[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy Jan cicho i bojazliwie wsunął się do salonu z Doroszeńką, uważał Leon, żenań rzuciła wejrzenie długie, zagniewane i badające, którego Bronicz niepostrzegł: ścigała go potem oczyma, zaczepiła kilka razy pytaniem i nie dała musię ukryć za drugiemi, wciąż wyciągając na odpowiedzi.Ale młody chłopak, zamiast przykładem tłumu przypaść na kolana przedzepsutą istotą, zimno, krótko i lekko zbył ją, nie troszcząc się wcale o te łaskę,tak dla drugich cenną i pożądaną.Leon, śledzący ruch każdy, widział znów jak twarz jej zarumieniła sięprzelotnym krwi nabiegiem, jak wstrzęsła się widząc prawie lekceważoną, izamiast podwoić gniewu, złagodniała dziwnie, strojąc w uśmiech ofiary i wyrazboleści.Ten zwrót nowy uszedł oczu Bronicza, który tem właśnie ją zabijał, że wcale nanią nie zważał, i nie chybiając przesadzał poszanowanie, aby się nazbyt niezbliżyć.Grzeczność jego była prawie impertynencyą, posłuszeństwo rozkazom,tak chłodną formą jakąś, jakby najmniejszej przyjemności nie rodziło służyćhrabinie.W tym tłumie, jaki teraz napełniał salon Borowski, łatwo było się zbliżyć, i paniBulska dobrała chwilę, pod jakimś pozorem podszedłszy do Jana. Pan mnie unikasz widocznie! szepnęła cicho nie zdaje mi się żebym nato zasłużyła? Ja pani? dziwię się.że pani tak sobie moje pełne uszanowania postępowaniewytłómaczyć mogła. Ja nie lubię uszanowania, żądam współczucia. odezwała się kobieta żywo bądz pan śmielszy i poufalszy, inaczej posądzę go o złą wolę.o niechęć? Ale zkądże być może niechęć rzekł zimno Bronicz gdzie nie mastosunku? Pańskie oczy, ruch, mówią mi żeś niechętny. Nie uchybiłem pani, a. No, dokończ - że śmiało.a? A więcej pani po mnie wymagać nie masz prawa rzekł zbierając się naśmiałość młody chłopiec.Bulska spojrzała nań piorunującemi oczy.i rozśmiała się z politowaniem. A! to zabawne! Wieśniak jestem rzekł Jan proszę mi darować.Hrabina odeszła, ale w chwilę potem wróciła do niego. Uczucia nasze odezwała się mimo przechodząc najczęściej trafiają naniewdzięcznych. Pan byłeś w Romaszówce wczoraj spytała zwracając rozmowę. Byłem pani. I jak się panu wydała panna Konstancja? Jak zawsze pani, przedziwnie piękną! Doprawdy?.muszę ją poznać.Odeszła znowu z Sir Dawidem w drugi koniec sali, ale Bronicz próżno się kryłprzed nią, umiała go znalezć oczyma i spotkać słowem tak zręcznie rzuconemi,że niby nic nie znaczące, a pełne było zagadek i wymówki. Co to jej jest? mruczał Zbrzeski, poprawując kołnierzyków już tedy iBronicz jej potrzebny.ba! kto wie, może i na mnie kolej przyjdzie. Winszuję zawołał Doroszeńko, przechodząc mimo Jana, który stałzaczerwieniony jakiemś uczuciem, z którego sobie sprawy zdać jeszcze niemógł już i naszej hrabini głowę zawracasz! Ale pilnuj-że się, żeby cię wLeona nie obróciła! O to się nie lękaj. zimno odparł młody chłopiec nic mi nie zrobi.Biedny kanonik, od niejakiego czasu zamyślony i smutny, na nic nie uważał i wkrześle na uboczu siedząc, dumał, rychło-li ci najezdnicy Borowę opuszczą: zkolei to się dziwił pani Bulskiej, to nad nią litował.Tego dnia, niepojęta pokusa przysiadła się do niego zaraz po obiedzie zwidoczną chęcią rozmowy. Powiedz mi księże kanoniku spytała dlaczego życie tak ciężkie inudne? Ja go tak nie znajduję rzekł ksiądz. takiem je ma, kto je sobie uczynił. Cóż począć, żeby nie było brzemieniem?. Modlić się i pracować. A kogo ani modlitwa, ani praca nie leczy? Chyba ich nie próbował. A kto ani pracować, ani modlić się nie umie? Niech się nudzi rzekł kanonik czy to pani mówisz o sobie? spytał pochwili. Aatwo się domyśleć, wszystkiego w życiu kosztowałam i zmęczyło, znudziłomnie już wszystko. Dlatego, żeś pani próbowała do zbytku.to stan duszy znajomy i chorobapospolita!! Spytaj pani, czemu my tu wieśniacy naszym jednostajnym żywotem,ani się męczymy, ani nudziemy? A! wy! to co innego! zawołała hrabina naprzód ty księże kanonikujesteś święty. Tfu! bez tych pochlebstw, moja pani! A drudzy.a! nie powiem już. Więc radzisz dorzuciła po chwili namysłu, ot tak stać się jednym z was? Biedna duszo grzeszna! westchnął spoglądając na nią z powagą kapłanaksiądz Ginwiłł o! jakżeby ci było zbawiennem stać się w istocie jedną z tychistot pokornych i cichych, z jakich się tu składa kółko nasze.%7łyłaś dotądpopisem piękności, oklaskami, hołdami, próżnością, rozumem i dowcipemwłasnym, ale cóż po tem wszystkiem, gdy to ani drugim, nie tobie nie dajeszczęścia ni pokoju! Wyrzecz się świata i marności jego, upokorz duchem,zapłacz choć raz, zabolej, a staniesz się inną!Bulska zamyśliła się, zdawała poważną i szczerą., ale z dala półuśmiech baronaHerdera, który patrzał na jej konferencyą z proboszczem, wywołał natychmiastuśmieszek na usta i wstała mówiąc o czem innem.Rozchodzono się po obiedzie, gdy w sieni dognała Bronicza i kazała mu doswego pokoju wejść za sobą; nie było środka wyłamania się, musiał byćposłusznym.Wbiegła do mieszkaniu tego, rozkosznie urządzonego na wytworny salonik, irzucając się na kanapę jakby znużona, ręką przyciskając czoło, wskazała Janowisiedzenie naprzeciw siebie; stanął tylko za krzesłem oczekując rozkazów, jakbyoznajmywał, że długo tu nie zechce pozostać. Siadaj pan zawołała rozkazująco czego się pan śpieszysz? Oczekuje co pani mi poleci. Ja pana spytać tylko chciałam, co masz przeciwko mnie? odparła żywo. Ale cóżbym mieć mógł! Nieprawda! ja się panu dziwaczną, śmieszną, może gorzej jeszcze wydaję?. Nie mam prawa sądzić nikogo. Pan mi się wymykasz, jam przywykła do posłuszeństwa. A ja do niepodległości odparł uśmiechając się Jan. To prawie niegrzeczność odezwała się z wymuszonym także uśmiechem. Widzi pani co się zyskuje w towarzystwie takich jak ja wieśniaków! Westchnęła i zmierzyła go oczyma, któreby zmieszać go mogły, gdyby niebył zbrojny w uczucie grozy i oburzenia, jakie w nim ta kobieta wzbudzała. No więc jakże, zawsze będziemy nieprzyjaciółmi? A! pani, ja nie mam nieprzyjaciół i niczyim nie jestem. A moim? Byłaby to niesprawiedliwość. Sądziłam, że potrafisz być szczerszym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Gdy Jan cicho i bojazliwie wsunął się do salonu z Doroszeńką, uważał Leon, żenań rzuciła wejrzenie długie, zagniewane i badające, którego Bronicz niepostrzegł: ścigała go potem oczyma, zaczepiła kilka razy pytaniem i nie dała musię ukryć za drugiemi, wciąż wyciągając na odpowiedzi.Ale młody chłopak, zamiast przykładem tłumu przypaść na kolana przedzepsutą istotą, zimno, krótko i lekko zbył ją, nie troszcząc się wcale o te łaskę,tak dla drugich cenną i pożądaną.Leon, śledzący ruch każdy, widział znów jak twarz jej zarumieniła sięprzelotnym krwi nabiegiem, jak wstrzęsła się widząc prawie lekceważoną, izamiast podwoić gniewu, złagodniała dziwnie, strojąc w uśmiech ofiary i wyrazboleści.Ten zwrót nowy uszedł oczu Bronicza, który tem właśnie ją zabijał, że wcale nanią nie zważał, i nie chybiając przesadzał poszanowanie, aby się nazbyt niezbliżyć.Grzeczność jego była prawie impertynencyą, posłuszeństwo rozkazom,tak chłodną formą jakąś, jakby najmniejszej przyjemności nie rodziło służyćhrabinie.W tym tłumie, jaki teraz napełniał salon Borowski, łatwo było się zbliżyć, i paniBulska dobrała chwilę, pod jakimś pozorem podszedłszy do Jana. Pan mnie unikasz widocznie! szepnęła cicho nie zdaje mi się żebym nato zasłużyła? Ja pani? dziwię się.że pani tak sobie moje pełne uszanowania postępowaniewytłómaczyć mogła. Ja nie lubię uszanowania, żądam współczucia. odezwała się kobieta żywo bądz pan śmielszy i poufalszy, inaczej posądzę go o złą wolę.o niechęć? Ale zkądże być może niechęć rzekł zimno Bronicz gdzie nie mastosunku? Pańskie oczy, ruch, mówią mi żeś niechętny. Nie uchybiłem pani, a. No, dokończ - że śmiało.a? A więcej pani po mnie wymagać nie masz prawa rzekł zbierając się naśmiałość młody chłopiec.Bulska spojrzała nań piorunującemi oczy.i rozśmiała się z politowaniem. A! to zabawne! Wieśniak jestem rzekł Jan proszę mi darować.Hrabina odeszła, ale w chwilę potem wróciła do niego. Uczucia nasze odezwała się mimo przechodząc najczęściej trafiają naniewdzięcznych. Pan byłeś w Romaszówce wczoraj spytała zwracając rozmowę. Byłem pani. I jak się panu wydała panna Konstancja? Jak zawsze pani, przedziwnie piękną! Doprawdy?.muszę ją poznać.Odeszła znowu z Sir Dawidem w drugi koniec sali, ale Bronicz próżno się kryłprzed nią, umiała go znalezć oczyma i spotkać słowem tak zręcznie rzuconemi,że niby nic nie znaczące, a pełne było zagadek i wymówki. Co to jej jest? mruczał Zbrzeski, poprawując kołnierzyków już tedy iBronicz jej potrzebny.ba! kto wie, może i na mnie kolej przyjdzie. Winszuję zawołał Doroszeńko, przechodząc mimo Jana, który stałzaczerwieniony jakiemś uczuciem, z którego sobie sprawy zdać jeszcze niemógł już i naszej hrabini głowę zawracasz! Ale pilnuj-że się, żeby cię wLeona nie obróciła! O to się nie lękaj. zimno odparł młody chłopiec nic mi nie zrobi.Biedny kanonik, od niejakiego czasu zamyślony i smutny, na nic nie uważał i wkrześle na uboczu siedząc, dumał, rychło-li ci najezdnicy Borowę opuszczą: zkolei to się dziwił pani Bulskiej, to nad nią litował.Tego dnia, niepojęta pokusa przysiadła się do niego zaraz po obiedzie zwidoczną chęcią rozmowy. Powiedz mi księże kanoniku spytała dlaczego życie tak ciężkie inudne? Ja go tak nie znajduję rzekł ksiądz. takiem je ma, kto je sobie uczynił. Cóż począć, żeby nie było brzemieniem?. Modlić się i pracować. A kogo ani modlitwa, ani praca nie leczy? Chyba ich nie próbował. A kto ani pracować, ani modlić się nie umie? Niech się nudzi rzekł kanonik czy to pani mówisz o sobie? spytał pochwili. Aatwo się domyśleć, wszystkiego w życiu kosztowałam i zmęczyło, znudziłomnie już wszystko. Dlatego, żeś pani próbowała do zbytku.to stan duszy znajomy i chorobapospolita!! Spytaj pani, czemu my tu wieśniacy naszym jednostajnym żywotem,ani się męczymy, ani nudziemy? A! wy! to co innego! zawołała hrabina naprzód ty księże kanonikujesteś święty. Tfu! bez tych pochlebstw, moja pani! A drudzy.a! nie powiem już. Więc radzisz dorzuciła po chwili namysłu, ot tak stać się jednym z was? Biedna duszo grzeszna! westchnął spoglądając na nią z powagą kapłanaksiądz Ginwiłł o! jakżeby ci było zbawiennem stać się w istocie jedną z tychistot pokornych i cichych, z jakich się tu składa kółko nasze.%7łyłaś dotądpopisem piękności, oklaskami, hołdami, próżnością, rozumem i dowcipemwłasnym, ale cóż po tem wszystkiem, gdy to ani drugim, nie tobie nie dajeszczęścia ni pokoju! Wyrzecz się świata i marności jego, upokorz duchem,zapłacz choć raz, zabolej, a staniesz się inną!Bulska zamyśliła się, zdawała poważną i szczerą., ale z dala półuśmiech baronaHerdera, który patrzał na jej konferencyą z proboszczem, wywołał natychmiastuśmieszek na usta i wstała mówiąc o czem innem.Rozchodzono się po obiedzie, gdy w sieni dognała Bronicza i kazała mu doswego pokoju wejść za sobą; nie było środka wyłamania się, musiał byćposłusznym.Wbiegła do mieszkaniu tego, rozkosznie urządzonego na wytworny salonik, irzucając się na kanapę jakby znużona, ręką przyciskając czoło, wskazała Janowisiedzenie naprzeciw siebie; stanął tylko za krzesłem oczekując rozkazów, jakbyoznajmywał, że długo tu nie zechce pozostać. Siadaj pan zawołała rozkazująco czego się pan śpieszysz? Oczekuje co pani mi poleci. Ja pana spytać tylko chciałam, co masz przeciwko mnie? odparła żywo. Ale cóżbym mieć mógł! Nieprawda! ja się panu dziwaczną, śmieszną, może gorzej jeszcze wydaję?. Nie mam prawa sądzić nikogo. Pan mi się wymykasz, jam przywykła do posłuszeństwa. A ja do niepodległości odparł uśmiechając się Jan. To prawie niegrzeczność odezwała się z wymuszonym także uśmiechem. Widzi pani co się zyskuje w towarzystwie takich jak ja wieśniaków! Westchnęła i zmierzyła go oczyma, któreby zmieszać go mogły, gdyby niebył zbrojny w uczucie grozy i oburzenia, jakie w nim ta kobieta wzbudzała. No więc jakże, zawsze będziemy nieprzyjaciółmi? A! pani, ja nie mam nieprzyjaciół i niczyim nie jestem. A moim? Byłaby to niesprawiedliwość. Sądziłam, że potrafisz być szczerszym [ Pobierz całość w formacie PDF ]