[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zbyt wiele zaszczytu dla nas! mruknął Zygisbert, który teraz razem z Konstancjuszemmusiał pomagać przy czerpaniu wody, póki dwaj marynarze męczyli się z siecią. Byle dużo nie złowili żartował Konstancjusz bo rybki będą miały w czym pływać!Nie zanosiło się wszakże na obfity połów, Ruiz bowiem i jego towarzysze niewykazywali żadnego doświadczenia w rybackim rzemiośle. Ktoś musi wydostać się na ląd i dotrzeć do naszych ludzi w Civitavecchia powiedziałCrean. Kto wie, co tam się dzieje.Te patrole nie wróżą nic dobrego. Ja popłynę do brzegu Zygisbert zaczął już ściągać koszulę. Wezmę parę fląder nasprzedaż. Na Allaha! Zyskasz tym sympatię u rybaków zakpił Konstancjusz. Poza tymwystarczy, żebyś otworzył usta, a zaraz rozpoznają Niemca.To papiescy jezdzcy. A ty, Czerwony Sokole odezwał się Crean tym bardziej nie wchodzisz w rachubę.W tobie każdy od razu wywęszy szpiega, a gdyby cię aresztowano, to jeśli nawet niezawiśniesz na szubienicy, narazisz cesarza na poważne kłopoty.Ja popłynę. W końcu toCrean był dowódcą przedsięwzięcia i miał prawo podejmować decyzje. A wy o zmierzchudopłyńcie na odległość tysiąca stóp od latarni morskiej.Jakoś was tam wyłowię. Miejmy nadzieję, że nie będzie trzeba zauważył młody emir, wciąż jeszcze skłonnydo żartów. Do tej pory powinniśmy naszą krypę utrzymać na wodzie! A więc bierzcie się do czerpania! zarządził Crean i wskoczył do morza.Wkrótce wodblasku popołudniowego słońca nie sposób już było dostrzec głowy pływaka. Czy utonięcie jest niebezpieczne? spytała Jeza rycerza zakonnego. Tylko jeśli się połknie zbyt wiele wody pocieszył ją stary i pogłaskał po gładkichjasnych włosach.Wszyscy czerpali wodę.Ruiz upiekł na odkrytym ogniu kilka przez przypadek złapanychw sieć ryb, przy czym najpierw trzeba było przezwyciężyć protesty Rosza, który niepozwalał, by tak wesoło trzepoczące diabły morskie ogłuszać uderzeniem i ciąć nożem, apotem jeszcze smażyć.Nie chciał ich także jeść, dopiero gdy rozumniejsza Jeza zaczęła gokarmić małymi kawałkami, przełknął parę kęsów.Oddalili się znów dostatecznie daleko od wybrzeża i płynęli wolno na południe.W Civitavecchia życie biegło normalnym trybem, chociaż mieszkańcy zauważylioddziały jezdzców, które pojawiały się w pobliżu murów, to znowu znikały, jakby chciaływyszpiegować siłę obrony, nim ruszą do ataku.Papież mocną ręką trzymał to portowe miastoi uścisku nie zamierzał rozluznić.Miał ku temu ważny powód: położona blisko Rzymu Ostiabyła ustawicznie narażona na humory rzymskiej gminy, przeważnie nieżyczliwej papieżowi.Dlatego też kuria, szczególnie odkąd Innocenty udał się na północ Lacjum, dużą część ruchupodróżnego kierowała przez ten stary port Etrusków.Rankiem przypłynął żaglowiec z Bejrutu, przywożąc dwu wysokich dostojnikówduchownych z Ziemi Zwiętej.Chociaż komendant portu zwierzył im w zaufaniu, że mogątutaj czekać na Ojca Zwiętego, który wkrótce powinien przybyć, nastawali, aby im przydzielićeskortę do Civitacastellana, ponieważ z wiarygodnego zródła wiedzieli na pewno, żeInnocenty tam się właśnie zatrzymał.Mimo że tak pilnie pragnęli ujrzeć Ojca Zwiętego, zaszli do portowej tawerny, byprzedtem posmakować toskańskiego wina.Gospodarz za punkt honoru postawił sobiedogodzić podniebieniu przybyszów, serwował im zatem na swój koszt najprzedniejszymiejscowy trunek, póki nie musiano ich wsadzić na konie i jeszcze dobrze przywiązać.Gdychwiejąc się i wśród cierpkiego śmiechu opuścili tawernę, licznie zgromadzeni goście zezgrozą usłyszeli od pozostałych na miejscu marynarzy, jakie straszliwe nieszczęściewydarzyło się w Ziemi Zwiętej.Najlepszym narratorem był bosman.Miał czarną jak smoła skórę i nosił złoty pierścionekw przekłutym nozdrzu, a drugi, olbrzymi, w prawym uchu.Lewego brakowało. Chorezmijczycy powiedział, mieląc to słowo w ustach, aż nieomal krwią spływało szczep dzikich jezdzców, uciekając przed jeszcze straszliwszymi Tatarami, wtargnęli do Syrii.Ponieważ Damaszek okazał się zbyt dobrze ufortyfikowany, zwrócili się nagle przeciwkoJeruzalem, które niczego nie przeczuwało. przewrócił oczyma tak, że widać było jedyniebiałka zaskoczyli straże. wyciągniętą na płask dłonią zademonstrował na własnej szyipodcinanie gardła wyłamali bramy, a potem hańbili mniszki, mordowali kapłanów iwszystkich, którzy nie zdołali się schronić w cytadeli.A wszystko to robili nie zsiadającnawet ze swych zwinnych koni, w pełnym galopie! Oberżysta postawił narratorowi i jegoprzyjaciołom kolejkę. Namiestnik ciągnął bosman, rozkoszując się swą opowieścią zbraku chrześcijańskiego wojska zwrócił się o pomoc do muzułmańskich sąsiadów. Hańba! Hańba! rozległy się okrzyki. Gdzież się podziewają nasi krzyżowcy? Nawieść o sojuszu z poganami w słuchaczach wezbrało falą oburzenie.Bosman nakazał spokój. Muzułmanie mówił nie bili się wprawdzie za chrześcijan, ale uzyskali swobodnewyjście dla ludności, która się schroniła w Wieży Dawida.Nieufni %7łydzi zostali, a sześćtysięcy chrześcijan pociągnęło do Jafy, czyli Joppy, jak my ją nazywamy.I wiecie co?%7ływych przybyło tam trzystu!Gniew, oburzenie i niedowierzanie brzmiały w okrzykach, które wybuchły: Jeruzalem stracone? Tak, stracone ostatecznie! Zwięty Grób jest już tylko kupą gruzów! Panie, przebacz nam nasze winy! O mój ukochany Syjonie!Wielu płakało.Pośród ogólnej rozpaczy gospodarz dolewał wina marynarzom, którymtakże po policzkach spływały gorące łzy.Jęki i bolesne skargi buchnęły z tawerny,rozchodziły się coraz dalej, jak niewidzialne macki rozpełzały się po ulicach i zaułkachmiasta.Tymczasem na połyskliwej tafli morza widniał niewielki punkt, stateczek płynący zMarsylii z dziećmi na pokładzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
. Zbyt wiele zaszczytu dla nas! mruknął Zygisbert, który teraz razem z Konstancjuszemmusiał pomagać przy czerpaniu wody, póki dwaj marynarze męczyli się z siecią. Byle dużo nie złowili żartował Konstancjusz bo rybki będą miały w czym pływać!Nie zanosiło się wszakże na obfity połów, Ruiz bowiem i jego towarzysze niewykazywali żadnego doświadczenia w rybackim rzemiośle. Ktoś musi wydostać się na ląd i dotrzeć do naszych ludzi w Civitavecchia powiedziałCrean. Kto wie, co tam się dzieje.Te patrole nie wróżą nic dobrego. Ja popłynę do brzegu Zygisbert zaczął już ściągać koszulę. Wezmę parę fląder nasprzedaż. Na Allaha! Zyskasz tym sympatię u rybaków zakpił Konstancjusz. Poza tymwystarczy, żebyś otworzył usta, a zaraz rozpoznają Niemca.To papiescy jezdzcy. A ty, Czerwony Sokole odezwał się Crean tym bardziej nie wchodzisz w rachubę.W tobie każdy od razu wywęszy szpiega, a gdyby cię aresztowano, to jeśli nawet niezawiśniesz na szubienicy, narazisz cesarza na poważne kłopoty.Ja popłynę. W końcu toCrean był dowódcą przedsięwzięcia i miał prawo podejmować decyzje. A wy o zmierzchudopłyńcie na odległość tysiąca stóp od latarni morskiej.Jakoś was tam wyłowię. Miejmy nadzieję, że nie będzie trzeba zauważył młody emir, wciąż jeszcze skłonnydo żartów. Do tej pory powinniśmy naszą krypę utrzymać na wodzie! A więc bierzcie się do czerpania! zarządził Crean i wskoczył do morza.Wkrótce wodblasku popołudniowego słońca nie sposób już było dostrzec głowy pływaka. Czy utonięcie jest niebezpieczne? spytała Jeza rycerza zakonnego. Tylko jeśli się połknie zbyt wiele wody pocieszył ją stary i pogłaskał po gładkichjasnych włosach.Wszyscy czerpali wodę.Ruiz upiekł na odkrytym ogniu kilka przez przypadek złapanychw sieć ryb, przy czym najpierw trzeba było przezwyciężyć protesty Rosza, który niepozwalał, by tak wesoło trzepoczące diabły morskie ogłuszać uderzeniem i ciąć nożem, apotem jeszcze smażyć.Nie chciał ich także jeść, dopiero gdy rozumniejsza Jeza zaczęła gokarmić małymi kawałkami, przełknął parę kęsów.Oddalili się znów dostatecznie daleko od wybrzeża i płynęli wolno na południe.W Civitavecchia życie biegło normalnym trybem, chociaż mieszkańcy zauważylioddziały jezdzców, które pojawiały się w pobliżu murów, to znowu znikały, jakby chciaływyszpiegować siłę obrony, nim ruszą do ataku.Papież mocną ręką trzymał to portowe miastoi uścisku nie zamierzał rozluznić.Miał ku temu ważny powód: położona blisko Rzymu Ostiabyła ustawicznie narażona na humory rzymskiej gminy, przeważnie nieżyczliwej papieżowi.Dlatego też kuria, szczególnie odkąd Innocenty udał się na północ Lacjum, dużą część ruchupodróżnego kierowała przez ten stary port Etrusków.Rankiem przypłynął żaglowiec z Bejrutu, przywożąc dwu wysokich dostojnikówduchownych z Ziemi Zwiętej.Chociaż komendant portu zwierzył im w zaufaniu, że mogątutaj czekać na Ojca Zwiętego, który wkrótce powinien przybyć, nastawali, aby im przydzielićeskortę do Civitacastellana, ponieważ z wiarygodnego zródła wiedzieli na pewno, żeInnocenty tam się właśnie zatrzymał.Mimo że tak pilnie pragnęli ujrzeć Ojca Zwiętego, zaszli do portowej tawerny, byprzedtem posmakować toskańskiego wina.Gospodarz za punkt honoru postawił sobiedogodzić podniebieniu przybyszów, serwował im zatem na swój koszt najprzedniejszymiejscowy trunek, póki nie musiano ich wsadzić na konie i jeszcze dobrze przywiązać.Gdychwiejąc się i wśród cierpkiego śmiechu opuścili tawernę, licznie zgromadzeni goście zezgrozą usłyszeli od pozostałych na miejscu marynarzy, jakie straszliwe nieszczęściewydarzyło się w Ziemi Zwiętej.Najlepszym narratorem był bosman.Miał czarną jak smoła skórę i nosił złoty pierścionekw przekłutym nozdrzu, a drugi, olbrzymi, w prawym uchu.Lewego brakowało. Chorezmijczycy powiedział, mieląc to słowo w ustach, aż nieomal krwią spływało szczep dzikich jezdzców, uciekając przed jeszcze straszliwszymi Tatarami, wtargnęli do Syrii.Ponieważ Damaszek okazał się zbyt dobrze ufortyfikowany, zwrócili się nagle przeciwkoJeruzalem, które niczego nie przeczuwało. przewrócił oczyma tak, że widać było jedyniebiałka zaskoczyli straże. wyciągniętą na płask dłonią zademonstrował na własnej szyipodcinanie gardła wyłamali bramy, a potem hańbili mniszki, mordowali kapłanów iwszystkich, którzy nie zdołali się schronić w cytadeli.A wszystko to robili nie zsiadającnawet ze swych zwinnych koni, w pełnym galopie! Oberżysta postawił narratorowi i jegoprzyjaciołom kolejkę. Namiestnik ciągnął bosman, rozkoszując się swą opowieścią zbraku chrześcijańskiego wojska zwrócił się o pomoc do muzułmańskich sąsiadów. Hańba! Hańba! rozległy się okrzyki. Gdzież się podziewają nasi krzyżowcy? Nawieść o sojuszu z poganami w słuchaczach wezbrało falą oburzenie.Bosman nakazał spokój. Muzułmanie mówił nie bili się wprawdzie za chrześcijan, ale uzyskali swobodnewyjście dla ludności, która się schroniła w Wieży Dawida.Nieufni %7łydzi zostali, a sześćtysięcy chrześcijan pociągnęło do Jafy, czyli Joppy, jak my ją nazywamy.I wiecie co?%7ływych przybyło tam trzystu!Gniew, oburzenie i niedowierzanie brzmiały w okrzykach, które wybuchły: Jeruzalem stracone? Tak, stracone ostatecznie! Zwięty Grób jest już tylko kupą gruzów! Panie, przebacz nam nasze winy! O mój ukochany Syjonie!Wielu płakało.Pośród ogólnej rozpaczy gospodarz dolewał wina marynarzom, którymtakże po policzkach spływały gorące łzy.Jęki i bolesne skargi buchnęły z tawerny,rozchodziły się coraz dalej, jak niewidzialne macki rozpełzały się po ulicach i zaułkachmiasta.Tymczasem na połyskliwej tafli morza widniał niewielki punkt, stateczek płynący zMarsylii z dziećmi na pokładzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]