[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ostatnio tak. Wszystkich obudziłeś. Tak\e panią Thomas? Nie, jej nie.Uśmiechnął się, myśląc o zmarnowanej tabletce. Czy mógłbyś wreszcie przestać hałasować i pozwolić nam spać? Naturalnie. Dodał:  Czy jeszcze ktoś jest głodny?Dzieci zawsze odczuwały głód, a ju\ przekąska o północy to prawdziwaatrakcja.Odpowiedziały zgodnym chórem, \e tak.Spodziewał się tego.Tym razem w kuchni zgromadziły się wszystkie koty.Dali im mleka, \ebyprzestały miauczeć.Dzieci pomogły przygotować grzanki. To twoja wina  Bob szepnął do Jo. Chodzi o bieganie i rąbanie drewna.Mogłabyś łatwo temu zapobiec.Zdziwiona, uniosła brwi.Nie rozumiała? Myślała, \e po prostu zwariował? Nie dostrzegała jego niespełnionej \ądzy? Czy\by była a\ tak.niewinna?Posypała grzanki cynamonem i dała je dzieciom.Koty wypiły mleko i rozeszłysię do swoich kątów; dzieci zjadły; ziewały, ale ociągały się z powrotem do łó\ek.Bob usiadł w fotelu ojca.Mógł jednym ruchem, nie ruszając się z miejsca,zgasić górne światło.Polecił im cicho: Wstawcie talerze do zlewu.Dzieci podniosły się.Bob zorientował się, \e Teller siedział przy stole razem zwszystkimi.Chyba po raz pierwszy. Mógłbyś dopilnować, \eby dziewczynki poszły od razu spać?  poprosił goBob. Aha. Dobranoc, Teller.Jo porządkowała kuchnię.Bob wstał i pomógł jej wytrzeć stół.Usłyszelidochodzący z góry odgłos zamykanych drzwi.  Teller siedział z nami, na dole  zauwa\ył Bob. Nie zabrał jedzenia w jakiś kąt. Sprawuje się coraz lepiej.Ostatnio okazał wiele cierpliwości, gdy starałam sięnauczyć go czegoś o silnikach.Przedtem w ogóle nie okazywał zainteresowania, ateraz chyba trochę się wciągnął. Poza tym nie wspomina o moim seplenieniu  uzupełnił Bob. Zrobił totylko raz, \eby dać mi do zrozumienia, \e wie. Powinien wiedzieć.Wpadłam na to ju\ wcześniej. Czy\byś była sprytniejsza ode mnie? Ach  uśmiechnęła się  widzę, \e i ty czegoś się nauczyłeś. Wiedzma!  Poklepał ją po pupie.Odwróciła się i spojrzała wyczekująco.Wtedy zorientował się, jaki popełniłnietakt.Spróbował to naprawić: Chciałem tylko za\artować.Nie biję słabszych. Wiem. Wiedziałaś od początku? Nie od razu, jednak zorientowałam się ju\, na czym polega kłopot z Telleremi dlaczego tak gwałtownie zareagowałeś.Postawiłam ci du\y plus za to, \e niezdradziłeś przy chłopaku, \e to jego chciałeś uderzyć. Salty nauczył Tellera roli, a potem pozwolił, \eby on uczył inne dzieci.Tellermógł poczuć, \e jest wa\ny i akceptowany.Proste, ale wspaniałe. Teller mówi czasem coś, co rzuca trochę światła na jego \ycie.Nie znaswoich rodziców.Porzucili go.Czuje, \e jest osamotniony. Nie wiem, czy w tym domu mo\na w ogóle czuć się samotnie. Jest tu jeszcze zbyt krótko.Masz wspaniałych rodziców, Bob. Wiem, ale dla mnie to jest naturalne.Odkąd pamiętam, zawsze przygarnialidzieci.Gdybym miał własne, chciałbym je im podrzucić. Nic dziwnego, ale sam te\ byś się wprowadził, \eby patrzeć, jak dorastają.Uśmiechnął się, potem rozejrzał wokół. Tak, to du\y dom.Nawet nie zauwa\yliby, \e tu jestem. Co z twoją \oną? Jesteśmy rozwiedzeni, nie mamy. Nie, nie chodzi o nią.Co z przyszłą matką twoich dzieci? Ona pewnie te\ bysię wprowadziła. Dlaczego nie? Tu jest du\o miejsca.Znalazłaby jakiś pokój. To znaczy, \e nie mieszkałaby w twoim pokoju? Zamierzasz robić dzieci kobietom, a po dokonaniu dzieła chować się tutaj? Wspaniały pomysł! Jedyny kłopot polega na tym, \e Salty poprosiłby mnie wkońcu o uczestniczenie w wydatkach. Moja matka chce, \ebym odkupiła od niej dom.Pracuję na pełnym etacie,jednak znalazłabym czas, \eby zająć się dziećmi, które potrzebują pomocy. Twoja matka powinna wrócić do Tempie.Gdyby John musiał zajmować siędziećmi, wynalazłby sobie kolejną \onę. Albo wynajdywałby kolejne kiepskie opiekunki. Mówisz jak stara ciotka.Wiesz przecie\, \e twoja matka hamuje naturalnyrozwój wypadków. Powinien przejść na zasiłek, porzucić pracę i zająć się dziećmi?  spytała zironią w głosie. Dlaczego nie? Kto cię namówił, \ebyś nie wracał do normalnego \ycia?Bob przyjrzał się uwa\nie Jo, jednak nie odpowiedział szczerze.Nie mógł. Pracuję dla ruchu wyzwolenia mę\czyzn  wyjaśnił.Zaczął dość lekko.Uwa\am, \e przez całe stuleci a mę\czyzni brali na siebie największy cię\ar.Walczyli ze zwierzętami, które chciały zjeść ich \ony i dzieci, walczyli z innymimę\czyznami, którzy chcieli ich \on, toczyli wojny rozpoczęte przez chciwychstarców, choć wszyscy wiedzieli, \e to idiotyzm.Dziś, w rzekomo racjonalnychczasach, musimy walczyć o pracę, o awans, o bezpieczeństwo i wygodę \on idzieci.Chodzimy w kieracie, giniemy w tych nowoczesnych bitwach.Nadszedłczas, by kobiety przejęły nasze obowiązki.One zawsze wszystko wiedzą lepiej.Niech spróbują.Zapadła głęboka cisza.Przerwała ją Jo. O rany!  zawołała. Tylko taka reakcja? O rany? Ona musiała być prawdziwą modliszką.I tym razem stwierdził, \e powiedział więcej, ni\ zamierzał.Znów zdradził, jakbardzo jest rozgoryczony.Uniósł bezradnie ręce. Ju\ pózno  powiedział.Czekała długo, czy czegoś nie doda.Wreszcie odpowiedziała: Dobranoc, Bob.Zpij dobrze. Wypowiedziała te słowa bardzo łagodnie, znamysłem.Poczekała jeszcze trochę.Potem odwróciła się i wyszła.Jo przez cały czas czekała na pocałunek.Bob zdawał sobie z tego sprawę,jednak po takim przemówieniu nie mógłby pocałować jej delikatnie.A zatem nie mógł w ogóle.To go zdziwiło, choć.Wiedział, \e pocałunki mogą być bardzoró\ne.Niektóre mogą nawet oznaczać nienawiść.Teraz.tak właśnie by się stało.Zrozumiał to dopiero po chwili.Wszedł na górę, zajrzał do dzieci.Potem usiadł na łó\ku w swym starympokoju.Chciałby, \eby le\ała tu Jo.Zło\yłby głowę na jej miękkich piersiach iukoił skołatane nerwy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl