[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I nie trzeba się śpieszyć.Vaniek wyciągnął się na pryczy i rzekł:- Opowiedz mi pan, panie Szwejk, jaką anegdotę z życia wojskowego.- Opowiedzieć zawsze można - odparł Szwejk - ale obawiam się, że znowu ktośtam będzie dzwonił.- To zdejm pan słuchawkę albo wyłącz pan kontakt.- Dobrze - rzekł Szwejk zdejmując słuchawkę.- Opowiem panu coś, co pasujedo naszej sytuacji, tylko że wtedy zamiast prawdziwej wojny były tylko manewryi była tylko sama panika jak tutaj, ponieważ nikt nie wiedział, kiedy wyruszymy zkoszar.Razem ze mną służył jakiś Szic z Porzecza, człowiek porządny, alepobożny i bojący się.Wyobrażał sobie, że manewry to coś okropnego, że ludziepodczas manewrów padają z pragnienia i że podczas marszów sanitariuszezbierają tych biedaków jak ulęgałki.Więc pił na zapas, a gdyśmy wyruszyli zkoszar i dotarli do Mniszki, mówił: Wiecie, chłopcy, ja tego nie wytrzymam.Chyba że się Bóg sam zmiłuje nade mną. Potem przybyliśmy do Horzovic imieliśmy tam dwa dni odpoczynku, ponieważ zaszła pomyłka, bo szliśmy naprzódtak szybko, że razem z pułkami, które szły na naszych skrzydłach, bylibyśmyzagarnęli do niewoli cały sztab nieprzyjacielski i byłby z tego wielki wstyd, jakoże nasz korpus miał przegrać, a nieprzyjaciel wygrać, bo w korpusienieprzyjacielskim był jakiś sflaczały arcyksiążę.I wtedy ten Szic zrobił takąrzecz: kiedyśmy obozowali, zabrał się i poszedł do wsi za Horzovicami, żeby sobietam coś kupić, i koło południa wracał do obozu.Gorąco było, a mój Szic wypiłniezgorzej, więc patrzy, przy drodze stoi słup, na słupie kapliczka, a w kapliczceza szkłem malutki posążek świętego Jana Nepomucena.Odmówił pacierz przedświętym Janem Nepomucenem i powiada: Gorąco ci, he? Powinieneś się napić.Stoisz tu na słońcu i pocisz się zdrowo. Potrząsnął manierką, napił się sam ipowiada: Zostawiłem ci tu łyk, święty Janie Nepomucenie. Ale żal mu było,285więc wypił wszystko i dla świętego nie pozostało nic. Jezus Maria, powiada,święty Janie Nepomucenie, musisz mi teraz wybaczyć, ja ci to wynagrodzę.Zabiorę cię z sobą do obozu i napoję cię tak świetnie, że się na nogach nieutrzymasz. I mój zacny Szic przez współczucie dla świętego Jana Nepomucenazbił szkło kapliczki, wyjął posążek świętego, wsadził go sobie pod bluzę i zaniósłdo obozu.Potem ten święty Jan sypiał z nim na słomie, Szic nosił go z sobą wtornistrze i miał wielkie szczęście w kartach.Gdzie tylko obozowaliśmy, wszędziewygrywał, aż przybyliśmy w Pracheńskie, obozowaliśmy w Drahenicach i tamSzic wszystko przegrał.Gdyśmy rano wyruszyli w pole, to na gruszy przy drodzewisiał święty Jan powieszony.To jest anegdota z życia wojskowego.A terazznowuż zawiesimy słuchawkę.I telefon znowu dostawał ataków nerwowych dając dowód, że harmoniapokoju i spokoju w obozie została zakłócona.W tym samym czasie porucznik Lukasz studiował w swoim pokoju szyfrydoręczone mu ze sztabu pułku.Do szyfrów dołączona była instrukcja, jak należyje odczytać, oraz tajny rozkaz o marszrucie batalionu na pograniczu Galicji (etappierwszy):7217 - 1238 - 475 - 2121 - 35 = Moson.8922 - 375 - 7282 = Rab.4432 - 1238 - 7217 - 35 - 8922 - 35 = Komarn.72 - 9299 - 310 - 375 - 7881 - 298 - 475 - 7979 = Budapeszt.Odczytując te cyfry porucznik Lukasz westchnął: - Der Teufel soli dasbuserieren.286Rozdział 21PRZEZ WGRYNareszcie wszyscy doczekali się chwili, w której powpychano ich do wagonów- przy czym na 8 koni przypadało 42 szeregowców.Koniom podróżowało sięoczywiście wygodniej niż szeregowcom, bo mogły spać stojąc, ale nikogo towłaściwie nie obchodziło.Pociąg wojskowy wiózł do Galicji nową gromadę ludzina rzez.Na ogół wszakże wszystkie te biedne stworzenia doznały ulgi.Gdy pociągruszył, miało się poczucie czegoś określonego, podczas gdy przedtem była tylkomęcząca niepewność, panika, bo nikt nie wiedział, czy się pojedzie dzisiaj, jutroczy pojutrze.Niejeden czuł się jak skazaniec wyczekujący ze strachem ukazaniasię kata; żeby już nareszcie mieć spokój, żeby już był koniec.Toteż jeden z żołnierzy wrzeszczał jak pomylony:- Jedziemy! Jedziemy!Sierżant rachuby Vaniek miał zupełną rację, gdy mawiał do Szwejka, że niema się co śpieszyć.Zanim nadeszła chwila wsiadania do wagonów, upłynęło kilka dni, a przy tymstale gadało się o konserwach, chociaż doświadczony Vaniek zapewniał, że totylko fantazja.- Jakie tam znowu konserwy? Msza polowa, to i owszem, bo i przy po-przedniej kompanii marszowej było to samo Jeśli są konserwy, to mszy polowejnie ma.W przeciwnym razie msza polowa zastępuje konserwy.Zamiast więc konserw gulaszowych ukazał się oberfeldkurat Ibl, który zajednym zamachem zabił trzy muchy.Odprawił mszę polową od razu dla trzechmarszbatalionów: dwa z nich błogosławił na drogę do Serbii, a jeden do Rosji.Wygłosił przy tej sposobności natchnioną mowę, przy czym widać było, żemateriał czerpał z kalendarzy wojskowych.Mowa ta była tak wzruszająca, że gdyjuż byli w drodze do Moson, Szwejk, który znajdował się w wagonie razem zVańkiem w zaimprowizowanej kancelarii, przypomniał sobie to przemówienie irzekł do sierżanta rachuby:- Morowo będzie, jak mówił ten feldkurat, gdy się dzień nachyli kuwieczorowi i słońce ze swymi złocistymi promieniami zajdzie za góry, a napobojowisku słychać będzie, jak wywodził, ostatnie westchnienia umierających,stękanie rannych koni, jęki rannych szeregowców i narzekanie mieszkańców,którym popodpalano strzechy nad głowami.Okropnie lubię, gdy ludziebałwanieją do kwadratu.- Vaniek kiwnął głową na znak, że się zgadza.- Rzeczywiście, obraz był pioruńsko wzruszający.- Aadny też był i bardzo pouczający - rzekł Szwejk.- Bardzo dobrze to sobiezapamiętałem i gdy powrócę z wojny do domu, to będę o tym opowiadał PodKielichem.Pan oberfeldkurat rozkraczył się jeszcze tak ładnie, gdy do nasprzemawiał, że się bałem, żeby mu się kulas nie pośliznął, bo byłby upadł naołtarz połowy i rozbił sobie łeb o monstrancję.Dawał nam taki piękny przykład zdziejów naszej armii, kiedy to jeszcze służył Radetzky, a z zorzą wieczorną łączyłsię płomień gorejących stodół; mówił tak, jakby na to patrzył.287Tegoż samego dnia oberfeldkurat Ibl był już w Wiedniu i znowu innemumarszbatalionowi wykładał wzruszającą historię, o której mówił Szwejk, a któratak mu się podobała, że nazwał ja bałwanieniem do kwadratu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.I nie trzeba się śpieszyć.Vaniek wyciągnął się na pryczy i rzekł:- Opowiedz mi pan, panie Szwejk, jaką anegdotę z życia wojskowego.- Opowiedzieć zawsze można - odparł Szwejk - ale obawiam się, że znowu ktośtam będzie dzwonił.- To zdejm pan słuchawkę albo wyłącz pan kontakt.- Dobrze - rzekł Szwejk zdejmując słuchawkę.- Opowiem panu coś, co pasujedo naszej sytuacji, tylko że wtedy zamiast prawdziwej wojny były tylko manewryi była tylko sama panika jak tutaj, ponieważ nikt nie wiedział, kiedy wyruszymy zkoszar.Razem ze mną służył jakiś Szic z Porzecza, człowiek porządny, alepobożny i bojący się.Wyobrażał sobie, że manewry to coś okropnego, że ludziepodczas manewrów padają z pragnienia i że podczas marszów sanitariuszezbierają tych biedaków jak ulęgałki.Więc pił na zapas, a gdyśmy wyruszyli zkoszar i dotarli do Mniszki, mówił: Wiecie, chłopcy, ja tego nie wytrzymam.Chyba że się Bóg sam zmiłuje nade mną. Potem przybyliśmy do Horzovic imieliśmy tam dwa dni odpoczynku, ponieważ zaszła pomyłka, bo szliśmy naprzódtak szybko, że razem z pułkami, które szły na naszych skrzydłach, bylibyśmyzagarnęli do niewoli cały sztab nieprzyjacielski i byłby z tego wielki wstyd, jakoże nasz korpus miał przegrać, a nieprzyjaciel wygrać, bo w korpusienieprzyjacielskim był jakiś sflaczały arcyksiążę.I wtedy ten Szic zrobił takąrzecz: kiedyśmy obozowali, zabrał się i poszedł do wsi za Horzovicami, żeby sobietam coś kupić, i koło południa wracał do obozu.Gorąco było, a mój Szic wypiłniezgorzej, więc patrzy, przy drodze stoi słup, na słupie kapliczka, a w kapliczceza szkłem malutki posążek świętego Jana Nepomucena.Odmówił pacierz przedświętym Janem Nepomucenem i powiada: Gorąco ci, he? Powinieneś się napić.Stoisz tu na słońcu i pocisz się zdrowo. Potrząsnął manierką, napił się sam ipowiada: Zostawiłem ci tu łyk, święty Janie Nepomucenie. Ale żal mu było,285więc wypił wszystko i dla świętego nie pozostało nic. Jezus Maria, powiada,święty Janie Nepomucenie, musisz mi teraz wybaczyć, ja ci to wynagrodzę.Zabiorę cię z sobą do obozu i napoję cię tak świetnie, że się na nogach nieutrzymasz. I mój zacny Szic przez współczucie dla świętego Jana Nepomucenazbił szkło kapliczki, wyjął posążek świętego, wsadził go sobie pod bluzę i zaniósłdo obozu.Potem ten święty Jan sypiał z nim na słomie, Szic nosił go z sobą wtornistrze i miał wielkie szczęście w kartach.Gdzie tylko obozowaliśmy, wszędziewygrywał, aż przybyliśmy w Pracheńskie, obozowaliśmy w Drahenicach i tamSzic wszystko przegrał.Gdyśmy rano wyruszyli w pole, to na gruszy przy drodzewisiał święty Jan powieszony.To jest anegdota z życia wojskowego.A terazznowuż zawiesimy słuchawkę.I telefon znowu dostawał ataków nerwowych dając dowód, że harmoniapokoju i spokoju w obozie została zakłócona.W tym samym czasie porucznik Lukasz studiował w swoim pokoju szyfrydoręczone mu ze sztabu pułku.Do szyfrów dołączona była instrukcja, jak należyje odczytać, oraz tajny rozkaz o marszrucie batalionu na pograniczu Galicji (etappierwszy):7217 - 1238 - 475 - 2121 - 35 = Moson.8922 - 375 - 7282 = Rab.4432 - 1238 - 7217 - 35 - 8922 - 35 = Komarn.72 - 9299 - 310 - 375 - 7881 - 298 - 475 - 7979 = Budapeszt.Odczytując te cyfry porucznik Lukasz westchnął: - Der Teufel soli dasbuserieren.286Rozdział 21PRZEZ WGRYNareszcie wszyscy doczekali się chwili, w której powpychano ich do wagonów- przy czym na 8 koni przypadało 42 szeregowców.Koniom podróżowało sięoczywiście wygodniej niż szeregowcom, bo mogły spać stojąc, ale nikogo towłaściwie nie obchodziło.Pociąg wojskowy wiózł do Galicji nową gromadę ludzina rzez.Na ogół wszakże wszystkie te biedne stworzenia doznały ulgi.Gdy pociągruszył, miało się poczucie czegoś określonego, podczas gdy przedtem była tylkomęcząca niepewność, panika, bo nikt nie wiedział, czy się pojedzie dzisiaj, jutroczy pojutrze.Niejeden czuł się jak skazaniec wyczekujący ze strachem ukazaniasię kata; żeby już nareszcie mieć spokój, żeby już był koniec.Toteż jeden z żołnierzy wrzeszczał jak pomylony:- Jedziemy! Jedziemy!Sierżant rachuby Vaniek miał zupełną rację, gdy mawiał do Szwejka, że niema się co śpieszyć.Zanim nadeszła chwila wsiadania do wagonów, upłynęło kilka dni, a przy tymstale gadało się o konserwach, chociaż doświadczony Vaniek zapewniał, że totylko fantazja.- Jakie tam znowu konserwy? Msza polowa, to i owszem, bo i przy po-przedniej kompanii marszowej było to samo Jeśli są konserwy, to mszy polowejnie ma.W przeciwnym razie msza polowa zastępuje konserwy.Zamiast więc konserw gulaszowych ukazał się oberfeldkurat Ibl, który zajednym zamachem zabił trzy muchy.Odprawił mszę polową od razu dla trzechmarszbatalionów: dwa z nich błogosławił na drogę do Serbii, a jeden do Rosji.Wygłosił przy tej sposobności natchnioną mowę, przy czym widać było, żemateriał czerpał z kalendarzy wojskowych.Mowa ta była tak wzruszająca, że gdyjuż byli w drodze do Moson, Szwejk, który znajdował się w wagonie razem zVańkiem w zaimprowizowanej kancelarii, przypomniał sobie to przemówienie irzekł do sierżanta rachuby:- Morowo będzie, jak mówił ten feldkurat, gdy się dzień nachyli kuwieczorowi i słońce ze swymi złocistymi promieniami zajdzie za góry, a napobojowisku słychać będzie, jak wywodził, ostatnie westchnienia umierających,stękanie rannych koni, jęki rannych szeregowców i narzekanie mieszkańców,którym popodpalano strzechy nad głowami.Okropnie lubię, gdy ludziebałwanieją do kwadratu.- Vaniek kiwnął głową na znak, że się zgadza.- Rzeczywiście, obraz był pioruńsko wzruszający.- Aadny też był i bardzo pouczający - rzekł Szwejk.- Bardzo dobrze to sobiezapamiętałem i gdy powrócę z wojny do domu, to będę o tym opowiadał PodKielichem.Pan oberfeldkurat rozkraczył się jeszcze tak ładnie, gdy do nasprzemawiał, że się bałem, żeby mu się kulas nie pośliznął, bo byłby upadł naołtarz połowy i rozbił sobie łeb o monstrancję.Dawał nam taki piękny przykład zdziejów naszej armii, kiedy to jeszcze służył Radetzky, a z zorzą wieczorną łączyłsię płomień gorejących stodół; mówił tak, jakby na to patrzył.287Tegoż samego dnia oberfeldkurat Ibl był już w Wiedniu i znowu innemumarszbatalionowi wykładał wzruszającą historię, o której mówił Szwejk, a któratak mu się podobała, że nazwał ja bałwanieniem do kwadratu [ Pobierz całość w formacie PDF ]