[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie, Walicki nam nie groził, terazto pojęłam.On zamierzałw taki sposób przekazać mi ważnąinformację o sobie.%7łeby mnie szlag!Musiałam tak obrzydliwiego wykpić?Jak to terazodszczekać?Nieda się.Babo,durnababo, jeszcze chwila, a rozpłaczesz się nad biednym wujaszkiem!To twój wróg.Nie cierpisz go.Pamiętaj o tym.A tenstół to kolejna zjego sztuczek.Obliczonana rozbudzeniew tobie zainteresowania jego osobą.%7łebyś go tak nieustannienie olewała.%7łebyśzrozumiała.Co, do cholery, miałam zrozumieć?Dokładnie niczego nie kapuję!Ważne, żetwoja mamazrozumiała.Palant!Pozer!Dupek!Oszust!Drań!Aajdak!Dojeżdżając do Korablewa, Walicki zaproponował zatajenie przed babcią Polą faktu megopobytu w szpitalu,ponieważnie chciał jej niepokoić.Szymek wykrzyknął natychmiast, że394 ty,wujku, jesteś taki dobry, o wszystkim pomyślisz, o wszystkich się zatroszczysz; izachwycałsię dobrocią Walickiego ażdowjazdu na podwórko, podczas gdy mną trzęsła cholera.Przeklętywujcio pomyślał naweto babci, aja nie!%7łeby mnieszlag!Pełna poczucia winy rzuciłam się z uściskami powitalnymi, zapewniając, że czuję siędoskonale,żeteraz od wtorkusię byczę, odsypiamzaległościi w ogóle, dziękuję ci, babciu,sama widzisz, babciu,jak świetnie już wyglądam!- Nie zagaduj.Wyglądasz okropnie!Córcia, natychmiastmasz się położyć!Ledwo trzymasz się na nogach.Matkoświęta.Daniel, Kasię trzeba do lekarza albo do szpitala!Tak,do szpitala.Koniecznie do szpitala!Niech ją dokładnie przebadają!Toż ona coraz chudsza!Oczy zapadłe,skóra aż przezroczysta.Babcia na zmianę z Szymkiem karmili mnieco trzy godziny, tucząc jak indykana święta.Walickiego widywałamwyłącznie podczas obiadów i kolacji.Był milczący, jakbynieobecny.Czasami przechwytywałam jego udręczone spojrzenie.Miałam je w nosie.Wyrzuciłam z pamięci zbędnybalast: rozważania o tym, skąd znamtę, mającą mną wstrząsnąć,aranżację stołu.Postanowiłamodpoczywać, obmyślać strategię rozmowy zIgorem.Tak wiele od niej zależało.Właściwie cała moja i Szymka przyszłość.Muszę zwrócićbabcikasę, inaczej byłabym zwykłą świnią.Nie dane mi jednak byłoodpocząć.595. W niedzielę wypoczywałam na leżaku.Ostatnie ciepłedni jesieni.Szkoda.Nie cierpiałam zimy.Nieznosiłam corazkrótszych dni, wcześnie zapadającej ciemności.Mamełku!podniecony Szymek wypadł nagle z kuchni.Babcia mówi, że od poniedziałku naszą łączkę rozkopią,bo ten kupiec zamierza wybudowaćdom!Ale babcia mówiteż, że to dobrze.Podobno ten pan ma uroczą żonę i synkaw moim wieku, a tensynek oraz żona tegopanaubóstwiająjak my zbierać grzyby!Babcia mówi, żena pewno się znimizaprzyjaznimy.Mówi, że sięcieszy, bo zwykle przez pięć dnijest samiutka jakpalec, a jak ten pan się wprowadzizrodziną, to już nie będzie samiutka jak palec!Mimo przygrzewającego słońca ogarnąłmnie przenikliwychłód.Powiedziałam Szymkowi, że to rzeczywiście wspaniałaperspektywa.Wszystko wydaje się cudowne.Coraz bardziejcudowne.A najcudowniej byłoby, żeby z wujkiem poszedłna ryby.Przydałaby sięświeżutka, pachnąca czystą wodą Krasówki płotka, okonek, jakiś szczupaczek.Musiałam z babcia Polą rozmówić się bez świadków.Coto znowu za heca z panem, uroczążoną, ich synem, równolatkiem mego syna?Więc durnowatym kupcem nie byłWalicki, alejakiś inny,dziwnym zrządzeniem losu pałającychęciąnabycia babcinej łączki, przepłacający łaskawca?Gdziesię taki idiota znalazł?Akurat teraz?Kiedy padałam na twarzz przepracowania, wyczerpania, a przede wszystkim z powodu396zżerających mnie jak piranie nerwów, obaw, wszelakichlękówprzed wujaszkiem?Po piętnastu minutach wujaszekz Szymkiem maszerowaliz wędkami nad Krasówkę.Natychmiast wparowałam do kuchni.Wydarłam babci Poliz rąkściereczkę do wycierania naczyń.Zastanawiające: babcianie zaprotestowała.Usiadła posłusznie, zmieszana, zakłopotana i uśmiechająca sięprzepraszająco.- BabciuPolu, mów prawdę.Nie oszukuj.Kimjest ówtajemniczy kupiec?- No.taki jeden pan.- bąknęła babcia Pola, wzdychając.Oj, Kasia, nie dręcz mnie, starej.Czy to ważne, kimjest?Sama wiesz, że ci miastowi szukają na gwałt ładnychmiejsc.Budują się.- Tak na gwałt,że w ciągu kilku dnizałatwił notariuszai już zamierza się budować?Potem zamieszkać?Z uroczążoną i uroczym synkiem?Nawet zdążyłciprzedstawić rodzinkę?Masz mnie za kompletną idiotkę, babciu?Przezskórę czuję, że ta sprzedaż i ten tajemniczy pan majązwiązek ze mną.- Córcia, to porządny, uczciwy człowiek.Uwierz mi.Proszę.- Znam go?-Córcia, proszę.- Znam?397. - Itak, i nie- odpowiedziała babcia Pola z męką w głosie.-Babciu, ty nie potrafisz kłamać.- Więc nie zmuszaj mnie do kłamstwa!- zawołała i ukryłatwarz w dłoniach.Płakała.- Boże, babciu, nie chciałam ci zadać bólu.Ale zrozum i mnie.- Rozumiem, Kasia.Doskonale rozumiem- szept babcispłynął poprzezstarcze, brązowe, pokryte wypukłymi żyłkamidłonie wciąż zasłaniające twarz.To człowiek, jak ty,nieszczęśliwy.Niema złych zamiarów.Trochę cierpliwości,a sam ci wszystko powie.Ja więcej nie mogę.- Babciu, przerażasz mnie.Mówisz oWalickim?Odsłoniła mokrą od łez twarz.- Nie, Kasiu.- spojrzała miprosto w oczy.Nie o Walickim.-Jezu, więc o kim?- Dowiesz sięw odpowiednim czasie.Oj, córcia, przestańwęszyć, podejrzewać.Czyja potrafiłabym wyrządzić tobie lub Szymusiowi krzywdę?Mnie przecież wierzysz.Toteżuwierz: nikt nic przeciwko tobie nie knuje.Gdyby ktoś stanąłprzeciwko wam,wydrapałabym mu osobiście oczy!Teraznajważniejsze jest, żebyś poddała się badaniom.Wyzdrowiała.Doszła do siebie.Bo kto mnie, starą, pochowa, kiedy przyjdzie mój czas?Nikogopoza wami niemam.I popłakałyśmy się obie.398Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę wypytywałababciPoli o tajemniczego nabywcęłączki, na której zamierza wybudować dom dla uroczej żony i jedenastoletniegosynka.Niech buduje.Może i rzeczywiście dobrze, że buduje?Szkoda,że to nie my,ja z Szymkiem, zamieszkamy w tymdomu z widokiem na Krasówkę.W każdymrazie uspokoiłamsię: pięćdziesięciu tysięcy niezawdzięczamłaskawości Walickiego.Ale kasę i tak babci oddam.Matko, to kawał grosza!Igor wystara mi się o dobrze płatną pracę, co pozwoliłobymi zaciągnąć kredyt.Można by i dombabci wyremontowaći dobudować pięterko, i zamieszkalibyśmy razem: ja, mójsyn ibabcia Pola.Szymek do szkoły miałby całkiem blisko.Zaledwie trzy kilometry do dziesięciotysięcznego Daniszyna,w którym są podstawówka,gimnazjum, liceum.Tak realne, tak bliskiewydało mi się spełnienie marzenia, boczemu nie?Tylko na przeszkodzie wciąż stała ta mojapraca, ta praca, którejnie mam; lecz Igornie jestłajdakiem,pomoże mi, na pewnopomoże!Dałamsięzasugerować Elce,żeIgor przez piętnaście lat knułwredną zemstę ipiętnaście latczekał, abyją spełnić.Naprawdę, Elka jestdurna, ale ja jeszcze durniejsza!Igor nie oddzwaniał, bo pewnie gdzieś w tereniekręcił kolejny program,a może jeszcze nie byłgotowy na spotkanie ze mną.Mniejszaz tym!Cofam wszystkie inwektywy,jakimi Igora obrzuciłam.Wiem,że Igor nie zostawi mnie bezpomocy, zostaniemy przyjaciółmi, a może nawet [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Nie, Walicki nam nie groził, terazto pojęłam.On zamierzałw taki sposób przekazać mi ważnąinformację o sobie.%7łeby mnie szlag!Musiałam tak obrzydliwiego wykpić?Jak to terazodszczekać?Nieda się.Babo,durnababo, jeszcze chwila, a rozpłaczesz się nad biednym wujaszkiem!To twój wróg.Nie cierpisz go.Pamiętaj o tym.A tenstół to kolejna zjego sztuczek.Obliczonana rozbudzeniew tobie zainteresowania jego osobą.%7łebyś go tak nieustannienie olewała.%7łebyśzrozumiała.Co, do cholery, miałam zrozumieć?Dokładnie niczego nie kapuję!Ważne, żetwoja mamazrozumiała.Palant!Pozer!Dupek!Oszust!Drań!Aajdak!Dojeżdżając do Korablewa, Walicki zaproponował zatajenie przed babcią Polą faktu megopobytu w szpitalu,ponieważnie chciał jej niepokoić.Szymek wykrzyknął natychmiast, że394 ty,wujku, jesteś taki dobry, o wszystkim pomyślisz, o wszystkich się zatroszczysz; izachwycałsię dobrocią Walickiego ażdowjazdu na podwórko, podczas gdy mną trzęsła cholera.Przeklętywujcio pomyślał naweto babci, aja nie!%7łeby mnieszlag!Pełna poczucia winy rzuciłam się z uściskami powitalnymi, zapewniając, że czuję siędoskonale,żeteraz od wtorkusię byczę, odsypiamzaległościi w ogóle, dziękuję ci, babciu,sama widzisz, babciu,jak świetnie już wyglądam!- Nie zagaduj.Wyglądasz okropnie!Córcia, natychmiastmasz się położyć!Ledwo trzymasz się na nogach.Matkoświęta.Daniel, Kasię trzeba do lekarza albo do szpitala!Tak,do szpitala.Koniecznie do szpitala!Niech ją dokładnie przebadają!Toż ona coraz chudsza!Oczy zapadłe,skóra aż przezroczysta.Babcia na zmianę z Szymkiem karmili mnieco trzy godziny, tucząc jak indykana święta.Walickiego widywałamwyłącznie podczas obiadów i kolacji.Był milczący, jakbynieobecny.Czasami przechwytywałam jego udręczone spojrzenie.Miałam je w nosie.Wyrzuciłam z pamięci zbędnybalast: rozważania o tym, skąd znamtę, mającą mną wstrząsnąć,aranżację stołu.Postanowiłamodpoczywać, obmyślać strategię rozmowy zIgorem.Tak wiele od niej zależało.Właściwie cała moja i Szymka przyszłość.Muszę zwrócićbabcikasę, inaczej byłabym zwykłą świnią.Nie dane mi jednak byłoodpocząć.595. W niedzielę wypoczywałam na leżaku.Ostatnie ciepłedni jesieni.Szkoda.Nie cierpiałam zimy.Nieznosiłam corazkrótszych dni, wcześnie zapadającej ciemności.Mamełku!podniecony Szymek wypadł nagle z kuchni.Babcia mówi, że od poniedziałku naszą łączkę rozkopią,bo ten kupiec zamierza wybudowaćdom!Ale babcia mówiteż, że to dobrze.Podobno ten pan ma uroczą żonę i synkaw moim wieku, a tensynek oraz żona tegopanaubóstwiająjak my zbierać grzyby!Babcia mówi, żena pewno się znimizaprzyjaznimy.Mówi, że sięcieszy, bo zwykle przez pięć dnijest samiutka jakpalec, a jak ten pan się wprowadzizrodziną, to już nie będzie samiutka jak palec!Mimo przygrzewającego słońca ogarnąłmnie przenikliwychłód.Powiedziałam Szymkowi, że to rzeczywiście wspaniałaperspektywa.Wszystko wydaje się cudowne.Coraz bardziejcudowne.A najcudowniej byłoby, żeby z wujkiem poszedłna ryby.Przydałaby sięświeżutka, pachnąca czystą wodą Krasówki płotka, okonek, jakiś szczupaczek.Musiałam z babcia Polą rozmówić się bez świadków.Coto znowu za heca z panem, uroczążoną, ich synem, równolatkiem mego syna?Więc durnowatym kupcem nie byłWalicki, alejakiś inny,dziwnym zrządzeniem losu pałającychęciąnabycia babcinej łączki, przepłacający łaskawca?Gdziesię taki idiota znalazł?Akurat teraz?Kiedy padałam na twarzz przepracowania, wyczerpania, a przede wszystkim z powodu396zżerających mnie jak piranie nerwów, obaw, wszelakichlękówprzed wujaszkiem?Po piętnastu minutach wujaszekz Szymkiem maszerowaliz wędkami nad Krasówkę.Natychmiast wparowałam do kuchni.Wydarłam babci Poliz rąkściereczkę do wycierania naczyń.Zastanawiające: babcianie zaprotestowała.Usiadła posłusznie, zmieszana, zakłopotana i uśmiechająca sięprzepraszająco.- BabciuPolu, mów prawdę.Nie oszukuj.Kimjest ówtajemniczy kupiec?- No.taki jeden pan.- bąknęła babcia Pola, wzdychając.Oj, Kasia, nie dręcz mnie, starej.Czy to ważne, kimjest?Sama wiesz, że ci miastowi szukają na gwałt ładnychmiejsc.Budują się.- Tak na gwałt,że w ciągu kilku dnizałatwił notariuszai już zamierza się budować?Potem zamieszkać?Z uroczążoną i uroczym synkiem?Nawet zdążyłciprzedstawić rodzinkę?Masz mnie za kompletną idiotkę, babciu?Przezskórę czuję, że ta sprzedaż i ten tajemniczy pan majązwiązek ze mną.- Córcia, to porządny, uczciwy człowiek.Uwierz mi.Proszę.- Znam go?-Córcia, proszę.- Znam?397. - Itak, i nie- odpowiedziała babcia Pola z męką w głosie.-Babciu, ty nie potrafisz kłamać.- Więc nie zmuszaj mnie do kłamstwa!- zawołała i ukryłatwarz w dłoniach.Płakała.- Boże, babciu, nie chciałam ci zadać bólu.Ale zrozum i mnie.- Rozumiem, Kasia.Doskonale rozumiem- szept babcispłynął poprzezstarcze, brązowe, pokryte wypukłymi żyłkamidłonie wciąż zasłaniające twarz.To człowiek, jak ty,nieszczęśliwy.Niema złych zamiarów.Trochę cierpliwości,a sam ci wszystko powie.Ja więcej nie mogę.- Babciu, przerażasz mnie.Mówisz oWalickim?Odsłoniła mokrą od łez twarz.- Nie, Kasiu.- spojrzała miprosto w oczy.Nie o Walickim.-Jezu, więc o kim?- Dowiesz sięw odpowiednim czasie.Oj, córcia, przestańwęszyć, podejrzewać.Czyja potrafiłabym wyrządzić tobie lub Szymusiowi krzywdę?Mnie przecież wierzysz.Toteżuwierz: nikt nic przeciwko tobie nie knuje.Gdyby ktoś stanąłprzeciwko wam,wydrapałabym mu osobiście oczy!Teraznajważniejsze jest, żebyś poddała się badaniom.Wyzdrowiała.Doszła do siebie.Bo kto mnie, starą, pochowa, kiedy przyjdzie mój czas?Nikogopoza wami niemam.I popłakałyśmy się obie.398Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę wypytywałababciPoli o tajemniczego nabywcęłączki, na której zamierza wybudować dom dla uroczej żony i jedenastoletniegosynka.Niech buduje.Może i rzeczywiście dobrze, że buduje?Szkoda,że to nie my,ja z Szymkiem, zamieszkamy w tymdomu z widokiem na Krasówkę.W każdymrazie uspokoiłamsię: pięćdziesięciu tysięcy niezawdzięczamłaskawości Walickiego.Ale kasę i tak babci oddam.Matko, to kawał grosza!Igor wystara mi się o dobrze płatną pracę, co pozwoliłobymi zaciągnąć kredyt.Można by i dombabci wyremontowaći dobudować pięterko, i zamieszkalibyśmy razem: ja, mójsyn ibabcia Pola.Szymek do szkoły miałby całkiem blisko.Zaledwie trzy kilometry do dziesięciotysięcznego Daniszyna,w którym są podstawówka,gimnazjum, liceum.Tak realne, tak bliskiewydało mi się spełnienie marzenia, boczemu nie?Tylko na przeszkodzie wciąż stała ta mojapraca, ta praca, którejnie mam; lecz Igornie jestłajdakiem,pomoże mi, na pewnopomoże!Dałamsięzasugerować Elce,żeIgor przez piętnaście lat knułwredną zemstę ipiętnaście latczekał, abyją spełnić.Naprawdę, Elka jestdurna, ale ja jeszcze durniejsza!Igor nie oddzwaniał, bo pewnie gdzieś w tereniekręcił kolejny program,a może jeszcze nie byłgotowy na spotkanie ze mną.Mniejszaz tym!Cofam wszystkie inwektywy,jakimi Igora obrzuciłam.Wiem,że Igor nie zostawi mnie bezpomocy, zostaniemy przyjaciółmi, a może nawet [ Pobierz całość w formacie PDF ]