[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwłaszcza kiedy przejeżdżali przez którąś z wiosek usianychgęsto wzdłuż drogi Kraków Zakopane.Zwłaszcza jeśli mijali wozy kmiotków,którzy, korzystając z dnia świątecznego, dbali skwapliwie, aby monopolspirytusowy należyte zyski skarbowi przynosił, czyli jechali trochę wstawieni.Z wielkim sapaniem wydrapał się story samochód na mogilańską górę izaczął wyczyniać zawile esy floresy na dalszych zakrętach malowniczej drogi.Słońce zachodziło już prawie.Cienie drzew i słupów telegraficznych rozrosły się niepomiernie.Co chwilaspotykało auto Władkowe liczne samochody powracające z wycieczek doKrakowa.Właśnie dlatego, że było to święto Wniebowzięcia Najświętszej Panny,nie mógł Władek znalezć lepszego wehikułu.Cały sześćsettysięczny gródpodwawelski wyruszył na wycieczki w górzyste, piękne okolice, korzystając zcudownej pogody i święta.Młody Białoszyński przebiegł w myśli ostatnie wypadki:Przypomniał sobie pożegnanie z wujem w New Yorku.Pan Tomaszgodził się chętnie na małżeństwo siostrzeńca z Marysią. To ci dobrze zrobi urwisie, ustatkujesz się, ty bawidamku.Tylko wracajzaraz, bo roboty jest bardzo wiele! Otwierają się nowe pola interesów.I przywiezżemi tutaj tę twoją Marysię, niech ją uściskam serdecznie! rzekł pan Tomaszchłopcu na odjezdnym i obdarzył go sympatyczną książeczką czekową.Podróż przeszła szczęśliwie.Troska o los Marysi była teraz Władkowisilnym i skutecznym puklerzem przed nowymi pokusami, których nie brakło.15sierpnia o godzinie szesnastej wysiadł Władek w Krakowie ze samolotu ParyżPraga Kraków Lwów Moskwa.Natychmiast wziął tę nieszczęsną taksówkę, byjechać do Marysi.W gorączce podróży zagubił listy dziewczyny, a nie pamiętał niestetynowego jej adresu.Wobec tego skierował auto w stronę Przytulisk i skręcił doleśniczówki, gdzie dawniej mieszkała Marysia.Tum przecież powinni wiedzieć,gdzie się udała.I nie omylił się Władek.W leśniczówce nie zastał wprawdzie nikogo, ale tuż w pobliżu stała osadaMarcina Siekierki, którego córka Zosia była najszczerszą przyjaciółką Marysi.Tylko ona wiedziała o miłości tych dwojga młodych.Jej tylko zwierzała sięMarysia.Do tego też domku skierował Władek swe kroki.Pannę Zosię zastał zapłakaną i piszącą jakiś list pokaznych rozmiarów.Szybko zdołał się dowiedzieć, że przyczyną jej łez była troska u los przyjaciółki,od której dziś rano smutny list otrzymała. Niech pan sam przeczyła rzekła panienka, wręczając Władkowipisanie Marysine.Pospiesznie przebiegł równe linijki pisma:Zosiu Kochana Moja!Losy się przeciwko mnie sprzysięgły, odkąd Władek stąd odjechał.Najpierwprzyszła śmierć ojca ukochanego, potem kłopoty pieniężne i przykrości na mejpierwszej posadzie.Pisałam ci już o dziwnym zachowaniu się mego chlebodawcy.Początkowo nie rozumiałam znaczenia tych jego uścisków dłoni, tych spojrzeńobrzydliwych, nieustannych.Początkowo sądziłam, że ten jego pocałunek w czoło,jakim mnie od jakiegoś czasu na dobranoc obdarzał, jest tylko objawemwspółczucia dla mojej doli sierocej.Byłam mu wdzięczna za dobroć.Ale jednego razu pochwycił mnie silnie i wycałował po twarzy.Wyrwałamsię i uciekłam do swego pokoju.Przestałam się z nim żegnać wieczorami.I od tejchwili zaczęły się szykany i prześladowania.Chciałam już uciec gdziekolwiek iszukać innej posady.Aż przyszło nieszczęście!Panu Feilerowi zginęła brylantowa spinka od krawata.Cały dom przewróciłdo góry nogami, robiąc wszędzie rewizję szczegółową.Wieczorem przyszedł domego pokoju i kazał mi otworzyć kuferek.Wszystkie rzeczy poprzewracał, ale nicnie znalazł.Myślałam, to skończy się wreszcie ta upokarzająca chwila.NagleFeiler podszedł w róg pokoju.Coś błysnęło na tle maleńkiego dywanika nad moimłóżkiem.Tam tkwiła spinka brylantowa.Zocha Moja!! Ty mnie znasz dobrze i wiesz najlepiej, czy ja byłabym zdolnado takiego haniebnego czynu.Co by mi nawet z tego przyszło? A jeżeli niewierzysz, to klnę się na pamięć mych najdroższych rodziców, że jestem niewinna!.To on sam mi musiał tę spinkę podrzucić.On lub ten nieznośny jego dzieciak, Adaś.Mój chlebodawca zaczął się potem śmiać strasznie, przerazliwie, złowrogo.Nie potrafiłabym ci powtórzyć tego wszystkiego, co mi wówczas powiedział.Nakoniec zasyczał mi do ucha, że jeżeli zostanę jego kochanką, to mnie nie wydapolicji i nie pójdę do więzienia.To wszystko działo się wczoraj, to jest trzynastego.(Zawsze to liczba feralna.) Całą noc płakałam a teraz piszę do ciebie, Zosiu;poradz mi, co mam uczynić!Feiler wyjechał jeszcze w ten sam wieczór do Krakowa.Wraca piętnastegopod wieczór.Mam się do tego czasu namyślić.Powiedział, że się nie obawia, bymchciała uciekać.I ma rację.Dokąd ucieknę i po co? Policja mnie wszędzie złapie.Więc mam mu być posłuszna?.Boże!.Boże, co ja mam uczynić?.O, czemuż tunie ma Władka?.Ale po co go wspominam, kiedy on o mnie zapomniał? Jutro sąmoje imieniny.Jutro jest ten dzień przeklęty, kiedy będę musiała wybrać: więzienielub to najgorsze&Władek nie miał już cierpliwości czytać dłużej.Każda sekunda była zbytcenna.Panna Zosia była typem słowiańskim, więc mogła sobie popłakiwać nadlosem przyjaciółki, mogła układać listy sążniste.Ale Białoszyński czuł sięAmerykaninem.Należało działać.spieszyć.Musiał wrócić przez Kraków i ruszyć szosą mogilańską w góry.w stronęChabówki.A jak na złość obrzydliwy wehikuł wlókł się jak za karawanem.DlaWładka, który jezdził samolotami robiącymi 500 kilometrów na godzinę i autami,które przynajmniej połowę tej chyżości osiągały.dla Władka, który spieszył naratunek swej dziewczyny ukochanej.było to wleczenie się taksówki mękąokropną.A los widocznie go zaczął prześladować, bo tuż za Myślenicami pękładętka w tylnym kole samochodu.Flegmatyczny szofer z całym pietyzmem inamaszczeniem zabrał się do wulkanizowania pękniętej kiszki, gdyż rezerwy niemiał ze sobą.Noc zapadła.Od strony gór nadbiegały wciąż nowe auta wycieczkowców wracających zRabki i Zakopanego.Co chwila ukazywały się w dali jasne smugi wielkich lamp.Wąski a długi trójkąt światła zbliżał się i rósł, po czym rozpędzony samochódprzelatywał obok stojącego wozu i otaczał go gęstym, białym welonem kurzu.Władek chodził niecierpliwie koło unieruchomionej taksówki i starał siępsuć krew szoferowi.Nie mógł zrozumieć, jak można jezdzić bez żadnej rezerwy.Nie był w stanie pojąć, jak można marnować pół godziny drogiego czasu na łataniedętek w drodze.W Ameryce zmieniano pneumatyk w ciągu niecałej minuty.Timeis money.Ale w Polsce zawsze jeszcze miano dużo, bardzo dużowolnego czasu. Nareszcie!.Nareszcie siadł Władek z powrotem obok szofera [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Zwłaszcza kiedy przejeżdżali przez którąś z wiosek usianychgęsto wzdłuż drogi Kraków Zakopane.Zwłaszcza jeśli mijali wozy kmiotków,którzy, korzystając z dnia świątecznego, dbali skwapliwie, aby monopolspirytusowy należyte zyski skarbowi przynosił, czyli jechali trochę wstawieni.Z wielkim sapaniem wydrapał się story samochód na mogilańską górę izaczął wyczyniać zawile esy floresy na dalszych zakrętach malowniczej drogi.Słońce zachodziło już prawie.Cienie drzew i słupów telegraficznych rozrosły się niepomiernie.Co chwilaspotykało auto Władkowe liczne samochody powracające z wycieczek doKrakowa.Właśnie dlatego, że było to święto Wniebowzięcia Najświętszej Panny,nie mógł Władek znalezć lepszego wehikułu.Cały sześćsettysięczny gródpodwawelski wyruszył na wycieczki w górzyste, piękne okolice, korzystając zcudownej pogody i święta.Młody Białoszyński przebiegł w myśli ostatnie wypadki:Przypomniał sobie pożegnanie z wujem w New Yorku.Pan Tomaszgodził się chętnie na małżeństwo siostrzeńca z Marysią. To ci dobrze zrobi urwisie, ustatkujesz się, ty bawidamku.Tylko wracajzaraz, bo roboty jest bardzo wiele! Otwierają się nowe pola interesów.I przywiezżemi tutaj tę twoją Marysię, niech ją uściskam serdecznie! rzekł pan Tomaszchłopcu na odjezdnym i obdarzył go sympatyczną książeczką czekową.Podróż przeszła szczęśliwie.Troska o los Marysi była teraz Władkowisilnym i skutecznym puklerzem przed nowymi pokusami, których nie brakło.15sierpnia o godzinie szesnastej wysiadł Władek w Krakowie ze samolotu ParyżPraga Kraków Lwów Moskwa.Natychmiast wziął tę nieszczęsną taksówkę, byjechać do Marysi.W gorączce podróży zagubił listy dziewczyny, a nie pamiętał niestetynowego jej adresu.Wobec tego skierował auto w stronę Przytulisk i skręcił doleśniczówki, gdzie dawniej mieszkała Marysia.Tum przecież powinni wiedzieć,gdzie się udała.I nie omylił się Władek.W leśniczówce nie zastał wprawdzie nikogo, ale tuż w pobliżu stała osadaMarcina Siekierki, którego córka Zosia była najszczerszą przyjaciółką Marysi.Tylko ona wiedziała o miłości tych dwojga młodych.Jej tylko zwierzała sięMarysia.Do tego też domku skierował Władek swe kroki.Pannę Zosię zastał zapłakaną i piszącą jakiś list pokaznych rozmiarów.Szybko zdołał się dowiedzieć, że przyczyną jej łez była troska u los przyjaciółki,od której dziś rano smutny list otrzymała. Niech pan sam przeczyła rzekła panienka, wręczając Władkowipisanie Marysine.Pospiesznie przebiegł równe linijki pisma:Zosiu Kochana Moja!Losy się przeciwko mnie sprzysięgły, odkąd Władek stąd odjechał.Najpierwprzyszła śmierć ojca ukochanego, potem kłopoty pieniężne i przykrości na mejpierwszej posadzie.Pisałam ci już o dziwnym zachowaniu się mego chlebodawcy.Początkowo nie rozumiałam znaczenia tych jego uścisków dłoni, tych spojrzeńobrzydliwych, nieustannych.Początkowo sądziłam, że ten jego pocałunek w czoło,jakim mnie od jakiegoś czasu na dobranoc obdarzał, jest tylko objawemwspółczucia dla mojej doli sierocej.Byłam mu wdzięczna za dobroć.Ale jednego razu pochwycił mnie silnie i wycałował po twarzy.Wyrwałamsię i uciekłam do swego pokoju.Przestałam się z nim żegnać wieczorami.I od tejchwili zaczęły się szykany i prześladowania.Chciałam już uciec gdziekolwiek iszukać innej posady.Aż przyszło nieszczęście!Panu Feilerowi zginęła brylantowa spinka od krawata.Cały dom przewróciłdo góry nogami, robiąc wszędzie rewizję szczegółową.Wieczorem przyszedł domego pokoju i kazał mi otworzyć kuferek.Wszystkie rzeczy poprzewracał, ale nicnie znalazł.Myślałam, to skończy się wreszcie ta upokarzająca chwila.NagleFeiler podszedł w róg pokoju.Coś błysnęło na tle maleńkiego dywanika nad moimłóżkiem.Tam tkwiła spinka brylantowa.Zocha Moja!! Ty mnie znasz dobrze i wiesz najlepiej, czy ja byłabym zdolnado takiego haniebnego czynu.Co by mi nawet z tego przyszło? A jeżeli niewierzysz, to klnę się na pamięć mych najdroższych rodziców, że jestem niewinna!.To on sam mi musiał tę spinkę podrzucić.On lub ten nieznośny jego dzieciak, Adaś.Mój chlebodawca zaczął się potem śmiać strasznie, przerazliwie, złowrogo.Nie potrafiłabym ci powtórzyć tego wszystkiego, co mi wówczas powiedział.Nakoniec zasyczał mi do ucha, że jeżeli zostanę jego kochanką, to mnie nie wydapolicji i nie pójdę do więzienia.To wszystko działo się wczoraj, to jest trzynastego.(Zawsze to liczba feralna.) Całą noc płakałam a teraz piszę do ciebie, Zosiu;poradz mi, co mam uczynić!Feiler wyjechał jeszcze w ten sam wieczór do Krakowa.Wraca piętnastegopod wieczór.Mam się do tego czasu namyślić.Powiedział, że się nie obawia, bymchciała uciekać.I ma rację.Dokąd ucieknę i po co? Policja mnie wszędzie złapie.Więc mam mu być posłuszna?.Boże!.Boże, co ja mam uczynić?.O, czemuż tunie ma Władka?.Ale po co go wspominam, kiedy on o mnie zapomniał? Jutro sąmoje imieniny.Jutro jest ten dzień przeklęty, kiedy będę musiała wybrać: więzienielub to najgorsze&Władek nie miał już cierpliwości czytać dłużej.Każda sekunda była zbytcenna.Panna Zosia była typem słowiańskim, więc mogła sobie popłakiwać nadlosem przyjaciółki, mogła układać listy sążniste.Ale Białoszyński czuł sięAmerykaninem.Należało działać.spieszyć.Musiał wrócić przez Kraków i ruszyć szosą mogilańską w góry.w stronęChabówki.A jak na złość obrzydliwy wehikuł wlókł się jak za karawanem.DlaWładka, który jezdził samolotami robiącymi 500 kilometrów na godzinę i autami,które przynajmniej połowę tej chyżości osiągały.dla Władka, który spieszył naratunek swej dziewczyny ukochanej.było to wleczenie się taksówki mękąokropną.A los widocznie go zaczął prześladować, bo tuż za Myślenicami pękładętka w tylnym kole samochodu.Flegmatyczny szofer z całym pietyzmem inamaszczeniem zabrał się do wulkanizowania pękniętej kiszki, gdyż rezerwy niemiał ze sobą.Noc zapadła.Od strony gór nadbiegały wciąż nowe auta wycieczkowców wracających zRabki i Zakopanego.Co chwila ukazywały się w dali jasne smugi wielkich lamp.Wąski a długi trójkąt światła zbliżał się i rósł, po czym rozpędzony samochódprzelatywał obok stojącego wozu i otaczał go gęstym, białym welonem kurzu.Władek chodził niecierpliwie koło unieruchomionej taksówki i starał siępsuć krew szoferowi.Nie mógł zrozumieć, jak można jezdzić bez żadnej rezerwy.Nie był w stanie pojąć, jak można marnować pół godziny drogiego czasu na łataniedętek w drodze.W Ameryce zmieniano pneumatyk w ciągu niecałej minuty.Timeis money.Ale w Polsce zawsze jeszcze miano dużo, bardzo dużowolnego czasu. Nareszcie!.Nareszcie siadł Władek z powrotem obok szofera [ Pobierz całość w formacie PDF ]