X




[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Zgadzasz się, Amy?-Naturalnie, że nie!Amy!Nie mam zamiaru przyjmować oświadczyn w sukniprzypominającej worek i w czepku, który nadaje się przedewszystkim do przecedzania kwaśnego mleka na twaróg!Marcus uśmiechnął się.Amy była już sobą- silna, prędka wsłowach, oburzająca i zachwycająca.- Zmiem zauważyć, pani, że jeden z twoichargumentów sam wymknął ci się z rąk, a mówiącdokładniej, zsunął ci się z głowy.Wsunął palce w ciężki gąszcz bujnych włosów Amy i rozsypałje na jej ramiona.- Bądz poważny, Marcusie!Próbowała odsunąć jego rękę, ale on trzymał mocno.-Jestem77 poważny - powiedział.- Nigdy niebyłem bardziej poważny.Właśnie poprosiłem cięo rękę, Amy.Ale ja nie przyjmuję twoich oświadczyn.Marcus zaczął delikat-nie całować płatek jej ucha.Naprawdę?- mruknął.Amy westchnęła cicho.Nie przyjmuję.Jak na razie.Aha.A potem?Jednym płynnym ruchem porwał ją na ręce i zaniósł z powrotemna legowisko ze skórzanych poduszek.Nachylił się nad nią.Ciemna sylwetka przesłoniła rozgwieżdżone niebo.Ale nawet wtym nocnym mroku Amy widziała jego oczy pełne miłości.Byłapewna, że w jej oczach można dojrzeć dokładnie to samo.A potem, mój panie, o ile będziesz miał sposóbność oświadczyćsię pannie Amy Devereaux, damie szlachetnie urodzonej, a nieAmelii Dent, zwykłej pokojówce.to wtedy.hmm.możedama ta okaże ci względy.No, ale będzie to zależało równieżod tego.Od czego? - spytał Marcus, pochłonięty rozpinaniem guziczkówu jej sukni.Głos Amy przycichł co najmniej o pół oktawy.Od tego, jak sprawować się będzie pan Marcus Sinclair.Masz na myśli.teraz?- mruknął, a jego usta znaczyły już sobieścieżkę wzdłuż szyi, dekoltu i spoczęły na pełnej piersi, którąjednym ruchem wyzwolił z koszulki.Jedyną odpowiedzią był jęk rozkoszy.Pieścił coraz śmielej, póki całe ciało Amy nie zaczęło drżeć zrozkoszy, otwierać się przed nim jak motyl, rozpościerającyskrzydła ku słońcu.On był lym słońcem.Bez jego ciepła, bezjego miłości Amy wyschłaby na wiórek.Potrzebowała go.Te-raz.I na zawsze.78 Zerwali z siebie resztki garderoby, całując się i pieszcząc niepr-zerwanie.Ich skóra srebrzyła się w świetle gwiazd, kiedyspoglądali na siebie głodnymi oczami, pełnymi ciekawości izachwytu.Ta chwila ciszy i bezruchu, wypełniona pragnieniem,minęła, stęsknione ramiona sięgnęły po ukochaną osobę inamiętność przesłoniła wszystko.Amy ułożyła się nieco wygodniej pod ramieniem Marcusa.Zimno ci, kochanieNie.Ale Marcus i tak staranniej przykrył ich oboje swoim surdutem.Wkrótce będą musieli się rozstać, dla niego rozstanie z Amynawet na kilka godzin będzie prawdziwą męką.Te cudownewspólne chwile pod rozgwieżdżonym niebem miały przedsmakraju.Kochanie - wymruczał, głaszcząc długie miękkie włosy Amy.-Znalazłem idealne rozwiązanie.Mówiłeś już przecież - powiedziała sennym głosem.-Zadecydowałeś, że powinnam wyjść za ciebie.To nie ulega kwestii.Ale teraz chodzi mi o coś innego.Amy usiadła tak szybko, że nie zdążył wysunąć palców z jejwłosów.Któryś z kosmyków owinął się wokół jego palca.Amykrzyknęła cicho.Amy, przepraszam!Daj spokój, co tam parę włosów.Mów, Mar-cusie! Znalazłeśsposób, jak udowodnisz swoją niewinność?Tak.Nie udowodnię, co prawda, winy Williama, ale ocalę sie-bie.Potrzebuję tylko twojej pomocy, Amy.Co mam zrobić?Ależ niecierpliwe dziewczę!Marcus musnął pieszczotliwie nagie ramię Amy.- A więc posłuchaj.79 ROZDZIAA �SMYKiedy drzwi garderoby w końcu się otwarły, Marcusowizdawało się, ze on tę garderobę przemierza od wieków.- No i co, Timms?! - rzucił niecierpliwie.- Twójpan podjął wreszcie decyzję? Czy mam tak miotacsię po tej garderobie do końca moich dni?Nagle nad ramieniem kamerdynera ukazała sie pełna powagitwarz Anthony'ego.Marcusie, pozwól do mojej sypialni.Chcial bym omówić z tobąpewną sprawę.Jak trzeba, to trzeba - mruknął Marcus nie- niechętnie, próbującnie dać poznać po sobie, ze zaczyna go rozpierać radość.Amyzrobiła, to o co prosił.Naturalnie, że zrobiła to!Znalazłem na biurku pewien list.Sądzę, ze konieczniepowinieneś go przeczytać.Prosze Timms, a wy idzcie teraz dolorda Mardona, przekazcie ukłony ode mnie i powiedzcie, żebędę niezmiernie wdzięczny, jeśli przyjdzie tu do mnie.Na-tychmiast!- Tak jest!Tymczasem Marcus zdążył już dwa razy przebiec oczami krótkilist.Potem po raz trzeci i rzucił kartkę na biurko.Co to niby ma być? - spytał ochrypłym głosem.Pojmuję twój gniew, Marcusie.Dałeś mi słowo, że to nie tynapadłeś na Frobishera.Ale ja.Tyle mi naopowiadano, żezacząłem w ciebie wątpić.I niczym usprawiedliwić się przedtobą nie mogę.Tylko prosić cię o wybaczenie.Ale skąd masz ten list ? I dlaczego nie wymieniono osoby, doktórej zwraca się jego autor? Który zresztą też się nie podpisał.80 Timms znalazł ten list, ktoś musiał go pod- rzucić.A pisany byłbez wątpienia do kogoś, kto obecnie przebywa w LundhurstChase.Pózniej dojdziemy do kogo.Teraz najważniejsze, Mar-cusie, że w tym liście jest dowód.To nie ty napadłeś na Frobi-shera.Napadł autor tego listu.Człowiek, który polecił mu towykonać, ociąga się z zapłatą.W Lynd-hurst Chase zatrudniamybardzo dużo służby, Zawsze myślałem, że to ludzie godni zau-fania i jakże się pomyliłem.Najpierw musiałem odprawić zmiejsca lady Margaret i tego nikczemnego kamerdynera Wil-liama, to teraz jeszcze to.Marcus pokręcił głową, ale nie odzywał się.Nie chciał byćpierwszą osobą, która zasugeruje, że winnym nie musi być ktośze służby.Równie dobrze może być to gość majora Lyndhursta.A Anthony szukał wśród płotek, co zresztą było zrozumiałe.Do sypialni majora wkroczył John.Timms spełnił polecenie wmig, teraz wycofał się dyskretnie, zamykając za sobą drzwidokładnie w chwili, gdy John wykrzyknął:Marcusie! Więc ty naprawdę tutaj jesteś!Był tu przez cały czas - wyznał Anthony.- Nie mogłem ci jed-nak o tym wcześniej powiedzieć.Ty, członek Izby Lordów,masz święty obowiązek przestrzegać prawa jak najskrupulatniej.Gdybym zdradził ci, że ukrywam Marcusa, nalegałbyś, żebymgo wydał.Tak bym właśnie uczynił - przytaknął John.- Chociażby dlate-go, że nigdy nie wątpiłem w niesłuszność zarzutów wobec Mar-cusa.Poza tym znam dobrze sędziego, do którego skierowano tęsprawę.To człowiek o żelaznych zasadach, on nie skaże nikogobez niezbitych dowodów.Anthony odebrał list od Marcusa i podał go Johnowi.81 - Do tej chwili dowodów nie było żadnych.Aleprzeczytaj ten list.To jest dowód, że przeciwkoMarcusowi zawiązano spisek.John szybko przebiegł oczami po białej kartce.- Wielki Boże! Ależ to nikczemne! To ohyda! Coon tu pisze?  Jeśli nie zapłacisz, powiadomię panaMarcusa Sinclaira, że nająłeś mnie, abym napadł naFrobishera i zrobił to tak, aby winą obarczono panaSinclaira.Pan Sinclair znany jest z biegłości w posługiwaniu się zarówno szpadą, jak i pistoletem.Chyba wolałbyś tego uniknąć." Nie, nie wierzęwłasnym oczom! A kto to w ogóle napisał?John odwrócił kartkę, szukając podpisu.Anthony, to bardzo istotny dowód, niestety wątpię, czy wys-tarczy, aby przekonać sędziego.Nie ma żadnych nazwisk [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl