[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jane! - Wtulił twarz między jej piersi.- Moja kochana!Przez chwilę myślał, że go odepchnie, kiedy wziął ją w ramiona i wsunął nogęmiędzy jej uda.Teraz była już podniecona, spragniona.Zapomniała o Robbiem.Zapomniała o dzieciach w pokoju na górze.A jego pamięć przywołała widok gibkiego, prężnego ciała, leżącego w słońcuAnula & ponaousladanscna skałach z prowokacyjnie rozsuniętymi nogami, roześmianych, złośliwych oczu ilodowatej pachnącej torfem wody, wysychającej na białej, gładkiej skórze.- Brid!Był przerażony, bo krzyknął to głośno, zagłębiając się w miękkie ciało Jane, izdał sobie sprawę, ale za pózno, co oznacza opór, jaki tam wyczuł.Opadł, dyszącciężko, na jej piersi; całował jedwabistą skórę, triumfujący po ukojeniu własnejnamiętności, nieświadomy, że Jane leży bardzo spokojnie, a po jej policzkachspływają łzy.- Jane? Janie? Co się stało?Usiadł i sięgnął do przełącznika przy lampce nocnej.Zacisnęła dłonie na kocui naciągnęła go aż po samą brodę.- Nic.Nic się nie stało.- Ależ stało się.O mój Boże! To był twój pierwszy raz.Pociągnęła nosem.- Każdy musi mieć swój pierwszy raz.- A ja myślałem, że ty i Robbie.O Chryste! - Przerzucił nogi przez brzegłóżka i sięgnął po spodnie.Ubrał się, odwrócony do niej tyłem, a potem zapalił papierosa i usiadł naskraju łóżka.- Janie.Tak mi przykro.- Czemu? - uśmiechnęła się blado.- Właśnie tego pragnęłam.- Ale.- Robbie i ja czekaliśmy.On nie chciał czekać.To był mój pomysł.Czekaliśmy, żeby to się odbyło we właściwym czasie, to znaczy w noc poślubną.Jeśli będziemy mieli noc poślubną.Ale nie będzie jej.Gdybyśmy to zrobili,wiedziałabym, jak to wygląda.Wiedziałabym, jaki on jest.- Szlochała, nie mogłasię powstrzymać od płaczu.- Pozostałoby mi wspomnienie.I jemu także.Adam wpatrywał się w nią przerażony.Doświadczał mnóstwa sprzecznychuczuć: czuł się zraniony, że wykorzystała go tak cynicznie.Przerażało go, że bólJane był tak wielki, iż zdobyła się na coś tak niezgodnego z jej charakterem, czułobrzydzenie do samego siebie za to, że bez skrupułów wykorzystał chwilę, kiedyAnula & ponaousladanscczuła się nieszczęśliwa.I gnębiło go jeszcze coś: świadomość, że w jakiś sposóbzdradził zarówno Lizę, nawet jeśli dała mu jasno do zrozumienia, że go już nie chce,jak i tę dziewczynę, o której starał się zapomnieć, dziewczynę, której imięwykrzyczał, trzymając w ramionach Jane.Wstał i podszedł do kominka, żebywrzucić tam papierosa.Przez chwilę niedopałek żarzył się jeszcze czerwono wpodmuchu powietrza w dawno wygasłym popiele.Adam czuł wstręt do samegosiebie.- Adamie, przestań.- Jane usiadła.Oczy miała jeszcze zaczerwienione, alebyła spokojna.- Chodz tutaj - poklepała dłonią koc obok siebie.Wahał się przez chwilę, ale usiadł obok niej.Sięgnął po jej rękę i ścisnął jądelikatnie.- Oboje go kochaliśmy, Adamie.Nie pozwólmy, żeby nas poróżnił.To, cozrobiliśmy, było dla Robbiego.I dla nas samych.To był swego rodzaju egzorcyzm,mający oddalić smutek.- Uśmiechnęła się blado.- Nie bądz zły.Nikt nie musiwiedzieć, co się wydarzyło dzisiejszej nocy.Patrzył na nią z takim skupieniem, że poczuła się zażenowana.- Adam, proszę.To nie ma znaczenia.- Ma znaczenie.Dla mnie.Ogromne.Wyciągnęła rękę, chcąc dotknąć jegotwarzy.- Błogosławię cię.Cofnął się odruchowo, żeby go nie dotknęła.- Przestań.- Adamie.- Nie.Przykro mi, Jane.To miało dla mnie ogromne znaczenie.Nie mamzwyczaju sypiać z dziewczętami na prawo i lewo, a zwłaszcza z dziewczętamimoich zmarłych przyjaciół! - Podszedł znów do kominka, starając się opanowaćzłość.A-dam.Gdzie jesteś?Głos w jego głowie stał się nagle tak głośny, że nie mógł go ignorować.Zakrył dłońmi twarz.- Nie! - W krzyku tym było tyle udręki, że Jane wygramoliłasię z łóżka i podbiegła do niego.Anula & ponaousladansc - Adam, Adam.Proszę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Jane! - Wtulił twarz między jej piersi.- Moja kochana!Przez chwilę myślał, że go odepchnie, kiedy wziął ją w ramiona i wsunął nogęmiędzy jej uda.Teraz była już podniecona, spragniona.Zapomniała o Robbiem.Zapomniała o dzieciach w pokoju na górze.A jego pamięć przywołała widok gibkiego, prężnego ciała, leżącego w słońcuAnula & ponaousladanscna skałach z prowokacyjnie rozsuniętymi nogami, roześmianych, złośliwych oczu ilodowatej pachnącej torfem wody, wysychającej na białej, gładkiej skórze.- Brid!Był przerażony, bo krzyknął to głośno, zagłębiając się w miękkie ciało Jane, izdał sobie sprawę, ale za pózno, co oznacza opór, jaki tam wyczuł.Opadł, dyszącciężko, na jej piersi; całował jedwabistą skórę, triumfujący po ukojeniu własnejnamiętności, nieświadomy, że Jane leży bardzo spokojnie, a po jej policzkachspływają łzy.- Jane? Janie? Co się stało?Usiadł i sięgnął do przełącznika przy lampce nocnej.Zacisnęła dłonie na kocui naciągnęła go aż po samą brodę.- Nic.Nic się nie stało.- Ależ stało się.O mój Boże! To był twój pierwszy raz.Pociągnęła nosem.- Każdy musi mieć swój pierwszy raz.- A ja myślałem, że ty i Robbie.O Chryste! - Przerzucił nogi przez brzegłóżka i sięgnął po spodnie.Ubrał się, odwrócony do niej tyłem, a potem zapalił papierosa i usiadł naskraju łóżka.- Janie.Tak mi przykro.- Czemu? - uśmiechnęła się blado.- Właśnie tego pragnęłam.- Ale.- Robbie i ja czekaliśmy.On nie chciał czekać.To był mój pomysł.Czekaliśmy, żeby to się odbyło we właściwym czasie, to znaczy w noc poślubną.Jeśli będziemy mieli noc poślubną.Ale nie będzie jej.Gdybyśmy to zrobili,wiedziałabym, jak to wygląda.Wiedziałabym, jaki on jest.- Szlochała, nie mogłasię powstrzymać od płaczu.- Pozostałoby mi wspomnienie.I jemu także.Adam wpatrywał się w nią przerażony.Doświadczał mnóstwa sprzecznychuczuć: czuł się zraniony, że wykorzystała go tak cynicznie.Przerażało go, że bólJane był tak wielki, iż zdobyła się na coś tak niezgodnego z jej charakterem, czułobrzydzenie do samego siebie za to, że bez skrupułów wykorzystał chwilę, kiedyAnula & ponaousladanscczuła się nieszczęśliwa.I gnębiło go jeszcze coś: świadomość, że w jakiś sposóbzdradził zarówno Lizę, nawet jeśli dała mu jasno do zrozumienia, że go już nie chce,jak i tę dziewczynę, o której starał się zapomnieć, dziewczynę, której imięwykrzyczał, trzymając w ramionach Jane.Wstał i podszedł do kominka, żebywrzucić tam papierosa.Przez chwilę niedopałek żarzył się jeszcze czerwono wpodmuchu powietrza w dawno wygasłym popiele.Adam czuł wstręt do samegosiebie.- Adamie, przestań.- Jane usiadła.Oczy miała jeszcze zaczerwienione, alebyła spokojna.- Chodz tutaj - poklepała dłonią koc obok siebie.Wahał się przez chwilę, ale usiadł obok niej.Sięgnął po jej rękę i ścisnął jądelikatnie.- Oboje go kochaliśmy, Adamie.Nie pozwólmy, żeby nas poróżnił.To, cozrobiliśmy, było dla Robbiego.I dla nas samych.To był swego rodzaju egzorcyzm,mający oddalić smutek.- Uśmiechnęła się blado.- Nie bądz zły.Nikt nie musiwiedzieć, co się wydarzyło dzisiejszej nocy.Patrzył na nią z takim skupieniem, że poczuła się zażenowana.- Adam, proszę.To nie ma znaczenia.- Ma znaczenie.Dla mnie.Ogromne.Wyciągnęła rękę, chcąc dotknąć jegotwarzy.- Błogosławię cię.Cofnął się odruchowo, żeby go nie dotknęła.- Przestań.- Adamie.- Nie.Przykro mi, Jane.To miało dla mnie ogromne znaczenie.Nie mamzwyczaju sypiać z dziewczętami na prawo i lewo, a zwłaszcza z dziewczętamimoich zmarłych przyjaciół! - Podszedł znów do kominka, starając się opanowaćzłość.A-dam.Gdzie jesteś?Głos w jego głowie stał się nagle tak głośny, że nie mógł go ignorować.Zakrył dłońmi twarz.- Nie! - W krzyku tym było tyle udręki, że Jane wygramoliłasię z łóżka i podbiegła do niego.Anula & ponaousladansc - Adam, Adam.Proszę [ Pobierz całość w formacie PDF ]