[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Toż nie mogły się całkiem w niwecz obrócić kostki, nawet najdrobniejsze myślałem.Z Wincentem o tym więcej nie gadaliśmy, bom nie chciał tykać bolączki i bałem się,prawdę rzekłszy, do sprawy powracać.Potem już sposobności ku temu nie stało, bo zmarł byłWincent niespodziewanie, o czym osobno wspomnieć mi wypadnie, jeno wprzód o swojejsprawie dokończę, bowiem bliższa ciału koszula.Oto po namyśle uznałem, że prawda jakąk-olwiek by była, nie zmieni niczego.Cokolwiek by się potem pokazać miało, nie mogło od-mienić intencji mych.Wolałem tedy tymczasem nie robić z tym nic, żyć i czynić jak do-tychczas, jakby się całkiem nic nie stało.Nie widziałem też, lub widzieć nie chciałem przyc-zyny dobrej ku temu, by sobie żywot współcześnie utrudniać poprzez w przeszłości grze-banie.Znalezli Wincenta we dni parę ludzie koło chałupy, którą ongiś wraz z żoną swązajmował.Umyślił sobie staruszek tam właśnie dni swe ostatnie spędzić i razno za robotę sięwziął przy domu mocno zapuszczonym.Chciałem mu ochłonąwszy po tym, czym mnieuraczył człeka dać do pomocy, ale odmówił.On musiał sam wszystko własnymi zrobićrękami i wielki ku temu okazywał zapał.Dnia rzeczonego upał panował okrutny.Wincent kamienie z pola zwoził, wózek małyciągnąc.Widno od żaru padł, głowę odsłoniętą, a łysą na słońce niebacznie wystawiając.%7łalmi go było, żal prawdziwie, boć on mi ojca gdym mały był zastępował.Dziś wszakżemyślę, że się mógł Wincent przeszkodą do zaślubin stać.Dlatego zginął.Myślę też, że i Mar-cel z tego samego zginął powodu.Wiele on bowiem od Wincenta słyszeć mógł, a swoje teżwidział i w głowie ważył.Gdyby tedy we dwóch wystąpili i przed ołtarzem racje swe rzekli,do zaślubin by nie doszło.Zaś, o tym, co by pózniej się działo i myśleć nie chcę.W tychże jakoś dniach wieść mi przyniesiono, że i pan de Mantur żywot swój zakońc-zył.Pomyślałem, że to z alteracji po śmierci kawalera de Pugh stać się mogło, alem o to niedbał, czym innym głowę zajętą mając.Powiedziałbym nawet, żem coś na kształt zadowoleniapoczuł, gdyż oto nie stało ostatniego człeka, któren by przeciw zamiarom mym bruzdzić sięsilił i w materii tej cokolwiek wskórać był zdołen.Doszło też do mnie, jeno pózniej nieco, a czegom wcześniej nie wiedział, że panna owagładka w bieliznie samej, com ją zaszlachtował, gdy za pieskiem po trawniku leciała, córkąpana de Mantur była.Znaczyć by to miało, że nie był mu raczej synem naturalnym kawalerPugh, jeno protegowanym, a córki jego epuzerem, którego on zięciem swym uczynić zamia-rował.Cios więc, który pana de Mantur był spotkał, niejako podwójnym się okazał, temu gotenże i nie zdzierżył.Gdybym wtenczas poskładał wszystko com już wiedział, może bym zmienił niejedno ibieg zdarzeń starał się odwrócić.Mógłbym bowiem i tego się domyśleć, że Eleonora zawszystkim stała, to jest za Marcela, kawalera de Pugh i panny owej śmiercią, także Wincentai pana de Mantur jako wszystkich, którzy po drodze jej do celu wiadomego na despekt mogliczynić.Dziś tako myślę, że pamiętna potyczka, w której Marcel padł, jej była dziełem i choćdowodów ku temu nijakich nie mam, wiele na to wskazuje.Marcel bowiem, co niechętnymjej był, gardło dał.Im więcej zaś myślę, tym bardziej pewny jestem, że ona to sama, a nie ktoinny tchawicę mu przerżnęła.Uczyniła to już po bitwie całej, jak łotrzyków niedobitkipierzchły, a jam bez przytomności leżał.W bitwie przecie nie ma kiedy rannych dobijać, dośćroboty z żywymi mając.Po bitwie zaś niektórzy tak czynią i trupy obdzierają, choć wstrętnyto proceder.Możliwym więc jest, że Marcel półżywy, poturbowany mocno, poruszyć się iobronić niezdolen, dychał jeszcze, kiedy Eleonora sztylecikiem swym na dobre życia gopozbawiła.Cudacznym a podejrzanym mocno takoż mi się widzi to, że mnie przygoda większaominęła i na zdrowiu szwank.Bo niewiele mi się dostało i przypadkiem jeno, a mogło więcejznacznie i gorzej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
. Toż nie mogły się całkiem w niwecz obrócić kostki, nawet najdrobniejsze myślałem.Z Wincentem o tym więcej nie gadaliśmy, bom nie chciał tykać bolączki i bałem się,prawdę rzekłszy, do sprawy powracać.Potem już sposobności ku temu nie stało, bo zmarł byłWincent niespodziewanie, o czym osobno wspomnieć mi wypadnie, jeno wprzód o swojejsprawie dokończę, bowiem bliższa ciału koszula.Oto po namyśle uznałem, że prawda jakąk-olwiek by była, nie zmieni niczego.Cokolwiek by się potem pokazać miało, nie mogło od-mienić intencji mych.Wolałem tedy tymczasem nie robić z tym nic, żyć i czynić jak do-tychczas, jakby się całkiem nic nie stało.Nie widziałem też, lub widzieć nie chciałem przyc-zyny dobrej ku temu, by sobie żywot współcześnie utrudniać poprzez w przeszłości grze-banie.Znalezli Wincenta we dni parę ludzie koło chałupy, którą ongiś wraz z żoną swązajmował.Umyślił sobie staruszek tam właśnie dni swe ostatnie spędzić i razno za robotę sięwziął przy domu mocno zapuszczonym.Chciałem mu ochłonąwszy po tym, czym mnieuraczył człeka dać do pomocy, ale odmówił.On musiał sam wszystko własnymi zrobićrękami i wielki ku temu okazywał zapał.Dnia rzeczonego upał panował okrutny.Wincent kamienie z pola zwoził, wózek małyciągnąc.Widno od żaru padł, głowę odsłoniętą, a łysą na słońce niebacznie wystawiając.%7łalmi go było, żal prawdziwie, boć on mi ojca gdym mały był zastępował.Dziś wszakżemyślę, że się mógł Wincent przeszkodą do zaślubin stać.Dlatego zginął.Myślę też, że i Mar-cel z tego samego zginął powodu.Wiele on bowiem od Wincenta słyszeć mógł, a swoje teżwidział i w głowie ważył.Gdyby tedy we dwóch wystąpili i przed ołtarzem racje swe rzekli,do zaślubin by nie doszło.Zaś, o tym, co by pózniej się działo i myśleć nie chcę.W tychże jakoś dniach wieść mi przyniesiono, że i pan de Mantur żywot swój zakońc-zył.Pomyślałem, że to z alteracji po śmierci kawalera de Pugh stać się mogło, alem o to niedbał, czym innym głowę zajętą mając.Powiedziałbym nawet, żem coś na kształt zadowoleniapoczuł, gdyż oto nie stało ostatniego człeka, któren by przeciw zamiarom mym bruzdzić sięsilił i w materii tej cokolwiek wskórać był zdołen.Doszło też do mnie, jeno pózniej nieco, a czegom wcześniej nie wiedział, że panna owagładka w bieliznie samej, com ją zaszlachtował, gdy za pieskiem po trawniku leciała, córkąpana de Mantur była.Znaczyć by to miało, że nie był mu raczej synem naturalnym kawalerPugh, jeno protegowanym, a córki jego epuzerem, którego on zięciem swym uczynić zamia-rował.Cios więc, który pana de Mantur był spotkał, niejako podwójnym się okazał, temu gotenże i nie zdzierżył.Gdybym wtenczas poskładał wszystko com już wiedział, może bym zmienił niejedno ibieg zdarzeń starał się odwrócić.Mógłbym bowiem i tego się domyśleć, że Eleonora zawszystkim stała, to jest za Marcela, kawalera de Pugh i panny owej śmiercią, także Wincentai pana de Mantur jako wszystkich, którzy po drodze jej do celu wiadomego na despekt mogliczynić.Dziś tako myślę, że pamiętna potyczka, w której Marcel padł, jej była dziełem i choćdowodów ku temu nijakich nie mam, wiele na to wskazuje.Marcel bowiem, co niechętnymjej był, gardło dał.Im więcej zaś myślę, tym bardziej pewny jestem, że ona to sama, a nie ktoinny tchawicę mu przerżnęła.Uczyniła to już po bitwie całej, jak łotrzyków niedobitkipierzchły, a jam bez przytomności leżał.W bitwie przecie nie ma kiedy rannych dobijać, dośćroboty z żywymi mając.Po bitwie zaś niektórzy tak czynią i trupy obdzierają, choć wstrętnyto proceder.Możliwym więc jest, że Marcel półżywy, poturbowany mocno, poruszyć się iobronić niezdolen, dychał jeszcze, kiedy Eleonora sztylecikiem swym na dobre życia gopozbawiła.Cudacznym a podejrzanym mocno takoż mi się widzi to, że mnie przygoda większaominęła i na zdrowiu szwank.Bo niewiele mi się dostało i przypadkiem jeno, a mogło więcejznacznie i gorzej [ Pobierz całość w formacie PDF ]