[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pod jego palcami złote paciorki szemrzą jak woda na skałach.Przesuwa swój czerwony boży"kamień, potem każdy inny, po kolei, na koniec pociera znów tenczerwony, zaczyna od nowa całą pętlę, i jeszcze raz.Odpływamy o piątej, więc musimy już iść.Ale nigdzie nie widać taksówki! No skąd - słyszymy - taksówki tylko przywożą tuludzi.Spróbujcie w następnej wiosce, to tylko trzy kilometry.Ruszamy więc w upale, ociężali po lunchu.Aatwo pisać, ale kamienie pod nogami są rozprażone w sierpniowym słońcu, a z asfaltu unosi się para.Gorący wiatr w osikach brzmi jak odgłoswodospadu, niestety kamienne łożyska strumieni są suche.Schodzimy krętą drogą - dzięki Zeusowi, że w dół - do następnej wioski, ale tu też taksówki ani śladu.Zdążyłam już dostać pęcherzyna wszystkich palcach u nóg, pięta mi krwawi.W końcu wsiadamy do autobusu i wolno, centymetr po centymetrze dojeżdżamydo Volos.Wysiadamy przy porcie, skąd mamy jeszcze ponad kilometr do statku.*Tutaj, na morzu, znów wdycham chłodne powietrze Hellady.Leciutka bryza sprawia, że na usta ciśnie mi się słowo eolski".Mleczna Droga skrzy się diamentami.Za portem brzeg się podnosi, jegotajemniczy ciemny kontur odcina się na tle nieba.Tylko od stronysterburty fale chlupią o statek, prawie się załamując.Gdzieś tam,daleko piana niesie muszlę z Afrodytą, zakrywającą piersi wodorostami.Dziś morze przypomina lśniący obsydian, chłodne lustro wo-dy, lustro, w które ojciec Eda patrzył w swoim ostatnim tygodniuna ziemi, mówiąc: Kto to jest i dlaczego nic nie mówi?".W środku trwa dansing przy muzyce z poprzedniej epoki.Nightand day, you are the one.- Posłuchaj tego, Eddie.To ty jesteś tym jedynym.Ponieważ odległości nie są duże, statek płynie zygzakiem, żebyzmieścić się w wyznaczonym czasie.Na Rodos trwa pełnia sezonuturystycznego.Chociaż rezygnujemy ze śniadania i wcześnie schodzimy na ląd, ulicami walą istne lawiny ludzi - lada chwila nas rozdepczą.Postanawiamy wrócić na statek i wybrać się na Rodos innym razem - może w lutym, jak będzie padać.Wycofując się powłasnych śladach, widzimy jednego gentlemen hosts - siedzi na krawężniku i wyraznie zgnębiony popija piwo.*Przeprawiamy się na tureckie wybrzeże i cumujemy w Kusada-si.Stamtąd autokarem jedziemy do Efezu drogą wysadzaną figami.Mijamy gaje pomarańczowe, połamane kolumny i rzezbione blokiskalne, porzucone przy drodze, jakby nikomu na nich nie zależało.Na kominach domów i słupach elektrycznych widać niechlujne bocianie gniazda.Gdybyśmy sami tędy przejeżdżali, pewnie byśmyprzystanęli, kupili koszyk brzoskwiń, a potem jedli je pod drzewempalcami lepkimi od soku.Zamiast tego popijam wodę z butelki i modlę się w duchu, żeby słońce nie zamieniło nas w kałuże roztopionego masła.Nieoczekiwanie zatrzymaliśmy się przy Domku Matki Boskiej.Przyjaciel %7łyd opowiedział mi kiedyś, jak go wzruszył sam domeki zewnętrzny mur wytapetowany karteczkami papieru z podziękowaniami odwiedzających.Ja widzę także jedną podkolanówkę, kilka szmatek i papierowe serwetki, jakby nikt nie był przygotowanyna wyrażanie wdzięczności.W środku malutkiego domku (z pewnością fakt zamieszkiwania tu Marii jest tylko pobożnym życzeniem)mrok rozpraszają znajome cienkie świece osadzone w piasku.Koncepcja, że Maria spędziła swoje ostatnie lata w pobliżu Efezu, bardzo mnie intryguje.Może miała jeszcze jedno dziecko, dziewczyn-kę, która łaziła po tych zakurzonych drzewach i bawiła się na marmurowych ulicach?Przy wsiadaniu do autokaru słyszę, jak jeden z turystów brytyjskich mówi:- To był strzał w dziesiątkę.Efez - miejsce, gdzie modlił się święty Paweł i Heraklit.Przy wejściu psotne dziecko sprzedaje pocztówki - trzydzieści sztuk za Jednego Dolara Amerykańskiego! Przepuszczamy tę okazję i słyszymy:- Aamiecie mi serce.- Brzęk monet - mowi przewodniczka.- O to tylko im chodzi.Potem idziemy marmurowymi ulicami w strumieniu innych turystów.Przed słynną biblioteką - po Aleksandrii i Pergamonie największą na świecie - przemawia kilku przewodników naraz.Przezprzekorę wobec naszej, obchodzę grupy, słuchając strzępków ich objaśnień.Biblioteki strzegą posągi wyobrażające Mądrość, Inteligencję, Przeznaczenie, Naukę, chociaż niektórzy przewodnicy zamiasttej ostatniej wymieniają Miłość.Niebieskie oczy Meduzy strzegły świątyni Hadriana.Czy rzeczywiście, jak mówi przewodnik, była to pierwotna broń przed złymokiem? Takie oczy widzi się na dziobach łodzi i na drzwiach domów.To z Grecji wzięły się domowe ołtarzyki, które strzegą włoskich domów.Nasza przewodniczka puszcza nas luzem w amfiteatrze, ale najpierw oskarżycielskim tonem oznajmia, że podczas rockowego koncertu z udziałem Stinga od nadmiaru decybeli pękły fundamentyzabytku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Pod jego palcami złote paciorki szemrzą jak woda na skałach.Przesuwa swój czerwony boży"kamień, potem każdy inny, po kolei, na koniec pociera znów tenczerwony, zaczyna od nowa całą pętlę, i jeszcze raz.Odpływamy o piątej, więc musimy już iść.Ale nigdzie nie widać taksówki! No skąd - słyszymy - taksówki tylko przywożą tuludzi.Spróbujcie w następnej wiosce, to tylko trzy kilometry.Ruszamy więc w upale, ociężali po lunchu.Aatwo pisać, ale kamienie pod nogami są rozprażone w sierpniowym słońcu, a z asfaltu unosi się para.Gorący wiatr w osikach brzmi jak odgłoswodospadu, niestety kamienne łożyska strumieni są suche.Schodzimy krętą drogą - dzięki Zeusowi, że w dół - do następnej wioski, ale tu też taksówki ani śladu.Zdążyłam już dostać pęcherzyna wszystkich palcach u nóg, pięta mi krwawi.W końcu wsiadamy do autobusu i wolno, centymetr po centymetrze dojeżdżamydo Volos.Wysiadamy przy porcie, skąd mamy jeszcze ponad kilometr do statku.*Tutaj, na morzu, znów wdycham chłodne powietrze Hellady.Leciutka bryza sprawia, że na usta ciśnie mi się słowo eolski".Mleczna Droga skrzy się diamentami.Za portem brzeg się podnosi, jegotajemniczy ciemny kontur odcina się na tle nieba.Tylko od stronysterburty fale chlupią o statek, prawie się załamując.Gdzieś tam,daleko piana niesie muszlę z Afrodytą, zakrywającą piersi wodorostami.Dziś morze przypomina lśniący obsydian, chłodne lustro wo-dy, lustro, w które ojciec Eda patrzył w swoim ostatnim tygodniuna ziemi, mówiąc: Kto to jest i dlaczego nic nie mówi?".W środku trwa dansing przy muzyce z poprzedniej epoki.Nightand day, you are the one.- Posłuchaj tego, Eddie.To ty jesteś tym jedynym.Ponieważ odległości nie są duże, statek płynie zygzakiem, żebyzmieścić się w wyznaczonym czasie.Na Rodos trwa pełnia sezonuturystycznego.Chociaż rezygnujemy ze śniadania i wcześnie schodzimy na ląd, ulicami walą istne lawiny ludzi - lada chwila nas rozdepczą.Postanawiamy wrócić na statek i wybrać się na Rodos innym razem - może w lutym, jak będzie padać.Wycofując się powłasnych śladach, widzimy jednego gentlemen hosts - siedzi na krawężniku i wyraznie zgnębiony popija piwo.*Przeprawiamy się na tureckie wybrzeże i cumujemy w Kusada-si.Stamtąd autokarem jedziemy do Efezu drogą wysadzaną figami.Mijamy gaje pomarańczowe, połamane kolumny i rzezbione blokiskalne, porzucone przy drodze, jakby nikomu na nich nie zależało.Na kominach domów i słupach elektrycznych widać niechlujne bocianie gniazda.Gdybyśmy sami tędy przejeżdżali, pewnie byśmyprzystanęli, kupili koszyk brzoskwiń, a potem jedli je pod drzewempalcami lepkimi od soku.Zamiast tego popijam wodę z butelki i modlę się w duchu, żeby słońce nie zamieniło nas w kałuże roztopionego masła.Nieoczekiwanie zatrzymaliśmy się przy Domku Matki Boskiej.Przyjaciel %7łyd opowiedział mi kiedyś, jak go wzruszył sam domeki zewnętrzny mur wytapetowany karteczkami papieru z podziękowaniami odwiedzających.Ja widzę także jedną podkolanówkę, kilka szmatek i papierowe serwetki, jakby nikt nie był przygotowanyna wyrażanie wdzięczności.W środku malutkiego domku (z pewnością fakt zamieszkiwania tu Marii jest tylko pobożnym życzeniem)mrok rozpraszają znajome cienkie świece osadzone w piasku.Koncepcja, że Maria spędziła swoje ostatnie lata w pobliżu Efezu, bardzo mnie intryguje.Może miała jeszcze jedno dziecko, dziewczyn-kę, która łaziła po tych zakurzonych drzewach i bawiła się na marmurowych ulicach?Przy wsiadaniu do autokaru słyszę, jak jeden z turystów brytyjskich mówi:- To był strzał w dziesiątkę.Efez - miejsce, gdzie modlił się święty Paweł i Heraklit.Przy wejściu psotne dziecko sprzedaje pocztówki - trzydzieści sztuk za Jednego Dolara Amerykańskiego! Przepuszczamy tę okazję i słyszymy:- Aamiecie mi serce.- Brzęk monet - mowi przewodniczka.- O to tylko im chodzi.Potem idziemy marmurowymi ulicami w strumieniu innych turystów.Przed słynną biblioteką - po Aleksandrii i Pergamonie największą na świecie - przemawia kilku przewodników naraz.Przezprzekorę wobec naszej, obchodzę grupy, słuchając strzępków ich objaśnień.Biblioteki strzegą posągi wyobrażające Mądrość, Inteligencję, Przeznaczenie, Naukę, chociaż niektórzy przewodnicy zamiasttej ostatniej wymieniają Miłość.Niebieskie oczy Meduzy strzegły świątyni Hadriana.Czy rzeczywiście, jak mówi przewodnik, była to pierwotna broń przed złymokiem? Takie oczy widzi się na dziobach łodzi i na drzwiach domów.To z Grecji wzięły się domowe ołtarzyki, które strzegą włoskich domów.Nasza przewodniczka puszcza nas luzem w amfiteatrze, ale najpierw oskarżycielskim tonem oznajmia, że podczas rockowego koncertu z udziałem Stinga od nadmiaru decybeli pękły fundamentyzabytku [ Pobierz całość w formacie PDF ]