[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wszystko zakończy się o wiele wcześniej.Doktor Rudy Graveline mieszkał w przypominającym pałac trzypiętro-wym domu w północnej części zatoki Biscayne.Dom miał doryckie kolum-ny, dwie spiralne klatki schodowe i więcej importowanych rzezb marmu-rowych niż całe śródmiejskie muzeum sztuki.Budynek zupełnie nie paso-wał do Miami Beach, ale prawdę mówiąc, nie wyglądał bardziej kretyńskoniż którakolwiek z pozostałych wspaniałych posiadłości.Znajdował się natej samej wysadzanej palmami alei, gdzie mieszkało dwóch Bee Geesów, cooznaczało, że Rudy musiał zapłacić mniej więcej sto tysięcy więcej, niż byłowarto.Przez pierwsze kilka lat kobietom, z którymi się umawiał, impono-wało, że przebywają w sąsiedztwie takich gwiazd, ale pózniej ich notowaniawyraznie spadły i Graveline przestał o tym wspominać.Pierwsza ponownie poruszyła tę sprawę Heather Chappell, aktorka. Zdaje się, że gdzieś w okolicy mieszka Barry oznajmiła, gdy wra-cali do domu Rudy'ego po obiedzie w Kuzni. Co za Barry? zapytał Rudy, myśląc o czymś innym. Barry Gibb.Piosenkarz.Staying alive, staying alive, ooh, ooh, ooh.Doktor wprawdzie bardzo kochał Heather, ale wolał, żeby nie próbowa-ła śpiewać. Znałaś go osobiście? zapytał. Oczywiście.Wszystkich chłopaków. Barry mieszka tam wskazał Graveline. A Robin tutaj. Zatrzymajmy się poprosiła Heather, dotykając jego kolana. Bę-dzie zabawa.Rudy odmówił, twierdząc, że nie zna facetów wystarczająco dobrze.Po-za tym niespecjalnie lubi ich muzykę, zwłaszcza ten kit disco.Heather na-tychmiast się nadąsała i bohatersko utrzymała w tym nastroju przez pozo-stałą część drogi do domu Rudy'ego, a także jeszcze gdy wchodziła po198schodach i wędrowała do sypialni.Tam ściągnęła suknię oraz majtki i rzu-ciła się na ogromne łóżko.Co kilka minut unosiła twarz z satynowej po-duszki i wzdychała tragicznie tak długo, aż wreszcie doktor nie mógł jużtego wytrzymać. Czy jesteś na mnie wściekła? zwrócił się do niej.Jedynie wspodenkach bokserskich stał w garderobie, odwieszając garnitur. He-ather, jesteś na mnie zła? Nie. Tak, jesteś.Czy zrobiłem coś złego? Jeżeli tak, bardzo cię przepra-szam. Bełkotał jak przygłup, i to tylko dlatego, że straszliwie chciał jąprzelecieć.Widok idealnego, gołego tyłeczka Heather który konieczniepragnęła przemodelować doprowadzał go do szaleństwa. Kocham Bee Geesów oznajmiła drżącym głosikiem. Bardzo mi przykro powiedział Rudy.Usiadł na krawędzi łóżka ipogłaskał jej brzoskwiniową pupę. Lubiłem ich wczesne kawałki, na-prawdę. Uwielbiam disco, Rudy wyjaśniła aktorka. Zmierć disco niemalmnie zabiła. Przepraszam, że w ogóle coś na ten temat powiedziałem. Czy kiedykolwiek kochałeś się przy muzyce disco?Co się dzieje z moim życiem? pomyślał doktor. Masz jakieś taśmy Village People? spytała Heather, zerkając uwo-dzicielsko przez ramię. W ich pierwszym albumie jest taka piosenka,przy której, słowo daję, mogłabym się pieprzyć całą noc.Rudy'emu Graveline'owi nie można było odmówić zaradności.Znalazłtaśmę Village People w koszu z przecenionymi kasetami całonocnego skle-pu płytowego przed miasteczkiem akademickim w Coral Gables.Pognał zpowrotem do domu, wrzucił kasetę do wieży audio, podkręcił basy i po-biegł spiralnymi schodami do sypialni. Nie tutaj oznajmiła Heather.Wzięła go za rękę i sprowadziła naparter. Kominek szepnęła. Jest dwadzieścia pięć stopni w cieniu zauważył Rudy, zrzucającbieliznę. Nie chodzi o ogień wyjaśniła gwiazdka. Ale o marmur.199Jednym z ważnych punktów przetargowych domu był gigantyczny ko-minek wykonany z polerowanego włoskiego marmuru.W południowejFlorydzie kominki traktowano jako przyjemną nowinkę, ale Rudy nigdynie korzystał ze swojego, obawiając się, że kosztowny czarny marmur po-pęka od żaru.Heather wczołgała się do środka i położyła na wznak.Na jej twarzy po-jawił się najcudowniejszy z uśmiechów. Och, Rudy, jaki chłodny.Uniosła pośladki do góry, a potem z klaśnięciem opuściła je w dół.Zachi-chotała, słysząc echo.Doktor stał przed nią na czworakach, goły, oklapnięty i gapił się jakidiota. Możemy się pokaleczyć zauważył.Zastanawiał się, co marmurmoże zrobić z jego łokciami i kolanami. Nie bądz taki wapniak upomniała go, unosząc biodra i kołyszącnimi przed jego nosem.Przetoczyła się w bok i pokazała dwie smugi wilgo-ci na czarnym kamieniu. Popatrz powiedziała. Jak odciski palców. Coś w tym rodzaju wymamrotał Rudy. Muszę być napalona, prawda? Chyba tak zgodził się.Miał wrażenie, że za chwilę pęknie mu gło-wa.Głosy Village People dudniły we wnętrzu kominka jak ogień artyleryj-ski. O Boże! jęknęła Heather. Co się stało? zaniepokoił się. Piosenka.To moja piosenka. Uklękła i gwałtownie objęła go w pa-sie. Chodz tu do mnie, na dół.Zatańczmy.Aby poprawić swoją wydolność, doktor Rudy Graveline, uprawiającseks, nauczył się myśleć o wszystkim, tylko nie o seksie.Najczęściej kon-centrował swoją uwagę na sprawach funduszy powierniczych i unikachpodatkowych problemach wystarczająco skomplikowanych, aby opózni-ły orgazm o dobre dziesięć do piętnastu minut.Tej nocy jednak rozważałcoś zupełnie innego.Zastanawiał się nad swoim upiornie kłopotliwym po-łożeniem sprawą Victorii Barletty i przygotowywanym reportażu telewi-zyjnym na temat jej śmierci.O ciągle żyjącym i groznym Micku Stranaha-nie, o Maggie Gonzalez przepuszczającej jego pieniądze gdzieś w NowymJorku.200Rudy bardzo często przekonywał się, że w czasie seksualnej gimnastykimógł z zadziwiającą jasnością myśleć.W tych momentach podejmowałwiele istotnych życiowych decyzji wrzawa dnia i napór pacjentów zda-wały się znikać w krystalicznej, mistycznej próżni, która pozwalała murozważać własne problemy w nowym świetle i pod nowym kątem.Podobnie było i tym razem nawet z Heather Chappell rozdrapującąpaznokciami w jego ramiona i wywrzaskującą mu prosto do ucha bzdurydisco, nawet mimo łomotu wywietrznika w kominie nad ich głowami i bóluw kolanach wbijających się bezlitośnie w chłodny włoski marmur.Był terazw stanie skupić się na sprawie najważniejszego kryzysu w swoim życiu.Bóli rozkosz zdawały się odpływać i Rudy miał wrażenie, że znalazł się wchłodnym, ciemnym pomieszczeniu samotny, czujny, o wyostrzonychzmysłach.Rozważał wszystko, co zdarzyło się do tej pory, i zastanawiał, copowinien jeszcze zrobić.Plan nie był wcale taki zły.Istniał jednak jedennierozwiązany problem.Otrząsnął się ze swojego percepcyjnego transu w chwili, gdy Heatherkrzyknęła: Dosyć! Co? Powiedziałam, że możesz już przestać, rozumiesz? To nie cholernerodeo.Prawie nie mogła złapać oddechu, a jej tors był mokry od potu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
. Wszystko zakończy się o wiele wcześniej.Doktor Rudy Graveline mieszkał w przypominającym pałac trzypiętro-wym domu w północnej części zatoki Biscayne.Dom miał doryckie kolum-ny, dwie spiralne klatki schodowe i więcej importowanych rzezb marmu-rowych niż całe śródmiejskie muzeum sztuki.Budynek zupełnie nie paso-wał do Miami Beach, ale prawdę mówiąc, nie wyglądał bardziej kretyńskoniż którakolwiek z pozostałych wspaniałych posiadłości.Znajdował się natej samej wysadzanej palmami alei, gdzie mieszkało dwóch Bee Geesów, cooznaczało, że Rudy musiał zapłacić mniej więcej sto tysięcy więcej, niż byłowarto.Przez pierwsze kilka lat kobietom, z którymi się umawiał, impono-wało, że przebywają w sąsiedztwie takich gwiazd, ale pózniej ich notowaniawyraznie spadły i Graveline przestał o tym wspominać.Pierwsza ponownie poruszyła tę sprawę Heather Chappell, aktorka. Zdaje się, że gdzieś w okolicy mieszka Barry oznajmiła, gdy wra-cali do domu Rudy'ego po obiedzie w Kuzni. Co za Barry? zapytał Rudy, myśląc o czymś innym. Barry Gibb.Piosenkarz.Staying alive, staying alive, ooh, ooh, ooh.Doktor wprawdzie bardzo kochał Heather, ale wolał, żeby nie próbowa-ła śpiewać. Znałaś go osobiście? zapytał. Oczywiście.Wszystkich chłopaków. Barry mieszka tam wskazał Graveline. A Robin tutaj. Zatrzymajmy się poprosiła Heather, dotykając jego kolana. Bę-dzie zabawa.Rudy odmówił, twierdząc, że nie zna facetów wystarczająco dobrze.Po-za tym niespecjalnie lubi ich muzykę, zwłaszcza ten kit disco.Heather na-tychmiast się nadąsała i bohatersko utrzymała w tym nastroju przez pozo-stałą część drogi do domu Rudy'ego, a także jeszcze gdy wchodziła po198schodach i wędrowała do sypialni.Tam ściągnęła suknię oraz majtki i rzu-ciła się na ogromne łóżko.Co kilka minut unosiła twarz z satynowej po-duszki i wzdychała tragicznie tak długo, aż wreszcie doktor nie mógł jużtego wytrzymać. Czy jesteś na mnie wściekła? zwrócił się do niej.Jedynie wspodenkach bokserskich stał w garderobie, odwieszając garnitur. He-ather, jesteś na mnie zła? Nie. Tak, jesteś.Czy zrobiłem coś złego? Jeżeli tak, bardzo cię przepra-szam. Bełkotał jak przygłup, i to tylko dlatego, że straszliwie chciał jąprzelecieć.Widok idealnego, gołego tyłeczka Heather który konieczniepragnęła przemodelować doprowadzał go do szaleństwa. Kocham Bee Geesów oznajmiła drżącym głosikiem. Bardzo mi przykro powiedział Rudy.Usiadł na krawędzi łóżka ipogłaskał jej brzoskwiniową pupę. Lubiłem ich wczesne kawałki, na-prawdę. Uwielbiam disco, Rudy wyjaśniła aktorka. Zmierć disco niemalmnie zabiła. Przepraszam, że w ogóle coś na ten temat powiedziałem. Czy kiedykolwiek kochałeś się przy muzyce disco?Co się dzieje z moim życiem? pomyślał doktor. Masz jakieś taśmy Village People? spytała Heather, zerkając uwo-dzicielsko przez ramię. W ich pierwszym albumie jest taka piosenka,przy której, słowo daję, mogłabym się pieprzyć całą noc.Rudy'emu Graveline'owi nie można było odmówić zaradności.Znalazłtaśmę Village People w koszu z przecenionymi kasetami całonocnego skle-pu płytowego przed miasteczkiem akademickim w Coral Gables.Pognał zpowrotem do domu, wrzucił kasetę do wieży audio, podkręcił basy i po-biegł spiralnymi schodami do sypialni. Nie tutaj oznajmiła Heather.Wzięła go za rękę i sprowadziła naparter. Kominek szepnęła. Jest dwadzieścia pięć stopni w cieniu zauważył Rudy, zrzucającbieliznę. Nie chodzi o ogień wyjaśniła gwiazdka. Ale o marmur.199Jednym z ważnych punktów przetargowych domu był gigantyczny ko-minek wykonany z polerowanego włoskiego marmuru.W południowejFlorydzie kominki traktowano jako przyjemną nowinkę, ale Rudy nigdynie korzystał ze swojego, obawiając się, że kosztowny czarny marmur po-pęka od żaru.Heather wczołgała się do środka i położyła na wznak.Na jej twarzy po-jawił się najcudowniejszy z uśmiechów. Och, Rudy, jaki chłodny.Uniosła pośladki do góry, a potem z klaśnięciem opuściła je w dół.Zachi-chotała, słysząc echo.Doktor stał przed nią na czworakach, goły, oklapnięty i gapił się jakidiota. Możemy się pokaleczyć zauważył.Zastanawiał się, co marmurmoże zrobić z jego łokciami i kolanami. Nie bądz taki wapniak upomniała go, unosząc biodra i kołyszącnimi przed jego nosem.Przetoczyła się w bok i pokazała dwie smugi wilgo-ci na czarnym kamieniu. Popatrz powiedziała. Jak odciski palców. Coś w tym rodzaju wymamrotał Rudy. Muszę być napalona, prawda? Chyba tak zgodził się.Miał wrażenie, że za chwilę pęknie mu gło-wa.Głosy Village People dudniły we wnętrzu kominka jak ogień artyleryj-ski. O Boże! jęknęła Heather. Co się stało? zaniepokoił się. Piosenka.To moja piosenka. Uklękła i gwałtownie objęła go w pa-sie. Chodz tu do mnie, na dół.Zatańczmy.Aby poprawić swoją wydolność, doktor Rudy Graveline, uprawiającseks, nauczył się myśleć o wszystkim, tylko nie o seksie.Najczęściej kon-centrował swoją uwagę na sprawach funduszy powierniczych i unikachpodatkowych problemach wystarczająco skomplikowanych, aby opózni-ły orgazm o dobre dziesięć do piętnastu minut.Tej nocy jednak rozważałcoś zupełnie innego.Zastanawiał się nad swoim upiornie kłopotliwym po-łożeniem sprawą Victorii Barletty i przygotowywanym reportażu telewi-zyjnym na temat jej śmierci.O ciągle żyjącym i groznym Micku Stranaha-nie, o Maggie Gonzalez przepuszczającej jego pieniądze gdzieś w NowymJorku.200Rudy bardzo często przekonywał się, że w czasie seksualnej gimnastykimógł z zadziwiającą jasnością myśleć.W tych momentach podejmowałwiele istotnych życiowych decyzji wrzawa dnia i napór pacjentów zda-wały się znikać w krystalicznej, mistycznej próżni, która pozwalała murozważać własne problemy w nowym świetle i pod nowym kątem.Podobnie było i tym razem nawet z Heather Chappell rozdrapującąpaznokciami w jego ramiona i wywrzaskującą mu prosto do ucha bzdurydisco, nawet mimo łomotu wywietrznika w kominie nad ich głowami i bóluw kolanach wbijających się bezlitośnie w chłodny włoski marmur.Był terazw stanie skupić się na sprawie najważniejszego kryzysu w swoim życiu.Bóli rozkosz zdawały się odpływać i Rudy miał wrażenie, że znalazł się wchłodnym, ciemnym pomieszczeniu samotny, czujny, o wyostrzonychzmysłach.Rozważał wszystko, co zdarzyło się do tej pory, i zastanawiał, copowinien jeszcze zrobić.Plan nie był wcale taki zły.Istniał jednak jedennierozwiązany problem.Otrząsnął się ze swojego percepcyjnego transu w chwili, gdy Heatherkrzyknęła: Dosyć! Co? Powiedziałam, że możesz już przestać, rozumiesz? To nie cholernerodeo.Prawie nie mogła złapać oddechu, a jej tors był mokry od potu [ Pobierz całość w formacie PDF ]