[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jezu, dokto-rze, mówiąc tak do nas, wydawałeś się szczęśliwy, że to zdrowy, dużychłopczyk.Jakby ten chłopczyk był twoim własnym synem.Czy doHellen, badając jej rozwijającego się zdrowo chłopczyka, mówiłeśpodobnie? Płakałeś wspólnie z Brianem i Amelią, bo jej ciąża byłazagrożona? Dla wszystkich miałeś dobre słowo.Pocieszałeś strapio-nych.Przenosiłeś ulgę cierpiącym.Twoje ręce były delikatne, czułe.Czy istnieją takie uczucia, taka miłość, dla których dobry człowiek,najlepszy z najlepszych, taki jak ty właśnie, gotów jest aż tak sięupodlić, by chronić potwora? Jennifer, w tej chwili chciałbym stać sięlodami Grenlandii.Patrzę na człowieka, który przyczynił się dośmierci mojej Emily, i nie lodowacieję, nie sztywnieje mi nawet kark.Patrzę na niego z litością, a powinienem z nienawiścią.Gdy słucha-łem Ledy Hening, nienawiść do doktora omal mnie nie sparaliżowała.No ale gdyby mi ktoś kazał kogoś zabić, bo inaczej on zabije Stevena?Jezu, zabiłbym bez wahania. Siadaj, Stan.Nie, nie na tym krześle.Ja na nim usiądę.%7łebyświdział moją twarz.Ja nad twoją się ulituję.Niech pozostanie w cie-niu.Ty i litość? Usiłuje mnie sprowokować? Może celowo zaprosiłmnie do gabinetu, wiedząc, że w nim przypomnę sobie, jakim czło-wiekiem był kiedyś? Tym dobrym, tym cudownym, tym kochanym? Rzeczywiście, Stan.Nie znasz doktora Marka Tracy'ego. Ano nie znam.Sądzę doktorze, że nikt tak naprawdę cię w na-szym mieście nie zna.Zna fałszywy mit o tobie.O dobrym człowieku,czułym lekarzu, pochylającym się nad chorymi.Miłosiernym, świę-tym, niczym Franciszek z Asyżu.Pędzącym na pomoc za darmochędo ubogich o każdej porze dnia i nocy.Przysięgę Hipokratesa wydru-kowałeś, oprawiłeś w ramki i powiesiłeś na ścianie.Tak wiele razybywałem w twoim gabinecie, że nieomal nauczyłem się jej na pamięć,gdy ty z troską zaglądałeś w gardło mojej żony lub ze szczęściem woczach wołałeś: Emily, skarbie, urodzisz zdrowego, silnego chłop-ca!.Tam jest napisane, między innymi, doktorze, że: Nikomu, na-wet na żądanie, nie podam śmiercionośnej trucizny ani nikomu niebędę jej doradzał.. Stan, znam przysięgę Hipokratesa.246 Nie znasz! Tam jest też napisane: Do jakiegokolwiek wejdędomu, wejdę doń dla pożytku chorych; nie po to, żeby świadomiewyrządzać krzywdę lub szkodzić w inny sposób.. Jest również napisane, Stan, że Cokolwiek bym podczas le-czenia, czy poza nim, z życia ludzkiego ujrzał, czy usłyszał, czego nienależy rozgłaszać, będę milczał, zachowując to w tajemnicy odpo-wiedział ze spokojem doktor. Jeżeli przyszedłeś wypytywać mnie omoich pacjentów, daruj sobie, wyjdz. Nikomu nie podałeś śmiercionośnej trucizny, Mark? A Emily?A Annette? Na Boga, Stan! Nigdy nikogo nie otrułem! Dobrze.Nie otrułeś.Powrócimy jeszcze do tego tematu.Zacznęinaczej.%7łebyś mi nie zamykał gęby powoływaniem się na tajemnicęlekarską.Na ścianie wisi również twój uniwersytecki dyplom.Koń-czyłeś medycynę na jednym z dziesięciu najlepszych uniwersytetów wkraju, w Filadelfii.Odbyłeś staż w jednym z dziesięciu najlepszychszpitali w kraju, również w Filadelfii.Nawet Will Barkins nie mógł siępochwalić dyplomem tak prestiżowej uczelni jak ty.Powiedz, czemunie zostałeś w Szpitalu Uniwersytetu Pensylwanii, lecz przygnałeśnatychmiast z tym swoim wspaniałym dyplomem do naszej prowin-cjonalnej dziury? zapytał Haig, z satysfakcją obserwując zmiesza-nie na wynędzniałej twarzy doktora. Po pierwsze nie natychmiast , szeryfie.W klinice uniwersy-teckiej pracowałem równe dziesięć lat, co łatwo możecie sprawdzić.Zrezygnowałem z przyczyn osobistych.Dla tych samych przyczynnigdy się nie ożeniłem.Tyle ci wystarczy? Nie.Każdy potrafi się wykpić przyczynami osobistymi.Tym razem Haig się zmieszał.Był przekonany, że Mark Tracy otwo-rzył praktykę tak dawno, że w ogóle nie pracował w żadnym szpitalu. No cóż.Wolę spowiadać się przed tobą niż przed jakimiś ob-cymi gliniarzami.Macie swoje metody, aby wywlec z człowieka naj-bardziej intymne sprawy.Was żadne przysięgi nie obowiązują.Wydziałacie w imię prawa, które pozwala wam włazić z brudnymi bucio-rami do duszy.Nawet jako podejrzany nie mogę liczyć na twojąwspaniałomyślność, że to, co powiem, zachowasz wyłącznie dla sie-bie. Po zapadniętych policzkach Marka Tracy'ego spłynęły łzy. Nie licz na jakąkolwiek wspaniałomyślność.Nie masz do niejprawa. Płaczący doktor wzbudzał w Haigu odrazę.Najpierw bierze247mnie na litość, teraz domaga się wspaniałomyślności.Niezłe zagryw-ki. Proszę o fakty.Oczywiście, że posiadamy metody, aby prześwie-tlić dokładnie twoje życie.Radzę nie kłamać. Gdybym zamierzał kłamać, nie siedziałbyś tu teraz ze mną,Stan.Wpuściłem cię dobrowolnie, bez nakazu sędziego. Doktorzdecydowanym gestem otarł łzy. I nie liczę już na jakąkolwiekwspaniałomyślność.Zwłaszcza twoją, szeryfie.Może nawet wolałbymsiedzieć teraz w salce przesłuchań, przed obcym mi Petersem.%7łądaszfaktów? Zanim do nich przejdę, zadam ci jedno pytanie, pozwolisz?Czy od razu mnie skujesz? Bez aktu oskarżenia.Bez prawa do adwo-kata.Milczysz.Wobec tego zapytam, czy kiedykolwiek zastanawiałeśsię, dlaczego żyję sam? Nie założyłem rodziny? Może jesteś na przykład gejem albo impotentem? Kręcisz, dok-torze. Czemu mnie obrażasz? Moje pytanie było proste.Sam ci na nieodpowiem.Opowiem ci pewną banalną historię, a ty sobie wyciągaj zniej te swoje fakty.Nie stroniłem od kobiet ani na studiach, ani póz-niej.To były przelotne romanse.Dziewczyny na jedną lub kilka nocy.Akurat trafiałem na takie, którym podobny układ pasował.No i prze-spałem się z taką jedną, pracującą razem ze mną na oddziale w cha-rakterze wolontariuszki, zbierającą punkty potrzebne do rozpoczęcianauki w szkole dla pielęgniarek.Dla świętego spokoju, bo nie wiado-mo dlaczego zapałała do mnie jakimś wariackim uczuciem.Wystawa-ła pod moim domem.Przychodziła na moje dyżury.Ciągle wydzwa-niała.Przysyłała drobne prezenty, listy miłosne. Jestem czysta, ża-den mężczyzna mnie nie zbrukał.Pragnę cię! Podaruj mi jedną, jedy-ną noc.I temu podobne wyznania.Więc się z nią przespałem.Byłarzeczywiście dziewicą, co mnie nieco przestraszyło.Zostawiłem jąśpiącą, poszedłem na poranny dyżur.Gdy wróciłem, ona zdążyła sięw międzyczasie wprowadzić, posprzątać i przygotować lunch. Jesteśtylko mój.Nikt tak ja cię nie pokocha.Jeżeli każesz mi się wynieść,będę spała na twojej wycieraczce przed drzwiami.Tak oto wpadłemw pułapkę.Tłumaczenia, że jej nie kocham i nie pokocham, odbijałysię niczym groch od ściany.Urządzałem awantury, poniżałem ją, aona powtarzała z uśmiechem szczęścia: Jesteś tylko mój, tylko mój.Ja i ty.Ty i ja.Połączeni na wieczność tą jedną nocą.Mąż i żona.Ożeń się z nią, pomęcz się z rok, a potem rozwiedz, doradzali koledzy.248Wyznaczyłem datę ślubu.Kupiła sobie suknię ślubną, długą, z białejkoronki, i welon.Zaprosiłem wszystkich bliższych i dalszych znajo-mych, przyjaciół; ona nikogo. Wychowywałam się w rodzinach za-stępczych, moja matka jest NN, mój ojciec NN, ale zawsze marzyłamo hucznym ślubie.Pokochasz mnie.Zresztą, to nieważne.Jesteś i taktylko mój, tylko mój.Wyobraz ją sobie, Stan.Powtarzającą Jesteśtylko mój. Przerażała cię, prawda, doktorze? Tak.Ale sądziłem, że ślub jej namiętne uczucie przytłumi.Bę-dę tylko jej.Odzyskam spokój. I co? Odzyskałeś? Zlubu nie było, Stan. Stchórzyłeś, oczywiście [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
. Jezu, dokto-rze, mówiąc tak do nas, wydawałeś się szczęśliwy, że to zdrowy, dużychłopczyk.Jakby ten chłopczyk był twoim własnym synem.Czy doHellen, badając jej rozwijającego się zdrowo chłopczyka, mówiłeśpodobnie? Płakałeś wspólnie z Brianem i Amelią, bo jej ciąża byłazagrożona? Dla wszystkich miałeś dobre słowo.Pocieszałeś strapio-nych.Przenosiłeś ulgę cierpiącym.Twoje ręce były delikatne, czułe.Czy istnieją takie uczucia, taka miłość, dla których dobry człowiek,najlepszy z najlepszych, taki jak ty właśnie, gotów jest aż tak sięupodlić, by chronić potwora? Jennifer, w tej chwili chciałbym stać sięlodami Grenlandii.Patrzę na człowieka, który przyczynił się dośmierci mojej Emily, i nie lodowacieję, nie sztywnieje mi nawet kark.Patrzę na niego z litością, a powinienem z nienawiścią.Gdy słucha-łem Ledy Hening, nienawiść do doktora omal mnie nie sparaliżowała.No ale gdyby mi ktoś kazał kogoś zabić, bo inaczej on zabije Stevena?Jezu, zabiłbym bez wahania. Siadaj, Stan.Nie, nie na tym krześle.Ja na nim usiądę.%7łebyświdział moją twarz.Ja nad twoją się ulituję.Niech pozostanie w cie-niu.Ty i litość? Usiłuje mnie sprowokować? Może celowo zaprosiłmnie do gabinetu, wiedząc, że w nim przypomnę sobie, jakim czło-wiekiem był kiedyś? Tym dobrym, tym cudownym, tym kochanym? Rzeczywiście, Stan.Nie znasz doktora Marka Tracy'ego. Ano nie znam.Sądzę doktorze, że nikt tak naprawdę cię w na-szym mieście nie zna.Zna fałszywy mit o tobie.O dobrym człowieku,czułym lekarzu, pochylającym się nad chorymi.Miłosiernym, świę-tym, niczym Franciszek z Asyżu.Pędzącym na pomoc za darmochędo ubogich o każdej porze dnia i nocy.Przysięgę Hipokratesa wydru-kowałeś, oprawiłeś w ramki i powiesiłeś na ścianie.Tak wiele razybywałem w twoim gabinecie, że nieomal nauczyłem się jej na pamięć,gdy ty z troską zaglądałeś w gardło mojej żony lub ze szczęściem woczach wołałeś: Emily, skarbie, urodzisz zdrowego, silnego chłop-ca!.Tam jest napisane, między innymi, doktorze, że: Nikomu, na-wet na żądanie, nie podam śmiercionośnej trucizny ani nikomu niebędę jej doradzał.. Stan, znam przysięgę Hipokratesa.246 Nie znasz! Tam jest też napisane: Do jakiegokolwiek wejdędomu, wejdę doń dla pożytku chorych; nie po to, żeby świadomiewyrządzać krzywdę lub szkodzić w inny sposób.. Jest również napisane, Stan, że Cokolwiek bym podczas le-czenia, czy poza nim, z życia ludzkiego ujrzał, czy usłyszał, czego nienależy rozgłaszać, będę milczał, zachowując to w tajemnicy odpo-wiedział ze spokojem doktor. Jeżeli przyszedłeś wypytywać mnie omoich pacjentów, daruj sobie, wyjdz. Nikomu nie podałeś śmiercionośnej trucizny, Mark? A Emily?A Annette? Na Boga, Stan! Nigdy nikogo nie otrułem! Dobrze.Nie otrułeś.Powrócimy jeszcze do tego tematu.Zacznęinaczej.%7łebyś mi nie zamykał gęby powoływaniem się na tajemnicęlekarską.Na ścianie wisi również twój uniwersytecki dyplom.Koń-czyłeś medycynę na jednym z dziesięciu najlepszych uniwersytetów wkraju, w Filadelfii.Odbyłeś staż w jednym z dziesięciu najlepszychszpitali w kraju, również w Filadelfii.Nawet Will Barkins nie mógł siępochwalić dyplomem tak prestiżowej uczelni jak ty.Powiedz, czemunie zostałeś w Szpitalu Uniwersytetu Pensylwanii, lecz przygnałeśnatychmiast z tym swoim wspaniałym dyplomem do naszej prowin-cjonalnej dziury? zapytał Haig, z satysfakcją obserwując zmiesza-nie na wynędzniałej twarzy doktora. Po pierwsze nie natychmiast , szeryfie.W klinice uniwersy-teckiej pracowałem równe dziesięć lat, co łatwo możecie sprawdzić.Zrezygnowałem z przyczyn osobistych.Dla tych samych przyczynnigdy się nie ożeniłem.Tyle ci wystarczy? Nie.Każdy potrafi się wykpić przyczynami osobistymi.Tym razem Haig się zmieszał.Był przekonany, że Mark Tracy otwo-rzył praktykę tak dawno, że w ogóle nie pracował w żadnym szpitalu. No cóż.Wolę spowiadać się przed tobą niż przed jakimiś ob-cymi gliniarzami.Macie swoje metody, aby wywlec z człowieka naj-bardziej intymne sprawy.Was żadne przysięgi nie obowiązują.Wydziałacie w imię prawa, które pozwala wam włazić z brudnymi bucio-rami do duszy.Nawet jako podejrzany nie mogę liczyć na twojąwspaniałomyślność, że to, co powiem, zachowasz wyłącznie dla sie-bie. Po zapadniętych policzkach Marka Tracy'ego spłynęły łzy. Nie licz na jakąkolwiek wspaniałomyślność.Nie masz do niejprawa. Płaczący doktor wzbudzał w Haigu odrazę.Najpierw bierze247mnie na litość, teraz domaga się wspaniałomyślności.Niezłe zagryw-ki. Proszę o fakty.Oczywiście, że posiadamy metody, aby prześwie-tlić dokładnie twoje życie.Radzę nie kłamać. Gdybym zamierzał kłamać, nie siedziałbyś tu teraz ze mną,Stan.Wpuściłem cię dobrowolnie, bez nakazu sędziego. Doktorzdecydowanym gestem otarł łzy. I nie liczę już na jakąkolwiekwspaniałomyślność.Zwłaszcza twoją, szeryfie.Może nawet wolałbymsiedzieć teraz w salce przesłuchań, przed obcym mi Petersem.%7łądaszfaktów? Zanim do nich przejdę, zadam ci jedno pytanie, pozwolisz?Czy od razu mnie skujesz? Bez aktu oskarżenia.Bez prawa do adwo-kata.Milczysz.Wobec tego zapytam, czy kiedykolwiek zastanawiałeśsię, dlaczego żyję sam? Nie założyłem rodziny? Może jesteś na przykład gejem albo impotentem? Kręcisz, dok-torze. Czemu mnie obrażasz? Moje pytanie było proste.Sam ci na nieodpowiem.Opowiem ci pewną banalną historię, a ty sobie wyciągaj zniej te swoje fakty.Nie stroniłem od kobiet ani na studiach, ani póz-niej.To były przelotne romanse.Dziewczyny na jedną lub kilka nocy.Akurat trafiałem na takie, którym podobny układ pasował.No i prze-spałem się z taką jedną, pracującą razem ze mną na oddziale w cha-rakterze wolontariuszki, zbierającą punkty potrzebne do rozpoczęcianauki w szkole dla pielęgniarek.Dla świętego spokoju, bo nie wiado-mo dlaczego zapałała do mnie jakimś wariackim uczuciem.Wystawa-ła pod moim domem.Przychodziła na moje dyżury.Ciągle wydzwa-niała.Przysyłała drobne prezenty, listy miłosne. Jestem czysta, ża-den mężczyzna mnie nie zbrukał.Pragnę cię! Podaruj mi jedną, jedy-ną noc.I temu podobne wyznania.Więc się z nią przespałem.Byłarzeczywiście dziewicą, co mnie nieco przestraszyło.Zostawiłem jąśpiącą, poszedłem na poranny dyżur.Gdy wróciłem, ona zdążyła sięw międzyczasie wprowadzić, posprzątać i przygotować lunch. Jesteśtylko mój.Nikt tak ja cię nie pokocha.Jeżeli każesz mi się wynieść,będę spała na twojej wycieraczce przed drzwiami.Tak oto wpadłemw pułapkę.Tłumaczenia, że jej nie kocham i nie pokocham, odbijałysię niczym groch od ściany.Urządzałem awantury, poniżałem ją, aona powtarzała z uśmiechem szczęścia: Jesteś tylko mój, tylko mój.Ja i ty.Ty i ja.Połączeni na wieczność tą jedną nocą.Mąż i żona.Ożeń się z nią, pomęcz się z rok, a potem rozwiedz, doradzali koledzy.248Wyznaczyłem datę ślubu.Kupiła sobie suknię ślubną, długą, z białejkoronki, i welon.Zaprosiłem wszystkich bliższych i dalszych znajo-mych, przyjaciół; ona nikogo. Wychowywałam się w rodzinach za-stępczych, moja matka jest NN, mój ojciec NN, ale zawsze marzyłamo hucznym ślubie.Pokochasz mnie.Zresztą, to nieważne.Jesteś i taktylko mój, tylko mój.Wyobraz ją sobie, Stan.Powtarzającą Jesteśtylko mój. Przerażała cię, prawda, doktorze? Tak.Ale sądziłem, że ślub jej namiętne uczucie przytłumi.Bę-dę tylko jej.Odzyskam spokój. I co? Odzyskałeś? Zlubu nie było, Stan. Stchórzyłeś, oczywiście [ Pobierz całość w formacie PDF ]