.W pewnym sensie.- Amando, co złego musiałoby dziać się z tymidziewczynami w Internecie, żeby chciały się zabić?- Fakt, że dostawały za to pieniądze, wcale nieświadczy, że chodziło im tylko o kasę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Jeden, dosyć spory, przysiadł na mojej dolnejwardze.Kiedy patrzyłam, jak taksówka odjeżdża,Blythe odwróciła się i pomachała mi ręką.180Przez moment ja też to poczułam - że możewszystko, co jest nie tak, faktycznie da się naprawić.181ROZDZIAA TRZYDZIESTY DZIEWITY- Wszedłem do Internetu, ale tylko tak sobie, dlawygłupu.Nie surfowałem.Nie oglądałem ich.-Barry urwał.Zaczął niemal obsesyjnie pocierać ja-kieś miejsce na lewej ręce.W grupie obowiązywała zasada, tylko jedna zasa-da, że jeśli już któreś z nich oglądało pornografię, tomusi się do tego przyznać.Nikt ich za to nie obrażałani nie wygłaszał im kazań.Nie informowałam takżerodziców, ale delikwent musiał wyznać prawdę prze-de mną i całą grupą.A ponieważ uczestnictwo w tychsesjach ratowało ich przed wydaleniem ze szkołyalbo zawieszeniem w prawach ucznia, zwykle się dotego stosowali.Czekałam, nie zdejmując wzroku z Barry'ego,starając się, żeby język mojego ciała był neutralny.- Ale kumpel wysłał mi e-maila i napisał, że tedwie laski robią coś naprawdę odjazdowego, więckliknąłem, żeby sprawdzić.Nie rozumiałem, co miałna myśli, pisząc, że robią coś odjazdowego.Myś-lałem, że chodziło mu o jakieś perwersje.- Jak długo je oglądałeś? - spytałam.Wlepił wzrok w podłogę.- Niedługo.Zrobiło mi się niedobrze.- Niedobrze?- Jakbym miał zwymiotować, nie rozumie pani? -Był zażenowany.- Wiesz, dlaczego tak się czułeś?- Bo one cierpiały.Okropnie cierpiały, to byłowidać.182Chciałam znalezć sposób, by uświadomić mu, żeidentyfikował się z tym, co oglądał - rozumiał, żedotyczy to dwóch żywych kobiet, a nie jakichś istotz Internetu.Nie patrzył już na nie obojętnie, jak robiłprzez dwa ostatnie lata.- Ale skąd miałeś pewność, że naprawdę coś imdolega?- Bo one nie grały.Nie wiem.Po prostu, jak się jewidziało, to było oczywiste.- Więc oglądałeś to wszystko? - spytała Jodi.- Toobrzydliwe.Do końca?Wzruszył ramionami.- Zrobiłeś coś? - spytała znów.- Niby co? Czy się onanizowałem?- Nie.Czy zadzwoniłeś, cholera, na policję czygdzieś?Potrząsnął głową, a ja czekałam, aż kolejna osobawłączy się do rozmowy.- Patrzyłeś na to do końca? - spytała z koleiEllen.W przeciwieństwie do Jodi nie była zła, w jejgłosie brzmiało raczej niedowierzanie.- Taa.- Uważasz, że jedna z tych dziewczyn chciałazabić tę drugą? - Ełlen bawiła się guzikiem żakietu,kręciła nim bez końca.- Daj spokój - powiedziała Amanda.- To podłe.Wszyscy zamilkli.Nadal czekałam.Patrzyłam wtwarz Amandy.Czułam jej ból przez szerokośćsali.Dlaczego tak trudno było jej o tym mówić?- Czemu sądzisz, że rozważanie takiej ewentual-ności jest podłe? - zapytałam w końcu.183- Bo one by siebie nawzajem nie skrzywdziły- odparła Amanda tak cicho, że musiałam nadstawićuszu.- Przyjazniły się.Wydawała się pewna swoich słów.I tak udrę-czona.- Amando, widziałaś te dwie dziewczyny w sobo-tę w nocy?Pokręciła głową.- Widziałaś inne dziewczyny, takie jak one?Amanda milczała.Kogo ona widziała? I kiedy? Jak miałam sprawić,żeby poczuła się wystarczająco swobodnie, by po-dzielić się ze mną swoimi problemami?Minęło kilka sekund.- Kiedy oglądacie te kobiety w Internecie, towedług was co one myślą? Co według was czuły tedwie kobiety, zanim się rozchorowały? - spytałam.- Nic.Dobrze się bawią.Są naprawdę napalone.To wszystko - odparł na ochotnika Paul, a potemwzruszył ramionami.Zobaczyłam, że Amanda się wzdrygnęła.- Czy w ogóle zastanawiasz się nad tym, Paul?- Nad czym? Co one czują?Przytaknęłam.- Nie wiem, kurczę.- Spróbuj teraz.Wszyscy spróbujmy.Pierwszarzecz, jaka przychodzi wam do głowy.Co onemyślą?- Pewnie że tyle ludzi się na nie gapi.- Pauluśmiechnął się znacząco.- One.- Może to było samobójstwo - powiedziałaAmanda bardzo cicho.184Nie zdawała sobie sprawy, że przerwała Paulowi.Nie podniosła głowy, kiedy to mówiła, wciąż wlepia-ła wzrok w swoje buty, zamszowe botki na grubychgumowych podeszwach.Większość dziewcząt nositakie buty.Moja córka także je ma.W szkołach naManhattanie są najmodniejszym dodatkiem.Timothy popatrzył na nią z zatroskaniemw oczach.- Dlaczego tak sądzisz? - spytałam.- Bo człowiek dochodzi do punktu, w którymjedynym sposobem na to, żeby przejść na drugąstronę, jest samobójstwo.Ton i brzmienie głosu Amandy ostrzegły mnie, żepoziom jej stresu jest wysoki.Wszystkie dzieciakiwyczuwały, że coś się dzieje i wszystkie czekały.Musiałam zmobilizować ją do mówienia.- Amando, czy kiedykolwiek tak się czułaś? Jakgdybyś musiała przejść na drugą stronę?Wzruszyła ramionami.Pochyliłam się w jej stronę.- Co robisz, kiedy tak się czujesz?- Przeważnie zajmuję się sztuką.Skinęłam głową.- Ja też.Kiedy tak się czuję, rzezbię.Wiem, jak todziała.To pomaga, prawda?Patrzyła na mnie - tyle zostało niewypowiedziane,tylu rzeczy nie potrafiłam wyczytać z jej oczu, i tylepowinnam powiedzieć, żeby do niej dotrzeć.- Tak.W pewnym sensie.- Amando, co złego musiałoby dziać się z tymidziewczynami w Internecie, żeby chciały się zabić?- Fakt, że dostawały za to pieniądze, wcale nieświadczy, że chodziło im tylko o kasę [ Pobierz całość w formacie PDF ]