[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle usłyszałam dolatujący od głównego wejścia chrobot kluczy.Skrzypieniuzawiasów towarzyszyły głosy.Przymknęłam drzwi. Gliny w alejce! syknął Shelton. Padnij!Runęłam na podłogę jak głaz.Przez alejkę toczył się radiowóz; słyszałam, jak radio wyłapuje zakłócenia.Zatrzymał siętuż pod oknem.Oślepiająca wiązka światła przebiła się przez szybę, a ściany oblałoczerwono-niebieskie światło koguta.Leżałam w bezruchu na podłodze, prawie nie oddychając.Dziękowałam wszystkimznanym bóstwom, że po wejściu do biblioteki zamknęliśmy okienko.Słup światła szperał po kątach naszej kryjówki.Serce waliło mi jak młotem.Przyciskałam policzek do zatęchłego starego dywanu, wdychając biblioteczny brud z kilkudziesięcioleci.Minęła cała wieczność.Byłam pewna, że nas zauważą.Pomieszczenie wydawało sięzdecydowanie zbyt ciasne, by ukryć czworo nastolatków.W końcu radiowóz potoczył się dalej alejką.Nikt nawet nie drgnął.Gdzieś niedaleko zaskrzypiała klamka.W korytarzu rozbrzmiały echem kroki.Czułam,jak do mojego krwiobiegu trafia kolejna dawka adrenaliny.Gliniarze.W środku.Sprawdzali pokój po pokoju.Nasze drzwi nie miały żadnego zamka.Pomachałam gorączkowo do chłopaków.Zrozumieli.Niebiesko-czerwone światło bladło.W alejce zapadła ciemność, gdy radiowóz w końcuskręcił za róg.Ben poderwał się na równe nogi i otworzył okienko.Przecisnęłam się na zewnątrz jakopierwsza, przemknęłam przez alejkę i skoczyłam w krzaki po drugiej stronie.Za mną przybiegł Hi, potem Shelton.Ben wyszedł jako ostatni.Patrzyłam, jak sięmęczy, próbując zamknąć okienko.Opadło nieznacznie i zablokowało się, uchylone może ocal. Miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.Rusz się! Spływaj stamtąd!Ben dał za wygraną i pognał w stronę krzaków.Znajdował się mniej więcej w połowiedrogi, kiedy zza rogu wyjechał następny radiowóz, przeczesując reflektorami ciemność.Ben stratował azalie i pobiegł dalej.Shelton, Hi i ja ruszyliśmy za nim, nie oglądając sięza siebie.***Nie bacząc na ciemność i gęstą mgłę, mknęliśmy przez noc.Nawet Hi, któremu widmoaresztowania pomogło przezwyciężyć fizyczne niedostatki.Dwie przecznice za biblioteką usłyszeliśmy wycie syreny i zobaczyliśmy przejeżdżającynieopodal samochód.Mgła? Kto wie.W każdym razie policjanci przeoczyli grupkęzasapanych uczniów urządzających sobie nocne wyścigi środkiem ulicy.Nie zwalnialiśmy.Szkoda, że nikt nie mierzył nam czasu bez wątpienia cała naszaczwórka pobiła życiowe rekordy.Dziesięć minut pózniej byliśmy na pokładzie Sewee, zdyszani i mokrzy od potu.Ben zapalił silnik, a Shelton odwiązał cumę, i już po chwili płynęliśmy przez zamglonązatokę.Woda była spokojna i gładka jak szkło.Cicha i niewzruszona.Miła odmianapo zamieszaniu ostatniej godziny.Korzystałam z uroków sennej atmosfery, gdy nagle Shelton parsknął i zaczął rechotać. Może nie jesteśmy zbyt dobrymi włamywaczami, ale w spierniczaniu nie mamy sobierównych!Jego radość była zarazliwa.Hi zachichotał, zadławił się powietrzem i zaczął kaszleć.Zaniosłam się śmiechem.Nawet Benowi udzielił się nasz humor kwiczał z radości,pędząc motorówką pod wiatr.W jednej chwili całe napięcie uleciało i wyparowałow ciemnościach nocy.Przysunęłam się do Hi. Wszystko w porządku?Kiedy podniósł głowę, oczy miał zmrużone, a szczękę wygiętą pod nienaturalnym kątem.Chciał coś powiedzieć, ale jego usta zastygły.Przez jakąś sekundę jego zrenice odbijały blaskksiężyca, a zaraz potem oczy cofnęły się konwulsyjnie pod powieki. Hi! krzyknęłam.Runął do przodu, nieprzytomny.Złapałam go, zanim uderzył głową o pokład. Ben! zawołałam. Coś się stało Hi!Ben zgasił silnik i w pośpiechu przybiegł na rufę.Hi wciąż był nieprzytomny, aleoddychał normalnie. Pamiętasz, czy nie walnął o coś głową? Próbowałam sobie przypomnieć, jak należypostępować w przypadku wstrząśnienia mózgu. Hiram, obudz się, człowieku! Shelton uderzył Hi w twarz, a potem chwycił goza ramiona.Nie miało to wiele wspólnego z kursami pierwszej pomocy.Delikatnieodsunęłam go na bok.Powieki Hi uniosły się, ukazując oczy, które wyglądały bardzo nie w porządku.Jasnobrązowe tęczówki zniknęły, a w ich miejscu pojawiły się złote okręgi z czarnymi jakwęgiel zrenicami.Instynktownie odskoczyłam, potknęłam się i uderzyłam o twarde deski pokładu.Co to było?! Coś się stało z jego oczami! krzyknęłam.Ben i Shelton spojrzeli w moją stronę.Stali zbyt daleko, aby zauważyć to, co ja.Podeszlido Hi, spodziewając się najgorszego.Hi zamrugał i usiadł.Jego tęczówki znów miały normalną, orzechową barwę. To było dziwne. Potrząsnął głową, próbując pozbierać myśli. Odpłynąłem? Tak odparł Shelton. Wszystko w porządku? Jak twoje oczy?Hi zamknął i otworzył powieki. A jak ma być? zapytał spokojnie, lecz zaraz potem pisnął: Zaraz, że co?!A co z nimi nie tak? Wypłynęły mi z oczodołów?! Mówcie!Shelton i Ben zerknęli na mnie pytająco. Nic się nie stało, Hi, to moja wina powiedziałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Nagle usłyszałam dolatujący od głównego wejścia chrobot kluczy.Skrzypieniuzawiasów towarzyszyły głosy.Przymknęłam drzwi. Gliny w alejce! syknął Shelton. Padnij!Runęłam na podłogę jak głaz.Przez alejkę toczył się radiowóz; słyszałam, jak radio wyłapuje zakłócenia.Zatrzymał siętuż pod oknem.Oślepiająca wiązka światła przebiła się przez szybę, a ściany oblałoczerwono-niebieskie światło koguta.Leżałam w bezruchu na podłodze, prawie nie oddychając.Dziękowałam wszystkimznanym bóstwom, że po wejściu do biblioteki zamknęliśmy okienko.Słup światła szperał po kątach naszej kryjówki.Serce waliło mi jak młotem.Przyciskałam policzek do zatęchłego starego dywanu, wdychając biblioteczny brud z kilkudziesięcioleci.Minęła cała wieczność.Byłam pewna, że nas zauważą.Pomieszczenie wydawało sięzdecydowanie zbyt ciasne, by ukryć czworo nastolatków.W końcu radiowóz potoczył się dalej alejką.Nikt nawet nie drgnął.Gdzieś niedaleko zaskrzypiała klamka.W korytarzu rozbrzmiały echem kroki.Czułam,jak do mojego krwiobiegu trafia kolejna dawka adrenaliny.Gliniarze.W środku.Sprawdzali pokój po pokoju.Nasze drzwi nie miały żadnego zamka.Pomachałam gorączkowo do chłopaków.Zrozumieli.Niebiesko-czerwone światło bladło.W alejce zapadła ciemność, gdy radiowóz w końcuskręcił za róg.Ben poderwał się na równe nogi i otworzył okienko.Przecisnęłam się na zewnątrz jakopierwsza, przemknęłam przez alejkę i skoczyłam w krzaki po drugiej stronie.Za mną przybiegł Hi, potem Shelton.Ben wyszedł jako ostatni.Patrzyłam, jak sięmęczy, próbując zamknąć okienko.Opadło nieznacznie i zablokowało się, uchylone może ocal. Miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.Rusz się! Spływaj stamtąd!Ben dał za wygraną i pognał w stronę krzaków.Znajdował się mniej więcej w połowiedrogi, kiedy zza rogu wyjechał następny radiowóz, przeczesując reflektorami ciemność.Ben stratował azalie i pobiegł dalej.Shelton, Hi i ja ruszyliśmy za nim, nie oglądając sięza siebie.***Nie bacząc na ciemność i gęstą mgłę, mknęliśmy przez noc.Nawet Hi, któremu widmoaresztowania pomogło przezwyciężyć fizyczne niedostatki.Dwie przecznice za biblioteką usłyszeliśmy wycie syreny i zobaczyliśmy przejeżdżającynieopodal samochód.Mgła? Kto wie.W każdym razie policjanci przeoczyli grupkęzasapanych uczniów urządzających sobie nocne wyścigi środkiem ulicy.Nie zwalnialiśmy.Szkoda, że nikt nie mierzył nam czasu bez wątpienia cała naszaczwórka pobiła życiowe rekordy.Dziesięć minut pózniej byliśmy na pokładzie Sewee, zdyszani i mokrzy od potu.Ben zapalił silnik, a Shelton odwiązał cumę, i już po chwili płynęliśmy przez zamglonązatokę.Woda była spokojna i gładka jak szkło.Cicha i niewzruszona.Miła odmianapo zamieszaniu ostatniej godziny.Korzystałam z uroków sennej atmosfery, gdy nagle Shelton parsknął i zaczął rechotać. Może nie jesteśmy zbyt dobrymi włamywaczami, ale w spierniczaniu nie mamy sobierównych!Jego radość była zarazliwa.Hi zachichotał, zadławił się powietrzem i zaczął kaszleć.Zaniosłam się śmiechem.Nawet Benowi udzielił się nasz humor kwiczał z radości,pędząc motorówką pod wiatr.W jednej chwili całe napięcie uleciało i wyparowałow ciemnościach nocy.Przysunęłam się do Hi. Wszystko w porządku?Kiedy podniósł głowę, oczy miał zmrużone, a szczękę wygiętą pod nienaturalnym kątem.Chciał coś powiedzieć, ale jego usta zastygły.Przez jakąś sekundę jego zrenice odbijały blaskksiężyca, a zaraz potem oczy cofnęły się konwulsyjnie pod powieki. Hi! krzyknęłam.Runął do przodu, nieprzytomny.Złapałam go, zanim uderzył głową o pokład. Ben! zawołałam. Coś się stało Hi!Ben zgasił silnik i w pośpiechu przybiegł na rufę.Hi wciąż był nieprzytomny, aleoddychał normalnie. Pamiętasz, czy nie walnął o coś głową? Próbowałam sobie przypomnieć, jak należypostępować w przypadku wstrząśnienia mózgu. Hiram, obudz się, człowieku! Shelton uderzył Hi w twarz, a potem chwycił goza ramiona.Nie miało to wiele wspólnego z kursami pierwszej pomocy.Delikatnieodsunęłam go na bok.Powieki Hi uniosły się, ukazując oczy, które wyglądały bardzo nie w porządku.Jasnobrązowe tęczówki zniknęły, a w ich miejscu pojawiły się złote okręgi z czarnymi jakwęgiel zrenicami.Instynktownie odskoczyłam, potknęłam się i uderzyłam o twarde deski pokładu.Co to było?! Coś się stało z jego oczami! krzyknęłam.Ben i Shelton spojrzeli w moją stronę.Stali zbyt daleko, aby zauważyć to, co ja.Podeszlido Hi, spodziewając się najgorszego.Hi zamrugał i usiadł.Jego tęczówki znów miały normalną, orzechową barwę. To było dziwne. Potrząsnął głową, próbując pozbierać myśli. Odpłynąłem? Tak odparł Shelton. Wszystko w porządku? Jak twoje oczy?Hi zamknął i otworzył powieki. A jak ma być? zapytał spokojnie, lecz zaraz potem pisnął: Zaraz, że co?!A co z nimi nie tak? Wypłynęły mi z oczodołów?! Mówcie!Shelton i Ben zerknęli na mnie pytająco. Nic się nie stało, Hi, to moja wina powiedziałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]