[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To i tak za mało, bo dwaj pozostali.- Poradzę sobie z jednym.Kula jest kulą.- Lecz drugi?- Drugiego zabijesz ty.Nie wiedziałem, co odrzec.- Oszalałaś.- Więc pozwolisz mnie skrzywdzić?- Nie wypowiem wojny Egaheer.Cofnęła się gwałtownie.- Mam cię dosyć, Del Wares - powiedziała.- Rób, co chcesz, ale zejdz mi wreszcie z oczu,bo uczynię coś.godnego pożałowania.Wynoś się pan z mojego pokoju.Zawołałam cię tu, bonie chciałam, byś wpadł w oko żołnierzom Egaheer.- Doprawdy, baronowo, zasłużyłaś na wszystko, co cię spotka.- A tak, zasłużyłam! - zawołała, nie bacząc, że może ją usłyszeć ktoś postronny.-Zasłużyłam, bo ufałam człowiekowi, który ma mnie za nic, choć wciąż jeszcze oddałabymżycie za niego, gdyby tylko zażądał! Idz pan stąd!W milczeniu skierowałem się ku drzwiom.- Jedna prośba - rzekła za moimi plecami.- Tak jest, jeszcze jedna prośba, już ostatnia.Zabierz ze sobą, kawalerze, to dziecko.Oto wierna istota, która nie musi dzielić mego losu.Niech znajdzie dobrą opiekę.Odwróciłem się, spoglądając na dziewczynę.Lecz przestraszona pokojówka milczała,coraz szerzej otwierając oczy.- Ale ja.nie pójdę bez pani - powiedziała.- %7łyczę sobie tego, więc pójdziesz.- Nie, nie pójdę.- Sprzeciwiasz mi się?- Tak, sprzeciwiam! - odparła służąca ze łzami w oczach, lecz zarazem ze stanowczością,której zródeł trudno było dociec w roztrzepanym, wiecznie uśmiechniętym i przymilnymstworzeniu.- Sprzeciwiam się pani, tak!- Nie wierzę własnym uszom - powiedziała baronowa Sa Tuel.- Czy moje słowo już nicdla nikogo nie znaczy? Nawet dla służby?- Pani myśli.że prosta dziewczyna nie może mieć honoru? Jak mogłabym panią zostawić?- pytała tamta z płaczem, klękając na podłodze i składając dłonie niczym do modlitwy, która topozycja bardzo pasowała do habitu.- Ja zostanę z panią wszędzie.i wszędzie za paniąpójdę! I tak oto, Del Wares - rzekłem sobie - oglądasz jedną z owych wzruszających scen,które łamią wolę upatrzonych ludzi.Winszuj sobie waszmość, żeś nauczył się omijać takiewilcze doły.- Proszę mi darować - rzekłem ozięble i cokolwiek szyderczo - lecz czas nagli.Wkrótceprzybędą tu ludzie ze szpadami, pistoletami i całym tym okropnym wojennym rynsztunkiem; nieżyczę sobie wejść z nimi w styczność.- O Boże, pan nie ma serca!- Ty zaś nie masz rozumu, słodka Mel.A zatem: idziesz czy zostajesz?- Wstań, Melanio - powiedziała pani Sa Tuel.- Pan Del Wares zgubił nie tylko serce,przede wszystkim zaprzepaścił gdzieś maniery właściwe jego urodzeniu.Gotów tu kląć pożołniersku lub zabawiać nas grubymi dowcipami.Pomyliłam się i zmuszona jestem cięprzeprosić; niepodobna, by ktoś taki wziął cię pod opiekę.- Wiec mogę z panią zostać?- Tak, pozwalam.Dziewczyna wydała stłumiony okrzyk radości.Stojąc blisko ściany, uczyniłem mały krok wstecz i, oparłszy się wygodnie, obserwowałemcałą scenę z założonymi rękami.Trudno zresztą powiedzieć, żem ją obserwował, bo raczejtylko spoglądałem przed siebie, myślami będąc gdzie indziej.Piękna Sa Tuel powiedziała cośjeszcze, wyniośle i z pogardą, na jaką zasługiwał ktoś bez serca i manier, alem nie słuchał.- Czy pan rozumie, kawalerze, co do niego mówię?- Nie, to za chwilę, za krótką chwilę, jeśli łaska - odparłem z roztargnieniem i, uniósłszywzrok, mogłem delektować się wyrazem osłupienia na twarzach obu kobiet.- Mam szczególnewrażenie, iż nie kłamałaś, Renato.Czy choć raz w życiu możesz powiedzieć mi prawdę? Całąprawdę.- Czy mogę.powiedzieć prawdę?- Tak, prawdę.- Ale jaką prawdę?- Ten młodzieniec w gospodzie ,,Przy Gościńcu , chorobliwie blady przybysz z Valaquet.Poseł księżnej Se Potres.Wyzwałem go.Odmówił, kryjąc się za swoim poselstwem.- Jest posłem księżnej Se Potres?- Tak powiedział.- Ale.Więc rozmawiałeś z nim?Potrafiła udawać, jak nikt inny na świecie.Lecz jednak nie mogłem oprzeć się wrażeniu, żetym razem to nie jest gra.Już wtedy, gdym po raz pierwszy wspomniał o bladym szlachcicu.- Widzisz wiec, że niczego nie ukrywam - rzekłem.- Ten człowiek próbował wybadać, ktozajmuje najlepsze pokoje,i w ten sposób dowiedziałem się, że mieszkasz w zajezdzie,,PrzyGościńcu.Potem, gdy Melania zniknęła - a nie mogłem wiedzieć, żeś ją wezwała do siebie -poszedłem upomnieć się o pokojówkę.%7ływiłem obawy, iż wyrządzono jej krzywdę.- Pan poszedł upomnieć się o mnie?- Zdaje mi się, Melanio, że przeszkadzasz w rozmowie - surowo napomniała Sa Tuel,nakazując pokojówce gestem, by usiadła na krześle, które zajmowała wcześniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- To i tak za mało, bo dwaj pozostali.- Poradzę sobie z jednym.Kula jest kulą.- Lecz drugi?- Drugiego zabijesz ty.Nie wiedziałem, co odrzec.- Oszalałaś.- Więc pozwolisz mnie skrzywdzić?- Nie wypowiem wojny Egaheer.Cofnęła się gwałtownie.- Mam cię dosyć, Del Wares - powiedziała.- Rób, co chcesz, ale zejdz mi wreszcie z oczu,bo uczynię coś.godnego pożałowania.Wynoś się pan z mojego pokoju.Zawołałam cię tu, bonie chciałam, byś wpadł w oko żołnierzom Egaheer.- Doprawdy, baronowo, zasłużyłaś na wszystko, co cię spotka.- A tak, zasłużyłam! - zawołała, nie bacząc, że może ją usłyszeć ktoś postronny.-Zasłużyłam, bo ufałam człowiekowi, który ma mnie za nic, choć wciąż jeszcze oddałabymżycie za niego, gdyby tylko zażądał! Idz pan stąd!W milczeniu skierowałem się ku drzwiom.- Jedna prośba - rzekła za moimi plecami.- Tak jest, jeszcze jedna prośba, już ostatnia.Zabierz ze sobą, kawalerze, to dziecko.Oto wierna istota, która nie musi dzielić mego losu.Niech znajdzie dobrą opiekę.Odwróciłem się, spoglądając na dziewczynę.Lecz przestraszona pokojówka milczała,coraz szerzej otwierając oczy.- Ale ja.nie pójdę bez pani - powiedziała.- %7łyczę sobie tego, więc pójdziesz.- Nie, nie pójdę.- Sprzeciwiasz mi się?- Tak, sprzeciwiam! - odparła służąca ze łzami w oczach, lecz zarazem ze stanowczością,której zródeł trudno było dociec w roztrzepanym, wiecznie uśmiechniętym i przymilnymstworzeniu.- Sprzeciwiam się pani, tak!- Nie wierzę własnym uszom - powiedziała baronowa Sa Tuel.- Czy moje słowo już nicdla nikogo nie znaczy? Nawet dla służby?- Pani myśli.że prosta dziewczyna nie może mieć honoru? Jak mogłabym panią zostawić?- pytała tamta z płaczem, klękając na podłodze i składając dłonie niczym do modlitwy, która topozycja bardzo pasowała do habitu.- Ja zostanę z panią wszędzie.i wszędzie za paniąpójdę! I tak oto, Del Wares - rzekłem sobie - oglądasz jedną z owych wzruszających scen,które łamią wolę upatrzonych ludzi.Winszuj sobie waszmość, żeś nauczył się omijać takiewilcze doły.- Proszę mi darować - rzekłem ozięble i cokolwiek szyderczo - lecz czas nagli.Wkrótceprzybędą tu ludzie ze szpadami, pistoletami i całym tym okropnym wojennym rynsztunkiem; nieżyczę sobie wejść z nimi w styczność.- O Boże, pan nie ma serca!- Ty zaś nie masz rozumu, słodka Mel.A zatem: idziesz czy zostajesz?- Wstań, Melanio - powiedziała pani Sa Tuel.- Pan Del Wares zgubił nie tylko serce,przede wszystkim zaprzepaścił gdzieś maniery właściwe jego urodzeniu.Gotów tu kląć pożołniersku lub zabawiać nas grubymi dowcipami.Pomyliłam się i zmuszona jestem cięprzeprosić; niepodobna, by ktoś taki wziął cię pod opiekę.- Wiec mogę z panią zostać?- Tak, pozwalam.Dziewczyna wydała stłumiony okrzyk radości.Stojąc blisko ściany, uczyniłem mały krok wstecz i, oparłszy się wygodnie, obserwowałemcałą scenę z założonymi rękami.Trudno zresztą powiedzieć, żem ją obserwował, bo raczejtylko spoglądałem przed siebie, myślami będąc gdzie indziej.Piękna Sa Tuel powiedziała cośjeszcze, wyniośle i z pogardą, na jaką zasługiwał ktoś bez serca i manier, alem nie słuchał.- Czy pan rozumie, kawalerze, co do niego mówię?- Nie, to za chwilę, za krótką chwilę, jeśli łaska - odparłem z roztargnieniem i, uniósłszywzrok, mogłem delektować się wyrazem osłupienia na twarzach obu kobiet.- Mam szczególnewrażenie, iż nie kłamałaś, Renato.Czy choć raz w życiu możesz powiedzieć mi prawdę? Całąprawdę.- Czy mogę.powiedzieć prawdę?- Tak, prawdę.- Ale jaką prawdę?- Ten młodzieniec w gospodzie ,,Przy Gościńcu , chorobliwie blady przybysz z Valaquet.Poseł księżnej Se Potres.Wyzwałem go.Odmówił, kryjąc się za swoim poselstwem.- Jest posłem księżnej Se Potres?- Tak powiedział.- Ale.Więc rozmawiałeś z nim?Potrafiła udawać, jak nikt inny na świecie.Lecz jednak nie mogłem oprzeć się wrażeniu, żetym razem to nie jest gra.Już wtedy, gdym po raz pierwszy wspomniał o bladym szlachcicu.- Widzisz wiec, że niczego nie ukrywam - rzekłem.- Ten człowiek próbował wybadać, ktozajmuje najlepsze pokoje,i w ten sposób dowiedziałem się, że mieszkasz w zajezdzie,,PrzyGościńcu.Potem, gdy Melania zniknęła - a nie mogłem wiedzieć, żeś ją wezwała do siebie -poszedłem upomnieć się o pokojówkę.%7ływiłem obawy, iż wyrządzono jej krzywdę.- Pan poszedł upomnieć się o mnie?- Zdaje mi się, Melanio, że przeszkadzasz w rozmowie - surowo napomniała Sa Tuel,nakazując pokojówce gestem, by usiadła na krześle, które zajmowała wcześniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]