[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na myśl o tymjęknął w duchu, gdyż dobrze wiedział, jak niezdarnie i głupio zacho-wuje się w obecności księżniczki.Głupotą byłoby mieć nadzieję, żeteraz będzie inaczej.Było za pózno, żeby zwrócić się o pomoc do Hu-gona de Payns i Saint-Omera.Sprawy zaszły za daleko, by można li-czyć na to, że ci dwaj mogą nieprzygotowani stawić czoło księżniczce,nie wiedząc, jakie zdobyła informacje i jak zamierza je zinterpretować.On przynajmniej dobrze ją znał, aczkolwiek była to wstydliwa i po-niżająca znajomość, tak więc z ogromnym niedowierzaniem uświado-mił sobie, że wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu zaczyna liczyćna to, że może w jakiś cudowny, magiczny sposób zdoła wykorzystaćłączącą ich znajomość i rozproszyć na jakiś czas podejrzenia Alix, copozwoliłoby de Paynsowi i Saint-Omerowi opracować jakąś obron-ną strategię.Tak więc po prostu musiał spróbować - stanąć twa-rzą w twarz z Alix i pokonać ją, nie zważając na to, kim się stał i naślub czystości.Potrząsnął głową na myśl o tym, że to ostatnie spo-tkanie z kobietą, która go porwała, więziła i wykorzystała, będzie za-pewne najważniejszą rozmową w historii Zakonu Odrodzenia w Sy-jonie.- Bardzo dobrze - rzekł.- Zaprowadz mnie do księżniczki.dd4Saint-Clair stał sam w przedpokoju, niewidzącym spojrzeniem pa-trząc na pokrywający całą ścianę gobelin przedstawiający polowaniena jelenie w jakiejś leśnej dolinie.Nieprzyjemnie burczało mu w brzu-chu i gorąca kula żółci podchodziła mu do gardła.Nie miał poję-cia, jak długo czeka od chwili, gdy biskup Odo wprowadził go tutaji zamknął za nim drzwi, po czym ruszył na poszukiwanie księżnicz-ki Alix.Wiedział tylko, że od tej pory obejrzał każdy detal tego go-belinu - jedynego przedmiotu w tym pomieszczeniu poza kilkomabrzydkimi meblami - niemal natychmiast dochodząc do wniosku, żekompozycja obrazu została zle zaplanowana i wykonana, więc chociażwciąż nań patrzył, zupełnie przestał o nim myśleć.Ponadto uświadomił sobie, że nie jest czysty, i ta myśl ogromniego zaniepokoiła, gdyż czystość ciała nie była czymś, czym ludzie tacyjak on się przejmowali.Raczej uchodziła za słabość graniczącą zezniewieścieniem albo grzesznie bezużyteczny i hedonistyczny nawyk.Saint-Clair nie mył się od tamtego dnia przy zbiorniku wodnym nasyryjskiej pustyni, gdzie znalazł go szyita Hassan, a i wtedy zrobił totylko dlatego, że Arab nie chciał pożyczyć mu swego ubrania, dopókinie obmyje ciała, które podczas niewoli pokryło się warstwą brudui ekskrementów.Mimo wszystko, pomyślał teraz, to było zaledwiekilka tygodni temu, a jako mnich nie musiał myć się częściej niż dwalub trzy razy w roku.Wiedział, że jego niepokój jest wywołany tym, że zna księżniczkęi jej obyczaje.Pamiętał, że Alix uwielbia się kąpać i zawsze to robi-ła, od dziecka.Została wychowana przez służbę w rodzinnym domuw Edessie i jak to często bywa z małymi dziećmi, okropnie rozpusz-czona przez opiekunki, przelewające na nią całą swoją miłość i stara-jące się dać jej wszystko, czego można oczekiwać od życia.Te służącepochodziły z różnym plemion i krajów, lecz wszystkie były muzuł-mankami i wszczepiły dziecku umiłowanie czystości, zachęcając jądo korzystania ze wspaniałych łazni w mieście jej ojca, zbudowanychprzez Rzymian wiele wieków wcześniej i nadal używanych przez Ara-bów.W wyniku tego Alix jako dorosła kobieta była niczym pachnącaróża wśród śmierdzących mężczyzn i Saint-Clair wiedział - ponieważdobrze pamiętał, jak mu o tym mówiła - że nie życzy sobie miećwokół siebie niemytych ludzi.Nawet jej gwardziści byli czyści i pach-nący, chociaż nie używali perfum.Te rozmyślania przerwał mu szmer otwierających się za jego pleca-mi drzwi i powrót biskupa Odona, w towarzystwie księżniczki, któradramatycznie przystanęła w progu, obrzucając Saint-Claira władczymi badawczym spojrzeniem, z wysoko podniesioną głową i lekko unie-sioną brwią, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.Miała na sobielśniącą suknię z najpiękniejszego materiału, jaki widział, tak cienkie-go i zwiewnego, że wyglądał jak mgła.Suknia miała bladopurpuro-wą barwę i rycerzowi wydawało się, że już widział ten kolor, lecz niemógł sobie przypomnieć gdzie i kiedy, a pod nią Alix miała drugą,z grubszego, jasnoróżowego materiału.Przystanęła w progu zaledwiena moment, który Saint-Clairowi wydał się wiecznością, gdyż naglenie był w stanie wykrztusić ani słowa powitania.Poczuł, że rumieniecoblewa mu twarz i szyję.- Na moje życie, przecież to miły brat Stefan we własnej osobie!Wyznaję, że jestem zaszczycona i uradowana, aczkolwiek zdumiona.Gdy jego wielebność biskup powiedział mi, że przybywasz z wizytą,pomyślałam, że zapewne się myli, gdyż powiadają, że tylko płochli-wego lisa pustynnego trudniej spotkać niż tego szlachetnego mnicha--rycerza.choć mówiono mi, że ten lis nie potrafi równie zręczniezniknąć z oczu, choćby nie wiem jak szybko uciekał.W jej oczach Saint-Clair nie dostrzegł śladu rozbawienia, ale wie-dział, że kpi z niego, robiąc aluzję do ich spotkania na bazarze, i po-czuł, że rumieni się jeszcze bardziej.- Cóż, bracie Stefanie, nie powitasz mnie? Nawet ponurym ostrze-gawczym mruknięciem?Saint-Clair odchrząknął i nagle przypomniał sobie, jak przed latybył świadkiem pierwszego spotkania jednego ze swoich kuzynów z ko-bietą, która miała zostać jego żoną.- Raduje mnie twój widok, pani - rzekł gładko, cytując swego ku-zyna.- Twoja obecność rozpromienia nawet ten jasny poranek.- No,pomyślał na widok szeroko otwartych ze zdziwienia oczu księżniczki,to było łatwe.- Biskup Odo powiedział mi, że chcesz ze mną poroz-mawiać, więc natychmiast przyszedłem.Zamrugała, ale zaraz odzyskała kontenans.- Tak, widzę, i cieszę się z tego.Pozwól ze mną, jeśli łaska.Odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem, sztywno wyprostowanado komnaty będącej jej salą audiencyjną, a Odo i Saint-Clair poszli zanią.Samotny gwardzista stojący przy wejściu otworzył drzwi i stanąłna baczność, czekając, aż wejdą, lecz Alix przystanęła i spojrzała naOdona.- Dziękuję ci, drogi biskupie, byłeś mi bardzo pomocny, jak za-wsze, lecz jestem pewna, że masz inne obowiązki, i nie będę cię za-trzymywać.Możesz wrócić do swoich spraw.Brat Stefan i ja mamywiele do omówienia.Biskup z kamienną twarzą skinął głową, lecz napięte mięśnie szczękzdradzały, że zacisnął zęby.Saint-Clair wyczuł, że Odo, który niewąt-pliwie oczekiwał, że będzie świadkiem rozmowy rycerza z księżniczką,pieni się z wściekłości.Rycerz uśmiechnął się nieznacznie, ucieszony,że biskup Odo z Fontainebleau nie jest jednym z ulubieńców księż-niczki.Gdy Odo odchodził, gniewnie stukając obcasami, Alix skinęłapalcem na Saint-Claira, po czym przemknęła do swych pięknie urzą-dzonych apartamentów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Na myśl o tymjęknął w duchu, gdyż dobrze wiedział, jak niezdarnie i głupio zacho-wuje się w obecności księżniczki.Głupotą byłoby mieć nadzieję, żeteraz będzie inaczej.Było za pózno, żeby zwrócić się o pomoc do Hu-gona de Payns i Saint-Omera.Sprawy zaszły za daleko, by można li-czyć na to, że ci dwaj mogą nieprzygotowani stawić czoło księżniczce,nie wiedząc, jakie zdobyła informacje i jak zamierza je zinterpretować.On przynajmniej dobrze ją znał, aczkolwiek była to wstydliwa i po-niżająca znajomość, tak więc z ogromnym niedowierzaniem uświado-mił sobie, że wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu zaczyna liczyćna to, że może w jakiś cudowny, magiczny sposób zdoła wykorzystaćłączącą ich znajomość i rozproszyć na jakiś czas podejrzenia Alix, copozwoliłoby de Paynsowi i Saint-Omerowi opracować jakąś obron-ną strategię.Tak więc po prostu musiał spróbować - stanąć twa-rzą w twarz z Alix i pokonać ją, nie zważając na to, kim się stał i naślub czystości.Potrząsnął głową na myśl o tym, że to ostatnie spo-tkanie z kobietą, która go porwała, więziła i wykorzystała, będzie za-pewne najważniejszą rozmową w historii Zakonu Odrodzenia w Sy-jonie.- Bardzo dobrze - rzekł.- Zaprowadz mnie do księżniczki.dd4Saint-Clair stał sam w przedpokoju, niewidzącym spojrzeniem pa-trząc na pokrywający całą ścianę gobelin przedstawiający polowaniena jelenie w jakiejś leśnej dolinie.Nieprzyjemnie burczało mu w brzu-chu i gorąca kula żółci podchodziła mu do gardła.Nie miał poję-cia, jak długo czeka od chwili, gdy biskup Odo wprowadził go tutaji zamknął za nim drzwi, po czym ruszył na poszukiwanie księżnicz-ki Alix.Wiedział tylko, że od tej pory obejrzał każdy detal tego go-belinu - jedynego przedmiotu w tym pomieszczeniu poza kilkomabrzydkimi meblami - niemal natychmiast dochodząc do wniosku, żekompozycja obrazu została zle zaplanowana i wykonana, więc chociażwciąż nań patrzył, zupełnie przestał o nim myśleć.Ponadto uświadomił sobie, że nie jest czysty, i ta myśl ogromniego zaniepokoiła, gdyż czystość ciała nie była czymś, czym ludzie tacyjak on się przejmowali.Raczej uchodziła za słabość graniczącą zezniewieścieniem albo grzesznie bezużyteczny i hedonistyczny nawyk.Saint-Clair nie mył się od tamtego dnia przy zbiorniku wodnym nasyryjskiej pustyni, gdzie znalazł go szyita Hassan, a i wtedy zrobił totylko dlatego, że Arab nie chciał pożyczyć mu swego ubrania, dopókinie obmyje ciała, które podczas niewoli pokryło się warstwą brudui ekskrementów.Mimo wszystko, pomyślał teraz, to było zaledwiekilka tygodni temu, a jako mnich nie musiał myć się częściej niż dwalub trzy razy w roku.Wiedział, że jego niepokój jest wywołany tym, że zna księżniczkęi jej obyczaje.Pamiętał, że Alix uwielbia się kąpać i zawsze to robi-ła, od dziecka.Została wychowana przez służbę w rodzinnym domuw Edessie i jak to często bywa z małymi dziećmi, okropnie rozpusz-czona przez opiekunki, przelewające na nią całą swoją miłość i stara-jące się dać jej wszystko, czego można oczekiwać od życia.Te służącepochodziły z różnym plemion i krajów, lecz wszystkie były muzuł-mankami i wszczepiły dziecku umiłowanie czystości, zachęcając jądo korzystania ze wspaniałych łazni w mieście jej ojca, zbudowanychprzez Rzymian wiele wieków wcześniej i nadal używanych przez Ara-bów.W wyniku tego Alix jako dorosła kobieta była niczym pachnącaróża wśród śmierdzących mężczyzn i Saint-Clair wiedział - ponieważdobrze pamiętał, jak mu o tym mówiła - że nie życzy sobie miećwokół siebie niemytych ludzi.Nawet jej gwardziści byli czyści i pach-nący, chociaż nie używali perfum.Te rozmyślania przerwał mu szmer otwierających się za jego pleca-mi drzwi i powrót biskupa Odona, w towarzystwie księżniczki, któradramatycznie przystanęła w progu, obrzucając Saint-Claira władczymi badawczym spojrzeniem, z wysoko podniesioną głową i lekko unie-sioną brwią, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.Miała na sobielśniącą suknię z najpiękniejszego materiału, jaki widział, tak cienkie-go i zwiewnego, że wyglądał jak mgła.Suknia miała bladopurpuro-wą barwę i rycerzowi wydawało się, że już widział ten kolor, lecz niemógł sobie przypomnieć gdzie i kiedy, a pod nią Alix miała drugą,z grubszego, jasnoróżowego materiału.Przystanęła w progu zaledwiena moment, który Saint-Clairowi wydał się wiecznością, gdyż naglenie był w stanie wykrztusić ani słowa powitania.Poczuł, że rumieniecoblewa mu twarz i szyję.- Na moje życie, przecież to miły brat Stefan we własnej osobie!Wyznaję, że jestem zaszczycona i uradowana, aczkolwiek zdumiona.Gdy jego wielebność biskup powiedział mi, że przybywasz z wizytą,pomyślałam, że zapewne się myli, gdyż powiadają, że tylko płochli-wego lisa pustynnego trudniej spotkać niż tego szlachetnego mnicha--rycerza.choć mówiono mi, że ten lis nie potrafi równie zręczniezniknąć z oczu, choćby nie wiem jak szybko uciekał.W jej oczach Saint-Clair nie dostrzegł śladu rozbawienia, ale wie-dział, że kpi z niego, robiąc aluzję do ich spotkania na bazarze, i po-czuł, że rumieni się jeszcze bardziej.- Cóż, bracie Stefanie, nie powitasz mnie? Nawet ponurym ostrze-gawczym mruknięciem?Saint-Clair odchrząknął i nagle przypomniał sobie, jak przed latybył świadkiem pierwszego spotkania jednego ze swoich kuzynów z ko-bietą, która miała zostać jego żoną.- Raduje mnie twój widok, pani - rzekł gładko, cytując swego ku-zyna.- Twoja obecność rozpromienia nawet ten jasny poranek.- No,pomyślał na widok szeroko otwartych ze zdziwienia oczu księżniczki,to było łatwe.- Biskup Odo powiedział mi, że chcesz ze mną poroz-mawiać, więc natychmiast przyszedłem.Zamrugała, ale zaraz odzyskała kontenans.- Tak, widzę, i cieszę się z tego.Pozwól ze mną, jeśli łaska.Odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem, sztywno wyprostowanado komnaty będącej jej salą audiencyjną, a Odo i Saint-Clair poszli zanią.Samotny gwardzista stojący przy wejściu otworzył drzwi i stanąłna baczność, czekając, aż wejdą, lecz Alix przystanęła i spojrzała naOdona.- Dziękuję ci, drogi biskupie, byłeś mi bardzo pomocny, jak za-wsze, lecz jestem pewna, że masz inne obowiązki, i nie będę cię za-trzymywać.Możesz wrócić do swoich spraw.Brat Stefan i ja mamywiele do omówienia.Biskup z kamienną twarzą skinął głową, lecz napięte mięśnie szczękzdradzały, że zacisnął zęby.Saint-Clair wyczuł, że Odo, który niewąt-pliwie oczekiwał, że będzie świadkiem rozmowy rycerza z księżniczką,pieni się z wściekłości.Rycerz uśmiechnął się nieznacznie, ucieszony,że biskup Odo z Fontainebleau nie jest jednym z ulubieńców księż-niczki.Gdy Odo odchodził, gniewnie stukając obcasami, Alix skinęłapalcem na Saint-Claira, po czym przemknęła do swych pięknie urzą-dzonych apartamentów [ Pobierz całość w formacie PDF ]