[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na-wet Tim, nie dalej niż siedem czy osiem miesięcy temu,ilekroć widział Tinę i Ruby krzątające się po domu, zajętezamiataniem, myciem szyb, froterowaniem podłóg, mawiał: dziś na pewno jest sobota".Wszystko raz na zawsze ustalone, takie same, przesiąknię-te na wskroś beznadziejną nudą.I po co zadawać sobie całyten trud? - zastanawiała się.Przecież i tak nikt nie zapowie-dziany tutaj nie wpadnie.Jedyni ludzie, którzy widują tendom od środka, to ci, którzy w nim mieszkają.Na dole Ruby, nie spuszczając z oka Tima, polerowałaklamki.Z pewnego oddalenia dochodził stukot młotka, toJake kuł coś na podwórzu.Po drugiej stronie korytarza, w po-koju gościnnym, Russell pakował się do drogi.Powiedział im,że chciałby wyruszyć jutro rano, jak najwcześniej.Tina wyłączyła odkurzacz i przesunęła wyściełane krzes-ło, tak aby móc wymieść spod niego kurz.Po chwili, ledwiedotknęła palcem przełącznika, maszyna zawarczała, budzącsię na nowo do życia.I właśnie jej hałas upewnił nagle Tinę,że jej prywatny świat nie rozpada się na kawałki - i to nieza-leżnie od tego, lub wbrew temu, że.czasami tak właśnie sięczuje.Jacyś ludzie mogą pojawiać się i znikać z jej życia, alesobota pozostanie zawsze sobotą.Boże! Ależ była w okropnym nastroju! I nie potrafiła sięz tego otrząsnąć.Być może ten ostatni wieczór spędzony pozadomem w towarzystwie Russella tak ją rozstroił.WspanialeSRspędziła czas, ale miała świadomość, że jest to w jakimś sensiepierwsze i jedyne spotkanie z nim poza domem - coś w ro-dzaju randki.Po obudzeniu się tego ranka pomyślała najpierw,że dziś po raz ostatni dobiegnie do niej z pokoju ojca kojącebrzmienie głosu Russella, namawiającego Tima, by się ubrał.A w chwilę potem zastanawiała się, czy nie lepiej by było,gdyby Russell wyjechał już dziś.A może jeszcze lepiej bybyło, gdyby w ogóle tu nigdy się nie pojawił?Ponownie wyłączyła odkurzacz i popchnęła go nogąna korytarz.Zazwyczaj gdy tylko kończyła sprzątać pokój oj-ca, odkurzała natychmiast pokój Russella, ale on ciągle jesz-cze w nim był, a nie miała specjalnej ochoty rozmawiać z nimteraz.Pociągnęła więc odkurzacz do swojej sypialni.I wtedywłaśnie usłyszała, jak z dołu woła ją Ruby:- Tino! Becca do ciebie dzwoni!- Zaraz odbiorę.- odkrzyknęła.Zanim podniosła słuchawkę, wzięła głęboki wdech.Bę-dąc w tak podłym nastroju, nie była pewna, jak zniesie rados-ny, obwieszczający, że wszystko-na-świecie-jest-cudowne"szczebiot siostry.- Dzień dobry, Becco! - powiedziała hajpogodniejszym'tonem, na jaki potrafiła się zdobyć.- Cześć, Tino! Co robisz?- Sprzątam dom.- Myślałam, że Ruby się tym zajmuje.- Ruby nie może robić wszystkiego.- No.tak.Rzeczywiście.Chciałam się jeszcze z tobąskontaktować przed naszym wyjazdem.Tym razem wyjeż-dżamy na Wyspy Bahama trochę wcześniej niż zwykle.Ro-dzice Dereka zabierają dzieci do Tahoe, a więc korzystającz tego, chcemy parę dni dłużej powygrzewać się na słońcu.SRTina poczuła, jak całe jej ciało wiotczeje.- Bawcie się dobrze!- Och! Zawsze się świetnie bawimy.Spotykamy się całąpaczką w Miami, a potem robimy prawdziwą inwazję na wy-spy.A tak przy okazji, jak ci się wiedzie?Tina miała ochotę krzyknąć: a niby jak ma mi się wieść?Opanowała się jednak i odpowiedziała zdawkowo:- Zwietnie.- To dobrze! Słuchaj, muszę jeszcze załatwić tysiącespraw, więc nie będę cię już trzymać przy telefonie.Gdybyśnas potrzebowała, to matka wie, jak się z nami skontaktować.A do czego, do diabła, miałabym was potrzebować? - po-myślała z goryczą Tina.- %7łyczę wam dobrych, spokojnych wakacji.Odwieszając słuchawkę, uświadomiła sobie, że Beccanie zadała sobie nawet trudu, by spytać, jak się czuje oj-ciec.Ogarnęła ją fala irytacji i dopiero po chwili udało jejsię jakoś powrócić do równowagi.Gdyby odebrała ten tele-fon w jakimś innym dniu, to wzruszyłaby ramionami i ty-le.No& może byłoby jej trochę przykro, odrobinę by imzazdrościła.Becca jest w końcu taka.jaka jest.Tina po-trząsnęła głową, włączyła odkurzacz i znowu przystąpiła dopracy.Na szczęście czas tego ranka minął dosyć szybko.Naj-pierw bardzo dokładnie sprzątała cały dom, następnie zajęłasię własną toaletą.Starała się unikać spotkań z Russellem, conie było trudne, gdyż jemu zdaje się również zależało na tym,by schodzić jej z drogi.Odbył kilkanaście wycieczek z poko-ju do samochodu, za każdym razem upewniając się, że Timnie orientuje się, w jakim celu to robi.Zaraz po lunchuoświadczył, że jedzie do Leatrice, aby zatankować wóz i zała-SRtwić jakieś sprawy.Tina była przekonana, że po prostu sta-rasię jakoś zabić czas.Za to wieczór zapowiada się przyjemnie - pomyślała.Ja-ke i Ruby wyjadą i pomiędzy kolacją a rozsądną porą na poło-żenie się do łóżek będą mieli ze cztery godziny na rozmowę.Tylko o czym, do licha, mają niby rozmawiać? Przez całydzień ledwie zamienili ze sobą ze trzy zdania.O jego jutrzej-szej podróży wspominać nie mogą, przynajmniej dopóki oj-ciec nie położy się spać.To, co będzie robiła jutro, za tydzieńczy za miesiąc nie powinno właściwie Russella już intereso-wać, a ona nie zniesie po prostu wdawania się w jakieś wspo-minki z okresu, który z nimi tu przeżył.Cóż więc im pozosta-wało? Rozmowa o pogodzie?No właśnie.Zaiste, wieczór zapowiadał się wspaniale!Jake i Ruby wyjechali na festyn o piątej.Tina od lat niewidziała swej gospodyni w tak radosnym nastroju.Ruby mia-ła na sobie prostą, bawełnianą suknię, którą włożyła po razpierwszy właśnie na tę okazję.Jake natomiast zmienił swenieodłączne dżinsy na spodnie z gabardyny.Gdy tylko wyje-chali, Russell przejął opiekę nad Timem, dzięki czemu Tinamogła zająć się przygotowaniem kolacji.Podczas posiłku atmosfera była napięta.Tina, która przezcały dzień starała się tłumić swe emocje, była wyraznie pode-nerwowana.Ze względu na Tima zmuszała się do prowadze-nia banabej konwersacji, ale nawet jej samej własny głos wy-dawał się brzmieć nienaturalnie wysoko i niespokojnie.Timznowu jadł bardzo niewiele i był jeszcze bardziej apatycznyniż zwykle.Czy przeczuwał, że coś wisi w powietrzu? Naniczym jej bardziej nie zależało, jak na tym, aby Russellowiudało się wyjechać na tyle dyskretnie, by ojciec tego nie spo-strzegł [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Na-wet Tim, nie dalej niż siedem czy osiem miesięcy temu,ilekroć widział Tinę i Ruby krzątające się po domu, zajętezamiataniem, myciem szyb, froterowaniem podłóg, mawiał: dziś na pewno jest sobota".Wszystko raz na zawsze ustalone, takie same, przesiąknię-te na wskroś beznadziejną nudą.I po co zadawać sobie całyten trud? - zastanawiała się.Przecież i tak nikt nie zapowie-dziany tutaj nie wpadnie.Jedyni ludzie, którzy widują tendom od środka, to ci, którzy w nim mieszkają.Na dole Ruby, nie spuszczając z oka Tima, polerowałaklamki.Z pewnego oddalenia dochodził stukot młotka, toJake kuł coś na podwórzu.Po drugiej stronie korytarza, w po-koju gościnnym, Russell pakował się do drogi.Powiedział im,że chciałby wyruszyć jutro rano, jak najwcześniej.Tina wyłączyła odkurzacz i przesunęła wyściełane krzes-ło, tak aby móc wymieść spod niego kurz.Po chwili, ledwiedotknęła palcem przełącznika, maszyna zawarczała, budzącsię na nowo do życia.I właśnie jej hałas upewnił nagle Tinę,że jej prywatny świat nie rozpada się na kawałki - i to nieza-leżnie od tego, lub wbrew temu, że.czasami tak właśnie sięczuje.Jacyś ludzie mogą pojawiać się i znikać z jej życia, alesobota pozostanie zawsze sobotą.Boże! Ależ była w okropnym nastroju! I nie potrafiła sięz tego otrząsnąć.Być może ten ostatni wieczór spędzony pozadomem w towarzystwie Russella tak ją rozstroił.WspanialeSRspędziła czas, ale miała świadomość, że jest to w jakimś sensiepierwsze i jedyne spotkanie z nim poza domem - coś w ro-dzaju randki.Po obudzeniu się tego ranka pomyślała najpierw,że dziś po raz ostatni dobiegnie do niej z pokoju ojca kojącebrzmienie głosu Russella, namawiającego Tima, by się ubrał.A w chwilę potem zastanawiała się, czy nie lepiej by było,gdyby Russell wyjechał już dziś.A może jeszcze lepiej bybyło, gdyby w ogóle tu nigdy się nie pojawił?Ponownie wyłączyła odkurzacz i popchnęła go nogąna korytarz.Zazwyczaj gdy tylko kończyła sprzątać pokój oj-ca, odkurzała natychmiast pokój Russella, ale on ciągle jesz-cze w nim był, a nie miała specjalnej ochoty rozmawiać z nimteraz.Pociągnęła więc odkurzacz do swojej sypialni.I wtedywłaśnie usłyszała, jak z dołu woła ją Ruby:- Tino! Becca do ciebie dzwoni!- Zaraz odbiorę.- odkrzyknęła.Zanim podniosła słuchawkę, wzięła głęboki wdech.Bę-dąc w tak podłym nastroju, nie była pewna, jak zniesie rados-ny, obwieszczający, że wszystko-na-świecie-jest-cudowne"szczebiot siostry.- Dzień dobry, Becco! - powiedziała hajpogodniejszym'tonem, na jaki potrafiła się zdobyć.- Cześć, Tino! Co robisz?- Sprzątam dom.- Myślałam, że Ruby się tym zajmuje.- Ruby nie może robić wszystkiego.- No.tak.Rzeczywiście.Chciałam się jeszcze z tobąskontaktować przed naszym wyjazdem.Tym razem wyjeż-dżamy na Wyspy Bahama trochę wcześniej niż zwykle.Ro-dzice Dereka zabierają dzieci do Tahoe, a więc korzystającz tego, chcemy parę dni dłużej powygrzewać się na słońcu.SRTina poczuła, jak całe jej ciało wiotczeje.- Bawcie się dobrze!- Och! Zawsze się świetnie bawimy.Spotykamy się całąpaczką w Miami, a potem robimy prawdziwą inwazję na wy-spy.A tak przy okazji, jak ci się wiedzie?Tina miała ochotę krzyknąć: a niby jak ma mi się wieść?Opanowała się jednak i odpowiedziała zdawkowo:- Zwietnie.- To dobrze! Słuchaj, muszę jeszcze załatwić tysiącespraw, więc nie będę cię już trzymać przy telefonie.Gdybyśnas potrzebowała, to matka wie, jak się z nami skontaktować.A do czego, do diabła, miałabym was potrzebować? - po-myślała z goryczą Tina.- %7łyczę wam dobrych, spokojnych wakacji.Odwieszając słuchawkę, uświadomiła sobie, że Beccanie zadała sobie nawet trudu, by spytać, jak się czuje oj-ciec.Ogarnęła ją fala irytacji i dopiero po chwili udało jejsię jakoś powrócić do równowagi.Gdyby odebrała ten tele-fon w jakimś innym dniu, to wzruszyłaby ramionami i ty-le.No& może byłoby jej trochę przykro, odrobinę by imzazdrościła.Becca jest w końcu taka.jaka jest.Tina po-trząsnęła głową, włączyła odkurzacz i znowu przystąpiła dopracy.Na szczęście czas tego ranka minął dosyć szybko.Naj-pierw bardzo dokładnie sprzątała cały dom, następnie zajęłasię własną toaletą.Starała się unikać spotkań z Russellem, conie było trudne, gdyż jemu zdaje się również zależało na tym,by schodzić jej z drogi.Odbył kilkanaście wycieczek z poko-ju do samochodu, za każdym razem upewniając się, że Timnie orientuje się, w jakim celu to robi.Zaraz po lunchuoświadczył, że jedzie do Leatrice, aby zatankować wóz i zała-SRtwić jakieś sprawy.Tina była przekonana, że po prostu sta-rasię jakoś zabić czas.Za to wieczór zapowiada się przyjemnie - pomyślała.Ja-ke i Ruby wyjadą i pomiędzy kolacją a rozsądną porą na poło-żenie się do łóżek będą mieli ze cztery godziny na rozmowę.Tylko o czym, do licha, mają niby rozmawiać? Przez całydzień ledwie zamienili ze sobą ze trzy zdania.O jego jutrzej-szej podróży wspominać nie mogą, przynajmniej dopóki oj-ciec nie położy się spać.To, co będzie robiła jutro, za tydzieńczy za miesiąc nie powinno właściwie Russella już intereso-wać, a ona nie zniesie po prostu wdawania się w jakieś wspo-minki z okresu, który z nimi tu przeżył.Cóż więc im pozosta-wało? Rozmowa o pogodzie?No właśnie.Zaiste, wieczór zapowiadał się wspaniale!Jake i Ruby wyjechali na festyn o piątej.Tina od lat niewidziała swej gospodyni w tak radosnym nastroju.Ruby mia-ła na sobie prostą, bawełnianą suknię, którą włożyła po razpierwszy właśnie na tę okazję.Jake natomiast zmienił swenieodłączne dżinsy na spodnie z gabardyny.Gdy tylko wyje-chali, Russell przejął opiekę nad Timem, dzięki czemu Tinamogła zająć się przygotowaniem kolacji.Podczas posiłku atmosfera była napięta.Tina, która przezcały dzień starała się tłumić swe emocje, była wyraznie pode-nerwowana.Ze względu na Tima zmuszała się do prowadze-nia banabej konwersacji, ale nawet jej samej własny głos wy-dawał się brzmieć nienaturalnie wysoko i niespokojnie.Timznowu jadł bardzo niewiele i był jeszcze bardziej apatycznyniż zwykle.Czy przeczuwał, że coś wisi w powietrzu? Naniczym jej bardziej nie zależało, jak na tym, aby Russellowiudało się wyjechać na tyle dyskretnie, by ojciec tego nie spo-strzegł [ Pobierz całość w formacie PDF ]