[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak naprawdę zatoczą koło i, podobnie jak poprzedniego dnia, zajmąpozycję na tyłach śledzącej pojazd grupy członków kultu.Emily siedziała już w powozie, skulona pod stosem koców.W mroźnympowietrzu z ust Garetha unosiły się obłoczki pary, kiedy spoglądając naBistera na dachu oraz Mooktu i Mullinsa na koźle, powiedział:– Bądźcie gotowi.Dzisiaj, gdzieś po drodze, uderzą.Wyraz, jaki odmalował się na trzech zwróconych ku niemu twarzach,odzwierciedlał jego własne uczucia: „Nareszcie!".456Gareth wspiął się do powozu, zamknął drzwi i ruszyli.Bez pośpiechuwytoczyli się z miasta, kierując się na północ, drogą do Sudbury i Bury St.Edmunds.Kiedy ostatnie domy zostały za nimi, Mullins trzasnął lejcami ikonie wydłużyły krok.Ściskając oburącz dłoń Emily, Gareth spoglądał na przesuwające się zaoknem monotonne zimowe pola i czekał.Nadal czekał, podobnie jak i pozostali, kiedy powóz wtoczył się doSudbury.Gareth rozpoznawał tę taktykę, jakże często stosowaną przezprzywódców kultu – kazać zwierzynie czekać, czekać i czekać, a gdywreszcie, w sposób nieunikniony, straci czujność, zaatakować znienacka –lecz mimo to dawała mu się ona we znaki.„Kiedy?", to pytanie zaprzątałomyśli wszystkich.Gdy przejechali przez most nad rzeką Stour, Mullins wstrzymał konie naplacu targowym, żeby spytać o drogę, po czym ruszył dalej i wkrótce skręciłna dziedziniec gospody Pod Kotwicą.Gareth stanął na bruku, omiótł spojrzeniem przybytek, do któregoskierował ich Wolverstone, i poczuł, że gwałtownie narasta w nimTL Rwyczekiwanie.Gospoda była tak stara, że stanowiła zlepek rozmaitychwznoszonych przez wieki dobudówek, z wieloma skrzydłami i licznymiwejściami – zdawała się wręcz stworzona dla osób chcących dyskretniewślizgnąć się do środka.Zostawił Mooktu, Bistera i Mullinsa, żeby pilnowali powozu izorganizowali wymianę koni, a sam wraz z Emily skierował się ku frontowymdrzwiom.W środku natychmiast pojawił się przed nimi właściciel.– Major Hamilton? – spytał i rozpromienił się, kiedy Gareth przytaknął.– Proszę, tędy.Są państwo oczekiwani.457Raźno podążyli za nim wąskim korytarzem.Mężczyzna zatrzymał się,zapukał, po czym otworzył drewniane drzwi, wnosząc z ich masywności.pochodzące jeszcze z czasów elżbietańskich.Z ukłonem zaprosił oboje dośrodka.Emily weszła pierwsza, zastanawiając się, kto też ich oczekuje.Szerokorozwarła oczy ze zdumienia, kiedy poznała odpowiedź.W pokoju tłoczyli się postawni dżentelmeni, a nie chodziło o bylesalonik, lecz o jedno z głównych pomieszczeń reprezentacyjnych gospody.Szybko policzyła: było ich dziesięciu, przy czym, sądząc z wyglądu, wszyscysłużyli niegdyś w Gwardii.Wszelako to mężczyzna pośrodku owej grupy, ten,naprzeciw którego dziwnym trafem się znalazła, w pełni przykuł jej uwagę.Miał ciemne włosy, lecz wielu innych także.Nie był również najwyższyspośród obecnych.A jednak nie ulegało wątpliwości, że jest w tym gronienajpotężniejszy.Twarz miał surową, o wyrazistych rysach, niemniej wargi wygięły musię w uśmiechu, kiedy Emily dygnęła odruchowo.– Jestem Wolverstone.Panno Ensworth, miło mi panią poznać.–TL RUkłonił się nad jej dłonią.– Jak rozumiem, odegrała pani kluczową rolę wdostarczeniu listu Czarnej Kobry obecnemu tu Delboroughowi.Emily zerknęła na mężczyznę u boku słynnego Wolverstone'a irozpromieniła się.– Pułkowniku Delborough, z radością znów pana widzę.– A ja panią, panno Ensworth.– Delborough się pokłonił.Gdy sięwyprostował, spojrzał za Emily i twarz mu się rozjaśniła.– Gareth!Emily odsunęła się na bok, autentycznie szczęśliwa, że może sięprzyglądać, jak Gareth i Delborough podają sobie ręce, a potem obejmują sięserdecznie.458– Logan i Rafe? – spytał Gareth, cofając się o krok.– Logan zszedł naląd w Plymouth i zmierza w tym kierunku.Powinien dotrzeć tu jutro.Rafe.–Delborough się skrzywił.– Nie mamy o nim wieści, ale znasz Rafe'a.Całkiemmożliwe, że pojawi się na progu Wolverstone'a niezapowiedziany, zuśmiechem przepraszając za to, że niechcący ominął wszystkie punkty, wktórych miał się zameldować.– Byleby się przedarł.– Gareth wyciągnął rękę do Wolverstone'a.– Todla mnie zaszczyt poznać pana, wasza łaskawość.Wolverstone z uśmiechem uścisnął jego dłoń.– W tym towarzystwie po prostu Royce.Pomijając inne kwestie, niejestem w tym gronie jedyną „łaskawością".– Uniesieniem brwi wskazałmężczyznę po swojej prawej.– Diabeł! – Gareth uścisnął dłoń rzeczonego dżentelmena, poklepali siępo plecach.Później przypomniał sobie, że powinien przedstawić Emily.–Diabeł Cynster, książę St.Ives.Tym sposobem Emily rozpoczęła rundę prezentacji.Gareth zentuzjazmem odnowił znajomość z hordą Cynsterów oraz hrabią imieniemTL RGyles, zaś Delborough przedstawił ich oboje dwóm nieznanym wcześniejGarethowi mężczyznom, którzy okazali się dawnymi kolegami Jacka iTristana, a zarazem, podobnie jak ci dwaj, byłymi szpiegami Dalziela, czyliRoyce'a.Wirowało jej już w głowie, kiedy do pokoju wmaszerował właścicielgospody z kompanią niosących półmiski pomocników.Tuż za nimi weszliJack i Tristan; zgotowano im entuzjastyczne powitanie.Obsługa się wycofała, a ich grupa, licząca teraz czternaście osób,zasiadła do stołu, z Royce'em u szczytu i St.Ivesem naprzeciw niego.Royceposadził Emily po swojej prawej.Nieco jej ulżyło, kiedy Gareth zajął miejsce459obok niej.Od niego, Jacka i Tristana usłyszała dostatecznie dużo, by sięspodziewać, że Wolverstone jej zaimponuje, lecz rzeczywistość znaczącoprzerosła jej wyobrażenia.Półmiski krążyły wokół stołu.Emily namawiano, żeby spróbowała tegoczy owego, później jednak uwaga wszystkich skupiła się na talerzach.Przezjakieś dwie minuty panowała cisza.Wreszcie Gareth spojrzał na siedzącegonaprzeciw Delborougha.– Słyszeliśmy, że poświęciłeś swój list [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Tak naprawdę zatoczą koło i, podobnie jak poprzedniego dnia, zajmąpozycję na tyłach śledzącej pojazd grupy członków kultu.Emily siedziała już w powozie, skulona pod stosem koców.W mroźnympowietrzu z ust Garetha unosiły się obłoczki pary, kiedy spoglądając naBistera na dachu oraz Mooktu i Mullinsa na koźle, powiedział:– Bądźcie gotowi.Dzisiaj, gdzieś po drodze, uderzą.Wyraz, jaki odmalował się na trzech zwróconych ku niemu twarzach,odzwierciedlał jego własne uczucia: „Nareszcie!".456Gareth wspiął się do powozu, zamknął drzwi i ruszyli.Bez pośpiechuwytoczyli się z miasta, kierując się na północ, drogą do Sudbury i Bury St.Edmunds.Kiedy ostatnie domy zostały za nimi, Mullins trzasnął lejcami ikonie wydłużyły krok.Ściskając oburącz dłoń Emily, Gareth spoglądał na przesuwające się zaoknem monotonne zimowe pola i czekał.Nadal czekał, podobnie jak i pozostali, kiedy powóz wtoczył się doSudbury.Gareth rozpoznawał tę taktykę, jakże często stosowaną przezprzywódców kultu – kazać zwierzynie czekać, czekać i czekać, a gdywreszcie, w sposób nieunikniony, straci czujność, zaatakować znienacka –lecz mimo to dawała mu się ona we znaki.„Kiedy?", to pytanie zaprzątałomyśli wszystkich.Gdy przejechali przez most nad rzeką Stour, Mullins wstrzymał konie naplacu targowym, żeby spytać o drogę, po czym ruszył dalej i wkrótce skręciłna dziedziniec gospody Pod Kotwicą.Gareth stanął na bruku, omiótł spojrzeniem przybytek, do któregoskierował ich Wolverstone, i poczuł, że gwałtownie narasta w nimTL Rwyczekiwanie.Gospoda była tak stara, że stanowiła zlepek rozmaitychwznoszonych przez wieki dobudówek, z wieloma skrzydłami i licznymiwejściami – zdawała się wręcz stworzona dla osób chcących dyskretniewślizgnąć się do środka.Zostawił Mooktu, Bistera i Mullinsa, żeby pilnowali powozu izorganizowali wymianę koni, a sam wraz z Emily skierował się ku frontowymdrzwiom.W środku natychmiast pojawił się przed nimi właściciel.– Major Hamilton? – spytał i rozpromienił się, kiedy Gareth przytaknął.– Proszę, tędy.Są państwo oczekiwani.457Raźno podążyli za nim wąskim korytarzem.Mężczyzna zatrzymał się,zapukał, po czym otworzył drewniane drzwi, wnosząc z ich masywności.pochodzące jeszcze z czasów elżbietańskich.Z ukłonem zaprosił oboje dośrodka.Emily weszła pierwsza, zastanawiając się, kto też ich oczekuje.Szerokorozwarła oczy ze zdumienia, kiedy poznała odpowiedź.W pokoju tłoczyli się postawni dżentelmeni, a nie chodziło o bylesalonik, lecz o jedno z głównych pomieszczeń reprezentacyjnych gospody.Szybko policzyła: było ich dziesięciu, przy czym, sądząc z wyglądu, wszyscysłużyli niegdyś w Gwardii.Wszelako to mężczyzna pośrodku owej grupy, ten,naprzeciw którego dziwnym trafem się znalazła, w pełni przykuł jej uwagę.Miał ciemne włosy, lecz wielu innych także.Nie był również najwyższyspośród obecnych.A jednak nie ulegało wątpliwości, że jest w tym gronienajpotężniejszy.Twarz miał surową, o wyrazistych rysach, niemniej wargi wygięły musię w uśmiechu, kiedy Emily dygnęła odruchowo.– Jestem Wolverstone.Panno Ensworth, miło mi panią poznać.–TL RUkłonił się nad jej dłonią.– Jak rozumiem, odegrała pani kluczową rolę wdostarczeniu listu Czarnej Kobry obecnemu tu Delboroughowi.Emily zerknęła na mężczyznę u boku słynnego Wolverstone'a irozpromieniła się.– Pułkowniku Delborough, z radością znów pana widzę.– A ja panią, panno Ensworth.– Delborough się pokłonił.Gdy sięwyprostował, spojrzał za Emily i twarz mu się rozjaśniła.– Gareth!Emily odsunęła się na bok, autentycznie szczęśliwa, że może sięprzyglądać, jak Gareth i Delborough podają sobie ręce, a potem obejmują sięserdecznie.458– Logan i Rafe? – spytał Gareth, cofając się o krok.– Logan zszedł naląd w Plymouth i zmierza w tym kierunku.Powinien dotrzeć tu jutro.Rafe.–Delborough się skrzywił.– Nie mamy o nim wieści, ale znasz Rafe'a.Całkiemmożliwe, że pojawi się na progu Wolverstone'a niezapowiedziany, zuśmiechem przepraszając za to, że niechcący ominął wszystkie punkty, wktórych miał się zameldować.– Byleby się przedarł.– Gareth wyciągnął rękę do Wolverstone'a.– Todla mnie zaszczyt poznać pana, wasza łaskawość.Wolverstone z uśmiechem uścisnął jego dłoń.– W tym towarzystwie po prostu Royce.Pomijając inne kwestie, niejestem w tym gronie jedyną „łaskawością".– Uniesieniem brwi wskazałmężczyznę po swojej prawej.– Diabeł! – Gareth uścisnął dłoń rzeczonego dżentelmena, poklepali siępo plecach.Później przypomniał sobie, że powinien przedstawić Emily.–Diabeł Cynster, książę St.Ives.Tym sposobem Emily rozpoczęła rundę prezentacji.Gareth zentuzjazmem odnowił znajomość z hordą Cynsterów oraz hrabią imieniemTL RGyles, zaś Delborough przedstawił ich oboje dwóm nieznanym wcześniejGarethowi mężczyznom, którzy okazali się dawnymi kolegami Jacka iTristana, a zarazem, podobnie jak ci dwaj, byłymi szpiegami Dalziela, czyliRoyce'a.Wirowało jej już w głowie, kiedy do pokoju wmaszerował właścicielgospody z kompanią niosących półmiski pomocników.Tuż za nimi weszliJack i Tristan; zgotowano im entuzjastyczne powitanie.Obsługa się wycofała, a ich grupa, licząca teraz czternaście osób,zasiadła do stołu, z Royce'em u szczytu i St.Ivesem naprzeciw niego.Royceposadził Emily po swojej prawej.Nieco jej ulżyło, kiedy Gareth zajął miejsce459obok niej.Od niego, Jacka i Tristana usłyszała dostatecznie dużo, by sięspodziewać, że Wolverstone jej zaimponuje, lecz rzeczywistość znaczącoprzerosła jej wyobrażenia.Półmiski krążyły wokół stołu.Emily namawiano, żeby spróbowała tegoczy owego, później jednak uwaga wszystkich skupiła się na talerzach.Przezjakieś dwie minuty panowała cisza.Wreszcie Gareth spojrzał na siedzącegonaprzeciw Delborougha.– Słyszeliśmy, że poświęciłeś swój list [ Pobierz całość w formacie PDF ]