[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten absurdalny akt miał57dowodzić osobistej odwagi, siły i lojalności, a niekiedy kończył siękrwawo.* Chicano przedstawiciel meksykańskiej mniejszości w Stanach Zjednoczo-nychMimo młodego wieku Milo jakoś przeżył to wszystko i przez po-nad dwa lata na konto Mary kradł samochody, sprzedawał crack,wymuszał haracze od właścicieli sklepów i handlował bronią.Wwieku lat piętnastu był jak bezduszne zwierzę.Jego codziennościąrządziły przemoc i strach.Spirala bezprawia zamknęła go w sobiejak w pułapce, czekał wyłącznie na śmierć lub więzienie.To inteli-gencja Toma i sympatia Carole wyciągnęły go z piekła, łamiąc zasa-dę, jakoby z Mary można było wyjść tylko przez śmierć.Zachodzące słońce rzucało ostatnie promienie.Milo zamrugałpowiekami.Raziło go odbijające się od piasku światło, ale równieżnachodzące go nagle wspomnienia bolesnej przeszłości przywołałyłzy. Zapraszam cię na owoce morza! zaproponował Carole, zry-wając się z piasku. Z twoim wyczyszczonym kontem w banku to raczej ja będęmusiała cię zaprosić zauważyła Carole. Oblejemy twój awans rzekł Milo, wyciągając rękę, żebypomóc jej wstać.Powoli opuścili plażę, zrobili parę kroków ścieżką rowerową łą-czącą Venice Beach z Santa Monica i weszli na Third Street Prome-nade, szeroką brukowaną ulicę obsadzoną palmami, na której znaj-dowały się galerie sztuki i modne restauracje.Usiedli na tarasie Ani-sette.Menu tego lokalu napisane było po francusku i figurowały wnim takie dania, jak zielona sałata z boczkiem, befsztyk z podsmaża-ną cebulką czy zapiekanka z ziemniaków.Milo namówił Carole,żeby jako aperitif wypiła marsylską anyżówkę, która tam, na modłę58kalifornijską, była podawana w wielkim kieliszku pełnym lodu.Mi-mo występów żonglerów, muzykantów i połykaczy ognia kolacjaprzebiegała w ponurej atmosferze.Carole była smutna, Mila męczyływyrzuty sumienia.Rozmawiali wyłącznie o Tomie i o Aurore. A czy wiesz, dlaczego w ogóle Tom zaczął pisać? spytał na-gle Milo Carole. Jak to? Wiem, że Tom zawsze lubił czytać, ale z pisaniem to innasprawa.Ty znałaś go lepiej.Co go popchnęło do pisania wtedy, kie-dy wymyślił swoją pierwszą powieść? Nie wiem! odparła szybko Carole.Kłamała.*Malibu20:00Pojezdziłem trochę bez celu po mieście, po czym zaparkowałembugatti, nad którym wisiała grozba zajęcia przez komornika, przeddomem, który podobno już do mnie nie należał.Kilka godzin temubyłem co prawda na dnie, ale miałem dziesięć milionów dolców.Teraz zostało mi samo dno.Załamany, ledwo dysząc (a przecież nawet nie biegłem), opadłemna kanapę.Patrzyłem na belki podtrzymujące beczkowe sklepieniesufitu.Bolała mnie głowa i plecy, miałem spocone dłonie i węzeł wżołądku.Dostałem palpitacji.Byłem wyprany z wszystkich emocji itak wypalony, że miałem wrażenie, iż skóra zaczyna mi skwierczeć.Przez wiele lat noce spędzałem na pisaniu, przelewając na papierwszystkie moje uczucia i całą energię.Potem zacząłem jezdzić po59świecie z odczytami i na organizowane dla mnie wieczory autorskie.Stworzyłem organizację charytatywną, aby umożliwić dzieciom zbiednej dzielnicy mojej młodości studiowanie na kierunkach arty-stycznych.Kilka razy nawet grałem na perkusji podczas występówmoich idoli: Rock Bottom Remainders*.Ale dziś straciłem chęć dowszystkiego.Nie miałem ochoty widzieć innych ludzi, czytać ksią-żek, słuchać muzyki ani nawet oglądać zachodu słońca nad oceanem.Musiałem się zmusić, żeby wstać i wyjść na taras.Oparłem się obalustradę.Niżej na plaży stał stary żółty chrysler z polakierowany-mi drewnianymi drzwiczkami, pamiątka po okresie popularności TheBeach Boys.Na tylnej szybie widniała dumna dewiza miasta: Mali-bu, where the mountain meets the sea**.* Rockowa grapa złożona ze znanych pisarzy.Należą do niej: Stephen King,Scott Turów, Matt Groening, Mitch Albom.Zysk z jej koncertów przeznaczony jestna kształcenie dzieci z biednych rodzin.** Malibu, tam gdzie góry spotykają się z morzem.Wpatrywałem się aż do oślepnięcia w błyszczącą linię światła za-chodzącego słońca na horyzoncie, która miała zaraz zniknąć w fa-lach.Ten spektakl, tak kiedyś fascynujący, teraz pozostawiał mnieobojętnym.Nie potrafiłem go podziwiać, mój zapas emocji się wy-czerpał.Tylko Aurore mogła mnie uratować, jej zgrabne ciało, jejmarmurowa skóra, srebrzysty wzrok i ten zapach piasku, który rozta-czała.Wiedziałem jednak, że to nie nastąpi.Wiedziałem, że przegra-łem walkę i pozostaje mi tylko dokończyć dzieła zniszczenia metam-fetaminą czy jakimkolwiek innym świństwem, które uda mi się zdo-być.Poczułem, że muszę się przespać.Wróciłem do salonu i zacząłemnerwowo szukać lekarstw, ale domyśliłem się, że Milo je zabrał.Pobiegłem do kuchni, zacząłem grzebać w śmieciach.Nic.Wpadłem60w panikę.Wbiegłem na piętro, otwierałem wszystkie szafy i wresz-cie znalazłem torbę podróżną.W bocznej kieszonce schowałem na-poczęte pudełeczko leków nasennych i kilka proszków uspokajają-cych, które czekały tam na mnie od ostatniej podróży promocyjnejdo Dubaju, gdzie podpisywałem swoje książki w prestiżowej księ-garni w Mall of the Emirates.Jakby niechcący wysypałem wszystkieproszki na dłoń i przez chwilę przypatrywałem się prowokującemumnie tuzinowi białych i niebieskich tabletek.Tchórz! przeszło mi przez myśl.Nigdy nie byłem tak blisko przepaści.Moja wyobraznia wymy-ślała coraz to straszniejsze obrazy: ja kiwający się na kawałku sznur-ka, ja z głową w piecyku wdychający ulatniający się gaz, z rewolwe-rem przy skroni.Wcześniej czy pózniej to się pewnie tak skończy,przecież o tym wiem.Tchórz!Połknąłem całą garść.Wreszcie będzie po wszystkim.Trudno mi było to przełknąć, ale popiłem porządnym łykiem wo-dy mineralnej i jakoś się udało.Powlokłem się do sypialni i rzuciłemna łóżko.Pomieszczenie było puste i zimne, otoczone ogromną ścia-ną z błyszczących na turkusowo szyb, wystarczająco przejrzystych,żeby wpuścić do środka światło dnia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Ten absurdalny akt miał57dowodzić osobistej odwagi, siły i lojalności, a niekiedy kończył siękrwawo.* Chicano przedstawiciel meksykańskiej mniejszości w Stanach Zjednoczo-nychMimo młodego wieku Milo jakoś przeżył to wszystko i przez po-nad dwa lata na konto Mary kradł samochody, sprzedawał crack,wymuszał haracze od właścicieli sklepów i handlował bronią.Wwieku lat piętnastu był jak bezduszne zwierzę.Jego codziennościąrządziły przemoc i strach.Spirala bezprawia zamknęła go w sobiejak w pułapce, czekał wyłącznie na śmierć lub więzienie.To inteli-gencja Toma i sympatia Carole wyciągnęły go z piekła, łamiąc zasa-dę, jakoby z Mary można było wyjść tylko przez śmierć.Zachodzące słońce rzucało ostatnie promienie.Milo zamrugałpowiekami.Raziło go odbijające się od piasku światło, ale równieżnachodzące go nagle wspomnienia bolesnej przeszłości przywołałyłzy. Zapraszam cię na owoce morza! zaproponował Carole, zry-wając się z piasku. Z twoim wyczyszczonym kontem w banku to raczej ja będęmusiała cię zaprosić zauważyła Carole. Oblejemy twój awans rzekł Milo, wyciągając rękę, żebypomóc jej wstać.Powoli opuścili plażę, zrobili parę kroków ścieżką rowerową łą-czącą Venice Beach z Santa Monica i weszli na Third Street Prome-nade, szeroką brukowaną ulicę obsadzoną palmami, na której znaj-dowały się galerie sztuki i modne restauracje.Usiedli na tarasie Ani-sette.Menu tego lokalu napisane było po francusku i figurowały wnim takie dania, jak zielona sałata z boczkiem, befsztyk z podsmaża-ną cebulką czy zapiekanka z ziemniaków.Milo namówił Carole,żeby jako aperitif wypiła marsylską anyżówkę, która tam, na modłę58kalifornijską, była podawana w wielkim kieliszku pełnym lodu.Mi-mo występów żonglerów, muzykantów i połykaczy ognia kolacjaprzebiegała w ponurej atmosferze.Carole była smutna, Mila męczyływyrzuty sumienia.Rozmawiali wyłącznie o Tomie i o Aurore. A czy wiesz, dlaczego w ogóle Tom zaczął pisać? spytał na-gle Milo Carole. Jak to? Wiem, że Tom zawsze lubił czytać, ale z pisaniem to innasprawa.Ty znałaś go lepiej.Co go popchnęło do pisania wtedy, kie-dy wymyślił swoją pierwszą powieść? Nie wiem! odparła szybko Carole.Kłamała.*Malibu20:00Pojezdziłem trochę bez celu po mieście, po czym zaparkowałembugatti, nad którym wisiała grozba zajęcia przez komornika, przeddomem, który podobno już do mnie nie należał.Kilka godzin temubyłem co prawda na dnie, ale miałem dziesięć milionów dolców.Teraz zostało mi samo dno.Załamany, ledwo dysząc (a przecież nawet nie biegłem), opadłemna kanapę.Patrzyłem na belki podtrzymujące beczkowe sklepieniesufitu.Bolała mnie głowa i plecy, miałem spocone dłonie i węzeł wżołądku.Dostałem palpitacji.Byłem wyprany z wszystkich emocji itak wypalony, że miałem wrażenie, iż skóra zaczyna mi skwierczeć.Przez wiele lat noce spędzałem na pisaniu, przelewając na papierwszystkie moje uczucia i całą energię.Potem zacząłem jezdzić po59świecie z odczytami i na organizowane dla mnie wieczory autorskie.Stworzyłem organizację charytatywną, aby umożliwić dzieciom zbiednej dzielnicy mojej młodości studiowanie na kierunkach arty-stycznych.Kilka razy nawet grałem na perkusji podczas występówmoich idoli: Rock Bottom Remainders*.Ale dziś straciłem chęć dowszystkiego.Nie miałem ochoty widzieć innych ludzi, czytać ksią-żek, słuchać muzyki ani nawet oglądać zachodu słońca nad oceanem.Musiałem się zmusić, żeby wstać i wyjść na taras.Oparłem się obalustradę.Niżej na plaży stał stary żółty chrysler z polakierowany-mi drewnianymi drzwiczkami, pamiątka po okresie popularności TheBeach Boys.Na tylnej szybie widniała dumna dewiza miasta: Mali-bu, where the mountain meets the sea**.* Rockowa grapa złożona ze znanych pisarzy.Należą do niej: Stephen King,Scott Turów, Matt Groening, Mitch Albom.Zysk z jej koncertów przeznaczony jestna kształcenie dzieci z biednych rodzin.** Malibu, tam gdzie góry spotykają się z morzem.Wpatrywałem się aż do oślepnięcia w błyszczącą linię światła za-chodzącego słońca na horyzoncie, która miała zaraz zniknąć w fa-lach.Ten spektakl, tak kiedyś fascynujący, teraz pozostawiał mnieobojętnym.Nie potrafiłem go podziwiać, mój zapas emocji się wy-czerpał.Tylko Aurore mogła mnie uratować, jej zgrabne ciało, jejmarmurowa skóra, srebrzysty wzrok i ten zapach piasku, który rozta-czała.Wiedziałem jednak, że to nie nastąpi.Wiedziałem, że przegra-łem walkę i pozostaje mi tylko dokończyć dzieła zniszczenia metam-fetaminą czy jakimkolwiek innym świństwem, które uda mi się zdo-być.Poczułem, że muszę się przespać.Wróciłem do salonu i zacząłemnerwowo szukać lekarstw, ale domyśliłem się, że Milo je zabrał.Pobiegłem do kuchni, zacząłem grzebać w śmieciach.Nic.Wpadłem60w panikę.Wbiegłem na piętro, otwierałem wszystkie szafy i wresz-cie znalazłem torbę podróżną.W bocznej kieszonce schowałem na-poczęte pudełeczko leków nasennych i kilka proszków uspokajają-cych, które czekały tam na mnie od ostatniej podróży promocyjnejdo Dubaju, gdzie podpisywałem swoje książki w prestiżowej księ-garni w Mall of the Emirates.Jakby niechcący wysypałem wszystkieproszki na dłoń i przez chwilę przypatrywałem się prowokującemumnie tuzinowi białych i niebieskich tabletek.Tchórz! przeszło mi przez myśl.Nigdy nie byłem tak blisko przepaści.Moja wyobraznia wymy-ślała coraz to straszniejsze obrazy: ja kiwający się na kawałku sznur-ka, ja z głową w piecyku wdychający ulatniający się gaz, z rewolwe-rem przy skroni.Wcześniej czy pózniej to się pewnie tak skończy,przecież o tym wiem.Tchórz!Połknąłem całą garść.Wreszcie będzie po wszystkim.Trudno mi było to przełknąć, ale popiłem porządnym łykiem wo-dy mineralnej i jakoś się udało.Powlokłem się do sypialni i rzuciłemna łóżko.Pomieszczenie było puste i zimne, otoczone ogromną ścia-ną z błyszczących na turkusowo szyb, wystarczająco przejrzystych,żeby wpuścić do środka światło dnia [ Pobierz całość w formacie PDF ]