[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć.Ale zamiast słów wylały się z nich hausty krwi i czegoś, co wyglądało jak surowawątróbka.Jego serce? Czy to było jego serce?Czy człowiek może żyć po tym, jak jego serce zostało rozniesione na strzępy?Najwyrazniej tak.Przynajmniej przez chwilę.Czas się zatrzymał.Uszy Grahama zaczęły robić coś dziwnego, niemal jakby się zamykały.Po prostu się wyłącz.Spoko, robił to już nieraz.Wiedział, gdzie ma wyłącznik.Ostatnia fala krwi, i Alba zgiął się, jakby kości nagle zniknęły z jego ciała.Graham próbował zamknąć oczy, ale nie mógł.Zresztą pewnie i tak by nie po-mogło.I tak widziałby twarz Alby, przerażenie w jego oczach, oskarżenie i zasko-czenie.Nie ty.Ty byś mnie nie zabił.Nigdy bym się tego po tobie nie spodziewał.- G-Graham? Zamknij oczy.Evan mówił do niego, próbował ściągnąć jego uwagę, ale on nie chciał się w tejchwili zajmować Evanem.Właśnie zabił człowieka.Zatoczył się do tyłu, wreszcie odrywając oczy od Alby i jego zdumionej, zasko-czonej twarzy.Spojrzał na Evana.Widział, że ojciec rozumie zgrozę, którą on,Graham, czuł w sobie, i to sprawiało, że wszystko wydało się jeszcze gorsze, jesz-cze bardziej rzeczywiste.Nie chciał już być Grahamem.Nie chciał tkwić w jego skórze.- Wszystko będzie dobrze - uspokajał Evan.Każde słowo wypowiadał z wysił-kiem.Jakby nie mógł oddychać.Ale jego trud nie przydał się na nic.Nie złagodził desperacji Grahama.Zabił człowieka.Miał szesnaście lat i zabił człowieka.Co za chory film.Usłyszał hałas i spojrzał przez ramię.W drzwiach stała Isobel na tle nieba, które jaśniało z sekundy na sekundę.- Idz stąd! - krzyknął, machając rękami.- Wyjdz! - Nie chciał, żeby zobaczyła,co zrobił.Wyły syreny, i to gdzieś całkiem blisko.Przysiągłby, że się z niego nabijają.Isobel wyciągnęła do niego rękę.- Chodz na dwór - poprosiła cicho.- Chodz ze mną na dwór.Potykając się, ruszył do drzwi, a kiedy był przy niej, wziął ją w ramiona i przy-cisnął mocno, przytulił do siebie, trzęsąc się i szlochając jak dziecko.Rozdział 46Graham i Isobel siedzieli na kocu w Parku Miejskim.Cały dzień było gorąco,ale przyszedł już wieczór i powietrze stygło.Isobel bez słowa wyciągnęła rękę ze zwiniętymi placami, jakby trzymała w nichkubek.Graham wsunął jej w dłoń koktajl mleczny, który kupili w Brzoskwince.Dziewczyna wetknęła słomkę do ust, pociągnęła łyk i oddała napój Grahamowi.- To będzie naprawdę super.Czekali na imprezę, która nazywała się Nieme Kino.Zespół - prawdziwy ze-spół! - zatrzymał się w Tuoneli w drodze z Minneapolis do Madison.KuzynkaIsobel znała basistę i poprosiła ich, żeby zagrali.Wszyscy byli w szoku, że sięzgodzili, ale z drugiej strony, kto by odrzucił propozycję noclegu w mieście wam-pirów?W czasie koncertu na ekranie miały lecieć Zwiatła wielkiego miasta CharliegoChaplina.Zapowiadało się odjazdowo.Isobel miała na sobie czarną koszulkę na ramiączkach i spódnicę w kwiatki.Zczarnych sandałów wyglądały paznokcie pomalowane na liliowo.Graham uwielbiał jej skórę, zapach.Czasem przychodziło mu do głowy, żechyba nawet ją kocha, co potwornie go przerażało.I co było naprawdę dziwne, bonigdy się nawet nie całowali.Większość ludzi zmienia się, w miarę, jak się ich poznaje.Isobel pozostawałaIsobel.Była dokładnie tą samą osobą, co tamtego dnia, kiedy wzięła go do auta,gdy uciekał od Evana.Była prawdziwa.Równie zastanawiające było to, że nie wydawała się szczególnie przejęta tym,co zaszło w Starej Tuoneli.Potrafiła zostawić to za sobą, podczas gdy Grahamszamotał się z tym co dzień.I co noc.Miał złe sny.Czasami widywał Lydię.Budząc się, widział ją siedzącą przy łóż-ku i dostawał świra ze strachu. W Starej Tuoneli zmarli nigdy nie są naprawdę martwi".Wierzył w to.Nie chciał, by ktokolwiek wiedział, że wierzy, ale wierzył.Zespół się rozstawiał, wyładowując sprzęt z białej furgonetki.Przychodziło co-raz więcej ludzi, większość z kocami, niektórzy z koszami piknikowymi.Graham dopił koktajl i położył się, oparty na łokciach.- Można by prawie udawać, że to normalne miasto.Jego noga przetrwała.I całe szczęście, bo była porządnie zainfekowana, i długo leżał pod kroplówka-mi z antybiotykiem.I chodził do psychiatry.Nie do szkolnej psycholożki; do kogośinnego.Do gościa, którego nawet polubił, chociaż wcale nie chciał.Ten człowiekpomagał mu, ale były rzeczy, których Graham nie powiedziałby nikomu, nawetpsychiatrze.Na przykład to, że widuje Lydię.Zamknęliby go, gdyby komukolwieko tym wspomniał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć.Ale zamiast słów wylały się z nich hausty krwi i czegoś, co wyglądało jak surowawątróbka.Jego serce? Czy to było jego serce?Czy człowiek może żyć po tym, jak jego serce zostało rozniesione na strzępy?Najwyrazniej tak.Przynajmniej przez chwilę.Czas się zatrzymał.Uszy Grahama zaczęły robić coś dziwnego, niemal jakby się zamykały.Po prostu się wyłącz.Spoko, robił to już nieraz.Wiedział, gdzie ma wyłącznik.Ostatnia fala krwi, i Alba zgiął się, jakby kości nagle zniknęły z jego ciała.Graham próbował zamknąć oczy, ale nie mógł.Zresztą pewnie i tak by nie po-mogło.I tak widziałby twarz Alby, przerażenie w jego oczach, oskarżenie i zasko-czenie.Nie ty.Ty byś mnie nie zabił.Nigdy bym się tego po tobie nie spodziewał.- G-Graham? Zamknij oczy.Evan mówił do niego, próbował ściągnąć jego uwagę, ale on nie chciał się w tejchwili zajmować Evanem.Właśnie zabił człowieka.Zatoczył się do tyłu, wreszcie odrywając oczy od Alby i jego zdumionej, zasko-czonej twarzy.Spojrzał na Evana.Widział, że ojciec rozumie zgrozę, którą on,Graham, czuł w sobie, i to sprawiało, że wszystko wydało się jeszcze gorsze, jesz-cze bardziej rzeczywiste.Nie chciał już być Grahamem.Nie chciał tkwić w jego skórze.- Wszystko będzie dobrze - uspokajał Evan.Każde słowo wypowiadał z wysił-kiem.Jakby nie mógł oddychać.Ale jego trud nie przydał się na nic.Nie złagodził desperacji Grahama.Zabił człowieka.Miał szesnaście lat i zabił człowieka.Co za chory film.Usłyszał hałas i spojrzał przez ramię.W drzwiach stała Isobel na tle nieba, które jaśniało z sekundy na sekundę.- Idz stąd! - krzyknął, machając rękami.- Wyjdz! - Nie chciał, żeby zobaczyła,co zrobił.Wyły syreny, i to gdzieś całkiem blisko.Przysiągłby, że się z niego nabijają.Isobel wyciągnęła do niego rękę.- Chodz na dwór - poprosiła cicho.- Chodz ze mną na dwór.Potykając się, ruszył do drzwi, a kiedy był przy niej, wziął ją w ramiona i przy-cisnął mocno, przytulił do siebie, trzęsąc się i szlochając jak dziecko.Rozdział 46Graham i Isobel siedzieli na kocu w Parku Miejskim.Cały dzień było gorąco,ale przyszedł już wieczór i powietrze stygło.Isobel bez słowa wyciągnęła rękę ze zwiniętymi placami, jakby trzymała w nichkubek.Graham wsunął jej w dłoń koktajl mleczny, który kupili w Brzoskwince.Dziewczyna wetknęła słomkę do ust, pociągnęła łyk i oddała napój Grahamowi.- To będzie naprawdę super.Czekali na imprezę, która nazywała się Nieme Kino.Zespół - prawdziwy ze-spół! - zatrzymał się w Tuoneli w drodze z Minneapolis do Madison.KuzynkaIsobel znała basistę i poprosiła ich, żeby zagrali.Wszyscy byli w szoku, że sięzgodzili, ale z drugiej strony, kto by odrzucił propozycję noclegu w mieście wam-pirów?W czasie koncertu na ekranie miały lecieć Zwiatła wielkiego miasta CharliegoChaplina.Zapowiadało się odjazdowo.Isobel miała na sobie czarną koszulkę na ramiączkach i spódnicę w kwiatki.Zczarnych sandałów wyglądały paznokcie pomalowane na liliowo.Graham uwielbiał jej skórę, zapach.Czasem przychodziło mu do głowy, żechyba nawet ją kocha, co potwornie go przerażało.I co było naprawdę dziwne, bonigdy się nawet nie całowali.Większość ludzi zmienia się, w miarę, jak się ich poznaje.Isobel pozostawałaIsobel.Była dokładnie tą samą osobą, co tamtego dnia, kiedy wzięła go do auta,gdy uciekał od Evana.Była prawdziwa.Równie zastanawiające było to, że nie wydawała się szczególnie przejęta tym,co zaszło w Starej Tuoneli.Potrafiła zostawić to za sobą, podczas gdy Grahamszamotał się z tym co dzień.I co noc.Miał złe sny.Czasami widywał Lydię.Budząc się, widział ją siedzącą przy łóż-ku i dostawał świra ze strachu. W Starej Tuoneli zmarli nigdy nie są naprawdę martwi".Wierzył w to.Nie chciał, by ktokolwiek wiedział, że wierzy, ale wierzył.Zespół się rozstawiał, wyładowując sprzęt z białej furgonetki.Przychodziło co-raz więcej ludzi, większość z kocami, niektórzy z koszami piknikowymi.Graham dopił koktajl i położył się, oparty na łokciach.- Można by prawie udawać, że to normalne miasto.Jego noga przetrwała.I całe szczęście, bo była porządnie zainfekowana, i długo leżał pod kroplówka-mi z antybiotykiem.I chodził do psychiatry.Nie do szkolnej psycholożki; do kogośinnego.Do gościa, którego nawet polubił, chociaż wcale nie chciał.Ten człowiekpomagał mu, ale były rzeczy, których Graham nie powiedziałby nikomu, nawetpsychiatrze.Na przykład to, że widuje Lydię.Zamknęliby go, gdyby komukolwieko tym wspomniał [ Pobierz całość w formacie PDF ]