[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co? Co to wszystko ma znaczyć?Mało mu oczy nie wyszły z orbit.To straszne, ale jest cholerykiem.Tamtego dnia Alex, chcąc go uspokoić, wyciągnęła rękę i powoli pogłaskałapo głowie, zahaczyła jednak pierścionkiem o jego włosy i zbyt szybko cof-nęła dłoń, a wtedy on krzyknął i przyłożył jej w twarz, tak po prostu, przywszystkich.Jest naprawdę okropnie porywczy.Dla niego zniknięcie Alex.Ucieszy się, że ma wreszcie spokój.Upłynądobre dwa, trzy tygodnie, nim zacznie się zastanawiać, co się z nią dzieje.Pomyślała też o matce.Rzadko z sobą rozmawiały, potrafiły przez całymiesiąc do siebie nie dzwonić.I to nie matka zadzwoniłaby pierwsza.A ojciec.Pewnie to właśnie w takich chwilach dobrze jest mieć ojca.Wyobrażać sobie, że przybędzie z pomocą, wierzyć w to, liczyć na to - takamyśl musi być pociechą, musi też przyprawiać o rozpacz; lecz Alex nie mapojęcia, jak to jest mieć ojca.Zwykle się nad tym nie zastanawia.Ale takie refleksje nachodziły ją w pierwszych dniach uwięzienia, bo te-raz nie byłaby w stanie wyartykułować nawet dwóch, trzech składnych myśliz rzędu, umysł jej kompletnie wysiadł, potrafi tylko rejestrować cierpieniaciała.Wcześniej pomyślała też o pracy.Kiedy mężczyzna ją porwał, skończyławłaśnie tymczasowe zastępstwo.Zamierzała uporządkować różne bieżącesprawy, z domem, z własnym życiem.Ma trochę odłożonych pieniędzy, zpowodzeniem wystarczyłoby jej na dwa, trzy miesiące egzystencji, potrzebyma niewielkie i dlatego nie szukała nowego zajęcia.Nie zgłosi się nikt, by onią zapytać.Czasami, kiedy pracuje, dzwonią do niej' koledzy, ale teraz niema żadnych.Nie ma też męża ani narzeczonego, ani chłopaka.Mogą minąć długie miesiące, Alex może z wyczerpania i w obłędzie paśćtu trupem, zanim kogoś zastanowi, co się z nią dzieje.Nawet gdyby nadal zachowała pełnię władz umysłowych, nie wiedzia-łaby, jakie zadawać sobie pytania.Ile dni upłynie, nim umrze? Jak wyglądająmęki agonii? W jaki sposób rozkładają się zwłoki wiszące w powietrzu?Tymczasem facet czeka na moją śmierć, sam powiedział: Chcę patrzeć,jak zdychasz.I tak właśnie się dzieje.Nagle Alex otworzyła oczy na całą szerokość.Obsesyjne dlaczego pę-kło jak bańka mydlana.Podświadomie, bezwiednie nurtujące ją pytanie dlaczego w końcu, nie wiedzieć kiedy, niczym jakiś uparty obrzydliwychwast wykiełkowało.Ni stąd, ni zowąd w jej skołatanym umyśle cośzaskoczyło.Jakby nastąpiło wyładowanie elektryczne.Nieważne, teraz już wie.To ojciec Pascala Trarieux.Ojciec i syn są niezbyt do siebie podobni, właściwie ani trochę, są takróżni, jakby się nawet nie znali.No, może trochę z nosa, powinna była towcześniej zauważyć.Tak, to on, na pewno, i dla Alex jest to bardzo złanowina, bo teraz już wie, że mówił prawdę.%7łe przywiózł ją tu po to, żebyumarła.Chce zobaczyć ją martwą.Dotąd broniła się przed mysią, że rzeczywiście o to mu chodzi.Teraz tapewność, równie niezbita i klarowna jak w momencie, gdy znienackazaświtała jej w głowie, coraz bardziej w niej narasta, zamykając wszystkiedrzwi, tłumiąc ostatnie, znikome iskierki nadziei.- A, dobrze.Kompletnie spanikowana nie usłyszała, kiedy nadszedł.Wykręca szyję,próbując go zobaczyć, ale w tym momencie skrzynia zaczyna lekko siękołysać i obracać wokół własnej osi i wkrótce mężczyzna pojawia się w polujej widzenia.Stoi pod ścianą, zajęty opuszczaniem klatki.Kiedy obniża ją nawystarczającą wysokość, blokuje linę i podchodzi bliżej.Alex marszczybrwi, ponieważ mężczyzna zachowuje się inaczej niż zwykle.Patrzy nie tylena Alex, ile wskroś niej; stąpa powoli, jakby bał się, że nastąpi na minę.Teraz, kiedy jest bliżej, Alex faktycznie dostrzega w nim pewne podobień-stwo do syna.Ta sama zacięta twarz.W odległości dwóch metrów od klatki przystanął.Alex widzi, że wyj-muje komórkę, i jednocześnie słyszy jakieś szelesty nad swoją głową.Pró-buje zmienić pozycję, ale nie jest w stanie, tysiąc razy już próbowała, toabsolutnie niewykonalne.Czuje się naprawdę strasznie.Mężczyzna trzyma w wyciągniętej ręce komórkę, uśmiecha się, Alex jużwcześniej widziała u niego ten grymas, niewróżący nic dobrego.Znowusłyszy szelesty nad głową, a potem trzask aparatu.Mężczyzna kiwa głową,jakby na coś, nie wiadomo na co przyzwalając, po czym odchodzi w róg salii z powrotem winduje klatkę w górę.W tym momencie spojrzenie Alex przyciąga znajdujący się tuż obok niejkoszyk z krokietami.Koszyk jakoś dziwnie się kołysze, podryguje, jakby byłżywy.I nagle do Alex dociera cała prawda.To nie są krokiety dla psów czy dlakotów.Prawda dociera do niej w chwili, kiedy dostrzega wyłaniający się z ko-szyka łeb wielkiego szczura.Kiedy w zasięgu jej wzroku chyżo przemykająpo wieku klatki dwa inne ciemne kształty z szelestem, który przed chwilą jużsłyszała.Oba kształty zatrzymują się i wsuwają łby w szczeliny międzydeskami, tuż nad jej głową.Dwa szczury, jeszcze większe niż ten pierwszy, oczarnych błyszczących ślepiach.Alex nie może się pohamować, ile sił w płucach wrzeszczy przerazliwie.Bo to jest powód, dla którego mężczyzna zostawia krokiety.Nie po to,żeby Alex miała co jeść.Po to, żeby zwabić szczury.To nie on ją zabije.Uśmierca ją szczury.12Dawny szpital dzienny przy Porte de Clichy.Wielki kompleks zdziewiętnastego wieku, zewsząd otoczony murem, archaiczny i zdewasto-wany, którego funkcje przejął uniwersytecki ośrodek medyczny po przeciw-nej stronie dzielnicy.Ten budynek od dwóch lat stoi pusty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Co? Co to wszystko ma znaczyć?Mało mu oczy nie wyszły z orbit.To straszne, ale jest cholerykiem.Tamtego dnia Alex, chcąc go uspokoić, wyciągnęła rękę i powoli pogłaskałapo głowie, zahaczyła jednak pierścionkiem o jego włosy i zbyt szybko cof-nęła dłoń, a wtedy on krzyknął i przyłożył jej w twarz, tak po prostu, przywszystkich.Jest naprawdę okropnie porywczy.Dla niego zniknięcie Alex.Ucieszy się, że ma wreszcie spokój.Upłynądobre dwa, trzy tygodnie, nim zacznie się zastanawiać, co się z nią dzieje.Pomyślała też o matce.Rzadko z sobą rozmawiały, potrafiły przez całymiesiąc do siebie nie dzwonić.I to nie matka zadzwoniłaby pierwsza.A ojciec.Pewnie to właśnie w takich chwilach dobrze jest mieć ojca.Wyobrażać sobie, że przybędzie z pomocą, wierzyć w to, liczyć na to - takamyśl musi być pociechą, musi też przyprawiać o rozpacz; lecz Alex nie mapojęcia, jak to jest mieć ojca.Zwykle się nad tym nie zastanawia.Ale takie refleksje nachodziły ją w pierwszych dniach uwięzienia, bo te-raz nie byłaby w stanie wyartykułować nawet dwóch, trzech składnych myśliz rzędu, umysł jej kompletnie wysiadł, potrafi tylko rejestrować cierpieniaciała.Wcześniej pomyślała też o pracy.Kiedy mężczyzna ją porwał, skończyławłaśnie tymczasowe zastępstwo.Zamierzała uporządkować różne bieżącesprawy, z domem, z własnym życiem.Ma trochę odłożonych pieniędzy, zpowodzeniem wystarczyłoby jej na dwa, trzy miesiące egzystencji, potrzebyma niewielkie i dlatego nie szukała nowego zajęcia.Nie zgłosi się nikt, by onią zapytać.Czasami, kiedy pracuje, dzwonią do niej' koledzy, ale teraz niema żadnych.Nie ma też męża ani narzeczonego, ani chłopaka.Mogą minąć długie miesiące, Alex może z wyczerpania i w obłędzie paśćtu trupem, zanim kogoś zastanowi, co się z nią dzieje.Nawet gdyby nadal zachowała pełnię władz umysłowych, nie wiedzia-łaby, jakie zadawać sobie pytania.Ile dni upłynie, nim umrze? Jak wyglądająmęki agonii? W jaki sposób rozkładają się zwłoki wiszące w powietrzu?Tymczasem facet czeka na moją śmierć, sam powiedział: Chcę patrzeć,jak zdychasz.I tak właśnie się dzieje.Nagle Alex otworzyła oczy na całą szerokość.Obsesyjne dlaczego pę-kło jak bańka mydlana.Podświadomie, bezwiednie nurtujące ją pytanie dlaczego w końcu, nie wiedzieć kiedy, niczym jakiś uparty obrzydliwychwast wykiełkowało.Ni stąd, ni zowąd w jej skołatanym umyśle cośzaskoczyło.Jakby nastąpiło wyładowanie elektryczne.Nieważne, teraz już wie.To ojciec Pascala Trarieux.Ojciec i syn są niezbyt do siebie podobni, właściwie ani trochę, są takróżni, jakby się nawet nie znali.No, może trochę z nosa, powinna była towcześniej zauważyć.Tak, to on, na pewno, i dla Alex jest to bardzo złanowina, bo teraz już wie, że mówił prawdę.%7łe przywiózł ją tu po to, żebyumarła.Chce zobaczyć ją martwą.Dotąd broniła się przed mysią, że rzeczywiście o to mu chodzi.Teraz tapewność, równie niezbita i klarowna jak w momencie, gdy znienackazaświtała jej w głowie, coraz bardziej w niej narasta, zamykając wszystkiedrzwi, tłumiąc ostatnie, znikome iskierki nadziei.- A, dobrze.Kompletnie spanikowana nie usłyszała, kiedy nadszedł.Wykręca szyję,próbując go zobaczyć, ale w tym momencie skrzynia zaczyna lekko siękołysać i obracać wokół własnej osi i wkrótce mężczyzna pojawia się w polujej widzenia.Stoi pod ścianą, zajęty opuszczaniem klatki.Kiedy obniża ją nawystarczającą wysokość, blokuje linę i podchodzi bliżej.Alex marszczybrwi, ponieważ mężczyzna zachowuje się inaczej niż zwykle.Patrzy nie tylena Alex, ile wskroś niej; stąpa powoli, jakby bał się, że nastąpi na minę.Teraz, kiedy jest bliżej, Alex faktycznie dostrzega w nim pewne podobień-stwo do syna.Ta sama zacięta twarz.W odległości dwóch metrów od klatki przystanął.Alex widzi, że wyj-muje komórkę, i jednocześnie słyszy jakieś szelesty nad swoją głową.Pró-buje zmienić pozycję, ale nie jest w stanie, tysiąc razy już próbowała, toabsolutnie niewykonalne.Czuje się naprawdę strasznie.Mężczyzna trzyma w wyciągniętej ręce komórkę, uśmiecha się, Alex jużwcześniej widziała u niego ten grymas, niewróżący nic dobrego.Znowusłyszy szelesty nad głową, a potem trzask aparatu.Mężczyzna kiwa głową,jakby na coś, nie wiadomo na co przyzwalając, po czym odchodzi w róg salii z powrotem winduje klatkę w górę.W tym momencie spojrzenie Alex przyciąga znajdujący się tuż obok niejkoszyk z krokietami.Koszyk jakoś dziwnie się kołysze, podryguje, jakby byłżywy.I nagle do Alex dociera cała prawda.To nie są krokiety dla psów czy dlakotów.Prawda dociera do niej w chwili, kiedy dostrzega wyłaniający się z ko-szyka łeb wielkiego szczura.Kiedy w zasięgu jej wzroku chyżo przemykająpo wieku klatki dwa inne ciemne kształty z szelestem, który przed chwilą jużsłyszała.Oba kształty zatrzymują się i wsuwają łby w szczeliny międzydeskami, tuż nad jej głową.Dwa szczury, jeszcze większe niż ten pierwszy, oczarnych błyszczących ślepiach.Alex nie może się pohamować, ile sił w płucach wrzeszczy przerazliwie.Bo to jest powód, dla którego mężczyzna zostawia krokiety.Nie po to,żeby Alex miała co jeść.Po to, żeby zwabić szczury.To nie on ją zabije.Uśmierca ją szczury.12Dawny szpital dzienny przy Porte de Clichy.Wielki kompleks zdziewiętnastego wieku, zewsząd otoczony murem, archaiczny i zdewasto-wany, którego funkcje przejął uniwersytecki ośrodek medyczny po przeciw-nej stronie dzielnicy.Ten budynek od dwóch lat stoi pusty [ Pobierz całość w formacie PDF ]