[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim zdą\yła donich dojść, matka zbiegła schodami na dół.- Ja otworzę - rzuciła.Wyjrzała przez judasza i otworzyładrzwi.- Och, cześć, Monica.- Przyniosłam młotek - oznajmiła sąsiadka.- Przepraszam,\e tak długo go trzymałam.- Nic się nie stało, nie był mi potrzebny - powiedziałaNancy Candler.- Wejdz.Co zrobiłaś z włosami?Dziewczęta zobaczyły, o co chodzi, kiedy Monica weszłado salonu.Zamiast rudych, miała blond włosy o platynowymodcieniu.- Super! - krzyknęła Amy.- Wyglądasz jak Madonna!Sąsiadka parsknęła śmiechem.- Domyślam się, \e to komplement.Prędzej czy pózniejsame byście na to wpadły, ale nie będę was dłu\ej trzymaćw niepewności.Otó\ włosy to moje hobby.- Napijesz się czegoś? - spytała Nancy Candler.- Nic, dzięki, muszę lecieć.Idę na otwarcie galerii w SantaMonica.Co robisz dziś wieczorem?Matka Amy uśmiechnęła się.- Nic szczególnego.- Mo\e pójdziesz ze mną'? Nie mam pojęcia, co to będzieza wystawa, ale na pewno spotkamy sporo ciekawych ludzi.- Och, nie mogę.Dziękuję za zaproszenie, ale.Amy nie dała mamie dokończyć.- Dlaczego nic mo\esz?- Bo nie chcę cię zostawiać samej w domu.- Mogłabym pójść do Tashy.- Amy zwróciła się do przy-jaciółki: - Prawda?- Jasne!- Ale muszę przygotować kolację bronła się NnncyCandler.$t- Dzisiaj zamawiamy pizzę - powiedziała Tasha, - Amymo\e zjeść kolację z nami.Będzie du\o jedzenia.- A my mo\emy coś przekąsić w takim małym bistro, doktórego często chadzam - zaproponowała Monica.- No, mamo, nie zastanawiaj się dłu\ej - naciskała Amy.-Zasługujesz na odrobinę rozrywki.Nancy Candler wyglądała na niezdecydowaną.- Ale nie mogę iść tak ubrana, a Monice się spieszy,Sąsiadka spojrzała na zegarek,- Wystarczy ci dziesięć minut, \eby się przebrać?- No pewnie - odparła Amy.- Prawda, mamo?Nancy Candler przygryzła dolną wargę.Po chwili uśmiech-nęła się.- Tasha, zadzwoń do swojej mamy i spytaj, czy Amy mo\eu was zostać na noc.Zaraz wracam.- Pobiegła na górę, a Tashaposzła do kuchni, \eby zadzwonić.Amy uśmiechnęła się ciepło do sąsiadki.- Dzięki, Monica.- Dla mnie to te\ mo\e być dobra zabawa.Nancy i ja będziemymogły poplotkować o wspólnych znajomych ze studiów.- I mo\e ją skłonisz, \eby wyjawiła ci swoje tajemnice -dodała Amy z nadzieją w głosie.- Jakie tajemnice? - spytała Monica.- Nie wiem.Coś ją gnębi, ale ona nie chce mi nic powiedzieć.Jeśli zostaniecie dobrymi przyjaciółkami, mo\e powierzy ciswoje sekrety.A wtedy ty mogłabyś mi o nich powiedzieć.Ale nie mów jej, \e cię o to prosiłam, dobrze?Tasha wróciła z kuchni.- O czym nic mówić twojej mamie?Nieszczęśliwym trafem w tej samej chwili na schodachpojawiła się Nancy Candler.- Amy? O czym mi nic chcesz powiedzieć?Amy sama była zaskoczona tym, jak szybko jej umysłpracuje w chwilach zagro\enia.- Zastanawiam się, czy nie przefarbować sobie włosów nablond.92Na twarzy jej matki odbiła się ulga.- Ach, tak? - odezwała się łagodnym tonem, - Spróbujtylko, to będziesz miała szlaban na resztę \ycia.Tasha, roz-mawiałaś z mama?- Tak, powiedziała, \e powinnyśmy ju\ wracać do domu,bo Eric marudzi, \e umiera z powodu braku pizzy.Chodz, Amy.W domu Tashy jak zawsze panował radosny chaos.PaniMorgan była na parterze, a jej mą\ na piętrze, co nieprzeszkadzało im w prowadzeniu o\ywionej rozmowy; in-nymi słowy, obydwoje wrzeszczeli na cały głos.Z głoś-ników płynęła donośna muzyka.Eric grał z paroma ko-legami w grę wideo; ka\demu ruchowi d\ojstikatowarzyszyły okrzyki i piski.Amy pomyślała o swoim ci-chym, pełnym napięcia domostwie.Miała nadzieję, \e powieczorze spędzonym z Monicą mamie choć trochę poprawisię nastrój.Po kolacji Eric poszedł gdzieś z kolegami, państwo Mor-ganowie zaczęli oglądać telewizję, a dziewczęta wylądowaływ pokoju Tashy,- Chcesz wejść do Internetu? - spytała Tasha.- Mogłybyśmy zajrzeć na parę list dyskusyjnych.Amy wzruszyła ramionami,- Jak chcesz.- Albo mogłybyśmy dla \artu podzwonić po ró\nych lu-dziach - zaproponowała Tasha.Wzięła z szafki ksią\kę tele-foniczną.- Dawno tego nie robiłyśmy.- Nie sądzisz, \e jesteśmy na to trochę za stare? - spytałaAmy, ale usiadła na podłodze obok przyjaciółki, która ju\przerzucała strony ksią\ki telefonicznej.Tasha zachichotała.- Pamiętasz, jak zamówiłyśmy dwa tuziny pizz dla KellyBaranowski za to, \e nie zaprosiła nas na imprezę?- Fajnie było, kiedy zadzwoniłyśmy do lego futbolisty zCentral High.Pamiętasz? Tego, którego zdjęcie było w gazecie.Powiedziałam mu, \e zeszłego lata poznaliśmy się na pla\y -wspominała Amy.93Tasha pokiwała energicznie głową. I w dodatku ciuwierzył.Próbował cię namówić na spotkanie.Jak on sięnazywał? Jansky, Janoff czy coś takiego.- Jaleski? - podsunęła Amy.- Nie, zaraz, tak nazywał sięlekarz, który podpisał moje świadectwo urodzenia.- Zaczęłagorączkowo wertować ksią\kę telefoniczną.- Co ty robisz?- spytała Tasha.- Szukam J.R.Jaleskiego, doktora nauk medycznych, -Powiodła palcem po kolumnie nazwisk.- Jest! Zobacz!Tasha pochyliła się i odczytała wpis, który wskazywała jejprzyjaciółka.- Jaleski, James R., doktor medycyny jedenaśeie-dziewięć-dziesiąt Elmwood, pięćset pięćdziesiąt pięć-dwadzieścia pięć-zero-pięć.- Nie ma więcej Jaleskich o inicjałach J.R.~ powiedziałaAmy.- Tasha, to musi być on.To jest lekarz, który był przymoich narodzinach!- W porządku - skwitowała jej przyjaciółka.- I co z tego?- Zadzwonię do niego.- Amy, on na pewno przyjmował miliony porodów.Niebędzie cię pamiętał.- A nu\? Co szkodzi spróbować? Podaj telefon.Wystukała numer,- Jest sygnał - szepnęła podekscytowana.Rozległ się trzask.- Halo? - odezwał się kobiecy głos.- Hmm.,.czy mogłabym rozmawiać z doktorem Jaleskim?- Kto mówi i w jakiej sprawie?Niełatwo było to wyjaśnić.- Pan doktor mnie nie zna.Nazywam się Amy Candlcr idoktor Jaleski był przy moich narodzinach.A przynajmniejpodpisał się na świadectwie urodzenia, więc.- To niemo\liwe - ucięła kobieta.- Doktor Jaleski nie jestpoło\nikiem.Nigdy nie przyjmował porodów.- Jest pani pewna? - spytała Amy.- To było dwanaście lattemu, a według metryki urodziłam się w Eastside General, tyle\e to niemo\liwe, bo len szpital w tamtym czasie jeszcze nieistniał, więc musiało to mieć miejsce w innym.Mo\e to byłnagły przypadek i akurat pod ręką nie było \adnych innychlekarzy i.Kobieta znów jej przerwała.- Mówiła pani, \e jak się nazywa?- Amy.Amy Candler.Amy mogłaby przysiąc, \e słyszała, jak kobieta wstrzymujena chwilę oddech.Potem zapadła cisza.- Halo? - odezwała się Amy.- Jest pani tam jeszcze?Mogłabym choć przez chwilę porozmawiać z doktorem Ja-leskim?- Nie - odparła kobieta.- Nie mo\e pani.On nie \yje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Zanim zdą\yła donich dojść, matka zbiegła schodami na dół.- Ja otworzę - rzuciła.Wyjrzała przez judasza i otworzyładrzwi.- Och, cześć, Monica.- Przyniosłam młotek - oznajmiła sąsiadka.- Przepraszam,\e tak długo go trzymałam.- Nic się nie stało, nie był mi potrzebny - powiedziałaNancy Candler.- Wejdz.Co zrobiłaś z włosami?Dziewczęta zobaczyły, o co chodzi, kiedy Monica weszłado salonu.Zamiast rudych, miała blond włosy o platynowymodcieniu.- Super! - krzyknęła Amy.- Wyglądasz jak Madonna!Sąsiadka parsknęła śmiechem.- Domyślam się, \e to komplement.Prędzej czy pózniejsame byście na to wpadły, ale nie będę was dłu\ej trzymaćw niepewności.Otó\ włosy to moje hobby.- Napijesz się czegoś? - spytała Nancy Candler.- Nic, dzięki, muszę lecieć.Idę na otwarcie galerii w SantaMonica.Co robisz dziś wieczorem?Matka Amy uśmiechnęła się.- Nic szczególnego.- Mo\e pójdziesz ze mną'? Nie mam pojęcia, co to będzieza wystawa, ale na pewno spotkamy sporo ciekawych ludzi.- Och, nie mogę.Dziękuję za zaproszenie, ale.Amy nie dała mamie dokończyć.- Dlaczego nic mo\esz?- Bo nie chcę cię zostawiać samej w domu.- Mogłabym pójść do Tashy.- Amy zwróciła się do przy-jaciółki: - Prawda?- Jasne!- Ale muszę przygotować kolację bronła się NnncyCandler.$t- Dzisiaj zamawiamy pizzę - powiedziała Tasha, - Amymo\e zjeść kolację z nami.Będzie du\o jedzenia.- A my mo\emy coś przekąsić w takim małym bistro, doktórego często chadzam - zaproponowała Monica.- No, mamo, nie zastanawiaj się dłu\ej - naciskała Amy.-Zasługujesz na odrobinę rozrywki.Nancy Candler wyglądała na niezdecydowaną.- Ale nie mogę iść tak ubrana, a Monice się spieszy,Sąsiadka spojrzała na zegarek,- Wystarczy ci dziesięć minut, \eby się przebrać?- No pewnie - odparła Amy.- Prawda, mamo?Nancy Candler przygryzła dolną wargę.Po chwili uśmiech-nęła się.- Tasha, zadzwoń do swojej mamy i spytaj, czy Amy mo\eu was zostać na noc.Zaraz wracam.- Pobiegła na górę, a Tashaposzła do kuchni, \eby zadzwonić.Amy uśmiechnęła się ciepło do sąsiadki.- Dzięki, Monica.- Dla mnie to te\ mo\e być dobra zabawa.Nancy i ja będziemymogły poplotkować o wspólnych znajomych ze studiów.- I mo\e ją skłonisz, \eby wyjawiła ci swoje tajemnice -dodała Amy z nadzieją w głosie.- Jakie tajemnice? - spytała Monica.- Nie wiem.Coś ją gnębi, ale ona nie chce mi nic powiedzieć.Jeśli zostaniecie dobrymi przyjaciółkami, mo\e powierzy ciswoje sekrety.A wtedy ty mogłabyś mi o nich powiedzieć.Ale nie mów jej, \e cię o to prosiłam, dobrze?Tasha wróciła z kuchni.- O czym nic mówić twojej mamie?Nieszczęśliwym trafem w tej samej chwili na schodachpojawiła się Nancy Candler.- Amy? O czym mi nic chcesz powiedzieć?Amy sama była zaskoczona tym, jak szybko jej umysłpracuje w chwilach zagro\enia.- Zastanawiam się, czy nie przefarbować sobie włosów nablond.92Na twarzy jej matki odbiła się ulga.- Ach, tak? - odezwała się łagodnym tonem, - Spróbujtylko, to będziesz miała szlaban na resztę \ycia.Tasha, roz-mawiałaś z mama?- Tak, powiedziała, \e powinnyśmy ju\ wracać do domu,bo Eric marudzi, \e umiera z powodu braku pizzy.Chodz, Amy.W domu Tashy jak zawsze panował radosny chaos.PaniMorgan była na parterze, a jej mą\ na piętrze, co nieprzeszkadzało im w prowadzeniu o\ywionej rozmowy; in-nymi słowy, obydwoje wrzeszczeli na cały głos.Z głoś-ników płynęła donośna muzyka.Eric grał z paroma ko-legami w grę wideo; ka\demu ruchowi d\ojstikatowarzyszyły okrzyki i piski.Amy pomyślała o swoim ci-chym, pełnym napięcia domostwie.Miała nadzieję, \e powieczorze spędzonym z Monicą mamie choć trochę poprawisię nastrój.Po kolacji Eric poszedł gdzieś z kolegami, państwo Mor-ganowie zaczęli oglądać telewizję, a dziewczęta wylądowaływ pokoju Tashy,- Chcesz wejść do Internetu? - spytała Tasha.- Mogłybyśmy zajrzeć na parę list dyskusyjnych.Amy wzruszyła ramionami,- Jak chcesz.- Albo mogłybyśmy dla \artu podzwonić po ró\nych lu-dziach - zaproponowała Tasha.Wzięła z szafki ksią\kę tele-foniczną.- Dawno tego nie robiłyśmy.- Nie sądzisz, \e jesteśmy na to trochę za stare? - spytałaAmy, ale usiadła na podłodze obok przyjaciółki, która ju\przerzucała strony ksią\ki telefonicznej.Tasha zachichotała.- Pamiętasz, jak zamówiłyśmy dwa tuziny pizz dla KellyBaranowski za to, \e nie zaprosiła nas na imprezę?- Fajnie było, kiedy zadzwoniłyśmy do lego futbolisty zCentral High.Pamiętasz? Tego, którego zdjęcie było w gazecie.Powiedziałam mu, \e zeszłego lata poznaliśmy się na pla\y -wspominała Amy.93Tasha pokiwała energicznie głową. I w dodatku ciuwierzył.Próbował cię namówić na spotkanie.Jak on sięnazywał? Jansky, Janoff czy coś takiego.- Jaleski? - podsunęła Amy.- Nie, zaraz, tak nazywał sięlekarz, który podpisał moje świadectwo urodzenia.- Zaczęłagorączkowo wertować ksią\kę telefoniczną.- Co ty robisz?- spytała Tasha.- Szukam J.R.Jaleskiego, doktora nauk medycznych, -Powiodła palcem po kolumnie nazwisk.- Jest! Zobacz!Tasha pochyliła się i odczytała wpis, który wskazywała jejprzyjaciółka.- Jaleski, James R., doktor medycyny jedenaśeie-dziewięć-dziesiąt Elmwood, pięćset pięćdziesiąt pięć-dwadzieścia pięć-zero-pięć.- Nie ma więcej Jaleskich o inicjałach J.R.~ powiedziałaAmy.- Tasha, to musi być on.To jest lekarz, który był przymoich narodzinach!- W porządku - skwitowała jej przyjaciółka.- I co z tego?- Zadzwonię do niego.- Amy, on na pewno przyjmował miliony porodów.Niebędzie cię pamiętał.- A nu\? Co szkodzi spróbować? Podaj telefon.Wystukała numer,- Jest sygnał - szepnęła podekscytowana.Rozległ się trzask.- Halo? - odezwał się kobiecy głos.- Hmm.,.czy mogłabym rozmawiać z doktorem Jaleskim?- Kto mówi i w jakiej sprawie?Niełatwo było to wyjaśnić.- Pan doktor mnie nie zna.Nazywam się Amy Candlcr idoktor Jaleski był przy moich narodzinach.A przynajmniejpodpisał się na świadectwie urodzenia, więc.- To niemo\liwe - ucięła kobieta.- Doktor Jaleski nie jestpoło\nikiem.Nigdy nie przyjmował porodów.- Jest pani pewna? - spytała Amy.- To było dwanaście lattemu, a według metryki urodziłam się w Eastside General, tyle\e to niemo\liwe, bo len szpital w tamtym czasie jeszcze nieistniał, więc musiało to mieć miejsce w innym.Mo\e to byłnagły przypadek i akurat pod ręką nie było \adnych innychlekarzy i.Kobieta znów jej przerwała.- Mówiła pani, \e jak się nazywa?- Amy.Amy Candler.Amy mogłaby przysiąc, \e słyszała, jak kobieta wstrzymujena chwilę oddech.Potem zapadła cisza.- Halo? - odezwała się Amy.- Jest pani tam jeszcze?Mogłabym choć przez chwilę porozmawiać z doktorem Ja-leskim?- Nie - odparła kobieta.- Nie mo\e pani.On nie \yje [ Pobierz całość w formacie PDF ]