[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nader mała liczba magnatów występowała towarzysząc wybranemu panu, wszystko, co tubłyszczeć dziś miało, było saskie i należało do kurfirsta.Owe poczty wojewodów, biskupów,kasztelanów, wysokich urzędników dworu i Rzeczypospolitej, które nieraz po kilkaset koniliczyły, wcale się nie obiecywały.Za to orszak własny przyszłego króla miał być niezmiernieliczny i nad wyraz wspaniały i smakowny.Ci, którym się udało wcisnąć na podwórzełobzowskie i oglądać tam poodsłaniane powozy od złota i aksamitów, konie postrojone wopony herbami okryte, ludzi w najrozmaitszych barwach, cudzoziemską modąpoprzybieranych, wielbłądy z jukami w kobierce wschodnie powiązanymi, unosili się nadzamożnością i szczodrobliwością Augusta.Mówiono sobie, że miliony już rozsypał, aby elekcją swą utwierdzić, a drugie tyle ich wiózł zsobą, aby między wiernych adherentów rozdzielić.Usposobienie tłumów, które niewidzialni Augusta posługiwacze zagrzewali, całe się kuniemu zwracało.Sławiono jego męstwo, siłę i zręczność, rozum a razem uprzejmość iłagodność.Unosili się ci, co go już widzieli, nad pięknością postaci, porównywając z kolei doApollina, Herkulesa, Samsona i Marsa.Ciekawość kobiet szczególniej była do najwyższego stopnia podsycona.W rynku Krakowa panowie radni już na pewno wiedzieli, że bramy zamku, którychWielopolski jeszcze przed kilku dniami otwierać nie chciał, miały stanąć bez przeszkody naoścież wjeżdżającemu.Uwijano się w zamku z przygotowaniem opuszczonych dawno izaniedbanych komnat, widziano wozy niemieckie, wczoraj wieczorem już tu nadciągające iwpuszczone.Mieszczaństwo, też zawczasu przybrane, występowało całe z cechami, znakami, godłami,uzbrojeniem i chorągwiami i wjazdowi miało przyczynić jeśli nie okazałości, to powagi iliczby uczestników.Szły tedy na przedzie, gdy z Aobzowa sygnał dano, cechowe chorągwie,każda ze starszyzną i insygniami swymi, zbrojne i strojne; za nimi polskie gwardie i wojskozałogę miejską stanowiące, po nich dwa piękne regimenty dragonów, a za nimi w śladdwudziestu czterech paziów saskich, z cudzoziemska postrojonych.Dwadzieścia i cztery konie ręczne Augusta, we fiokach i czubach, wszystkie były jednakowookryte czaprakami z karmazynowego aksamitu, bogato srebrem szytymi w herby saskie iWettinów, w cyfry króla.Czterdzieści mułów, po nich, miało na sobie, saskiej barwy, żółtenakrycia.Poprzedzały one dwadzieścia i dwie karety tak uporządkowane, iż corazwspanialsze i bogatsze następowały jedne po drugich do końca.Ale własny powóz Augusta zaćmiewał je wszystkie.Dwanaście koni perłowej maści, nadzwyczajnej piękności, tak dobrane doskonale, jakby jejedna matka rodziła, ciągnęło kolebkę wyzłacaną, około której pieszo szło dwunastudrabantów w żółtej barwie, krojem szwajcarskim.W szeregu powozów ciągnęły kolebki paradne cesarskiego posła i własna jego kareta.Konieręczne, które przodem prowadzili masztalerze, uderzały pięknością i doborem, lecz niczymone były obok czterech wierzchowców osiodłanych, które wiedziono za karetami.Całe rzędyna nich, siodła, czuby, napierśniki świeciły drogimi kamieniami i złotem.Za tymi szłamuzyka z trębaczów i bębnów złożona.Pałki nawet, którymi w kotły bito, srebrempołyskiwały.Zapowiadała ona dwa oddziały wojsk saskich, którymi dowodził konno ministerhrabia Eck.Cudzoziemskiego autoramentu umundurowania, uzbrojenia w Polsce jużnowością nie były, ale król August swoje pułki na pokaz wyprowadzając ze szczególną je iuderzającą wysztyftował elegancją.Gościnność wymagała, aby Sasów przodem puszczono, a pułki pancerne za nimi kroczącewcale się porównania nie obawiały.Na każdego z panów towarzyszów składających je, warto popatrzeć było z osobna, bo choćwszyscy oni mniej więcej w jeden sposób strojni byli i zbrojni, każdy się starał fantazją iwytwornością zbroi, lamparcich skór, skrzydeł, kopii złoconych, siodeł i rzędów prześcignąćdrugich, każdy czymś się szczególnym odznaczał.Niektórzy prości towarzysze szeregowitysiące na sobie dzwigali, a z twarzy i postawy do dowódców raczej niż żołnierzy podobni.Największe imiona i najlepsza krew Rzeczypospolitej szła dumnie w tych szeregach.Z nimi i za nimi, po większej części konno, jechali senatorowie, wojewodowie,kasztelanowie, urzędnicy wyżsi, każdy z sobą mniejszy lub większy prowadząc poczet.Dąbski, biskup kujawski, ten, którego dziełem była, można powiedzieć elekcja, jechał zbiskupem sandomierskim poprzedzając marszałka wielkiego koronnego Lubomirskiego, któryniósł w ręku ową laskę marszałkowską, całą wysadzaną brylantami, już zawczasu ogłoszonąjako klejnot drogocenny, kosztem króla przygotowany.W ślad za Lubomirskim jechał elekt i na niego się oczy wszystkich zwracały badając w nimprzyszłość, której on był tu przedstawicielem.August na ten dzień, za poradą biskupa, dlapozyskania sobie serc przebrał się po polsku.Pod nim koń szedł śnieżnej białości, krwiwielkiej, którego silna dłoń króla gorącość z łatwością poskramiała.W całym blasku młodzieńczej jeszcze piękności był saski kurfirst.Okrywała go suknia zezłotogłowu, podbita gronostajami, na żupan niebieski narzucona, który świecił guzamiogromnymi, brylantowymi.Nimi też wysadzane i obszyte były kapelusz, szabla, pas, siodło,wędzidła, i rząd konia, na którym diamenty na przemian z rubinami wielkimi połyskiwały.Nad nim baldachim ze szkarłatnego aksamitu niosło sześciu radców miasta, a straż dookołastanowili drabanci w żółtych szwajcarskich barwach.Za królem jechał biskup Paszewski i liczne duchowieństwo polskie, kapituła, kanonicy,prałaci, dalej urzędnicy dworu kurfirsta, nieodstępny Pflug, generał hrabia Trautmansdorf,koniuszy wielki von Thielau, pułkownik trabantów i królewska gwardia przyboczna,królewscy kirasjerowie itp.Piechota saska, z obu stron drogi ustawiona, straż trzymała aż do zamku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Nader mała liczba magnatów występowała towarzysząc wybranemu panu, wszystko, co tubłyszczeć dziś miało, było saskie i należało do kurfirsta.Owe poczty wojewodów, biskupów,kasztelanów, wysokich urzędników dworu i Rzeczypospolitej, które nieraz po kilkaset koniliczyły, wcale się nie obiecywały.Za to orszak własny przyszłego króla miał być niezmiernieliczny i nad wyraz wspaniały i smakowny.Ci, którym się udało wcisnąć na podwórzełobzowskie i oglądać tam poodsłaniane powozy od złota i aksamitów, konie postrojone wopony herbami okryte, ludzi w najrozmaitszych barwach, cudzoziemską modąpoprzybieranych, wielbłądy z jukami w kobierce wschodnie powiązanymi, unosili się nadzamożnością i szczodrobliwością Augusta.Mówiono sobie, że miliony już rozsypał, aby elekcją swą utwierdzić, a drugie tyle ich wiózł zsobą, aby między wiernych adherentów rozdzielić.Usposobienie tłumów, które niewidzialni Augusta posługiwacze zagrzewali, całe się kuniemu zwracało.Sławiono jego męstwo, siłę i zręczność, rozum a razem uprzejmość iłagodność.Unosili się ci, co go już widzieli, nad pięknością postaci, porównywając z kolei doApollina, Herkulesa, Samsona i Marsa.Ciekawość kobiet szczególniej była do najwyższego stopnia podsycona.W rynku Krakowa panowie radni już na pewno wiedzieli, że bramy zamku, którychWielopolski jeszcze przed kilku dniami otwierać nie chciał, miały stanąć bez przeszkody naoścież wjeżdżającemu.Uwijano się w zamku z przygotowaniem opuszczonych dawno izaniedbanych komnat, widziano wozy niemieckie, wczoraj wieczorem już tu nadciągające iwpuszczone.Mieszczaństwo, też zawczasu przybrane, występowało całe z cechami, znakami, godłami,uzbrojeniem i chorągwiami i wjazdowi miało przyczynić jeśli nie okazałości, to powagi iliczby uczestników.Szły tedy na przedzie, gdy z Aobzowa sygnał dano, cechowe chorągwie,każda ze starszyzną i insygniami swymi, zbrojne i strojne; za nimi polskie gwardie i wojskozałogę miejską stanowiące, po nich dwa piękne regimenty dragonów, a za nimi w śladdwudziestu czterech paziów saskich, z cudzoziemska postrojonych.Dwadzieścia i cztery konie ręczne Augusta, we fiokach i czubach, wszystkie były jednakowookryte czaprakami z karmazynowego aksamitu, bogato srebrem szytymi w herby saskie iWettinów, w cyfry króla.Czterdzieści mułów, po nich, miało na sobie, saskiej barwy, żółtenakrycia.Poprzedzały one dwadzieścia i dwie karety tak uporządkowane, iż corazwspanialsze i bogatsze następowały jedne po drugich do końca.Ale własny powóz Augusta zaćmiewał je wszystkie.Dwanaście koni perłowej maści, nadzwyczajnej piękności, tak dobrane doskonale, jakby jejedna matka rodziła, ciągnęło kolebkę wyzłacaną, około której pieszo szło dwunastudrabantów w żółtej barwie, krojem szwajcarskim.W szeregu powozów ciągnęły kolebki paradne cesarskiego posła i własna jego kareta.Konieręczne, które przodem prowadzili masztalerze, uderzały pięknością i doborem, lecz niczymone były obok czterech wierzchowców osiodłanych, które wiedziono za karetami.Całe rzędyna nich, siodła, czuby, napierśniki świeciły drogimi kamieniami i złotem.Za tymi szłamuzyka z trębaczów i bębnów złożona.Pałki nawet, którymi w kotły bito, srebrempołyskiwały.Zapowiadała ona dwa oddziały wojsk saskich, którymi dowodził konno ministerhrabia Eck.Cudzoziemskiego autoramentu umundurowania, uzbrojenia w Polsce jużnowością nie były, ale król August swoje pułki na pokaz wyprowadzając ze szczególną je iuderzającą wysztyftował elegancją.Gościnność wymagała, aby Sasów przodem puszczono, a pułki pancerne za nimi kroczącewcale się porównania nie obawiały.Na każdego z panów towarzyszów składających je, warto popatrzeć było z osobna, bo choćwszyscy oni mniej więcej w jeden sposób strojni byli i zbrojni, każdy się starał fantazją iwytwornością zbroi, lamparcich skór, skrzydeł, kopii złoconych, siodeł i rzędów prześcignąćdrugich, każdy czymś się szczególnym odznaczał.Niektórzy prości towarzysze szeregowitysiące na sobie dzwigali, a z twarzy i postawy do dowódców raczej niż żołnierzy podobni.Największe imiona i najlepsza krew Rzeczypospolitej szła dumnie w tych szeregach.Z nimi i za nimi, po większej części konno, jechali senatorowie, wojewodowie,kasztelanowie, urzędnicy wyżsi, każdy z sobą mniejszy lub większy prowadząc poczet.Dąbski, biskup kujawski, ten, którego dziełem była, można powiedzieć elekcja, jechał zbiskupem sandomierskim poprzedzając marszałka wielkiego koronnego Lubomirskiego, któryniósł w ręku ową laskę marszałkowską, całą wysadzaną brylantami, już zawczasu ogłoszonąjako klejnot drogocenny, kosztem króla przygotowany.W ślad za Lubomirskim jechał elekt i na niego się oczy wszystkich zwracały badając w nimprzyszłość, której on był tu przedstawicielem.August na ten dzień, za poradą biskupa, dlapozyskania sobie serc przebrał się po polsku.Pod nim koń szedł śnieżnej białości, krwiwielkiej, którego silna dłoń króla gorącość z łatwością poskramiała.W całym blasku młodzieńczej jeszcze piękności był saski kurfirst.Okrywała go suknia zezłotogłowu, podbita gronostajami, na żupan niebieski narzucona, który świecił guzamiogromnymi, brylantowymi.Nimi też wysadzane i obszyte były kapelusz, szabla, pas, siodło,wędzidła, i rząd konia, na którym diamenty na przemian z rubinami wielkimi połyskiwały.Nad nim baldachim ze szkarłatnego aksamitu niosło sześciu radców miasta, a straż dookołastanowili drabanci w żółtych szwajcarskich barwach.Za królem jechał biskup Paszewski i liczne duchowieństwo polskie, kapituła, kanonicy,prałaci, dalej urzędnicy dworu kurfirsta, nieodstępny Pflug, generał hrabia Trautmansdorf,koniuszy wielki von Thielau, pułkownik trabantów i królewska gwardia przyboczna,królewscy kirasjerowie itp.Piechota saska, z obu stron drogi ustawiona, straż trzymała aż do zamku [ Pobierz całość w formacie PDF ]