[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jesteś dobrą pisarką, Cassandro, ale niedajesz sobie rady z fikcją.Musiała przełknąć ślinę, żeby się nie rozpłakać.Co za żenada.Skończyła pięćdziesiątlat, a ojciec wciąż potrafi ją zawstydzić i doprowadzić do łez.Miała ochotę obrazić się jakdziecko i uciec.Ale moje pisanie było wystarczająco dobre, żeby kupić ci mieszkanie wBroadmeade.Oczywiście, to ty jesteś specjalistą od fikcji, jako cudzołożnik.Prawda, nieumiałam wymyślić nic lepszego niż te historyjki, które opowiadałeś mamie.Ale zapytała znienacka: Czy Annie czuła się zle przez to, że rozbiła naszą rodzinę? To jedno chciałabymwiedzieć. Interesująca zmiana tematu.Nie lubię, kiedy ktoś mówi o rozbijaniu rodzin izwiązków.To nie wazony, tylko dynamiczne organizmy.Rosną, zmieniają się, adaptują.Wyobraz sobie zastosowanie teorii Darwina do związków: ich ewolucja i zmiany służyłybynaszemu przetrwaniu. No tak, ale żywe organizmy, przynajmniej kręgowce, mają w sobie takie części,które można złamać. Kości.Nie serce.Serce się nie łamie.Zaczyna bić nierówno, staje, tworzą się na nimzłogi tłuszczowe. Co za poetyczny obraz. Roześmiał się, a Cassandra z nim.Nie chciała naciskać, po tylu latach domagać sięemocjonalnego zadośćuczynienia.Nie miała do tego serca  w sensie dosłownym czymetaforycznym, wszystko jedno.Ale niewykluczone, że zapyta go o to na spotkaniu wGordon School przed pięciusetosobową widownią.Może obecność świadków skłoni go, żebywreszcie odpowiedział.Cassandra ruszała w drogę do Delaware, gdy zadzwonił telefon.Zobaczyła nawyświetlaczu imię matki, przez chwilę myślała, żeby nie odbierać, poczuła się winna, że takpomyślała, i wcisnęła klawisz na moment przed włączeniem się poczty. Co do naszej kolacji. zaczęła matka.Czyżby umówiła się z rodzicami na ten sam wieczór? Jak to możliwe? Och, mamo, miałam właśnie dzwonić.Wypadła mi pilna sprawa, muszę to odwołać. W porządku. Ale najwyrazniej wcale nie było w porządku. Chodzi o książkę.Znalazłam Callie.Umówiłam się z nią na spotkanie. Nie znosiłakłamać, ale to łatwiejsze niż przyznać, że jedzie taki kawał drogi, żeby stanąć oko w oko zCallie.na jej progu. Oczywiście.Powinnaś nawet wyruszyć wcześniej, ale przecież musiałaś zjeśćśniadanie z ojcem.Właśnie dzwonił. Naprawdę? Powiedział, że wyglądasz  cienko. Siedziałam do pózna, to wszystko.Raczej nie schudłam. Może jednak tak.Odspotkania z Regiem biegała na nieustannym haju, jakby nałykała się amfetaminy, i w ogólezapomniała o jedzeniu.A miejsce, które ojciec wybrał, w teorii interesujące, w praktyceokazało się wyzwaniem.%7łart o korzonkach i jajkach był niezbyt odległy od prawdy.Takzwany lokalny ser smakował obrzydliwie. Możemy się spotkać jutro, mamo? Jutro jest niedziela.Nienawidzę wychodzić w niedzielę, wszędzie tylko te brancze ibrancze, nigdzie nie dostaniesz zwykłej kanapki.Nie mówię, że mam ochotę na kanapkę, totylko przykład.Cassandra nie chciała jej przerywać, ale nie widziała innej opcji. W takim razie kolacja. Ale ty jesz tak pózno.Cassandra zwykle siadała do kolacji o siódmej albo siódmej trzydzieści, nie pózniejniż o ósmej.  Kolacja  powtórzyła, żeby postanowienie nabrało mocy. W jakimś nowymmiejscu.Możemy się wybrać koło szóstej. Chyba nie znam żadnych nowych miejsc. Zrobię rozeznanie, mamo, i zadzwonię do ciebie z planem.W sobotnie popołudnie na drodze do Bridgeville tłoczyli się miłośnicy wypoczynku naplaży.Mimo to Cassandrze udało się utrzymać niezłe tempo  nawet na długim odcinkudwupasmowej drogi 404  i dojechała na miejsce w niecałe dwie godziny.Niepotrzebniewybrała objazd i musiała zawrócić przez środek miasteczka, jednego z tych, których mottobrzmi:  Gdybyś tu mieszkał, już byłbyś w domu.Czy to tautologia? Domy wzdłuż głównejulicy wyglądały dość przyjemnie, a nawet zachęcająco.Cassandra zastanowiła się, czymogłaby żyć w takim miejscu, i natychmiast zdecydowała: nie, nigdy.Sąsiedzi wszystko by oniej wiedzieli.Prawdę mówiąc, adres Callie zdobyła nie przez wydział komunikacji, a dziękistaremu znajomemu Teeny, gliniarzowi, który mieszkał w tej okolicy.Wystarczyło, że Teenazadzwoniła i zagadnęła o Callie Jenkins. Ach, tak, taka wysoka  powiedział. Trzyma się z dala od innych, jezdzi brązowymchevroletem berettą.Mieszka na Walnut Street.Jej matka chyba jest w domu opieki wDenton.Cassandra musiała tylko znalezć ulicę i rozejrzeć się za samochodem.Stał na podjezdzie.Zwykły dom, niczym się nie wyróżniał  nie był, jak budynki przygłównej ulicy, utrzymany w uroczym stylu wiktoriańskim.Parterowy, z białym sidingiem izielonymi okiennicami.Cassandra objechała kwartał ulic, raz i drugi.Objechałaby i trzeci raz,ale bała się podejrzliwych spojrzeń sąsiadów.Zmusiła się, żeby zaparkować, alepotrzebowała jeszcze pięciu minut, zanim mogła wysiąść i podejść do drzwi.Zapukała.Cisza.Poczuła niemal ulgę: świetnie, może wracać do domu.I wtedyusłyszała powolne, lekkie kroki.Ktoś wcale się nie śpieszył, żeby zobaczyć, co toniezapowiedziany gość w sobotnie popołudnie. Tak?  zapytała kobieta, zerkając na Cassandrę przez siatkowe drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl