[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy jednak dotarli na szczyt urwiska, było tak, jakby nic się nie wydarzyło.Fionnlagh wskazałdrogę.Na wzgórze wspinało się srebrne renault. To pani Mackelvie.Podrzuciła mamę do sklepu.Już wracają.Zcigamy się?Fin wybuchnął śmiechem. Co? Jestem od ciebie ze dwa razy starszy. No to dam ci fory.Minutę.Fin patrzył przez chwilę na chłopca, potem się uśmiechnął. Dobra.I ruszył biegiem wzdłuż krawędzi klifu, następnie skręcił, by pokonać zbocze prowadzącew stronę domu.Właśnie wtedy zaczęło mu iść kiepsko, nogi zrobiły się jak z ołowiu, w płucachzłaknionych tlenu świszczało.Widział pagórek torfu i słyszał powarkujący silnik renaultstojącego na ścieżce.Był już blisko.Dotarł do pagórka i zobaczył Marsaili, która szła podjazdemz dwiema torbami w rękach, i samochód wspinający się na zbocze.Dostrzegła go niemal w tymsamym momencie i przystanęła, patrząc na niego ze zdziwieniem.Uśmiechnął się.Czuł, żepokona chłopaka i że dotrze do domu pierwszy.Jednak w ostatniej chwili Fionnlagh przemknąłobok niego; śmiał się i w ogóle nie był zdyszany.Odwrócił się na ścieżce, kiedy Fin przystanąłi pochylony wsparł dłonie na udach, łapiąc spazmatycznie powietrze. No dalej, staruszku.Co cię zatrzymało?Fin spojrzał na niego ze złością i zauważył, że Marsaili się uśmiecha. Właśnie, staruszku.Co cię zatrzymało? Osiemnaście lat różnicy  odparł Fin zziajany.W domu zaczął dzwonić telefon.Marsaili zerknęła na drzwi kuchenne, a Fin dostrzegłw jej oczach troskę. Odbiorę  powiedział Fionnlagh i pokonując po dwa stopnie naraz, zniknął w domu.Pochwili dzwonienie ustało.Fin zauważył, że Marsaili na niego patrzy. Co ty tu robisz?Wzruszył ramionami, wciąż łapiąc oddech. Byłem akurat w okolicy.Widziałem się z Calumem.Skinęła głową, jakby jego słowa wszystko wyjaśniały. Lepiej wejdz do środka.Ruszył za nią ścieżką, a potem schodami do kuchni.Postawiła torby na stole; słyszeli głoschłopca docierający z salonu.Wciąż rozmawiał przez telefon.Marsaili nalała wody do czajnika. Herbaty?  spytała. Z chęcią.Stał nieporadnie, przyglądając się, jak włącza elektryczny czajnik i wyjmuje dwa kubki z szafki ściennej.Oddech mu się trochę uspokoił. Mam tylko herbatę w torebkach, jeśli ci to nie przeszkadza. Doskonale.Włożyła do kubków po saszetce, po czym odwróciła się, oparła o blat i spojrzała na Fina.Słyszeli, jak Fionnlagh odkłada słuchawkę, a potem idzie do swojego pokoju na górze.Wciążpatrzyła na Fina, spojrzenie jej niebieskich oczu było przenikliwe, badawcze, niepokojące.Czajnik popiskiwał i posykiwał, podgrzewając wodę.Drzwi nie były do końca zamknięte i Finsłyszał pogwizdywanie wiatru wokół framugi. Dlaczego się wtedy nie przyznałaś, że jesteś w ciąży?  spytał.Zamknęła oczy, a on przez chwilę czuł się uwolniony od jej spojrzenia. Wiem, że Artair ci powiedział.Nie miał prawa tego robić. Miałem prawo wiedzieć. Nie miałeś prawa do niczego.Po tym, jak&  Urwała, a on zauważył, że stara sięodzyskać spokój. Nie było cię tutaj.Artair był. Znowu przykuła go spojrzeniem niebieskichoczu, a on poczuł się usidlony, nagi. Kochałam cię, Finie Macleodzie.Od pierwszego dnia,kiedy usiadłeś obok mnie w szkole.Kochałam cię nawet wtedy, kiedy zachowywałeś się jakdrań.Kochałam cię przez te wszystkie lata twojej nieobecności.I nadal będę cię kochać, gdy jużwyjedziesz.Pokręcił głową, nie mając pojęcia, co powiedzieć, wreszcie spytał niezgrabnie: Co poszło nie tak? Nie kochałeś mnie dostatecznie mocno.Nie jestem nawet pewna, czy w ogóle mniekochałeś. A Artair cię kochał?W jej oczach błysnęły łzy. Nie rób tego, Fin.Nie próbuj nawet poruszać tego tematu.Pokonał dzielącą ich odległość trzema krokami i położył jej dłonie na ramionach.Odwróciła głowę. Marsaili& Proszę  szepnęła, jakby wiedząc, co za chwilę jej powie: że on też zawsze ją kochał.Nie chcę tego słyszeć.Nie teraz, Fin, nie po tych wszystkich zmarnowanych latach. Znów sięodwróciła i napotkała jego wzrok.Ich twarze dzieliły centymetry. Nie zniosłabym tego.Pocałowali się, zanim oboje zdążyli zdać sobie z tego sprawę.Nie było w tym żadnejświadomej decyzji, tylko odruch.Krótkie spotkanie warg, przerwane po chwili.Oddech, a potemcoś o wiele bardziej intensywnego.Czajnik grzechotał i drżał na podstawce, kiedy woda osiągałapunkt wrzenia.Na odgłos kroków Fionnlagha na schodach odsunęli się od siebie gwałtownie jak rażeniprądem.Marsaili odwróciła się szybko, zaczerwieniona i wzburzona, i zaczęła nalewać wodę dofiliżanek.Fin wsadził ręce do kieszeni, stanął przy oknie i spojrzał na zewnątrz niewidzącymwzrokiem.Fionnlagh pojawił się od strony salonu, niosąc dużą torbę podróżną.Bluzę zamieniłna ciężki wełniany sweter i włożył grubą nieprzemakalną kurtkę.Jeśli na ich twarzachuwidaczniało się poczucie winy, to nie musieli się obawiać, że chłopak cokolwiek zauważy.Byłw posępnym nastroju, zamyślony i niespokojny. Wypływamy dziś wieczorem  oznajmił. Na skałę?  upewnił się Fin.Fionnlagh skinął głową. Dlaczego tak szybko?  spytała Marsaili.Jej zakłopotanie zniknęło momentalnie,stłumione przez matczyną troskę.  Gigs mówi, że pogoda się psuje.Jeśli nie wyruszymy dzisiaj, to może trzeba będzieczekać cały tydzień.Asterix zabierze mnie po drodze.Jedziemy do Stornoway załadować łódzi odpływamy stamtąd.Otworzył drzwi, a Marsaili podeszła szybko do niego i chwyciła go za ramię. Fionnlagh, nie musisz tego robić.Wiesz o tym.Obrzucił ją spojrzeniem, w którym kryło się coś, co mogła zrozumieć tylko matka. Owszem, muszę.Wyrwał rękę z jej uścisku i wymknął się za drzwi, nawet się nie pożegnawszy.Finwidział przez okno, jak idzie szybko ścieżką pod domem, zarzucając sobie torbę na ramię, potemsię odwrócił i spojrzał na Marsaili.Stała skamieniała obok drzwi, ze wzrokiem wbitymw podłogę; podniosła głowę dopiero wtedy, kiedy sobie uświadomiła, że Fin na nią patrzy. Co się stało na skale? Wtedy, kiedy pojechaliście z Artairem?Fin zmarszczył czoło.Pytano go o to dzisiaj już po raz drugi. Wiesz, co się stało, Marsaili.Pokręciła nieznacznie głową. Wiem tylko to, co wszyscy mówiliście.Ale coś się za tym kryło.Coś, co zmieniło wasobu, ciebie i Artaira.Potem już wszystko wyglądało inaczej.Fin westchnął poirytowany. Marsaili, nic się za tym nie kryło.Boże, nie było to już dość koszmarne? Zginął ojciecArtaira.Ja też o mało nie zginąłem.Uniosła głowę, by na niego spojrzeć.W jej oczach malowało się coś w rodzajuoskarżenia.Jakby uważała, że nie mówi jej całej prawdy. Nie tylko on umarł.Umarliśmy ja i ty.I ty, i Artair.Jakby wszystko, czym byliśmywcześniej, umarło tamtego lata. Myślisz, że cię okłamuję?Zamknęła oczy. Nie wiem.Naprawdę nie wiem. No a co mówi Artair?Otworzyła oczy i odparła cicho: Artair nic nie mówi.Artair nie powiedział niczego od lat.Gdzieś z głębi domu dobiegł głos.Słaby, a jednak wciąż władczy. Marsaili! Marsaili!  Matka Artaira.Marsaili wzniosła oczy ku niebu i westchnęła głęboko. Za chwilę!  zawołała. Lepiej już pójdę  powiedział Fin i ruszył do drzwi. A twoja herbata?Przystanął i odwrócił się; ich spojrzenia znów się spotkały; miał ochotę poczuć miękkośćjej policzka. Innym razem  odparł, wyszedł i ruszył szybko w stronę pobocza, gdzie zostawiłsamochód Gunna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl