[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie zostaniesz?  nalegał Antoine. Nie, wrócę do siebie.Jestem zmęczona. Warto było pracować w niedzielę? Podreperowałam trochę miesięczne obroty.Teraz będę mogła wziąć kilka wolnychdni. Jedziesz na urlop? Wyjeżdżam na weekend. Gdzie? Nie wiem jeszcze, to niespodzianka. Mężczyzna od listów? Tak, dobrze to ująłeś.Mężczyzna od listów.Jadę do niego do Paryża, a potem on za-biera mnie w pewne miejsce. I jeszcze nie wiesz dokąd?  Antoine dopominał się odpowiedzi. Gdybym wiedziała, nie byłoby niespodzianki.RL  Opowiesz mi po powrocie? Możliwe.Nagle zrobiłeś się bardzo wścibski. Wybacz niedyskrecję  odpowiedział Antoine. W końcu co mnie to wszystko ob-chodzi? Co prawda od sześciu miesięcy gram Cyrano i piszę w twoim imieniu listy miłosne, aleto jeszcze nie upoważnia mnie do wypytywania o dobre wiadomości!.Nie pytaj, Antoine.Ipamiętaj, że kiedy wyjeżdżam z nim na weekend, skorzystaj z mojej nieobecności, żeby napeł-nić pióro, bo kiedy wrócę i nagle zatęsknię lub zrobi mi się smutno, będę ci bardzo wdzięczna,jeśli zechcesz wziąć je do ręki i spłodzić dla mnie kolejny list, dzięki któremu on jeszcze bar-dziej się zakocha.Oczywiście po to, aby znowu zaprosić mnie na weekend, o którym nie pisnęci ani słowa!Sophie patrzyła na niego z założonymi na piersiach rękami. Skończyłeś już?  spytała.Nie odpowiedział.Wpatrywał się w czubki butów z wyrazem twarzy, który kropka wkropkę przypominał minę jego syna.Sophie z trudem powstrzymała się od śmiechu.Pocało-wała go w czoło i zniknęła.Nad Westbourne Grove nadciągała noc.Młoda kobieta ubrana w za duży płaszcz przy-siadła na ławce na przystanku autobusowym. Zimno panu?  spytała. Nie, wszystko w porządku  odpowiedział Mathias. Wygląda pan, jakby był pan nie w sosie. Bywają takie niedziele. Znałam ich aż nadto  powiedziała dziewczyna, wstając z ławki. Dobrej nocy  powiedział Mathias. Dobrej nocy  odpowiedziała.Pożegnał ją skinieniem głowy.Odwzajemniła gest i wsiadła do autobusu, który właśniezatrzymał się na przystanku.Mathias odprowadził ją wzrokiem, usiłując sobie przypomnieć,gdzie też mógł ją wcześniej spotkać.Dzieci były tak wyczerpane popołudniem spędzonym w parku, że zasnęły na kanapie.Antoine zaniósł je do łóżek i wrócił do salonu, by nacieszyć się chwilą spokoju.W salaterce,której używali jako pojemnika do przechowywania rzeczy, zauważył portfel, którego Mathiaszapomniał, wychodząc z domu.Otworzył go i powolutku pociągnął wystający róg zdjęcia.NaRL zniszczonej przez czas fotografii uśmiechnięta Valentine trzymała ręce na zaokrąglonymbrzuszku.Antoine odłożył zdjęcie  świadectwo innej epoki  na miejsce.Yvonne weszła pod prysznic i odkręciła kran.Woda popłynęła po jej ciele.Antoine ura-tował ją dzisiaj.Chwilami zastanawiała się, co by bez niego zrobiła.Przypomniała sobie łoso-sie gotowane na parze w zmywarce.Nagły atak kaszlu zakończył wybuch niepohamowanegośmiechu.Wyczerpana, lecz w dobrym humorze, zakręciła kran, narzuciła nocną koszulę i we-mknęła się do łóżka.W głębi korytarza usłyszała zamykanie drzwi.To dziewczyna, której wy-najęła pokój, wróciła właśnie do domu.Yvonne niewiele o niej wiedziała, ale miała w zwycza-ju ufać swojej intuicji.Ta mała potrzebowała tylko niewielkiej pomocy, żeby wyjść na prostą.Poza tym Yvonne nie była tak zupełnie bezinteresowna.Obecność dziewczyny była dla niejzbawienna.Od czasu gdy John przeszedł na emeryturę, coraz częściej doskwierała jej sa-motność.Enya zdjęła płaszcz i wyciągnęła się na łóżku.Przeliczyła znalezione w kieszeni dżinsówbanknoty.To był dobry dzień.Dzięki napiwkom w restauracji na Melbourne Grove, gdzie do-stała dodatkową pracę, będzie miała za co przeżyć najbliższy tydzień.Właściciel restauracji byłz niej zadowolony do tego stopnia, że zaproponował jej pracę także w przyszły weekend.W jej pamięci ożyły wspomnienia.Dziesięć lat temu  podczas klęski głodu, straciłarodzinę.Młoda doktor znalazła ją w obozie dla uchodzców.Pewnej nocy, z pomocą owej francuskiej lekarki, ukryła się w wyruszającej w trasę cię-żarówce.Wtedy właśnie zaczęła się jej wielka ucieczka z południa, która po wielu miesiącachdoprowadziła ją na północ.Towarzysze podróży nie byli towarzyszami nieszczęścia, lecz na-dziei na lepsze czasy, na odkrycie pewnego dnia tego, czym jest dostatek.Z Tangeru wyruszyła przez morze na drugi brzeg.Inny kraj, inne doliny, Pireneje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl